Reklama

Zamknięte koło pensji. KMŚ symbolem jedynej słusznej drogi?

Antoni Figlewicz

29 czerwca 2025, 15:06 • 8 min czytania 17 komentarzy

Zastanawiałem się nie tak dawno, czy wobec rosnącej liczby meczów rozgrywanych przez piłkarzy w sezonie i wyrastających jak grzyby po deszczu kolejnych okazji do gry w piłkę w spotkaniach o stawkę, nie najlepiej byłoby przejść na system urlopowy. Taki, w którym piłkarze mogliby zgłosić nawet w trakcie rozgrywek, że teraz to ich przez dwa tygodnie nie będzie, bo zabierają rodzinę w góry czy nad morze. Bo faktem jest, że muszą czasem odpocząć, a sezon zaczyna się niebezpiecznie wydłużać, szczególnie dla tych najlepszych z najlepszych. Tych, którzy sami ten problem sprowadzają sobie na głowę, gdy wymagają coraz większych pensji i bonusów.

Zamknięte koło pensji. KMŚ symbolem jedynej słusznej drogi?

Punktem wyjścia tego tekstu niech będą słowa Karla-Heinza Rummenigge, który, co z perspektywy włodarza raczej zrozumiałe, za taki stan rzeczy pośrednio wini piłkarzy. A bezpośrednio – pogoń za pieniędzmi. – W Europie potrzebujemy albo limitu kosztów kadry  – jak w amerykańskich ligach zawodowych – albo limitu wynagrodzeń zawodników. Pod koniec dnia limit wynagrodzeń byłby prawdopodobnie lepszy dla wewnętrznej atmosfery pracy, po prostu po to, aby ograniczyć czynnik zazdrości w szatni – ocenia członek rady nadzorczej Bayernu Monachium. I od razu sprzedaje wszystkim swoją diagnozę, która doprowadziła go do takich wniosków: – Kalendarz piłkarski jest coraz bardziej przeładowany i rozumiem frustrację piłkarzy, ale gracze i ich agenci odegrali w tym swoją rolę. Ciągle domagając się wyższych wynagrodzeń, zmusili kluby do pogoni za większymi przychodami. A skąd pochodzą te pieniądze? Z większej liczby meczów – mówi Rummenigge.

Reklama

Trudno nie przyznać mu racji. Za każdym razem, gdy pomyślicie o złych działaczach, łasych na pieniądze sytych kotach z FIFA i UEFA, możecie równie dobrze zastanowić się, czy tylko oni są faktycznymi beneficjentami poszerzania imprez rangi mistrzowskiej czy dodawana do futbolowego kalendarza kolejnych nowych turniejów. Bo że zyskują, to jasne.

Ale muszą się tymi zyskami podzielić.

Piłkarze jako część całej machiny. Współczesna piłka pędzi na spotkanie ze ścianą

Najprościej byłoby powiedzieć z poziomu kanapy, że w dupach im się wszystkim poprzewracało. W sumie w ten sposób udałoby się zamknąć cały temat. I choć konkluzja może być właśnie tak prosta i dosadna, to nie da się ukryć, że tutaj należy spojrzeć na kilka wymiarów całej sprawy. Bez wskazywania, czy pierwsza była kura – finansowe ambicje działaczy – czy jajko, czyli pogoń piłkarzy i agentów za pieniędzmi. Bo co było pierwsze? No nie wiadomo.

Wiadomo natomiast, że łatwiej o sympatię kibiców piłkarzom niż tym bezdusznym i obrzydliwym od zawsze działaczom, a wina rozkłada się na wszystkie trybiki piłkarskiej machiny. Są w niej jeszcze telewizje odpowiedzialne za transmisje – im więcej meczów, tym więcej zarobią. Albo firmy wynajmujące czy produkujące bandy LED – im więcej meczów, tym więcej zarobią. Jakby się nad tym zastanowić, to również wszyscy sponsorzy Ligi Mistrzów, Ligi Narodów czy trwających Klubowych Mistrzostw Świata. Dla nich też im więcej, tym lepiej.

Głównie mówi się jednak o zachłannych federacjach, które swoje za uszami mają, ale… może warto raz na jakiś czas spojrzeć na to z innej perspektywy.

Znów Rummenigge, dla „Welt am Sonntag”: – Największym problemem na najwyższym poziomie europejskiej piłki nożnej nie są opłaty transferowe. Być może nie wszyscy jeszcze dostrzegli prawdziwy problem. To wysokie pensje. Jeśli płacisz 100 milionów za Harry’ego Kane’a, to dużo pieniędzy. Ale klub amortyzuje to przez pięć lat, więc w bilansie jest 20 milionów rocznie. Największym problemem są wysokie pensje. FC Bayern również to odczuwa. Jeśli chodzi o pensje naszych zawodników, byliśmy dość hojni – i musimy to powiedzieć z odpowiednią autokrytyką.

Tak jakby doświadczony niemiecki działacz zwyczajnie dostrzegał, że po prostu po cichu pozwolono na takie napompowanie balonika płac. Przyznał się do winy.

Karl-Heinz Rummenigge zwraca uwagę na jeden z większych problemów współczesnego futbolu. Rosnące zarobki piłkarzy są jego zdaniem jedną z przyczyn poszerzenia piłkarskiego kalendarza

Ustępowanie ma sens? Wszak to piłkarze są w tym biznesie najcenniejsi

Trudno teraz zatrzymać machinę, która pracuje w najlepsze, a już na pewno trudno wobec takiej konstrukcji całej branży zrobić krok w tył. Którykolwiek z „tyłów”. Mniej meczów oznaczać będzie mniejsze zarobki dla klubów. Mniej pieniędzy dla piłkarzy… a chcielibyście dostać w pracy obniżkę zamiast podwyżki? Zresztą – jak w Europie najlepsi zaczną płacić mniej, to już naprawdę wszyscy przeniosą się na Półwysep Arabski i tyle będzie z tej zabawy.

Problem polega jednak na tym, że tak jak rozkokoszone UEFA z FIFA chcą dalej kręcić niezły biznes, tak i piłkarze coraz bardziej wariują. Z pozycji siły gotowi są dyktować warunki, a kluby mają coraz mniej form nacisku na nich. Często ustępują, po różnych protestach, awanturach i tym podobnych godzą się na przykład na wymuszony transfer.

Siedem goli wystarczyło, żeby Al-Hamlawi poczuł się kimś ważnym [CZYTAJ WIĘCEJ]

Albo w negocjacjach kontraktowych zwyczajnie uznają, że muszą zapłacić tyle, co gość chce i kropka. Bo tak się teraz kształtuje rynek i jak nie oni, to inni dadzą tyle, ile delikwent chce.

Zawodnicy opierają swoją wartość na pensji. Często wspominane przez zawodników uznanie jest w rzeczywistości finansowym znaczeniem, jakie wielu z nim kojarzy. Musimy być niesamowicie ostrożni, aby nie wpaść w spiralę struktury wynagrodzeń, która staje się trudna do kontrolowania – przestrzega Rummenigge, zauważając też problemy Bayernu. A za wzór odwrotu od określonej tendencji stawiając… Paris Saint-Germain. Zdaniem Niemca, w stolicy Francji poradzili sobie z problemem przepłaconej kadry bardzo dobrze. Ściągnęli trenera, który nie chciał już supergwiazd i wolał mieć w składzie po prostu dobrych piłkarzy. Okazało się zresztą, że efekty są nawet lepsze niż wcześniej, a wszystko to osiągnięto mniejszym kosztem.

Wzrost to sprawa oczywista. Ciągły i naprawdę spory

To o tyle nietypowe, że pensje i tak z sezonu na sezon rosną. W Premier League drastycznie – jeszcze dziesięć sezonów temu średnia tygodniówka stanowiła tylko 2/3 tej wypłacanej piłkarzom teraz – 40 tysięcy funtów w zestawieniu z 60 tysiącami. W podobnym stosunku ma się pensja najlepiej opłacanego dekadę temu piłkarza w lidze, Wayne’a Rooney’a, do zarobków bijącego teraz rekordy Erlinga Haalanda. Anglik zarabiał niespełna 60% kwoty, którą teraz wypłaca się co tydzień Norwegowi. Jeden miał 300 tysięcy funtów, drugi już 525.

Jeszcze dziesięć sezonów wcześniej najwięcej dostawał do kieszeni Steven Gerrard. 100 tysięcy na tydzień. W sezonie 2005/06 w lidze angielskiej płaciło się za to średnio 18,5 tysiąca funtów tygodniówki.

To dane z najbogatszej ligi w całej Europie, one mają realny wpływ na decyzje FIFA i UEFA. Ale u nas też zarobki są coraz większe, na co uwagę zwracał niedawno Jacek Rutkowski, członek rady nadzorczej Lecha Poznań. Na kanale Biznes Klasa w serwisie YouTube mówił o swoich spostrzeżeniach dotyczących kwot proponowanych piłkarzom już u progu ich kariery: – U takiego młodego zawodnika powinny być dwie motywacje. Rozwój piłkarski i pieniądze. To pierwsze może się jednak wiązać z drugim – jeśli piłkarz dobrze się rozwinie, to ostatecznie będzie zarabiał dobre pieniądze. Jeśli za szybko zacznie zarabiać duże pieniądze, a nie będzie się rozwijał, to szybko przepadnie – ocenia były właściciel Kolejorza. – A zawodnik, który ma osiemnaście lat, zarabia już 400 czy 500 tysięcy rocznie…

jacek rutkowski

Jacek Rutkowski (w środku) zauważył ostatnio, że już bardzo młodzi piłkarze zaczynają zarabiać wielkie pieniądze. Nawet w naszej Ekstraklasie…

Do tego punktu doszliśmy więc również w naszym kraju. Zarobki rosną i powodują kolejne problemy. A Rutkowski zauważa dalszy – bez płacenia większych kwot nie da się utrzymać graczy w gorszych, biedniejszych ligach. Jak jeszcze zaczyna taki młody grać dobrze, występuje w reprezentacjach młodzieżowych albo w ogóle jest zauważony przez pierwszą reprezentację, to od razu chce wyjechać. Nigdy nie pozbędziemy się takiego myślenia. To naturalne, że piłkarz zarabiający pięćset tysięcy woli dostawać dwa miliony.

Jedyną drogą do zatrzymania wyróżniających się piłkarzy jest zatem płacenie im jeszcze więcej. Nie tylko w Ekstraklasie. Także w czołowych ligach Europy, które zaczynają rywalizować ze światem arabskim.

A zatem zyski. Jedyna szansa do postawienia na swoim

Wygląda zatem na to, że Rummenigge trafnie diagnozuje problem, który napędza zmiany we współczesnej piłce. Jeden z wielu, ale też jeden z bardziej istotnych. Ciekawe jest to przede wszystkim w kontekście wpływu wzrostu pensji na zmiany w kalendarzu, który Niemiec wyraźnie sugeruje. Może i chce trochę zatrzeć faktyczne pobudki, ale nagrody za trwające właśnie Klubowe Mistrzostwa Świata nie są tylko drobnymi na waciki.

To sensowne kwoty. Podnoszone z boiska w Stanach Zjednoczonych, gdzie największe europejskie kluby chętnie latają na obozy przygotowawcze. Wszystko to po to, by futbol zawojował kolejny rynek i by najważniejsze zespoły Starego Kontynentu podbiły także rynek zza Oceanu. Pieniądz leży więc w kilku różnych miejscach, a Bayern, PSG i inni chcą się po prostu po niego schylić.

Jakkolwiek to zabrzmi – także dla dobra piłkarzy. Więc niech tamci czasem spojrzą na tę drugą stronę medalu, która ujawnia prawdę o pieniądzach w piłce. Prawdę brudną i nieprzyjemną dla każdego, kto zarabia normalne kwoty.

Choć faktem jest, że zawodnicy za więcej gry mogą się domagać większych pieniędzy. I tak się to koło domyka…

CZYTAJ WIĘCEJ O KLUBOWYCH MISTRZOSTWACH ŚWIATA NA WESZŁO:

Fot. Newspix

17 komentarzy

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Felietony i blogi

Reklama
Reklama