Patrzy człowiek w statystyki i się zastanawia: co tutaj poszło nie tak? Dlaczego Niemcy nie wygrywały co najmniej jedną bramką po pierwszej połowie, mając 10 strzałów i xG na poziomie 1,30? A potem mając na koniec aż 2,55, ale wciąż bez gola? Przychodzi futbol, niszczyciel dobrej zabawy i mówi: sorry, taki jestem.

Błysk magii Kyliana Mbappe w 45. minucie wystarczył, żeby postawić naszych zachodnich sąsiadów pod ścianą. A głupio być czwartym, kiedy gra się na własnym podwórku. Niby to mecz towarzyski, niby tylko o trzecie miejsce, ale przecież nie wypada nie powalczyć. Sęk w tym, że gospodarze próbowali, tylko im nie wychodziło.
Niemcy – Francja 0:2. Mecz skrajnie różnych skuteczności
„Blisko, jeszcze bliżej”. Takim hasłem można było określić grę niemieckiej reprezentacji. Zwłaszcza Adeyemiego w pierwszej połowie, który spokojnie miał dwie sytuacje meczowe na wagę gola. Pierwsza to ładne zejście na lewą nogę w polu karnym, ale skończone strzałem prosto w bramkarza. Potem przydarzył się prawie wywalczony rzut karny – prawie, bo sędziowie na wozie VAR uznali, że Niemiec jednak nurkował.
I zamiast być bohaterem-spryciarzem, piłkarz BVB zarobił żółtą kartkę. Sytuacja dla niektórych pewnie będzie kontrowersyjna, bo patrząc na nogi, faktycznie zrobił padolino. Ale patrząc na pchnięcie ręką Hernandeza chwilę wcześniej, jakieś podstawy do podyktowania jedenastki były. Ale „jakieś” nie może tworzyć nam wrażenia, że piłka to sport bezkontaktowy, więc arbiter chyba podjął dobrą decyzję.
Na pewno idealną podjął Mbappe w 45. minucie. Wcześniej praktycznie nic mu nie wychodziło: ani dryblingi, ani podania. Do strzałów też specjalnie się nie zabierał, ale jak już zrobił to na wprost Kimmicha w obrębie szesnastki, w gąszczu nóg – panie i panowie, cudeńko. Co prawda ter Stegen miał ten strzał na rękawicy, ale raczej nie ma co go obciążać. Uderzenie było silne, znienacka. Poprzednie Niemiec potrafił sparować, kiedy Francja też wyszła z kilkoma atakami. Tutaj zwyczajnie zabrakło czasu na lepszą reakcję.
Do pewnego momentu Francja grała zgodnie z zasadą: zrobić, a się nie narobić. Trochę tym ryzykowała, zwłaszcza że w międzyczasie niemieccy piłkarze obijali obramowanie i samego Maignana. Wreszcie zdobyli nawet bramkę, ale uśmiechy z ich twarzy znowu zabrał im arbiter. Kolejna interwencja VAR, sorry, cofamy akcję do momentu, gdy Rabiot został skasowany przez Fulkruga. Swoją drogą – czasami się śmiejemy, że niektórych polskich sędziów dałoby się zastąpić człowiekiem zarządzającym meczem sprzed monitora. Tu było podobnie, to znaczy: pan Kruzliak za mało widział w pierwszym tempie i się nie popisał.
W drugiej połowie, a szczególnie w ostatnich 30 minutach, mieliśmy odwrócenie ról. Niemcy nie mieli już takiej werwy, a Francja najwidoczniej zachowała siły właśnie na ten okres. I – o dziwo – gdyby nie ter Stegen, na tablicy widniałby pewnie wynik 4:0, nie 2:0. Golkiper Barcelony miał kilka takich parad, że mógłby je opakować w specjalną korespondencję do biura Joana Laporty. Słyszymy, że jest wypychany z klubu, bo panuje w stosunku do niego niepewność. Czy to w kwestii potencjalnej toksycznośći w szatni, czy formy po ciężkiej kontuzji. No i jeśli coś miało nas przybliżyć ku odpowiedzi, w jakiej dyspozycji może być 33-latek, było to starcie z Francją. Może jednak w Katalonii jeszcze się zastanowią?
Ostatecznie niemiecki bramkarz, mimo świetnych obron przy strzałach Thurama i Mbappe, musiał drugi raz wyciągać piłkę z siatki. Niemcy szli na całość i w pewnym momencie zostawili na tyłach tylko Taha z Kochem. Ten drugi, zamiast skasować kontrę Francuzów, kiksem zaprosił Mbappe i Olise do starcia 2 na 1 z ter Stegenem. Skończyło się to tragicznie, tak jak tragiczni byli Niemcy pod przeciwną bramką. Gdyby mieli lepiej nastawione celowniki i czasami nie przeszkadzali sami sobie, może wyrwaliby ten brąz. A tak musieli patrzeć, jak na ich boisku cieszą się Francuzi.
Niemcy – Francja 0:2 (0:1)
- 0:1 – Mbappe 45′
- 0:2 – Olise 84′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Tymek, kto oczekuje, że zdominujemy Francję? Chętnie go poznamy
- Puk, puk, kto tam? Na pewno nie trener Legii
- Kogo mamy dominować, jeśli nie Mołdawię? [VLOG PACZULA]
- Polska jest na poziomie Uzbekistanu
Fot. Newspix