Reklama

10 ciekawostek o Islandii, w które uwierzyć łatwiej niż w remontadę Breidablik z Lechem Poznań

Szymon Janczyk

30 lipca 2025, 12:16 • 9 min czytania 25 komentarzy

Islandczycy to naród rozsądny i roztropny — przed meczem z Lechem Poznań nie wygłupiali się z tekstami typu: to piłka nożna, wszystko może się wydarzyć. W Breidablik myślą trzeźwo: w rewanżu grają maksymalnie o to, żeby uciułać bezcenne punkty do rankingu UEFA. Podchodzimy do sprawy podobnie, dlatego przygotowaliśmy dla was dziesięć ciekawostek o Islandii, w które uwierzyć łatwiej niż w to, że Breidablik przewiezie mistrza Polski 7:0.

10 ciekawostek o Islandii, w które uwierzyć łatwiej niż w remontadę Breidablik z Lechem Poznań

10 ciekawostek o Islandii

Reklama

W Rejkiawiku zakazano posiadania psów

Pies, przyjaciel człowieka — tak myślimy w Polsce. Pies, zwierzę gospodarcze, nieprzystosowane do życia w mieście — tak myślą (myśleli) w Islandii. Gdy ma pilnować owcy, w porządku. Gdy ma nadzorować ulicę z okna drewnianego domku w stolicy kraju — niedopuszczalne. Zresztą, z przydomowego ogródka także nie powinien tego robić. W 1924 roku w Rejkiawiku zakazano więc posiadania psów, tłumacząc, że nie mogą one żyć w mieście, że roznoszą choroby i zarazy. Nie był to chwilowy kaprys — zakaz częściowo uchylono dopiero sześćdziesiąt lat później i to w związku z aferą polityczną.

Islandczykom zdarzało się bowiem „hodować” psy nielegalnie. Jednym ze zbrodniarzy był istotny lokalny polityk, którego nakryto na niecnym występku posiadania czworonoga i doniesiono o tym psom policji. Stwierdzono wtedy, że w określonych przypadkach pies w stolicy szkody nie zrobi i złagodzono prawo. Trzeba było jednak kolejnych dwóch dekad, żeby na psy w Rejkiawiku nie patrzono spod byka. Dziś można je w mieście spotkać, lecz częściej traficie na kota, który próbuje wyłudzić rybkę z dowolnej, pobliskiej knajpy.

Prezydent Islandii wywołał aferę związaną z ananasem na pizzy

Politycy nie zawsze błyszczą rozumem i godnością człowieka, lecz głowa państwa w Islandii zalicza się do grona ludzi szlachetnych od momentu wizyty w szkole w Akureyri. Klub z tej miejscowości może wpaść na Jagiellonię Białystok w eliminacjach Ligi Konferencji, lecz sławę miastu przyniosła sesja Q&A lokalnej młodzieży, podczas której prezydent Gudni Johannesson przyznał, że kibicuje Manchesterowi United i nie cierpi pizzy z ananasem.

Więcej — dodał, że gdyby mógł, zbanowałby pizzę hawajską.

Odpowiedź szybko poniosła się po świecie i zrobiła furorę w Islandii. Na słowa prezydenta kraju obruszył się nawet twórca pizzy z ananasem, więc do gry weszła dyplomacja na wysokim szczeblu. Skończyło się tak, że Johannesson musiał wydać oświadczenie, że nie ma problemu z tymi, którzy jedzą hawajską i nie zakaże tego nikomu. Prezydent jeszcze przez kilka lat kajał się w wywiadach, przepraszając miłośników bezczeszczenia włoskiego placka. Poważna afera w poważnej polityce.

Konie, które wyjadą z Islandii, mają zakaz powrotu do kraju

Jak zdążyliście się przekonać, Islandczycy mają ciągotki do zakazów, banów i dziwnych restrykcji. Być może najdziwniejszym z nich jest wilczy bilet dla koni, które opuszczają wyspę. Islandia szczyci się bowiem własną rasą koni. Jedyną, jaką można spotkać na wyspie. Tamtejsze wierzchowce są krępe, względnie towarzyskie, ale też silne i odporne na trudne warunki atmosferyczne. Ich specyficzny wygląd — długie grzywy — sprawił, że stały się popularne na całym świecie, jednak jednostki, które opuściły wyspę, zrobiły to na zawsze.

Islandzkie prawo zabrania koniom-emigrantom powrotu do macierzy. Wszystko z powodu ostrożności: nikt nie chce, żeby lokalne konie złapały choroby, jakich nie spotka się na wyspie. Albo, żeby zaczęły się mieszać z przedstawicielami innych ras. Istnieje także zakaz wwożenia koni do kraju i to niewiele młodszy od Polski. Serio, bo islandzki parlament — najstarszy na świecie — uchwalił go w 982 roku.

Co dziesiąty Islandczyk napisał przynajmniej jedną książkę w życiu

Jolabokaflod — tak nazywa się jedna z bardziej sympatycznych islandzkich tradycji. Chodzi o świąteczny zalew książek. Bardzo dosłownie, bo na Islandii istnieje przekonanie, że na Boże Narodzenie najlepiej wręczyć sobie lekturę. Podobno jest to niepisany obowiązek i każdy Islandczyk dostaje na święta książkę, którą zwykle pochłania zanim trzeba wymieniać kalendarz w związku ze zmianą roku.

Żeby jednak książkę dostać, ktoś musi ją napisać. Islandczycy preferują zrobić to samodzielnie. Co dziesiąty z nich ma na koncie przynajmniej jedną książkę, dzieło, czytankę. Statystykę potwierdza Księga Rekordów Guinnessa, wedle której Islandia to najbardziej oczytany kraj świata, z największą liczbą autorów na mieszkańca. Lokalsi mają nawet powiedzenie „mieć książkę w żołądku”, które, najprościej mówiąc, odnosi się do tego, że każdy może zostać pisarzem.

Tradycja powstała w połowie XX wieku. Islandia odczuwała skutki II wojny światowej, na wyspę docierało mniej towarów, więc wiele podstawowych rzeczy było wydawanych w racjach. Jednego nie brakowało nigdy — papieru. Stąd ludzie, którzy w dodatku zmagali się z trudami nocy polarnej, zaczęli pisać i przekazywać sobie historie, kontynuując tradycje dawnych sag i przodków-opowiadaczy.

Islandia Coca-cola

Islandczycy znaleźli się w Księdze Rekordów Guinnessa z jeszcze jednego powodu – piją najwięcej Coca-Coli na świecie w przeliczeniu na jednego mieszkańca.

Islandia ma tylko jedno rodzime zwierzę lądowe

Lis polarny to jedyne zwierzę lądowe, które żyło na Islandii zanim osiedlił się tam człowiek. Nie przywiózł go ani tajemniczy mnich, który rzekomo przybył na wyspę przed wikingami, ani sami banici z krajów północnych, którzy szukali tam ucieczki przed więzieniem. Białe liski przywędrowały na wyspę po lodzie, prosto z Grenlandii, korzystając ze specyficznych warunków epoki lodowcowej, i zostały tam do dziś.

Do Islandii wciąż zresztą docierają przedstawiciele fauny prosto z dalekiej północy. Co jakiś czas zdarza się, że do brzegu dobije zbłąkany niedźwiedź polarny, który pechowo trafił na krę, na której dopłynął wprost do najbliższego zasiedlonego kawałka lądu. Ostatni taki przypadek miał miejsce w poprzednim roku, wcześniejszy w roku 2016. Zwięrzęta są zabijane, bo wygłodzony niedźwiedź polarny w nowym, nienaturalnym środowisku, zwiastował tylko kłopoty.

Gdy Islandki zaczęły strajkować, skończyły się parówki

Pięćdziesiąt lat temu Islandia przeżyła gigantyczny strajk kobiet. Dziewięćdziesiąt procent żeńskiej społeczności kraju postanowiła „wziąć wolne”, domagając się równouprawnienia w zarobkach. Kobiety pracujące poza domem zarabiały bowiem nieco więcej niż połowę tego, co mężczyźni, nawet jeśli wykonywały tę samą pracę. Panie chciały w ten sposób zwrócić uwagę na to, że są istotnym elementem lokalnej gospodarki.

To faktycznie się stało. Islandię opanowali mężczyźni, którzy z braku laku zabierali ze sobą do pracy dzieci. Miejską legendą — aczkolwiek wiele wskazuje na to, że prawdziwą — stała się opowieść o tym, że z powodu strajku w sklepach na wyspie zabrakło parówek. Bo wiadomo, coś trzeba dziecku ugotować, więc faceci szturmem ruszyli po nadzienie do hot dogów.

Islandzki mural poświęcony dawnym wierzeniom.

W Islandii znajdziesz tłumacza języka elfickiego w książce telefonicznej

Islandczycy mają wiele ciekawych pomysłów na urozmaicanie sobie życia. W dawnych czasach, gdy numery telefonów widniały głównie w książkach telefonicznych, kraj zmagał się z nietypowym problemem. Jak rozróżnić wszystkich tych Eidursonów i Sigmundsdottir? Skoro nazwiska brały się od imion, łatwo było się pogubić i przekręcić nie do tego szwagra, co trzeba. Ułatwieniem było więc dopisywanie do danych osobowych zawodów, które wykonuje dana osoba.

Olafsson rzeźnik to w końcu prawdopodobnie ten właśnie Olafsson, z którym chcę się skontaktować. Nawet jeśli Davidów jest dziesięciu, to drugiego takiego, który macha tasakiem, nie ma.

Lokalsi zaczęli jednak ubarwiać swoje życia i podawać fikcyjne zawody. Islandzkie media informowały na przykład o kimś, kto zadeklarował się jako pionier. Dlaczego pionier? Bo po islandzku oznacza to „czysta ścieżka”, tymczasem facet zajmował się czyszczeniem pasów startowych na lotnisku w Keflawiku. Był to jednak łagodny przypadek, bo w książce telefonicznej zaczęli też lądować czarodzieje, tłumacze języka elfickiego czy pogromcy duchów.

Islandzki ptasi puch ogrzewa astronautów

Spośród kilku rzeczy, które Islandia produkuje na szerszą skalę, dwie przykuwają szczególną uwagę. Aluminium, bo to niespodziewane, że tak mały kraj odpowiada za 2% jego światowej produkcji, oraz ptasi puch. Ultralekki puch edredonów to rzekomo najlepszy materiał termoizolacyjny na świecie. Trzy czwarte światowej produkcji tego puchu to właśnie dzieło Islandii, która sprzedaje go nawet… NASA. Puch edredonów ogrzewa astronautów, jest istotną częścią ich skafandrów.

Nie trzeba latać w kosmos, żeby sprawić sobie taki produkt. Kaczy puch znajdziemy także w kołdrach, ale tych droższych — kilogram produktu kosztuje ponad dwadzieścia tysięcy złotych. Puch edredonów zawsze był towarem drogim i pożądanym. Ponad tysiąc lat temu Alfred Wielki otrzymał nawet podatek, jak podają księgi, „wypłacony w ptasim pierzu”.

Maskonury nie mają tyle szczęścia, ile edrodony. To ich mięso, nie puch, uchodzi za rarytas.

W islandzkim alfabecie nie ma litery „Z”

Skoro o wikingach mowa, warto wspomnieć o języku islandzkim, który niewiele zmienił się na przestrzeni tysiąclecia. Powszechnie przyjęło się, że Islandczycy wciąż mówią „staronordyckim” i jest to fakt — obecny język jest na tyle podobny, że przeciętny Islandczyk poradzi sobie z odczytem średniowiecznej księgi znacznie lepiej niż przeciętny Europejczyk, który trafi na zaporę w postaci łaciny. Islandczycy pisali po swojemu i do dziś się tym szczycą, chwaląc się sagami o podróżach i podbojach dawnych ludów.

Islandzki słownik przeszedł jednak drobne modyfikacje. Przede wszystkim pojawiają się w nim nowe pojęcia. Zwykle bardzo proste, bo język oparty jest na jak najprostszym opisywaniu tego, co się widzi. Na przykład czołg zyskał miano „pełzającego smoka”, z kolei ambulans to po prostu „samochód dla chorych”. Ciekawe jednak, że od pół wieku w Islandii nie istnieje litera „z”. Wycofano ją z alfabetu i powszechnego obiegu.

Jeśli jednak trafi się miejsce na tyle stare, że pamięta jeszcze przedwojenną epokę, „zetka” będzie tam obecna, bo historii się przecież nie rusza, nie pisze na nowo.

Islandczycy wygrali wojnę z Wielką Brytanią

Islandia to jedyny kraj NATO, który nie ma regularnej armii, ale zwycięskie wojny tego kraju budzą respekt. Konkretnie to jedna wojna, wojna dorszowa. W latach 50. i 70. XX wieku Islandczycy pokonali Wielką Brytanię w starciu o łowiska. Anglicy próbowali zagarnąć jak najwięcej wód dla siebie, z kolei wyspiarze z północy odpowiadali małym sabotażem – tu przecięli sieci, tam spłoszyli ryby i jakoś dawali radę silniejszemu rywalowi. Psotnicy z Islandii byli na tyle uciążliwi, że Brytyjczycy wysłali królewską marynarkę, która miała chronić ich rybaków.

Wreszcie Islandia wymyśliła prosty trick, którym przechytrzyła mocarzy z Londynu. Świadomi tego, że baza wojsk NATO na Keflawiku – a trzeba wam wiedzieć, że Rejkiawik to najdalej wysunięta na północ stolica świata – ma kluczowe znaczenie w okresie zimnej wojny, zagrozili Amerykanom, że zamkną przyczółek, jeśli nie wstawią się za nimi w wojnie o dorsze i nie wymuszą ustępstw na swoim sojuszniku. Geopolityka, drodzy państwo, uratowała połowy dorsza w Islandii.

fot. Newspix, własne

25 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Mistrzów

Hiszpania

Szczęsny rozbrajająco szczery: „Rekord Barcelony? Niestety mój”

Wojciech Piela
4
Szczęsny rozbrajająco szczery: „Rekord Barcelony? Niestety mój”
Reklama
Reklama