Reklama

Tomasz Grzegorczyk o kulisach rozstania z Arką: Nie wiedzieliśmy, na czym stoimy [WYWIAD]

Paweł Marszałkowski

Autor:Paweł Marszałkowski

15 stycznia 2025, 17:56 • 10 min czytania 11 komentarzy

W sierpniu przejął drużynę od Wojciecha Łobodzińskiego. Zdawało się, że na chwilę. Skończyło się na 14 meczach, z których wygrał 11. Na 36 możliwych punktów, zdobył w lidze 31, dzięki czemu wyciągnął Arkę z dziewiątego na drugie miejsce w tabeli. Po wyjazdowym zwycięstwie 6:0 dowiedział się, że bez względu na wszystko zostanie zastąpiony przez Dawida Szwargę. Dziś opowiada nam, co wówczas czuł.

Tomasz Grzegorczyk o kulisach rozstania z Arką: Nie wiedzieliśmy, na czym stoimy [WYWIAD]

Zagadka, gdzie trafi Tomasz Grzegorczyk po fenomenalnym rajdzie z Arką, rozwiązała się bardzo szybko. Odpowiedź okazała się zaskakująca. 43-letni trener powrócił bowiem do roli asystenta. Jednak z pierwszej ligi wskoczył do Ekstraklasy. Wiosną będzie wspierał Roberta Kolendowicza w Pogoni Szczecin.

Paweł Marszałkowski, Weszło: Jak doszło do tego, że trafiłeś do Pogoni?

Tomasz Grzegorczyk: Pogoń była najbardziej konkretna. Dyrektor Darek Adamczuk, z którym znamy się nie od dziś, zadzwonił z propozycją, a że inne opcje ograniczały się do spekulacji, to postawiłem na Szczecin. Tym bardziej, że z rodzinnego domu na stadion mam 25 kilometrów, a Pogoń zawsze była mi bliska. To nie pierwszy raz, gdy rozmawialiśmy. Była propozycja za czasów trenera Kosty Runjaicia, ale wtedy nie miałem jeszcze licencji UEFA PRO. Jednak ten kontakt przez cały czas był utrzymywany, czy to z akademią, czy z pierwszym zespołem. Znam członków sztabu, Robert Kolendowicz też nie jest mi obcy. Uważam go za świetnego fachowca.

Nie kusiło cię, żeby wykorzystać pozycję, którą zbudowałeś w Arce i poczekać na ofertę pracy w roli pierwszego trenera?

Reklama

Gdyby taka oferta pojawiła się teraz, na pewno bym ją rozważył, ale nie chciałem czekać. Nie potrafię długo usiedzieć w domu. Nie zawsze wychodziło mi to na dobre, jak w przypadku Resovii czy Górnika Polkowice, ale płynność pracy utrzymywałem. Taki już jestem, że wciąż chcę czynnie się rozwijać. Nawet miałem już zaplanowane dwa staże – jeden w Niemczech, drugi w Anglii, ale pojawiła się opcja ze Szczecina i szybko się dogadaliśmy. To była bardzo konkretna propozycja. Będę wspierał Roberta na wielu polach, działamy już od jakiegoś czasu i jestem przekonany, że był to dobry krok.

Kiedy się dogadaliście?

Po ostatnim meczu poleciałem na urlop. Przed Sylwestrem dostałem pierwszy telefon. Przyleciałem. Spotkałem się z dyrektorem i trenerem, porozmawialiśmy i miałem chwilę na podjęcie decyzji, bo zaraz ruszały przygotowania.

Początek pracy miałeś dość nerwowy. Zaczęło się od strajku piłkarzy.

Reklama

No tak, to nie jest żadną tajemnicą. Pierwsze treningi na boisku przeprowadziliśmy dopiero w Belek. Wcześniej skupialiśmy się na kwestiach organizacyjnych, a zawodnicy pracowali przede wszystkim na siłowni i indywidualnie według rozpisek.

Teraz sytuacja się unormowała? Przygotowujecie się według planu?

Tak, zdecydowanie. Pracujemy z dużą, pozytywną energią. Sztab jest rozbudowany, każdy ma chęć do działania. Ta pozytywna energia wychodzi od Roberta i skupiamy się tylko i wyłącznie na pracy. Na tym, co jest przed nami i na tym, co możemy zrobić ze swojej strony, żeby wyniki były jak najlepsze. Będziemy optymalnie przygotowani do pierwszego meczu.

Ile byłeś na urlopie?

Wyszło siedem dni. I w sumie był to mój pierwszy urlop od sześciu lat. Bo za każdym razem coś wyskakiwało – albo przygotowania albo staż, ciągle chciałem się rozwijać. A cierpiała na tym rodzina. Mało mieliśmy wspólnego czasu z żoną, ale tym razem udało się odpocząć. Potrzebowałem tego. Szczególnie po ostatnich miesiącach w Gdyni, gdzie bardzo mocno skupiłem się na osiągnięciu wyniku i sporo było zamieszania wokół mojej osoby. Teraz chcieliśmy to sobie zrekompensować. I na szczęście udało się.

Te ostatnie miesiące w Arce to był twój najtrudniejszy czas, odkąd pracujesz jako trener?

Może nie najtrudniejszy, ale na pewno najbardziej intensywny. Myślę, że zdarzały się trudniejsze chwile w poprzednich klubach, gdzie nie było takich możliwości, jak w Arce. Przede wszystkim nie było możliwości pracy z tak jakościowymi zawodnikami. Bo zawodników, z którymi pracowałem w Arce oceniam bardzo wysoko, jeżeli chodzi o jakość. Paru z nich na pewno jest w stanie z powodzeniem grać w Ekstraklasie. Więc przede wszystkim było intensywnie. Najpierw zwolnienie Wojtka Łobodzińskiego, potem krótki czas do meczu z Miedzią. Bardzo intensywne cztery dni. Ale też dające mi spokój i pewność siebie, bo wiedziałem, w jaki sposób zareagować, żeby było dobrze. Potem zwycięstwo w Legnicy, które mocno nas napędziło. Nie tylko mnie, ale całą drużynę i sztab. Wiedzieliśmy, że jesteśmy na dobrej drodze, co potwierdziły późniejsze wyniki. Naszą pracą sprawiliśmy, że trenerzy, którzy teraz przyszli do Arki są w bardzo komfortowej sytuacji i mogą realnie powalczyć o Ekstraklasę.

Pytając o trudny czas miałem przede wszystkim na myśli kwestie związane z psychiką. Pamiętam moment, w którym trener Łobodziński po raz ostatni wychodził z klubu. Zapytałem wtedy, co z tobą i odpowiedział, że ktoś musi poprowadzić najbliższy trening. Potem był kolejny trening i kolejny. I kolejne mecze. Jaka to wyglądało z twojej perspektywy?

Wiadomo, że byłem człowiekiem Wojtka. Na pewno dobrze nam się współpracowało. Finalnie nie odnieśliśmy sukcesu w postaci awansu, ale cała runda punktowo wyglądała dobrze. Ekstraklasa uciekła nam w samej końcówce. Początek kolejnego sezonu nie wyszedł najlepiej i kiedy okazało się, że Wojtek odchodzi, byłem zdecydowany, żeby odejść razem z nim, ale dostałem komunikat z klubu, że nie ma takiego tematu, że mam ważny kontrakt i mam skupić się na przygotowaniu zespołu do meczu w Legnicy, więc na tym się skupiłem.

Co zrobiłeś przez te cztery dni?

To była przede wszystkim praca nad kwestią mentalną. Dla zawodników to był cios. Odszedł trener, z którym pracowali od roku. Pojawiły się znaki zapytania i spora niepewność co dalej, więc było trzeba odbyć wiele rozmów. Równocześnie razem ze sztabem staraliśmy się postawić na strategię, która da nam zwycięstwo w Legnicy. No i udało się.

A jakie były dalsze komunikaty z klubu?

Szczerze? Niewiele ich było. Nie wiedzieliśmy, na czym stoimy. Wygraliśmy z Miedzią, potem pokonaliśmy u siebie Kotwicę 5:0. Po tym meczu podszedł do mnie dyrektor Veljko Nikitović, klepał po plecach i mówił: „Tomek, dla mnie jesteś pierwszym trenerem. Działaj, wszystko będzie dobrze!”. To dawało jakąś nadzieję. A potem z mediów dowiadywałem się sprzecznych informacji. Że klub rozmawia z tym trenerem, z tamtym trenerem. Bardziej nie chcę tego wątku rozwijać. W każdym razie ignorowałem jedne i drugie sygnały i po prostu skupiałem się na robocie. Nie chciałem się rozpraszać.

Ale trudno uwierzyć, że nie irytowała cię ta sytuacja.

Mam taki charakter, że bardzo rzadko się unoszę. Staram się skupiać na tym, na co mam wpływ. Wierzyłem, że jestem w stanie wygrywać kolejne i robiłem wszystko, żeby tak było. Ale też, wiadomo, z każdym kolejnym zwycięstwem, siłą rzeczy pewność siebie rosła i łudziłem się, że zaraz oficjalnie zostanę ogłoszony tym pierwszym trenerem. Takie też było poczucie zespołu.

A potem nadszedł wyjazdowy mecz z Odrą. Wygraliście 6:0 i była to szósta wygrana z rzędu. Po powrocie z Opola, w środku nocy, drużyna dowiedziała się, że w grudniu drużynę przejmie Dawid Szwarga. Ciebie poinformowano o tym wcześniej?

Teraz nie ma to już znaczenia. Wolałbym o tym nie mówić.

Czyli pomidor?

Duży pomidor.

A co poczułeś, gdy dowiedziałeś się, że nadzieje okazały się płonne i zostaniesz zastąpiony przez Dawida Szwargę?

No na pewno, kiedy po kolejny wygranym meczu i to jeszcze tak wysoko, dostajesz taką informację, to jest to jakiś gong. No, spory zawód. Ale kiedy te emocje już trochę opadły, to skupiłem się na profesjonalnym podejściu. Z jednej strony zabrano mi dalszą perspektywę, ale z drugiej pozostało jeszcze siedem czy osiem meczów. Chciałem, żeby zawodnicy widzieli po mnie, że twardo stoję na nogach z podniesioną głową. Wiedziałem, że to jest kluczowe. Dodatkowo czułem się odpowiedzialny nie tylko za drużynę, ale też za pozostałych członków sztabu. Tamten komunikat dotyczył wyłącznie mnie, więc liczyłem na to, że dobrymi wynikami pomogę kolegom w utrzymaniu posad. Ja wiedziałem, że pomimo kontraktu ważnego do 2026 roku, w Arce nie zostanę.

Co było dla ciebie najtrudniejsze w tym wszystkim?

Na pewno pierwsze wejście do szatni i szczera rozmowa z chłopakami. Może nie najtrudniejsze, ale na pewno dla nikogo nie była to komfortowa sytuacja. Nieskromnie uważam, że zachowałem się w tamtym momencie dobrze i potrafiłem chłopaków zmotywować i ubrać wszystko w odpowiednie słowa. Choć na pewno jakieś spekulacje w ich gronie i komentarze zawsze były, ale skupiliśmy się na pracy.

Miałeś poczucie, że drużyna chciała, żebyś został na dłużej?

Tak, zdecydowanie. Podobnie odbierali to członkowie sztabu. Ale trzeba było zaakceptować tę sytuację. To nie było zależne od nas, jak się okazało.

Kiedy pożegnałeś się z zawodnikami?

Na wspólnej kolacji po ostatnim meczu w Łodzi.

Co im powiedziałeś?

Przede wszystkim podziękowałem im za zaufanie i wsparcie w każdym momencie. No i za to, że cały czas szli za mną, wierzyli, byli mocno zaangażowani. Byliśmy jednością przez cały czas. I to było czuć, nie tylko na ławce, ale w dosłownie w każdym momencie. Każdy chciał wygrywać za wszelką cenę. Na początku też dlatego, żeby dać argumenty do utrzymania zespołu w takiej formie. I nic nie zmieni tego, że wykręciliśmy bardzo dobry wynik. To jest bardzo pozytywna banda. Chłopacy z dużymi umiejętnościami, fantastyczni zawodnicy, ale i ludzie.

Rozmawiałeś z Dawidem Szwargą?

Nie, nie rozmawialiśmy. Nie dostałem telefonu od trenera Szwargi. Wiem za to, że dzwonił do innych członków sztabu, jeszcze w trakcie rundy jesiennej. Umawiał się na spotkania, ale też wszyscy bardzo lojalnie informowali mnie o tym, że takie rozmowy były. A ja, skoro już wiedziałem, że niedługo nie będzie mnie w klubie, nie miałem z tym problemu. No i szczerze mówiąc nie liczyłem na podobny telefon.

Arka awansuje do Ekstraklasy?

Bardzo mocno trzymam za to kciuki. Na pewno zasługuje na to z taką jakością kadry. Kibicuję tym zawodnikom i temu klubowi, całej społeczności, kibicom. Uważam, że jeśli uda się utrzymać jedność w szatni, to awans będzie. Łącznie ze sztabem. Bo my na pewno byliśmy takim sztabem mocno zintegrowanym z całym zespołem. Mieliśmy konkretne wymagania, była ciężka i intensywna praca, ale było też wzajemne zrozumienie i przede wszystkim szacunek.

A jest ktoś w klubie, komu niechętnie podałbyś teraz rękę?

To nie byłoby w moim stylu. Nie mam takiego charakteru. W każdym miejscu, w którym pracowałem, nie chciałem palić mostów. Nawet jeśli zdarzały się trudne sytuacje, jak na przykład w Rzeszowie, gdzie byłem krótko i różne rzeczy mi obiecywano, a później rzeczywistość okazała się inna. Mimo to po odejściu zawsze starałem się utrzymywać dobry kontakt. I tak samo chciałbym, żeby tutaj mnie odbierano. Na pewno ta decyzja nie podobała się wszystkim, no bo podobać się nie mogła, ale też byłem osobą, która skromnie, z szacunkiem i pracowitością podchodziła do postawionych zadań.

Nie spytam, czy tobie ta decyzja się podobała, ale czy rozumiesz ją?

Jeszcze raz: pomidor. Kończąc, zawsze powtarzałem i podtrzymuję to, że Arka była moim celem – klubem, w którym zawsze chciałem pracować i udało się to marzenie zrealizować w jakimś stopniu. Jeśli uda się awansować, to na pewno będzie w tym moja całkiem spora cegiełka i będę się z tego cieszył.

W ostatnim czasie pojawiło się sporo komentarzy kibiców Arki, którzy uważają, że niepotrzebnie próbujesz mącić po odejściu. Jak to odbierasz?

Uwierz, że wszystko, co mówię publicznie jest absolutnym przeciwieństwem mącenia. Ograniczam się do absolutnego minimum i do emocji, które mi towarzyszyły. Odchodząc, zawarłem dżentelmeńską umowę, że nie o wszystkim będę opowiadał i tego staram się trzymać. Właściciel ma prawo do swojej wizji rozwoju klubu, a to co było mi komunikowane i w jaki sposób odbywały się niektóre rzeczy, to już przeszłość i tu postawmy kropkę.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kaszub. Urodził się równo 44 lata po Franciszku Smudzie, co może oznaczać, że właśnie o nim myślał Adam Mickiewicz, pisząc słowa: „A imię jego czterdzieści i cztery”. Choć polskiego futbolu raczej nie zbawi, stara się pracować u podstaw. W ostatnich latach poznał zapach szatni, teraz spróbuje go opisać - przede wszystkim w reportażach i wywiadach (choć Orianą Fallaci nie jest). Piłkę traktuje jako pretekst do opowiedzenia czegoś więcej. Uzależniony od kawy i morza. Fan Marka Hłaski, Rafała Siemaszki, Giorgosa Lanthimosa i Emmy Stone. Pomiędzy meczami pisze smutne opowiadania i robi słabe filmy.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Arsenal depcze Liverpoolowi po piętach. Triumf Kanonierów w derbach północnego Londynu

Michał Kołkowski
0
Arsenal depcze Liverpoolowi po piętach. Triumf Kanonierów w derbach północnego Londynu
Hiszpania

Barcelona znów się zabawiła i strzeliła pięć goli. Tym razem bez Lewandowskiego

Jakub Radomski
2
Barcelona znów się zabawiła i strzeliła pięć goli. Tym razem bez Lewandowskiego
Piłka nożna

Mecz na kocią łapę Interu. Miała być łatwa wygrana, jest tylko remis z Bologną

Szymon Piórek
1
Mecz na kocią łapę Interu. Miała być łatwa wygrana, jest tylko remis z Bologną
Niemcy

Bayern upokorzył Hoffenheim. Nokaut w stolicy Bawarii

Bartosz Lodko
0
Bayern upokorzył Hoffenheim. Nokaut w stolicy Bawarii

Betclic 1 liga

Anglia

Arsenal depcze Liverpoolowi po piętach. Triumf Kanonierów w derbach północnego Londynu

Michał Kołkowski
0
Arsenal depcze Liverpoolowi po piętach. Triumf Kanonierów w derbach północnego Londynu
Hiszpania

Barcelona znów się zabawiła i strzeliła pięć goli. Tym razem bez Lewandowskiego

Jakub Radomski
2
Barcelona znów się zabawiła i strzeliła pięć goli. Tym razem bez Lewandowskiego
Piłka nożna

Mecz na kocią łapę Interu. Miała być łatwa wygrana, jest tylko remis z Bologną

Szymon Piórek
1
Mecz na kocią łapę Interu. Miała być łatwa wygrana, jest tylko remis z Bologną
Niemcy

Bayern upokorzył Hoffenheim. Nokaut w stolicy Bawarii

Bartosz Lodko
0
Bayern upokorzył Hoffenheim. Nokaut w stolicy Bawarii

Komentarze

11 komentarzy

Loading...