Terrarystyka, hodowla gadów oraz insektów. Gdyby Sławomir Abramowicz z Jagiellonii nie grał w piłkę, zajmowałby się właśnie tym. Z młodym golkiperem rozmawiamy o trudach sezonu, w którym grasz pięćdziesiąt spotkań. Rozłąka z bliskimi, występy z kontuzją, opieka nad psem, która pomaga wyłączyć głowę. Abramowicz opowiada nam też, dlaczego zakochał się w Białymstoku i chciałby zostać tam do końca życia oraz kogo brakuje mu we współczesnej muzyce.
![Abramowicz: Gdyby nie piłka, rozwinąłbym hodowlę zwierząt egzotycznych [WYWIAD]](https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/width=1920,quality=85,format=avif/2025/06/slawomir-abramowicz-reprezentacja-polski.jpg)
Zapraszamy!
Jaki to był dla ciebie sezon?
Niezwykle wartościowy i niezwykle specyficzny. Gra co trzy dni praktycznie przez cały sezon była ogromnym doświadczeniem dla całej drużyny, nieporównywalnym ze zwykłym rokiem w Ekstraklasie. Poziom, z którym się zetknęliśmy — wyjazdy do Sewilli, Kopenhagi, to było liźnięcie futbolu na najwyższym poziomie. Śmieję się, że ten rok postarzał mnie o kilka lat.
Rozegrałeś ponad pięćdziesiąt spotkań, więc można się poczuć jak piłkarz z absolutnie topowego poziom.
Na pewno, też ze względu na to, z kim się mierzyliśmy. Biegający dwa metry ode mnie Isco, Jordan Henderson — to są nazwiska, których nie trzeba przedstawiać. Dało się poczuć, że jestem na innym etapie kariery innym niż w rzeczywistości.
Zapatrzyłeś się trochę na takiego Isco?
Na boisku jesteś skupiony na grze, skoncentrowany na założeniach taktycznych, ale… czasami się zdarzyło powiedzieć do samego siebie „wow” po jakimś jego zagraniu. To zawodnik, którego jakość bije na głowę większość piłkarzy występujących na tym poziomie. W trakcie meczu cieszyłem się tym, że mogę w takich rozgrywkach uczestniczyć.
Mecz w Sewilli był najbardziej wymagający?
Myślę że, bardziej wymagająca była pierwsza styczność z Europą. Ajax Amsterdam, Bodo/Glimt to było zderzenie z rzeczywistością. W Kopenhadze czy Sewilli wiedzieliśmy już, z czym mam do czynienia, na co uważać, więc trochę wniosków z wcześniejszych meczów wyciągnęliśmy. Najbardziej wymagający był dla mnie Ajax.
W Sewilli jednak padł rekord frekwencji w tym sezonie Ligi Konferencji. Wspaniała otoczka.
Sześćdziesięciotysięczna publika robi robotę. Esencja futbolu sama w sobie. Już na rozgrzewce niósł się ten śpiew kibiców. Rano, gdy wyszliśmy na spacer w formie rozruchu, czuć było, jak oni żyją meczem, że traktują to jak wielkie wydarzenie. Niesamowicie było brać udział w czymś takim.
Doceniła cię jakaś znana postać?
Tak, czasami ktoś poklepał po ramieniu, powiedział, że dobrze wypadłem. Chociażby trener Manuel Pellegrini po pierwszym meczu przybił mi piątkę i pogratulował występu.
Pytanie mniej piłkarskie, bardziej turystyczne. Podobał ci się wypad do Bodo?
Szczerze mówiąc bardzo. Znajdujące się tam lotnisko jest chyba drugim najbardziej wysuniętym na północ w Norwegii, więc panuje tam specyficzny klimat, ale natura, zróżnicowanie terenu — piękne miejsce. Mieliśmy hotel nad samym morzem, przy samym brzegu. Rowerki na siłowni były skierowane na duże okno, które wychodziło na wodę, więc aż przyjemnie było pojeździć!

Sławomir Abramowicz na Euro U-21
Jak znieść życie na walizkach? Jesteś rodzinnym człowiekiem, tymczasem czasu dla rodziny nie było wiele.
Ten rok był wymagający także pod tym względem, bo czasu nie było tak naprawdę na nic. Nawet w swoim mieszkaniu w Białymstoku byłem rzadko, może dwa, trzy dni w tygodniu, więc co dopiero mówić o odwiedzaniu najbliższych w Warszawie. Szczęście, że lataliśmy na puchary z tego miasta, więc gdy po przylocie był dzień wolny, zdarzało mi się zostać w stolicy. To na pewno pomagało. Odległość nie jest duża, więc ktoś z rodziny zawsze wpadał na mecze, więc absolutnie nie czułem się w tym wszystkim samotny. Zresztą, drużyna stała się w tym czasie rodziną zastępczą. Dobrze się rozumieliśmy, zżyliśmy się ze sobą, nie męczyliśmy się w swoim towarzystwie.
Pytanie, jak rozłąkę zniósł twój pies?
Chciałem o nim wspomnieć! On pozwalał mi się odstresować. Mam golden retrievera, każdy, kto ma psa tej rasy, wie, jak wymagający i serdeczny to pies. On połyka każdą chwilę twojego życia. Trzymiesięczny szczeniak nie pozwoli ci się nawet przespać, bo jak tylko zmrużysz oko zaraz zrobi w mieszkaniu armagedon. Pomagało mi to uciec od meczowej rzeczywistości, która czasem przytłaczała. Wracając w nocy z meczu, nie brałem do ręki telefonu, tylko wychodziłem z nim na spacer i przekierowywałem całą uwagę na niego. W tym roku oczywiście więcej czasu spędzał w Warszawie u rodziców, ale bardzo przeżywa rozłąki i jak tylko się pojawiam, to na krok mnie nie odstępuje.
Widziałem ostatnio taką rolkę, że golden retriever to chodzący chaos, który sam układa ci plan na cały dzień.
Na szczęście skończył już rok i jest coraz lepiej, ale to prawda! To bardzo absorbujący pies, który cały czas potrzebuje ruchu. Gdy nawet na chwilę zajmiesz się czymś innym to zaraz wejdzie na blat kuchenny, czy rozerwie buta. Musiałem mu kupić kojec, bezpieczne miejsce, żeby nie zrobił sobie krzywdy. Oswajałem go z tym, teraz to jego kącik, żeby się wyciszyć. Uwielbia to miejsce, które zawsze jest otwarte, ma tam jedzenie wodę i miejsce do spania. W tym sezonie musiałem poświęcić wiele zdrowia, przede wszystkim tego w głowie. Jack jest wspaniałym trenerem mentalnym.
Który moment był najcięższy właśnie pod kątem zmęczenia mentalnego?
Wspomniany już okres, gdy graliśmy z Ajaksem Amsterdam i Bodo/Glimt. W lidze graliśmy wtedy z Cracovią, GKS Katowice. Cała drużyna przeżywała to, jakie wtedy pojawiały się głosy niezadowolenia.
Jaga się skończyła.
Tak, nic już nie będzie, trzeba zwolnić trenera Adriana Siemieńca, bo się nie nadaje. Abramowicz też nie, i tak dalej. Dotknęło mnie to, bo nie mogłem sobie wiele zarzucić. Gdy masz ponad dwadzieścia strzałów na mecz, to niewiele możesz zrobić, zwłaszcza grając z tak jakościowymi zespołami. Często po przegranych meczach byłem zadowolony z tego, że zrobiłem, ile mogłem, ale wchodziłem na media społecznościowe i każdy mnie dojeżdżał. Wtedy nauczyłem się też odcinać od tego wszystkiego. Niestety ludzie potrafią w prosty sposób zniszczyć drugiego człowieka, bo dla nich jest to pewnego rodzaju rozrywka, czy tez próba dowartościowania siebie poprzez deprecjonowanie tych, którym się udało. Teraz nie wpływają na mnie żadne opinie, nawet pozytywne. Świat wirtualny to fikcja.
Wspomnieliśmy o piesku, ale jest jeszcze jaszczurka.
Tak, rzeczywiście, to jeszcze wcześniejsze hobby. Jako młody chłopak interesowałem się hodowlą zwierząt egzotycznych, terrarystyką. Nie mylić z terrorystyką, bo niektórym się zdarzało… Fascynował mnie ten świat. Posiadam biczogona malijskiego, gada z południowego Mali. W jego terrarium jest czterdzieści, pięćdziesiąt stopni, więc to bardzo egzotyczny gatunek. Gdyby nie piłka, z pewnością rozwinąłbym tę hodowlę, ale nie byłem w stanie czasowo się z tym wszystkim wyrobić i stanęło tylko na jaszczurce.
Co znalazłoby się w takiej hodowli?
Zawsze chciałem mieć żółwia stepowego. Ptaszniki czerwono- i białokolanowe też. Z mniej egzotycznych okazów papugę.
Rodzice musieli cię chyba wstrzymywać z niektórymi pomysłami.
Trochę tak! Stąd wybór biczogona malijskiego, bo to jaszczurka wegetariańska, nie jada insektów. Mama nie zgadzała się na małe robactwo w domu, więc poszliśmy na kompromis Byłem niepełnoletni, musiałem pójść na ustępstwa…
Zastąpić Zlatana Alomerovicia nie jest łatwo. Miałeś od początku sygnały, że tak właśnie się stanie?
Nie, wywalczyłem to sobie na obozie. Przyszedł Max Stryjek, był Miłosz Piekutowski, każdy miał równe szanse. Wejście w buty Zlatana w takim momencie było bardzo wymagające, tym bardziej że od razu zaczynasz od eliminacji Ligi Mistrzów, więc dla bramkarza, który nie przeszedł drogi przez drugą ligę, pierwszą, grę w beniaminku ligi, tylko momentalnie wszedł do zespołu mistrza Polski, nie było to łatwe.
Adrian Siemieniec cię do tego przygotował?
Myślę, że z pewnością każdy mi bardzo pomógł. Oprócz pierwszego trenera, chciałbym zaznaczyć rolę Mariusza Bołdyna, trenera bramkarzy, który widział mnie w rezerwach, w Pucharze Polski i wielokrotnie zaznaczał, że jest spokojny o to, że poradzę sobie w Ekstraklasie. Pomagał mi cały sztab, chłopaki z zespołu, rodzina. Widzieli, jakim jestem człowiekiem i bramkarzem, każdy z nich miał wkład w przygotowanie mnie do tego sezonu. Ale oczywiście nie mogę pominąć tu swojej osoby, bo to ja mam największy wpływ na to jak pracuję.

Sławomir Abramowicz w barwach Jagiellonii Białystok
Ale spodziewałeś się, że to twój moment i szansa nadchodzi?
Oczywiście brałem taki scenariusz pod uwagę, ale na początku okienka był też temat wypożyczenia i mogło stanąć właśnie na tym. Chciałem grać, nie wyobrażałem sobie kolejnego, czwartego już roku na ławce. Przez grę rozwijasz się najlepiej. Zadawałem sobie pytania, czy to dobry moment, czy podołam, bo nigdy nie rozegrałem pełnego sezonu nawet w trzeciej lidze, więc takie pytania były oczywiste. Odkąd zacząłem grać, wiedziałem jednak, że pójdzie dobrze.
Miałeś coś, co pomogło ci się uporać z wątpliwościami?
Kluczowa była rola rodziców, rodzeństwa. W ciągu całego życia każdy z nich dał mi dużo i bez nich nie byłbym w miejscu, w którym jestem. Przy każdej cięższej decyzji mogłem liczyć na ich wsparcie, nigdy się na nich nie zawiodłem i nie zawiodę. Jestem również osobą wierzącą i to właśnie wiara pomagała mi zachować spokój ducha, bo wiedziałem i wiem, że nie idę przez życie sam.
Twoja historia jest ciekawa. Nauczanie indywidualne, gra na instrumentach — co tobą kierowało, żeby rozwijać tę pasję?
Na pewno duży wpływ miała rodzina. Rodzice poznali się w chórze, tata w młodości miał swój zespół, dziadek grał na gitarze. Muzyka była naturalnym elementem w naszej rodzinie, była obecna przy naszym wychowaniu. Zanim zacząłem grać w piłkę, skrzypce zwracały moją uwagę, choćby słuchając radia. Od początku chciałem na nim grać, rodzice mi w tym pomogli, zapisując mnie na lekcje. Do teraz czuję pasję do muzyki, po prostu, szeroko rozumianej. To też pozwala mi wyjść ze stereotypowego myślenia o piłkarzu.
Słyszałem, że mimo wszystko wjeżdża u ciebie nawet jakiś amerykański rap.
Oczywiście przed meczem potrzebujesz mocniejszych, pobudzających rytmów. Lubię wyciągnięte z różnych okresów style — rap, z elementami soulu, R’n’B, muzyka lat 90. Michael Jackson, czy król reggae Bob Marley — ich także słucham. Dla mnie jako dla osoby mającej z muzyką trochę bezpośrednią styczność, ważne są takie rzeczy, jak różnego rodzaju zabiegi muzyczne, harmonia czy bogactwo instrumentalne.
Bardziej dźwięki niż tekst?
Tekst też jest dla mnie ważny. Dzisiejsza scena muzyczna bardzo cierpi na tym, że brakuje artystów przez duże „A”. Wartość tekstowa jest dość uboga. Dla mnie utwór jest interesujący pod każdym względem.
Czy odnajdujesz się na discopolowym Podlasiu?
To stereotyp! W szatni Jagiellonii chyba ani razu nie leciało disco polo. Może ze względu na to, jak zróżnicowaną etnicznie, narodowościowo mamy grupę. Każdy wprowadza coś swojego. Chodząc miastem, też jednak nie słyszałem nigdy disco polo. Zapraszam, można się zaskoczyć!
Jakie rytmy wnoszą koledzy z szatni?
Kristoffer Hansen był jednym głównych didżejów. Fajnie się złożyło bo mamy bardzo zbliżony gust muzyczny. Były też oczywiście utwory hiszpańskie, francuskie. Darko Czurlinow włączał na cały regulator cygańskie pieśni (śmiech).
Będzie trochę tęsknić po rozbiórce, która właśnie was dotyka.
Prawda. Sporo ze sobą przeżyliśmy, więc to, że nie jesteś w stanie być ciągle w tym samym miejscu, to smutniejsza część futbolu.
Też nastawiasz się na pożegnanie?
Oczywiście, jestem świadomy swojej sytuacji, że jestem rozchwytywany na rynku transferowym. Moim priorytetem jest rozwój, więc jeśli dostanę ofertę, która zadowoli mnie i klub, to nikt nie będzie sobie rzucał kłód pod nogi. Jeśli nie będę widział w żadnym zagranicznym zespole takiej możliwości rozwoju, jak w Jagiellonii, to będę chciał zostać.
Słyszałem, że nie grzejesz się na nazwy, miejsca, tylko patrzysz na to, gdzie możesz zaistnieć.
Rozwój jest kluczowy. Nie po to rozegrałem 52 mecze, żeby teraz pójść i usiąść na ławce. Oczywiście w piłce nożnej dzieją się różne rzeczy, możesz zacząć jako jedynka i stracić miejsce, ale jesteśmy w stanie racjonalnie określić, czy dany kierunek daje szansę na grę. Jeżeli wykupi mnie angielski gigant, to szanse na to będą bliskie zeru. Staram się stąpać twardo po ziemi, nie śpieszę się, dobrze mi w Białymstoku. Najchętniej zostałbym tutaj do końca życia.
Co sprawia, że tak dobrze się tam czujesz?
Raz – odległość do domu. Ani razu nie czułem rozłąki z rodziną. Dwa – mam tam przyjaciół, jeszcze zanim przyjechałem do Białegostoku, znałem tam ludzi, mieszka tam część rodziny, więc to nigdy nie było zupełnie obce miejsce. To miasto stało się dla mnie takim drugim domem.
Zabierz nas w podróż po Podlasiu, poleć coś.
Odwiedzając Białystok koniecznie polecam zahaczyć o Białowieżę. Oprócz oczywiście Puszczy Białowieskiej znajdują tam się pozostałości po starym pałacu carskim. Różne osobistości przyjeżdżały tam polować na żubry. Podczas drugiej wojny światowej korzystali z tego miejsca nawet wysoko postawieni okupanci z Niemiec. Białystok to bardzo zadbane miasto z rozwiniętą infrastrukturą i pięknymi miasteczkami dookoła. Chociażby Supraśl, ulubione miejsce mojego psa!
Mówiłeś, że twoja pierwsza koszulka miała nazwisko Wojciecha Szczęsnego, ale jednak jesteś w teamie Łukasza Fabiańskiego.
To wynika z mojej osobowości. Myślę, że Łukasz Fabiański był przypadkiem bramkarza mniej stereotypowego, mniej świrniętego. W kontraście do Wojtka Szczęsnego. Nie umniejszając nic Wojtkowi, który jest świetnym bramkarzem, to pamiętam w momencie kiedy Polska była podzielona, kto powinien nas reprezentować i byłem po stronie Łukasza. Cenię też jego aspekty techniczne, poruszanie się.
Nie widziałbyś siebie z fajką po meczu Barcelony.
Na pewno nie, tym bardziej nie na tym etapie kariery!

Sławomir Abramowicz podczas media day reprezentacji Polski
Jak zniosłeś końcówkę sezonu? Byłby niedosyt, gdybyście wypadli z pucharów.
Ciężki moment dla drużyny, może trochę rozprężenie, może też dopadła nas kulminacja zmęczenia i kontuzji. Wiele przeciwności losu nam przeszkadzało. Wydawało się, że trójka to nasz obowiązek, ale okazało się, że trzeba będzie o to powalczyć. To jednak kształtuje charakter. Wiedzieliśmy, że stać nas na wiele i uda się obronić miejsce na podium.
To nawet większe osiągnięcie niż mistrzostwo Polski, z uwagi na to, że teraz trzeba było połączyć dwa fronty?
Na pewno jest to niespotykane w naszej krajowej skali, patrząc na ostatnie kilkanaście lat. Zwykle kiepsko się to łączyło, my przez cały rok graliśmy w Europie i jednocześnie niemal do samego końca zachowaliśmy szanse na mistrzostwo Polski. Chyba ani razu nie wypadliśmy też z czołowej trójki. To naprawdę wielka sztuka, choć szkoda, bo mistrzostwa pozbawiły nas jeden, dwa mecze. Brązowy medal też jest jednak wielką zasługą, nagrodą.
Jak Adrian Siemieniec poradził sobie z trzymaniem zespołu w ryzach, gdy z powodu zmęczenia, kontuzji, byliście już połapani na trytytki?
Początek sezonu w Europie był dobrym testem dla cierpliwości zespołu. Niejednokrotnie powtarzaliśmy sobie, że musimy się odciąć od tego, co jest na zewnątrz, bo tylko my wiemy, ile trzeba poświęcić, żeby być w tym miejscu. Drużyna ani razu nie była rozbita mentalnie, jedynie zdrowotnie. Sam miałem wiele problemów zdrowotnych w trakcie sezonu, ludzie nawet tego nie widzą. Gra w piłkę kosztuje wiele wysiłku i zdrowia. Czasami ktoś się dziwi, że podajesz piłkę na aut, ale nie wie, że masz całą otejpowaną nogę i wziąłeś pięć leków przeciwbólowych.
Miałeś tak?
Wiele razy. Z Koroną Kielce zagrałem po pięciu dniach bez treningu, ze względu na ból przeciążeniowy pleców. Dzień przed meczem wyszedł na rozruch, potrenowałem piętnaście minut. Chciałem zagrać, nie chciałem odpuścić ani razu. Z podobnymi sytuacjami zmagało się wielu z nas. Przez cały grudzień i końcówkę listopada zmagałem się z kontuzją mięśnia czworogłowego uda. Przez to, że graliśmy co trzy dni to nie mieliśmy czasu na regenerację, więc została mi blizna, która powodowała duży dyskomfort w momencie kiedy musiałem konać piłkę dalej niż na 20 metr. Zmieniliśmy nawet trochę taktykę z tego powodu – gdy potrzebowaliśmy wydłużyć grę, to podawałem najpierw do obrońcy. Jak ktoś się uważnie przypatrzył, to widział, że praktycznie nie grałem długich piłek.
Oczywiście każdy przypadek był bardzo uważnie kontrolowany przez sztab medyczny, bo oczywistym było, że zarówno dla mnie jak i dla klubu zdrowie jest zawsze najważniejsze. Przed i po każdym meczu miałem robione badanie USG aby być pewnym, że nie ma ryzyka pogorszenia. Dlatego też nie zagrałem w wyjazdowym meczu z Puszczą Niepołomice, bo w badaniu wyszło, że potrzebuje tygodnia odpoczynku. Duże ukłony dla naszego sztabu medycznego, bo przez cały sezon przede wszystkim oni trzymali nas w jak najlepszym zdrowiu. Poświęciliśmy naprawdę wiele żeby ten sezon tak wyglądał.
Jagiellonia będzie w stanie odbudować się po rozbiórce i dalej podążać swoją drogą?
Bardzo głęboko w to wierzę. Wszyscy wiemy, jakim fachowcem od transferów jest Łukasz Masłowski. Robi świetną robotę. Wiele osób opuszcza Białystok, jest co łatać i drużyna nie będzie już taka sama jak rok, dwa temu, ale wierzę, że ten, kto przyjdzie, będzie w stanie dać Jagiellonii tyle, że w przyszłości będziemy celebrować piękne momenty.
Czyli wewnętrznie też zachwycacie się transferami Łukasza Masłowskiego?
Weźmy chociażby przypadek Norberta Wojtuszka. Szczerze przyznam, że nie słyszałem wcześniej o takim zawodniku, tymczasem on zjawiając się w Białymstoku momentalnie stał się kluczowym piłkarzem, od razu przystosował się do naszego stylu gry i dawał jakość porównywalną do Michala Sacka, który wydawał się być absolutnie niezastąpiony. Jego brak powodował ogromną różnicę w funkcjonowaniu zespołu, tymczasem Norbert wszedł w jego buty. Byłem zaskoczony, że nawet z naszego rynku można wyciągnąć takiego piłkarza. Wierzę, że będziemy mieli równie dobrą drużynę jak wcześniej.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI U-21 NA WESZŁO:
- Portugalia obnażyła polskie braki w szkoleniu piłkarzy i trenerów
- Filip Luberecki imponuje ciężką pracą. “Najgorsze to mieć dar, który się zmarnuje”
- Trelowski: Gdy wybrano Mrozka, czułem niedosyt. Mój sufit jest wyżej [WYWIAD]
- Antoni Kozubal: Chcę zdobyć drugie złoto w tym roku [WYWIAD]
ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK
fot. Newspix