Reklama

Panie Klopp, po co panu te dyrektory…

Antoni Figlewicz

20 maja 2025, 13:02 • 6 min czytania 17 komentarzy

Też chcieliście uwierzyć, że ciągnie wilka do lasu? Sensacyjne doniesienia „La Stampy” wielu futbolowych kibiców wbiły w fotel i były dziś przez parę godzin najważniejszym tematem dnia. Bo Juergen Klopp to nie jest tylko jakiś tam trener – to właściwie człowiek-instytucja i piłkarscy fani z całego świata, nawet jeśli niektórzy nie za bardzo go lubią, woleliby, żeby Niemiec cały czas pracował na ławce trenerskiej. Jak poszedł w dyrektory, to zostawił po sobie lukę. I trochę go w światowym futbolu brakuje.

Panie Klopp, po co panu te dyrektory…

Barwnych trenerów zawsze za mało. Nie dość, że Klopp jest jakiś, to jeszcze jest pieruńsko dobry w tym, co robi. Albo raczej robił, bo chodzi nam przede wszystkim o pracę w roli trenera. Przyznajcie się – czy w ogóle sprawdzaliście od początku roku, co słychać u 57-latka? Jakie są efekty jego pracy w stajni Red Bulla? Na tym quasikorporacyjnym stanowisku o dziwnej nazwie? Nikogo to nie interesowało i nie interesuje, ale byle pierdnięcie o potencjalnym powrocie na ławkę trenerską momentalnie obiega świat i elektryzuje fanów.

Reklama

Głównie tych z Rzymu, bo to oni przez chwilę mogli liczyć na nowe otwarcie pod wodzą Niemca. Może nadal liczą, ziarno zostało zasiane, mimo zaprzeczenia ze strony klubu.

Klopp i głodni kibice. Piłka nożna to nie jakieś gabinety

Pamiętacie jak 1 czerwca 2019 roku Liverpool wygrywał Ligę Mistrzów? Pamiętacie, ograli Tottenham, Niemiec uśmiechał się od ucha do ucha, jego podopieczni pozowali z pucharem. To zdecydowanie największy sukces w karierze Juergena Kloppa, łatwo go z tym triumfem skojarzyć. A w półfinale było jeszcze pognębienie Barcelony i szalona remontada, której symbolem został Trent Alexander-Arnold w narożniku boiska.

„Corner taken quickly…”

I Divock Origi – gość, którego nikt nigdy by nawet nie podejrzewał o potencjał do stanięcia na szczycie europejskiej piłki. Spokojnie możemy sypać kolejnymi nazwiskami głównych bohaterów, którzy złożyli się na tamten sukces. Ale stawiamy dolary przeciwko orzechom, że nikt z was, bez sprawdzenia w sieci, nie powie nam, kto był w tamtym czasie dyrektorem do spraw współpracy międzynarodowej w klubie z Anfield. Ani czy w ogóle mają w Liverpoolu takie stanowisko. Nawet zresztą nie sprawdzajcie, kogo to interesuje?

Dlatego też nie grzeje nikogo praca Juergena Kloppa w Red Bullu. Nawet jeśli nazwę jego nowej roli podają nam w języku angielskim i sformułowanie Head of Global Soccer brzmi dumnie – nie wiadomo, czy to cokolwiek ważnego, czy Niemiec zajmuje się raczej bywaniem na kilku stadionach i w kilku innych gabinetach. Albo wykonywaniem ważnych telefonów. Okej, może bez tego wielu spraw nie dałoby się załatwić, ale kibic ma to w pompie.

My chcemy Kloppa na linii frontu.

Takiego właśnie

Szybka śmierć pewnej plotki. Poszlaka jak w Skarbie narodów

Tym smutniejsze są kolejne zaprzeczenia wczorajszym rewelacjom „La Stampy”. – W niedzielę 18 maja o 22.57 powiedział „tak” – twierdzili jeszcze kilka godzin temu dziennikarze, którzy rozpętali całe to zamieszanie. Dowody? Na pewno była jedna przesłanka – na kontach w mediach społecznościowych The Friedkin Group, właścicieli Romy, pojawił się film, który miał naprowadzić „La Stampę” na trop. Na nagraniu poświęconym klubowi z Rzymu pojawiają się kolejno:

  • Koloseum
  • Wilczyca
  • Stadio Olimpico
  • Plac św. Piotra
  • Panteon

I co w związku z tym zapytacie. A no dzielni śledczy z Włoch bez problemu połączyli kropki.

K jak Colosseo – dla Friedkinów, Amerykanów, przecież nie będzie różnicy między K i C, wszystko gra.

L jak lupa, czyli wilczyca. Już wiecie co się tu kroi?

O jak Olimpico.

P jak Piazza San Pietro.

jak Patheon.

Nie ma przypadków, są tylko znaki. To wskazówka jak jedna z tych, którymi usłana jest droga Nicolasa Cage’a w Skarbie narodów – bajkowa, naiwna. Ale przyznajcie, że też chcielibyście uwierzyć, w tę grubymi nićmi szytą historię…

Klopp nie dla Romy. Agent dementuje

Mistrz Anglii, mistrz Niemiec, zdobywca Ligi Mistrzów i tytułu najlepszego trenera roku na świecie. Nadal uwięziony na dyrektorskim stanowisku w Red Bullu, bo cała ta historia z Romą okazała się wydmuszką. „La Stampa” raz już przestrzeliła w sprawie klubu ze stolicy, lecz nie tak spektakularnie, jak teraz – na stanowisku trenera Giallorossich widzieli tam Massimiliano Allegriego, ale Włoch nigdy do Rzymu nie trafił. Choć pewnie pojechał tam kiedyś na zwiedzanie, zobaczył Koloseum, figurę Wilczycy… i te pozostałe zabytki, byle w dobrej kolejności.

Doniesienia w sprawie potencjalnego objęcia Romy przez Juergena Kloppa też okazują się nie mieć zbyt wiele wspólnego z prawdą. Zdementował je jego bliski współpracownik, agent Marc Kosicke. W jego komentarzu dla portalu WinWin miały paść takie słowa:

Informacje o objęciu przez Kloppa stanowiska trenera Romy są nieprawdziwe.

Po chwili dodzwonili się też do niego dziennikarze niemieckiego „Bilda”, którym powiedział: – To kompletna bzdura. Komentowanie takich niedorzecznych plotek powoli staje się nudne.

Taką minę robi Marc Kosicke, gdy znowu ktoś go pyta o Kloppa w Romie

Już nawet tekst „La Stampy” uległ sporej zmianie. Nie ma tam mocarstwowych planów Romy i innych bajek z mchu i paproci. Został jeden akapit, mówiący, że klub kategorycznie zaprzeczył plotce, jakoby Juergen Klopp miał objąć ekipę z Rzymu.

Trudno się z tego cieszyć. Klopp mógłby serio wrócić

Niemiec odszedł z Liverpoolu z końcem poprzedniego sezonu, prawie rok temu. Zespołowi wyszło w sumie na dobre, The Reds są mistrzami Anglii, nie mają powodów do narzekań. Wszyscy liczyli jednak, że Klopp chwilę odpocznie i potem zabierze się za napisanie jakiejś kolejnej fajnej historii w innym klubie. A on trochę wszystkich zawiódł, gdy ogłosił, że dołącza do Red Bulla i z buzującego od emocji charyzmatycznego trenera przeistoczy się w rzadziej widywanego dyrektora. To nadal ten sam facet, ale w innej roli… jakby marnuje swoje najbardziej lubiane przez futbolowych fanów cechy.

To jego decyzje i dotyczą jego życia – piłka może być obciążająca i ciągłe funkcjonowanie na świeczniku wcale nie musi być fajne. Przeciążenie mogło być zresztą tak duże, że Klopp po prostu obiecał sobie, że nigdy więcej nie będzie próbował wchodzić do tej samej rzeki. Ma do tego pełne prawo, nie jest zakładnikiem kibiców.

Ale też dzisiejszy rwetes jest jasnym sygnałem, że ludzie zdążyli się za nim stęsknić i piłka nożna z nim na ławce rezerwowych jakiejś sporej europejskiej firmy byłaby dużo fajniejsza. Dlatego Juergen, jeśli gdzieś tam siedzisz i czytasz sobie akurat Weszło – nie krępuj się, jeśli jesteś gotowy, to wracaj. Czekamy na ciebie z otwartymi ramionami.

CZYTAJ WIĘCEJ O KLOPPIE NA WESZŁO:

ANTONI FIGLEWICZ

Fot. Newspix

17 komentarzy

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama