Reklama

Widzew u progu nowej ery. Emocje, negocjacje, pieniądze i… cień kulis

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

03 kwietnia 2025, 18:04 • 12 min czytania 33 komentarzy

Robert Dobrzycki oficjalnie przejął Widzew i ludzie na dobre w Łodzi zwariowali. Sami już nie wiedzą, co o tym wszystkim myślą. Kreślą mocarstwowe plany, na razie palcem na wodzie. Snują opowieści z mchu i paproci, a potem puszczają oko dodając „a może”. Zmianom właścicielskim w polskim futbolu towarzyszą zwykle wielkie emocje i nie inaczej jest tym razem, choć nadal wiemy naprawdę niewiele. Albo z innej mańki – wiemy tak dużo, że aż nic. To taki wesoły rozgardiasz podlany marzeniami.

Widzew u progu nowej ery. Emocje, negocjacje, pieniądze i… cień kulis

Podczas specjalnej konferencji prasowej Widzew Łódź zaprezentował światu nową strukturę właścicielską. Byłem, widziałem. Ludzie klepali mnie po ramieniu i przekonywali, że to już ten moment, że dziś można popuścić wodze fantazji. Ale znaleźli się też tacy, którzy dodawali od razu, że tak naprawdę, to po owocach nową władzę poznamy. Albo i tacy, co kręcą nosem i wietrzą jakiś podstęp, bo przecież los nie daje niczego za darmo. Feeria emocji, nierzadko dosyć skrajnych. – Widzew jest jak włoska rodzina. Mnóstwo miłości, radości. Emocjami jest wręcz naszpikowany – mówił Tomasz Tomczak, reprezentujący najmniejszego z widzewskich udziałowców, czyli Stowarzyszenie Reaktywacja Tradycji Sportowych. Naprawdę maleńki akcent wczorajszej uroczystej konferencji, lecz nie najmniej istotny.

Nowy wspaniały świat Widzewa [KOMENTARZ]

Wręcz, cholera, istotny najbardziej. Na spotkanie rodzinne przyszło wczoraj mnóstwo ludzi. Wielu śledziło wydarzenia z domu, pracy czy szkoły. Inni dopingowali po cichu, bo po prostu wolą poczekać na jakieś konkrety. My też byśmy chcieli, ale jeszcze chwilka zejdzie, nim Widzew odsłoni karty. Na razie czytamy z fasady.

Reklama

Widzew Łódź. Umarł król, niech żyje król

Kilka rzeczy stało się wczoraj bardzo jasnych. Wiemy na przykład, że na piłce, co nie jest takie oczywiste, przedsiębiorca może uczciwie zarobić. Nie tak, że nakradł, uciekł i tyle go widzieli. Raczej przyszedł, przytulił, poklepał po plecach, dał kopa na szczęście i… nawet nie poszedł, bo Tomasz Stamirowski dalej będzie blisko Widzewa, nawet jeśli nie będzie miał za dużo powiedzenia, o czym później. Będzie jednak tak na zaś. I tak, aby nie umknął mu żaden ważny moment na etapie dorastania jego dziecka.

Ktoś się obruszy zaraz i zacznie krzyczeć, że Widzew, jako klub piłkarski, to dobro wspólne, że nie może być przypisany jednej osobie, w żadnym kontekście. Bzdura, może. Upraszczając – chłop przyszedł, kupił pakiet większościowy i klub realnie stał się jego własnością, choć dokładniej własnością spółki celowej założonej, by te kilka lat temu przejąć czterokrotnych mistrzów Polski.

Ale to już takie szczegóły, pewnie nawet nie do końca was to będzie interesować. Co innego twarde liczby. Rządy Stamirowskiego w Łodzi to okres finansowego prosperity, które dla piłkarskiego biznesu w Polsce jest zjawiskiem kompletnie nietypowym. Były już udziałowiec większościowy klubu z Łodzi zapowiedział wręcz, że po kolejnych sukcesach zielonego Excela nastąpi… kolejny taki sezon.

Znów zakończymy rok rozliczeniowy z zyskiem – deklarował wczoraj Tomasz Stamirowski. Ile można?!

Przychód z działalności wypracowywany przez Widzew Tomasza Stamirowskiego:

  • sezon 2021/2022 – 23 miliony złotych (Tomasz Stamirowski objął władzę w klubie 13 czerwca 2021 roku)
  • sezon 2022/2023 – 38,3 miliona złotych
  • sezon 2023/2024 – 53,3 miliona złotych

Zysk netto wypracowany przez Widzew w latach ubiegłych:

Reklama
  • 1 stycznia 2020 – 31 grudnia 2020: -2 239 094,84 zł
  • 1 stycznia 2021 – 31 grudnia 2021: -1 597 753,69 zł (Tomasz Stamirowski objął władzę w klubie 13 czerwca 2021 roku)
  • 1 stycznia 2022 – 30 czerwca 2023: 2 856 510,79 zł (zmiana okresu rozliczeniowego na skorelowany z sezonem piłkarskim, stąd RZiS za półtora roku)
  • 1 lipca 2023 – 30 czerwca 2024: 5 424 320,64 zł
  • 1 lipca 2024 – 30 czerwca 2025: zapowiadany zysk

Widzew może być wzorem. “Jest jak obraz van Gogha” | Sprawozdanie finansowe Widzewa za ubiegły sezon

Tomasz Stamirowski zrobił z Widzewem to, co generalnie rzecz ujmując wydaje się niemożliwe – przejął spółkę z mniejszymi czy większymi problemami, poprawił jej sytuację i teraz tę spółkę oddaje. Nie za darmo, ale trudno, żeby coś w czym jest dobry, robił za walutę watykańską.

Jak zarobić na piłce nożnej? Poradnik Tomasza Stamirowskiego

W normalnych warunkach pewnie by się cieszył, że osiągnął biznesowy sukces, ale te warunki normalne nie są. Znów ogromną rolę grają emocje.

Jest mi oczywiście żal, czuję się jak olimpijczyk, który cztery lata szykował się do igrzysk i na tę najważniejszą imprezę nie pojedzie – mówił wczoraj Stamirowski. Jeśli, pozostając w ramach tej metafory, Widzew wypełni minimum olimpijskie, to właściciela lekko ponad dwudziestu procent akcji klubu pewnie zobaczymy na tych igrzyskach. Ale nie w takiej roli, jak sobie wymarzył. – Pięknie byłoby wznieść puchar z drużyną, lecz chciałem zwiększyć szansę, że stanie się to jak najszybciej – przyznaje szczerze udziałowiec mniejszościowy klubu z Łodzi. Choć trudno ukryć, że w całym jego przekazie… cóż, dominuje żal, choć przebija się wraz z nim miłość do ukochanego klubu.

Tomasz Stamirowski pozostaje współwłaścicielem Widzewa, ale jego rola będzie zdecydowanie mniejsza

Pamiętajmy, że na klub piłkarski trzeba patrzeć jak na unikalne aktywo. Trochę jak obraz, jedyny w swoim rodzaju. Ktoś może ma w domu dzieło van Gogha i ono ma sporą wartość, tylko dlatego, że jest unikalne. Tak jest też z klubami, a szczególnie z tymi, które przyciągają, mają mnóstwo kibiców, zdobywały i będą zdobywać trofea. To główna wartość – mówił nam Tomasz Stamirowski w styczniu.

A teraz stracił tego swojego van Gogha. Nie bez rekompensaty, choć dokładnej kwoty nie mamy potwierdzonej u samego źródła. Wygląda jednak na to, że były właściciel Widzewa, przynajmniej pod względem finansowym, nie jest stratny.

Trudna sztuka negocjacji. A może łatwa… Warunki zmieniły się w trakcie rozmów

O ile jeśli uznamy, że wraz z oddaniem klubu nie poniósł kosztu alternatywnego i nie zaprzepaścił szansy na jeszcze większy zysk. Podczas wczorajszej konferencji Stamirowski poinformował, że negocjacje w sprawie wejścia Roberta Dobrzyckiego w strukturę właścicielską Widzewa początkowo dotyczyły przejęcia przez nowego udziałowca pakietu 25% akcji spółki. – Porozumienie osiągnęliśmy w grudniu, dokumenty mieliśmy gotowe w lutym – mówił Stamirowski. Jedna czwarta udziałów miała być warta 14 milionów złotych. Ostatecznie ten deal wylądował w koszu.

Co się stało w lutym?

Doszedłem do wniosku, że to jest ten moment, w którym chciałbym się bardziej zaangażować – mówi Dobrzycki. – Mogłem zrobić pierwszy, mniejszy krok, ale on nie dawałby możliwości wpływania na sytuację w klubie i to mnie troszeczkę bolało. Przyznam – wolałem przejść do takiego ofensywnego scenariusza, przy którego realizacji będę mógł realnie sprawować władzę i, potencjalnie, szybciej pomagać Widzewowi. Dziękuję bardzo, że to było możliwe – tłumaczył nowy akcjonariusz większościowy Widzewa.

Pan i władca dojazdów do autostrad. Kim jest człowiek, który kupił Widzew? [CZYTAJ WIĘCEJ]

Zapytaliśmy też, jak to wyglądało z perspektywy Stamirowskiego, ale pierwszy krótkiej odpowiedzi udzielił znów Dobrzycki: – Ja zmieniłem zdanie – rzucił uśmiechnięty.

Zmieniły się okoliczności – przyznał mu rację dotychczasowy właściciel Widzewa. – Ja to rozumiem i mam też do tego biznesowe podejście. Mam też jednak proste zasady – w klubie musi być jasne, kto podejmuje decyzje. Mówiłem w czasie rozmów, że ja czuję się z tym komfortowo i nie mam problemu. W pewnym momencie pan Robert też stwierdził, że nie ma problemu z wzięciem tej odpowiedzialności, a do realizacji planów ma większe zasoby. Ja jestem racjonalny i znałem oczekiwania, widziałem to wrzenie wokół. Widzew jest jednak w takim momencie – i Ekstraklasa też jest w takim momencie – że warto zrobić kolejny krok. Uważam, że jeśli nie wsiądziemy do tego pociągu jako klub, to zostaniemy z tyłu – mówił Stamirowski.

Robert Dobrzycki wykorzystał atuty i dopiął swego. W jego posiadaniu jest teraz pakiet większościowy akcji Widzewa

To było starcie Dawida z Goliatem, choć tym razem ten mniejszy nie miał szans. I nawet nie chodzi o zasobność portfela – Robert Dobrzycki od razu ustawił się w pozycji uprzywilejowanej jedną, prostą zagrywką.

W nawiązaniu do informacji i komentarzy w mediach społecznościowych chciałbym potwierdzić moje zainteresowanie inwestycją w Widzew. Jestem gotów dokonać tego tak szybko, jak to możliwe i skupić się na budowie klubu – napisał 19 lutego na portalu X właściciel Panattoni Europe.

Szach i mat. Bo wiecie, jak w takich chwilach reagują kibice…

Dobrzycki wie, w co się pakuje? „W dłuższym okresie piłka jest przewidywalna”

Robert Dobrzycki też wiedział, jak to działa. Obelgą byłoby stwierdzenie, że na taki ruch zdecydował się tylko częściowo świadomy korzyści, jakie przyniesie mu publiczna deklaracja w momencie, w którym w negocjacjach nastąpił drastyczny zwrot. – Od trzydziestu lat działam w biznesie – mówi nowy właściciel klubu z Łodzi. – I te elementy biznesu, z którymi mierzę się na co dzień, dostrzegam również w piłce.  Choć oczywiście piłka to nie jest łatwy biznes, o ile tak można ją w ogóle nazwać – mówił Dobrzycki.

– W krótkim okresie futbol jest nieprzewidywalny i wynikają z tego różne ryzyka. W dłuższym okresie – jest przewidywalny. Jeśli dokonuje się racjonalnych decyzji, to nawet gdy krótkookresowo nie ma się szczęścia, to w dłuższym okresie to szczęście się materializuje. Uważam, że podejmowanie na każdym kroku racjonalnych decyzji w dłuższym okresie zagwarantuje sukces nawet w piłce – zaznaczył właściciel Widzewa.

To taka myśl, która bez opłacania czynszu zamieszkuje mały pokoik w głowach wszystkich zatroskanych o los polskiej piłki. Mało odkrywcza, bo co to za nowość, że małe kroki, racjonalne decyzje i wizja długoterminowa są dobre dla jakiegokolwiek rozwoju? Jedno to opowiadać o pomyśle i podejściu. Drugie – działać w zgodzie z pomysłem i podejściem.

Widzew ma niemały kłopot z boiskami treningowymi. To jeden z problemów, jakie będą dotykać drużynę Zeljko Sopicia

Wyzwaniem będzie dla Roberta Dobrzyckiego, po pierwsze i najważniejsze, zapewnienie drużynie Widzewa warunków treningowych na poziomie Ekstraklasy. Już nawet nie europejskiego średniaka.

Nie.

Ekstraklasy.

W tej kwestii kibice łódzkiego klubu powinni sobie obiecywać najwięcej i tego tematu powinni, mimo szalejącej wyobraźni, pilnować. Sporo, szczególnie w perspektywie krótkoterminowej, może w tej materii zależeć od władz miasta, którym z Widzewem od dłuższego czasu nie jest za bardzo po drodze. To zresztą temat rzeka, do rozbebeszenia przy innej okazji.

Nie ma futbolu bez al… A nie, to nie te procenty

Oficjalnie przekazanie władzy w Widzewie już nastąpiło. Struktura właścicielska też jest w pełni znana i wszyscy wiedzą na czym stoją. Udziały rozkładają się następująco (w uproszczeniu do realnych beneficjentów):

  • Robert Dobrzycki – 76,06%
  • Tomasz Stamirowski – 20,05%
  • Stowarzyszenie Reaktywacja Tradycji Sportowych – 3,89%

Te liczby nie wzięły się z kosmosu, ale ich interpretacja wymaga rzucenia okiem na Kodeks Spółek Handlowych. W nim czytamy o… trzech czwartych udziałów jako drodze do sprawowania właściwie pełnej kontroli nad spółką. W efekcie Robert Dobrzycki sam sobie jest sterem, żeglarzem, okrętem. Zobrazujemy to dwoma przykładami. Dobranymi losowo. Po to, by pokazać jak wiele praw, ale i potencjalnie trudnych decyzji wziął na siebie samego nowy udziałowiec większościowy Widzewa i to właściwie od razu.

Art. 30098 . § 2. Uchwała dotycząca:
1) zmiany umowy spółki,
2) zbycia przedsiębiorstwa albo jego zorganizowanej części,
3) emisji obligacji zamiennych i obligacji z prawem pierwszeństwa,
4) rozwiązania spółki
– zapada większością trzech czwartych głosów, chyba że umowa spółki przewiduje surowsze warunki.

Art. 445. § 1. Uchwała walnego zgromadzenia w sprawie zmiany statutu przewidująca upoważnienie zarządu do podwyższenia kapitału zakładowego w granicach kapitału docelowego wymaga większości trzech czwartych głosów. Powzięcie uchwały wymaga obecności akcjonariuszy reprezentujących co najmniej połowę kapitału zakładowego, a w odniesieniu do spółki publicznej, co najmniej jedną trzecią kapitału zakładowego. Uchwała powinna być umotywowana.

W efekcie nowy właściciel większościowego pakietu akcji przejmuje wszystkie, ale to wszystkie najważniejsze sprawy w Widzewie. Bez dywersyfikacji procesu decyzyjnego, w którym pozostali akcjonariusze realnie nie będą mieli zbyt wiele powiedzenia. Ma większość ponad trzech czwartych głosów podczas zgromadzenia walnego, więc ma nieomal pełnię władzy. Z jednej strony przywileje, z drugiej – obowiązki. No i presja, choć Robert Dobrzycki na samym starcie dostaje spory kredyt zaufania, a z nim łatwiej przekonać tych, którzy jeszcze przekonani nie są.

“Rakitić? Perisić? Suker też jest do wzięcia”

Prostą drogą do serc kibiców mogą być oczywiście głośne i pobudzające wyobraźnię transfery. Szaleństwo panujące wokół Widzewa ma coraz mniej wyraźne granice. Ze wszystkich stron słychać jednak, że klub z Łodzi wkracza do ligi finansowej, w której jeszcze go nie było. – To jest zupełnie inny kaliber, stajemy się zupełnie innym graczem – słyszę przy stoliku kawowym od ludzi, którzy są blisko najważniejszych decyzji. – Te transfery to będzie coś zupełnie innego i choć w tym biznesie trafiają się niewypały, to z dziesięciu nowych nazwisk nie będzie ich pięć czy sześć, a najwyżej dwa – pada w rozmowach.

To jak, teraz serio ten Rakitić? Czy bardziej Perisić?  – pytam pół żartem, pół serio jedną z osób decyzyjnych w Widzewie.

– Wiesz, Suker też jest do wzięcia. Niesamowity ciąg na bramkę, niezłe umiejętności. On też by się nieźle wpasował.

Z drugiej strony – w całej tej lekko ironicznej odpowiedzi nie pada słowo “nie”. Więc wiecie, co jest grane…

Dyrektor sportowy Widzewa, Mindaugas Nikoličius, swoje rządy w Łodzi rozpoczął od sprowadzenia trenera Sopicia. Kogo da mu do współpracy?

Bez względu na wiek obu panów transfer tego kalibru byłby dla Ekstraklasy wydarzeniem bez precedensu. Cała plotka na temat potencjalnego angażu Chorwatów urodziła się oczywiście z koneksji łączących z tym akurat krajem nowego dyrektora sportowego Widzewa, Mindaugasa Nikoličiusa. Litwin lata przepracował na Bałkanach i założył tam nawet rodzinę – jego siatka kontaktów okala pewnie cały kraj, więc nie powinny nas za bardzo zdziwić transfery zawodników właśnie z tamtych rejonów

Mindaugas Nikoličius bierze się za Widzew. Litwin ma na to niezłe papiery [SPRAWDŹ JAKIE]

Albo rejonów, w których Chorwaccy piłkarze grają. Opcji jest sporo, a najczęściej przewijające się w planach transferowych Widzewa nazwiska dotyczą pozycji ofensywnych. Tych budzących zwykle największe emocje.

Stępiński. Orsić. Kallman. Niektóre opcje bardziej prawdziwe, inne prawdziwe mniej. Każde w pewnym stopniu elektryzujące, choć nie budzące takiego szoku jak Rakitić z Perisiciem.

Nieznośny ciężar oczekiwań

Zapytacie pewnie, gdzie jest granica tych wszystkich gdybań i domysłów. Otóż nie ma. Ona nie istnieje, bo papier przyjmie wszystko. Na korytarzach klubu z Łodzi panuje jednak przeświadczenie, że dzieje się coś wielkiego, być może większego, niż wcześniej przypuszczano. No i znów rację ma Stamirowski, który podkreśla, że jego następca trafił do miejsca idealnego dla ambitnego inwestora.

Inwestowanie w Widzew ma sens – mówi, a siedzący obok nowy właściciel jedynie potakuje. – Robert Dobrzycki zrobił super interes i takie jest moje wrażenie, choć trochę głupio to mówić – dodaje udziałowiec mniejszościowy Widzewa.

Z jego ust padło wczoraj jeszcze jedno zdanie, zostanie tu pod koniec jako otwarcie dla sekcji maleńkiej przestrogi. Nie tyle dla nowego właściciela, co dla tracących głowę dla myśli o wielkim Widzewie. To piękne, jasne. I emocje, tak charakterystyczne przecież dla tej włoskiej rodziny, też są bardzo ważne. Ale…

– Jako klub powinniśmy rosnąć. O ile tylko tylko nie zgubimy się w tym wszystkim i będziemy robili kolejne kroki z konsekwencją.

Widzew już bardzo długo był cierpliwy. I nic mu się nie stanie, jak jeszcze chwilę w tej cierpliwości wytrzyma. – Nie mówię, że będę wydawał pieniądze na lewo i prawo, bo to jest złe założenie. Spokój wewnętrzny pomoże wszystkim w Widzewie – podkreśla Robert Dobrzycki.

I wita się z łódzkim klubem jako ten, który, w oczekiwaniach fanów, ma wreszcie ten spokój zmącić…

CZYTAJ WIĘCEJ O WIDZEWIE NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Gol w 94. minucie uratował City! Pasjonująca walka o Ligę Mistrzów

Wojciech Górski
2
Gol w 94. minucie uratował City! Pasjonująca walka o Ligę Mistrzów

Ekstraklasa

Anglia

Gol w 94. minucie uratował City! Pasjonująca walka o Ligę Mistrzów

Wojciech Górski
2
Gol w 94. minucie uratował City! Pasjonująca walka o Ligę Mistrzów