Była jesień 1990. roku. Pierwsza Liga Mistrzów miała rozpocząć się dopiero za dwa lata, a oczy kibiców skierowane były na Puchar Europy, Puchar Zdobywców Pucharów i Puchar UEFA. Były to też czasy, kiedy w najważniejszych europejskich rozgrywkach brał udział polski zespół. Lech Poznań uporał się w pierwszej rundzie z Panathinaikosem Ateny (3:0 i 2:1), w którym brylowali wówczas Wandzik i Warzycha. W drugiej poznaniakom przyszło się zmierzyć w późniejszym finalistą turnieju. Olympique Marsylia z nazwiskami, które pamięta każdy fan urodzony we wczesnych latach 80. Olmeta, Di Meco, Mozer, Tigana, Waddle, Papin i Cantona. Czy to w ogóle mogło się udać?
Po 24. października kibice „Kolejorza” mogli jeszcze mieć taką nadzieję. Na trybunach 20 tysięcy, na ławkach trenerskich Jerzy Kopa i Franz Beckenbauer, a za mikrofonem Dariusz Szpakowski Do ciekawej sytuacji doszło jeszcze przed meczem – Francuzi otóż zapragnęli, by przesunąć spotkanie ze środy na czwartek, za co obiecali 100 tysięcy dolarów, sporo sprzętu piłkarskiego oraz… telewizor i magnetowid Panasonic. Lech – rzecz jasna – zgodził się na tę propozycję. Takie pieniądze – które dziś może brzmią zabawnie – stanowiły wówczas fortunę.
Zaczęło się od trafienia Fourniera, ale potem do głosu doszedł „Kolejorz”. Najpierw w 31. minucie wyrównał nieco zapomniany dziś Damian Łukasik, prowadzenie dał równie zakurzony Bogusław Pachelski, a trzeciego gola strzelił rozgrywający trzeci sezon w seniorskiej piłce Andrzej Juskowiak. Jednym z bohaterów meczu był też jednak autor dwóch asyst Mirosław Trzeciak. Autorem drugiej bramki dla Marsylii, a ostatniej w tym meczu był Chris Waddle, obecnie ekspert angielskiej telewizji. Efektowne zwycięstwo na dłuższą metę nic jednak Lechowi nie dało. W rewanżu Marsylia rozgromiła „Kolejorza” aż 6:1, a potem rozpoczęła swój marsz do finału. Tam po karnych uległa Crvenej Zveździe.
A tutaj skrót pierwszego meczu z Lechem…