Reklama

Źle, a nawet dobrze. Tottenham i MU ratują sezon Ligą Europy

Antoni Figlewicz

01 maja 2025, 15:07 • 7 min czytania 1 komentarz

Kuriozalny jest ten sezon dla dwóch drużyn wliczających się do zwyczajowej angielskiej czołowej szóstki. Tottenham i Manchester United ze wszystkich stron są atakowane przez kibiców, dziennikarzy i ekspertów za katastrofalne wyniki i wcale nie lepszą grę w Premier League. Słusznie – osiągają katastrofalne wyniki i grają beznadziejnie. Ale koniec końców może się okazać, że oba zespoły spotkają się w finale Ligi Europy, gdzie któryś z nich odniesie niemały triumf i przy okazji zapewni sobie prawo gry w Lidze Mistrzów w kolejnym sezonie. Gdzie tu jakiś sens?

Źle, a nawet dobrze. Tottenham i MU ratują sezon Ligą Europy

Wiadomo, Liga Europy to ten drugi poziom europejskich rozgrywek, ale i tam nie grają zwykle jakieś wielkie łamagi, szczególnie na poziomie półfinału. Wygranie tych rozgrywek jest równoznaczne z sukcesem na arenie międzynarodowej i dla Tottenhamu, i dla Manchesteru United będzie znaczyło bardzo, ale to bardzo dużo. W sezonie, w którym obie drużyny grają najgorzej od lat z nieba może im spaść trofeum, którego nie trzeba się wstydzić.

Reklama

Szczególnie w północnym Londynie, gdzie trofeów zwykle się nie zdobywa. I dlatego też trochę więcej miejsca poświęcimy tu ekipie Tottenhamu.

Tottenham i Postecoglou. Ostatnia szansa na sukces

Wielu wieszczyło pożegnanie z trenerem Kogutów z uwagi na tragiczną postawę jego drużyny, ale Ange Postecoglou nadal się trzyma. Przed spotkaniem rewanżowym ćwierćfinału Ligi Europy z Eintrachtem Frankfurt angielskie media aż huczały od przewidywań, że w razie odpadnięcia z rozgrywek Australijczyk momentalnie straci pracę. Teraz panuje już na Wyspach nieco inna narracja – według niej szkoleniowiec ma dokończyć sezon i dopiero po nim, bez względu na wyniki, odejść z Tottenhamu. Niesamowity byłby to paradoks – facet mógłby dać londyńczykom upragnione trofeum, a i tak straciłby pracę.

To tylko dowód na to, jak źle prezentuje się jego drużyna. – Zwycięstwo w Lidze Europy, choć prestiżowe, najprawdopodobniej przyćmiłoby te podstawowe problemy, zamiast je rozwiązać, opóźniając nieuniknione rozliczenie – pisze Pranav Shahaney, dziennikarz zajmujący się na co dzień głównie losami drużyny Kogutów. Bo wszyscy mówiliby o wielkim sukcesie, pucharze wstawionym do gabloty, a nikt nie zwracał by uwagi na najważniejsze, czyli brak jakichkolwiek perspektyw na nagłą poprawę gry w kolejnym sezonie. – Niezwolnienie Postecoglou, nawet jeśli Tottenhamowi uda się wygrać Ligę Europy, wysyła u podstaw błędny komunikat, że ważniejsza jest taktyczna stagnacja niż długoterminowy sukces w Premier League – dodaje Shahaney.

Z Eintrachtem jednak nie grał o życie? “To już nie może trwać dłużej” [CZYTAJ WIĘCEJ]

Koguty w Premier League nie grają nic. Winna filozofia trenera?

Na poparcie wszystkich tych tez o gównianym na angielskich boiskach Tottenhamie nie trzeba wiele. Więcej porażek w tym sezonie zanotowały w Premier League tylko ekipy spadające z ligi, a więc wszyscy trzej beniaminkowie. Do najbardziej wstydliwych z tych 19 meczów bez punktów należy na pewno zaliczyć:

  • przegraną z Ipswich Town (1:2) w listopadzie, kiedy tabela z perspektywy Kogutów wyglądała jeszcze nie najgorzej,
  • dwukrotne lanie od Liverpoolu, który ogrywał ekipę Ange Postecoglou 6:3 i 5:1, w tym drugim meczu przyklepując mistrzostwo Anglii,
  •  porażki z Leicester (1:2), Evertonem (2:3) czy Wolves (2:4).

I coś pewnie moglibyśmy jeszcze dorzucić, jest w czym wybierać. Problemem ekipy z Londynu jest, zdaniem niektórych komentatorów, nieumiejętność przystosowania się do realiów taktycznych Premier League. Co się za tym kryje? Ofensywna, oparta na wysokim pressingu filozofia Postecoglou początkowo zdawała się całkiem obiecująca, ale z czasem zaczęliśmy widzieć jej mankamenty. Głównie za sprawą problemów w grze defensywnej.

W tym sezonie niewiele układa się po myśli Spurs

W tym sezonie niewiele układa się po myśli Spurs

To upartość Postecoglou w parciu na bramkę rywala spowodowała, że jego zespół przegrał w tym sezonie dwa spotkania, w których prowadził już 2:0. Spurs dalej się odsłaniali i dalej parli do przodu, przez co odpowiednio trzy i cztery gole strzeliły im ekipy Brighton (2:3) i Chelsea (3:4).

Choć problemy kadrowe mogą mieć znaczenie, to głównie podejście Spurs będzie dawać przeciwnikom wystarczająco dużo okazji do strzelenia gola. I to w meczu z dowolnym rywalem – pisał jeszcze w lutym na TNT Sports Ibrahim Mustapha.

„Lame duck coach”. Postecoglou musi zniknąć

Problematyczna jest też reakcja trenera na krytykę. Tottenham pod jego wodzą przeżywa być może swój najgorszy sezon Premier League w historii, a Australijczyk dalej swoje. Szalona ofensywa jest nienegocjowalna, pressing to konieczność, gra wysoko nie podlega dyskusji. A ostatnio jeszcze marudzenie, że go za mało wspierają w mediach, które są rzekomo przeciwko Kogutom.

Jedno to być zarozumiałym i poniżać fanów, kiedy wygrywasz, a zupełnie inna sprawa to zachowywać się w ten sposób, kiedy jesteś u steru historycznie słabej drużyny – wytyka arogancję Postecoglou Joe Soriano, piszący dla kibicowskiej strony Hotspur HQ. W jego tekście pada też określenie lame duck coach, którego chyba nawet nie ma sensu tłumaczyć. Postecoglou po mocnym wejściu i wielkich nadziejach rozbudzonych swoim niemal awanturniczym stylem gry teraz powoduje już tylko zmęczenie i frustrację kibiców.

Kibice wyszli na ulicę. Mają dość nielubianego właściciela [CZYTAJ WIĘCEJ]

I nikt nie ma przekonania, że jest on gwarantem poradzenia sobie w półfinale Ligi Europy z szalejącym Bodo/Glimt.

United w poszukiwaniu przełamania. Amorim potrzebuje czasu?

W Manchesterze wcale nie jest wiele lepiej, choć tam już są po rewolucji, a nie u jej progu. Ruben Amorim przejął ekipę United w listopadzie ubiegłego roku i miał być nadzieją na lepsze jutro. Upatrywano w nim cudotwórcy, który magiczną różdżką odmieni cały zespół, a może i cały klub. Efekt? Mizerny – Portugalczyk zdobywa w Premier League średnio 1,04 punktu na mecz, a jego zespół plasuje się na odległym od ambicji Czerwonych Diabłów, czternastym miejscu w tabeli.

Ruben Amorim jednak nie ma magicznej różdżki.

Ruben Amorim jednak nie spodziewał się pewnie, że w Anglii będzie aż tak ciężko

Manchester United przed przyjściem Amorima poniósł w tym sezonie porażki z Liverpoolem, Brighton, West Hamem i Tottenhamem. Wszyscy bili na alarm, przekonywali, że drużynie potrzebny jest impuls, że ten zespół zdecydowanie stać na więcej. No i przyfrunął do Anglii ten portugalski magik, ale okazało się, że nawet on nie zdziała cudów. Do końca roku przyszło pięć kolejnych porażek:

  • 0:2 z Arsenalem,
  • 2:3 z Nottingham Forest,
  • 0:3 z Bournemouth,
  • 0:2 z Wolves,
  • 0:2 z Newcastle.

A dalej nie jest wcale dużo lepiej. Trzeba, jak kiedyś powtarzał Mikel Arteta, zaufać procesowi, czy znowu coś zmieniać?

Oni też chcą grać agresywnie. „Zespół Amorima jest jeszcze niespójny”

Portugalczyk preferuje dosyć elastyczne ustawienie w formacji 3-4-3, wspierane dosyć modnym w ostatnim czasie wysokim pressingiem i nastawieniem na możliwie najszybsze odzyskiwanie piłki. To bodaj najbardziej pożądany w nowoczesnym futbolu model gry, ale dziwnym trafem nie zawsze przynosi wielkie korzyści. Bo jak żre, to żre na całego. Ale jak nie żre…

Czarne chmury nad Old Trafford. Media: Zawodnicy przestają wierzyć w trenera [CZYTAJ WIĘCEJ]

Ta drużyna jest jeszcze niespójna. Potrzeba więcej czasu, by porównać ekipę Amorima z tą prowadzoną wcześniej przez ten Haga – przekonuje portal TFA. Komentatorzy są raczej zgodni, że za kształt drużyny Portugalczyk nie jest jeszcze w pełni odpowiedzialny. Choć niektóre jego decyzje mogą dziwić, a nawet szokować. Zaskoczenie niemające granic wykazywał choćby Gary Neville po meczu Czerwonych Diabłów z… Tottenhamem. Przegranym przez ekipę Amorima 0:1.

To nie może być prawda. To łamie wszystkie zasady piłki nożnej. Spójrz na nich – to absolutne szaleństwo – komentował na gorąco były piłkarz Manchesteru United, który nie mógł zrozumieć decyzji Amorima o ustawieniu Casemiro i Bruno Fernandesa. Dwóch środkowych pomocników, którzy zagrali w dużej odległości od siebie zostawiając w środku pola wielką dziurę. – Mogą strzelać gole, ale struktura zespołu jest okropna. Luki w pomocy to kwestia taktyki – kazano im to robić – tłumaczył piłkarzy Neville, cytowany przez portal Give Me Sport.

Perspektywa wygranej. Niby europejskie puchary, a jednak angielskie

I te dwie cieniujące w Anglii drużyny, dwa zespoły w najtragiczniejszym dołku od lat, stają przed szansą uratowania sezonu sukcesem w Lidze Europy. Koguty w półfinale zawalczą z Norwegami z Bodo/Glimt, prawdziwą rewelacją rozgrywek. Na Czerwone Diabły czeka duma Kraju Basków, czyli Athletic Bilbao. Kiedyś powiedzielibyśmy: „Z czym do ludzi, przecież oni ich zjedzą na śniadanie!”. Dziś nie jesteśmy pewni niczego i wraz z kibicami tych dwóch angielskich zespołów patrzymy raczej z niepewnością na te dwa starcia w drodze do potencjalnego angielskiego finału.

W dwumeczu z Eintrachtem piłkarze i kibice Tottenhamu dostali chociaż odrobinę radości. Czy tak samo będzie w półfinale Ligi Europy?

Ten sezon to w ogóle może być pokaz siły Premier League, kolejny zresztą. Chelsea pewnie zmierza po triumf w Lidze Konferencji. W Lidze Mistrzów w grze pozostaje Arsenal, choć zadanie trochę sobie skomplikował we wtorek. Do tego dorzucamy dwie ekipy w najlepszej czwórce Ligi Europy i perspektywę gry nawet połowy ligi na wszystkich szczeblach europejskich pucharów. Serio, tak wygląda plan maksimum i Anglicy nie są wcale daleko od jego realizacji. Dość powiedzieć, że w Europie możemy zaraz zobaczyć takie drużyny jak Bournemouth czy Crystal Palace.

Do tego wszystkiego trzeba jednak drobnej pomocy tego fatalnego Tottenhamu albo chociaż zawodzącego Manchesteru United. Drużyn, które mimo wszystko mogą czegoś w tym sezonie dokonać. Pomimo psów, które, słusznie, wieszają na nich w ojczyźnie. Na przekór wszystkiemu.

CZYTAJ WIĘCEJ O LIDZE EUROPY NA WESZŁO:

Fot. Newspix

1 komentarz

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Anglia

Anglia

Środa dniem polskich asyst. Udane występy naszych reprezentantów

Braian Wilma
3
Środa dniem polskich asyst. Udane występy naszych reprezentantów
Anglia

Pub, punk i Premier League – Sean Dyche bez filtra [FourFourTwo]

Wojciech Piela
3
Pub, punk i Premier League – Sean Dyche bez filtra [FourFourTwo]
Reklama
Reklama