Reklama

Kolejna mizeria w wykonaniu młodzieżówki. Przed Dorną mnóstwo pracy…

redakcja

Autor:redakcja

16 listopada 2015, 21:11 • 3 min czytania 0 komentarzy

Ostatnio była mizeria z Norwegią, a teraz przyszedł czas na kolejne nie do końca świeże danie, zaserwowane przez naszą młodzieżówkę. Podopieczni Marcin Dorny nie sprostali Ukraińcom (przegrali 0:1), którzy – co musimy podkreślić – nie przyjechali do Krakowa w pierwszym składzie. Było kilku zawodników, którzy w obecnym roku grali na młodzieżowych mistrzostwach świata, ale generalnie mieliśmy do czynienia raczej z drugim garniturem. Takim, który wybiera się na mniej uroczystego okazje, typu imieniny cioci.

Kolejna mizeria w wykonaniu młodzieżówki. Przed Dorną mnóstwo pracy…

Kilka dni temu z niemałym zainteresowaniem obejrzeliśmy mecz z Norwegią. Wnioski? Mocno ambiwalentne. Z jednej strony – wygraliśmy. Z drugiej – gra ekipy Dorny była tak siermiężna i chaotyczna, że nazwanie jej toporną byłoby obrazą dla toporu. Krótko mówiąc: zawodnicy przetestowali naszą cierpliwość i determinację. Powiecie: zwycięzców się nie sądzi. Okej, ale to tylko spotkanie towarzyskie. W tym wypadku od wyniku ważniejsze jest to, jak zaprezentuje się drużyna.

A teraz naszą reprezentację nie obronił już nawet wynik.

Pierwsza połowa? Całkiem niezła. Najlepiej w wykonaniu Polaków wyglądał sam początek. Wydawało się, że to tylko kwestia czasu, gdy napoczniemy rywali. Ale tylko się wydawało. Minął pierwszy kwadrans, a Ukraińcy trochę się ogarnęli i nie pozwalali nam już na taką swobodę. Do przerwy niby kontrolowaliśmy sytuację i nie dopuściliśmy Ukraińców do jakiejkolwiek okazji, mieliśmy też przewagę w posiadaniu piłki. Ale sami również nie potrafiliśmy wyklarować jakiś setek. Kiedy już udawało nam się dojść do okolic pola karnego, najczęściej nic z tego nie wychodziło.

W drugiej połowie Ukraińcy pokazali się z o wiele lepszej strony i już na samym przywitaniu mogli poczęstować nas potężnym sierpowym. Niby ci sami piłkarze, ale jakby nie ci sami. Efekt? Rozkręcający się goście w końcu dopięli swego, a ukłuł nas chyba najlepszy w ich drużynie Roman Jaremczuk. Polacy próbowali doprowadzić przynajmniej do wyrównania, ale w ich poczynaniach mogliśmy dostrzec bardziej chęci niż jakiś pomysł na zrealizowanie celu. A rywale – korzystając z okazji, że trochę się odsłoniliśmy – kilka razy groźnie nas skontrowali. Gdyby nie czujny Wrąbel, moglibyśmy dostać jeszcze wyżej.

Reklama

Kogo można pochwalić? Znowu nieźle wyglądał Jach, przyzwoicie prezentował się Jaroszyński, ale to przede wszystkim w pierwszej odsłonie. Znamienne, że chwalimy zawodników z formacji defensywnej. Z góry zaznaczamy: to nie przypadek. Bo – szczerze mówiąc – w ofensywie zaprezentowaliśmy typową dla siebie mizerię. Dlaczego typową? Ano dlatego, że w pięciu ostatnich meczach tylko w jednym spotkaniu udało nam się zdobyć gola z akcji. Zatrważające.

Norwegia, Ukraina… Średnio to wygląda. Ale jest też pocieszenie: do Mistrzostw Europy jeszcze kupa czasu. Problem w tym, że aktualni podopieczni Dorny – takie odnosimy wrażenie – posiadają po prostu mniejszy potencjał piłkarski niż wcześniejsza ekipa, z Arkadiuszem Milikiem na czele.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...