Reklama

Ekstraklasa nie dla Polonii Warszawa. Wisła wygrywa barażowy półfinał!

Kamil Gapiński

29 maja 2025, 20:33 • 4 min czytania 30 komentarzy

Znane staropolskie powiedzenie mówi: pokaż mi swoje stałe fragmenty gry, a powiem ci, kim jesteś. Dziś w Płocku, w pierwszym półfinale baraży o Ekstraklasę, gospodarze wykonywali je o wiele lepiej od Polonii Warszawa, dlatego to oni zagrają w niedzielnym meczu o wszystko. Wiślacy zaskoczyli Czarne Koszule dwukrotnie: po rzucie rożnym i wolnym.

Ekstraklasa nie dla Polonii Warszawa. Wisła wygrywa barażowy półfinał!

Ten ostatni wybitnie wykonał Dani Pacheco. Chłop przeszedł przez szkółkę Barcelony, zagrał dla Liverpoolu w Lidze Mistrzów przeciwko Fiorentinie, no generalnie trochę tego wielkiego świata liznął. Wiadomo, nie zadomowił się w nim na stałe, więc ciężko nazwać go zawodnikiem international level, gdyby nim był, nie występowałby w naszej 1. lidze, nawet mając 34 lata mógłby grać gdzieś wyżej. Ale Hiszpan swoje przebłyski ma i dziś odpalił tryb joga bonito w najlepszym możliwym dla Nafciarzy momencie: w samej końcówce meczu, przy stanie 1:1, kiedy płocczanom nie szło, a to rywale prezentowali się po prostu lepiej.

Reklama

W takich okolicznościach przyrody Pacheco wystrzelił fajerwerk, jakiego w Płocku nie widziano przynajmniej od czasów sylwestra, zresztą popatrzcie sami:

No, nie dało się tego zrobić lepiej. Idealnie dopieszczony strzał, po którym trybuny eksplodowały, a Czarne Koszule musiały pożegnać się z wizją gry w Ekstraklasie po raz pierwszy od sezonu 2012/13.

Wisła Płock – Polonia Warszawa 2:1. Pacheco bohaterem!

Bramka Pacheco nie była zresztą pierwszym kuku jakie zrobił Polonii w tym meczu. Bo przecież to właśnie Hiszpan dośrodkowywał z rzutu rożnego na głowę Andriasa Edmundssona w 34. minucie, kiedy Wisła wyrównała stan tego spotkania. Piłkarz z Wysp Owczych ma 193 cm i budową pasuje bardziej do grającej po sąsiedzku w Orlen Arenie drużyny piłkarzy ręcznych, mistrzów Polski.

Dziś wykorzystał te warunki idealnie, wyskakując w powietrze zdecydowanie najwyżej ze wszystkich i strzelając idealnie głową przy lewym słupku:

Co ciekawe, to drugi raz w tym sezonie, gdy Wisła przegrywała z Polonią 0:1 u siebie, by następnie odwrócić losy tego spotkania. W pierwszym meczu skończyło się aż 4:1, tym razem wynik był zdecydowanie niższy, ale nie ma to znaczenia dla płockich kibiców, którym rywal z Warszawy kojarzy się wyjątkowo sympatycznie – przecież to właśnie Czarne Koszule Nafciarze ograli 3:0 na otwarcie Orlen Stadionu, jesienią 2023 roku. I to właśnie z tym klubem świetny bilans ma Mariusz Misiura. Trener płocczan grał przeciwko Polonii siedem razy w karierze, wygrał cztery z tych spotkań, zremisował trzy.

To robi wrażenie, podobnie jak postawa Czarnych Koszul w dzisiejszym meczu. Poloniści nie byli faworytami tego starcia, a mimo to długimi momentami prezentowali się po prostu lepiej od Wisły. Już w 4. minucie Bartłomiej Poczobut zanotował chyba najładniejszą asystę w życiu – zagrał wspaniale zewniaczkiem do Daniego Vegi, a ten nie mógł nie wykorzystać podania godnego Luki Modricia czy Ricardo Quaresmy.

Gdyby goście poszli wówczas za ciosem, wynik półfinału mógł być dla nich zgoła inny. Tak się nie stało, a jeśli kibice Czarnych Koszul będą chcieli dziś kogoś winić za tę porażkę, na pewno najczęściej będzie tu wymieniane nazwisko Łukasza Zjawińskiego. Chłop pozamiatał w tym sezonie 1. ligę – strzelił 23 gole, został jej najlepszym snajperem wraz z Angelem Rodado – a dziś w Płocku to obrońcy Wisły zamietli pod dywan jego.

Nafciarze czekają teraz na finałowego rywala, którym będzie ktoś z dwójki Wisła Kraków – Miedź Legnica. Bez względu na to, z kim się zmierzą, są zapewne optymistami, z prostego powodu – niedzielny mecz, jako trzecia drużyna sezonu, też rozegrają u siebie.

Wisła Płock – Polonia Warszawa 2:1 (1:1)

  • 0:1 – Vega 4′
  • 1:1 – Edmundsson 34′
  • 2:1 – Pacheco 90′

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

30 komentarzy

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama