Reklama

Wychowany wśród mistrzów. Jack Doohan i jego przedwczesny debiut w F1

Błażej Gołębiewski

Autor:Błażej Gołębiewski

05 grudnia 2024, 13:11 • 10 min czytania 4 komentarze

Esteban Ocon nie dokończy sezonu – ta wiadomość wzbudziła sporo zamieszania w środowisku Formuły 1. Francuz, który miał nawet przygotowany kask ze specjalnym malowaniem na okoliczność występu w Grand Prix Abu Zabi, ostatecznie na torze Yas Marina nie pojedzie. Zastąpi go trzeci do tej pory kierowca zespołu Alpine, Jack Doohan. Kim właściwie jest Australijczyk? Co łączy go z legendarnym Michaelem Schumacherem? I wreszcie – czy ma szanse na jakiekolwiek sukcesy w prestiżowym cyklu? 

Wychowany wśród mistrzów. Jack Doohan i jego przedwczesny debiut w F1

Wielka szansa czy kukułcze jajo? 

Jack Doohan. Powiedzmy sobie szczerze – nie jest to nazwisko, które elektryzowałoby fanów Formuły 1. No, może wielbiciele królowej motorsportu na Antypodach mają na ten temat inne zdanie, natomiast w Europie, a już w szczególności nad Wisłą, młody Australijczyk nie wzbudza aż takich emocji. Ba, spośród kierowców wdzierających się dopiero do prestiżowego cyklu, to właśnie o Doohanie mówi się najmniej. Choć nie w ciągu ostatnich kilku dni. 

A wszystko z powodu przyspieszonego debiutu Jacka w F1, który nastąpi już w ten weekend. Przedwcześnie, bo przecież chłopak z Gold Coast jest zakontraktowany w Alpine, ale pierwotnie jako etatowy kierowca miał wystartować dopiero w przyszłym sezonie. Tak się jednak nie stanie – zespół, a właściwie Flavio Briatore, podjął decyzję o zwolnieniu Estebana Ocona przed ostatnim GP tegorocznej kampanii. I wrzuceniu na jego miejsce młodego Doohana. 

– Pomimo tego, jaką Esteban Ocon ma opinię i jak dziwne były czasy Alpine z dwoma Francuzami, którzy nie do końca się lubili, to zachowanie zespołu – a głównie Flavio Briatore – nie jest, mówiąc oględnie, najlepsze. To, co zaprezentowali w stosunku do Ocona, któremu nie dali nawet szansy normalnie się pożegnać, a który wybrnął z tej całej sytuacji dość dobrze, stawiając na testy ze swoją nową ekipą, na pewno nie było najlepszym rozwiązaniem, jakie można było wybrać – ocenia Bartosz Budnik, ekspert i komentator stacji Viaplay. 

Reklama

Ale dla wielu taka decyzja być może i jest zrozumiała, bo raz – od lipca było wiadomo, że francuski kierowca odchodzi po sezonie do Haasa, a dwa – równie pewny stał się kontrakt Australijczyka z Alpine, dający mu na rok 2025 fotel w bolidzie stajni z Enstone. Trudno tu mimo wszystko nie mówić o kontrowersjach. Czemu Alpine nie mogło zostawić Ocona na ostatni wyścig? Co niby wielkiego może zmienić wejście nieopierzonego w F1 Jacka Doohana na GP Abu Zabi? 

Musimy się tu cofnąć do nazwiska rzeczonego Briatore. Doradca wykonawczy francuskiego konstruktora, który w praktyce pociąga w zespole za sznurki, nigdy nie miał szczególnie po drodze z Estebanem Oconem. Mówi się natomiast o tym, że jest żywo zainteresowany osobą Franco Colapinto, czyli rówieśnika Doohana i aktualnego kierowcy Williamsa. Argentyńczyk, w przeciwieństwie do swojego australijskiego kolegi, ma już za sobą starty w F1. I choć z początku były one dość udane, to w ostatnim czasie coraz częściej rozbijający swój bolid Franco nie ma najlepszej passy. 


Nie zmienia to faktu, że Colapinto jest uznawany za ogromny talent. Łączy się go z wieloma ekipami, w tym Red Bullem, ale również Alpine. To natomiast rodzi kolejne plotki, jakoby Flavio liczył na bardzo słaby występ Doohana i jego potknięcie w Abu Zabi, co z kolei dałoby mu pretekst do zastąpienia Jacka zaledwie po jednym starcie. I w takim układzie Australijczyk miałby zostać “wymieniony” właśnie na Franco Colapinto. 

Jak zauważa Bartosz Budnik, istnieje szansa na to, że zauroczony w Argentyńczyku Briatore będzie próbował sprowadzić go do swojej ekipy. Choć może też okazać się, że zespół dostrzegł po prostu możliwość szybszego zdobycia doświadczenia w F1 przez swojego przyszłego, zakontraktowanego już młodego kierowcę. 

– Jaki tu jest plan Briatore? Trudno ocenić. Może faktycznie chce sprawdzić Doohana i przekonać się, czy to na pewno jest odpowiedni wybór. Pojawiają się jednak oczywiście spekulacje na temat Franco Colapinto i wykupienia go przez Alpine. Przeszłość pokazuje, że akurat do takich ruchów Flavio Briatore ma smykałkę, czego najlepszym przykładem jest Schumacher wyciągnięty przez niego z Jordana po jednym występie – i to tak naprawdę tylko w kwalifikacjach. Może więc jest tu jakiś głębszy plan, a może po prostu doszukujemy się niepotrzebnie teorii spiskowych – wyjaśnia Budnik. 

Reklama

– Jeżeli Alpine zobaczyło, że jest w stanie sprawdzić Doohana, dać mu jeden wyścig więcej i pozwolić na zapoznanie się ze wszystkimi procedurami, to taki ruch staje się zrozumiały. Nie mogą oczekiwać, że Jack zaprezentuje się wybitnie, chociaż miał sporo testów, jeździł na wielu treningach, korzystając ze starych bolidów. Nie stoi więc też od razu na całkowicie straconej pozycji. Mam wrażenie, że Australijczyk wszystko może wygrać, niekoniecznie wszystko może przegrać, ale to oczywiście zależy od tego, kto na to patrzy – dodaje ekspert. 

Jack Doohan tym samym nie przejechał jeszcze choćby kilometra w GP Formuły 1, a już szeroko komentuje się jego umiejętności. A jak tak naprawdę prezentował się do tej pory, w słabszych bolidach? 

Potencjał na horyzoncie 

Triumfy święcone na samym początku kariery to dla kierowców marzących o F1 często nieoceniony kapitał. Ważny element stabilnych fundamentów, które tworzą podporę dla ścieżki do królowej motorsportu. Takie sukcesy odnosił choćby wspomniany Colapinto, zwyciężając swego czasu w klasyfikacji generalnej Formuły 4. I nie był jedyny, bo wygrywał w niej także Oliver Bearman, z kolei Liam Lawson był czempionem Toyota Racing Series. 

Jak to wszystko ma się do osiągnięć Jacka Doohana? Na tle równie młodych co on kierowców chcących napisać swoją historię w F1, Australijczyk wcale nie prezentuje się tak źle, jak mógłby sugerować jego odbiór przez wielu fanów. Bo i może nie ma na swoim koncie tytułów mistrza F4 lub innego prestiżowego dla początkujących zawodników cyklu, ale udowadniał niejednokrotnie, że nie jest przeciętniakiem. 

Najpierw z dobrej strony pokazywał się w Formule 3, zaliczając dwa razy wicemistrzostwo. Formuła 2? Słaby początek zeszłego sezonu, mało wizyt na podium, ale też dwa zwycięstwa i ostatecznie trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Nie można więc mówić tu o losowym kierowcy, którego Alpine zdecydowało się podpisać w ramach niezrozumiałej umowy czy wątpliwej logicznie zachcianki. Nie, Jack to po prostu solidny zawodnik z potencjałem na coś więcej. Dostrzega to również Bartosz Budnik. 

Trudno jest teraz jednoznacznie określić jego potencjał i już mówić o tym, że będzie średniakiem. Z jednej strony trzeba spojrzeć na jego miejsca w wyścigach F2, ale z drugiej – F2 stało się w ostatnim czasie trochę mało miarodajne. Jack kończył się tam ścigać na bolidach starszej konstrukcji, tym samym tych, które wszyscy dobrze znali, więc faktycznie – przy takich warunkach, jakie miał do rozwoju, mogło być nieco lepiej. W dalszym ciągu uważam jednak, że z obiektywną oceną jego umiejętności musimy poczekać – zauważa ekspert. 

Jack Doohan to faktycznie kierowca nieco zagadkowy. Zestawiając go z Colapinto pod względem wyników w F3 czy F2, zasadniczo Australijczyk nie ustępował jakoś szczególnie swojemu koledze z Ameryki Południowej. Ale to jednak Argentyńczyk, który przy okazji dysponuje sporym potencjałem marketingowym, ma z tej dwójki opinię młodego diamentu. Doohan pozostaje nieco w cieniu, choć oczywiście talentu nikt mu nie odmawia, bo i nie może – pytanie tylko, o jakiego formatu zdolnościach tutaj mowa. To właśnie jednak ten cień, w którym znajduje się od lat australijski kierowca, sprawia, że jego nazwisko nie wzbudza zbyt wielu emocji. 

– Nie da się ukryć, że Jack Doohan nikogo tak naprawdę nie przekonuje. Nikt nie myśli o nim w kategorii wielkiego talentu czy nawet stałego kierowcy w F1. Ale sporo było przecież także wątpliwości, jeśli chodzi o Franco Colapinto wchodzącego w ten sezon, więc nie możemy przesadzać w drugą stronę i od razu odbierać wszystkiego Australijczykowi. Dajmy mu czas – o ile w ogóle ten czas dostanie – bo może być tak, że GP Abu Zabi wcale nie okaże się pięknym początkiem długiej kariery Doohana, a jedynie jednorazową przygodą. Inna kwestia to ciężar nazwiska. Jego ojciec postawił mu bowiem poprzeczkę bardzo wysoko i trudno będzie Jackowi do niej doskoczyć – ocenia Budnik. 

No właśnie, ciężar nazwiska. Z jednej strony mogło to otworzyć wiele drzwi Doohanowi, z drugiej – musi się on nieustannie mierzyć z porównywaniami do osiągnięć swojego ojca, Micka. A te były, co tu dużo mówić, wybitne. 

Ojcowie-mistrzowie, czyli wejść w za duże buty 

Kiedy po pierwszym mistrzostwie Formuły 1 gwiazda Michaela Schumachera błyszczała już w pełni, inny Michael święcił triumfy nie na czterech, a dwóch kołach. Mowa właśnie o Doohanie, czyli pięciokrotnym czempionie MotoGP. Mick, bo tak jest nazywany przez bliskich, szybko znalazł wspólny język z legendarnym Niemcem, stając się jego bliskim znajomym. I nie pozostało to bez wpływu na małego Jacka. 

Wyobraźcie sobie sytuację – macie trzy latka, tata jest mistrzem MotoGP, a na kolanach trzyma was wielki Michael Schumacher. Widujecie go często, bo… mieszka obok was. Gdzie? Oczywiście w Monako. Ale to jeszcze nic. Dostajecie też od mistrza Formuły 1 jego pierwszy gokart. Czy po takim namaszczeniu można więc wybrać inną ścieżkę kariery niż przygoda w motorsporcie? Dobra, można – ale sami przyznacie, że byłoby to porzucenie wyjątkowej okazji. Takiej, która zdarza się raz na kilka, kilkanaście milionów przypadków. 


Tak samo można mówić o Micku. Tylko że już nie Doohanie, a Schumacherze. I jeśli teraz zaczynają wam się łączyć kropki, to całkiem słusznie – ojciec Jacka i syn Michaela noszą to samo imię. Nie ma w tym krzty przypadku, bo potomek “Schumiego” został nazwany właśnie na cześć australijskiego mistrza MotoGP. 

Siłą rzeczy Jack i starszy od niego o cztery lata Mick Schumacher zostali kolegami. Obu połączyła miłość do ścigania, obaj muszą też dziś mierzyć się z ogromnym wyzwaniem, jakim jest wejście w buty legendarnego ojca. I dla obu te buty mogą okazać się zdecydowanie za duże. 

Tak do tej pory wyglądało to zresztą u Micka, którego epizod w Formule 1 nie wygląda imponująco. Choć, jak twierdzi wielu, w tym Toto Wolff, Niemiec tak naprawdę nigdy nie dostał prawdziwej szansy w prestiżowym cyklu, zasiadając jedynie za sterami słabego bolidu. Co natomiast z Jackiem Doohanem? Australijczyk ze swoim przyjacielem z dzieciństwa mierzył się już na torze. Co więcej, wygrał test porównawczy, który zdecydował o jego angażu w Alpine. Teraz może zagrać swoim przeciwnikom na nosie, bo do królowej motorsportu wchodzi z czystą kartą. A że wystarczy kilka dobrych przejazdów, by zachwycić fanów i ekspertów, jak miało to miejsce w przypadku na przykład Colapinto, to syn mistrza MotoGP może patrzeć z nadzieją w przyszłość. 

Musi jednak wynieść swoje umiejętności na zupełnie inny poziom. Zmierzy się z ogromną presją, która towarzyszyć będzie jego występowi w Abu Zabi. Bo to też nie tak, że w debiucie wszystko zostanie mu wybaczone – nie, Alpine wciąż musi walczyć o szóste miejsce w klasyfikacji konstruktorów, a słaby start Doohana w ostatnim GP tego sezonu może te plany pokrzyżować. A to z kolei znów cofa nas do nazwiska Briatore i jego rzekomych planów z wepchnięciem Jacka na minę. 

Piękno motorsportu polega jednak na jego nieprzewidywalności. Jasne, w każdym wyścigu są faworyci, ale czasem wygrywają ci, na których nikt nie stawiał. Takim kierowcą w GP Abu Zabi będzie właśnie Jack Doohan. I oczywiście trudno zakładać, by młody Australijczyk zwyciężył na torze Yas Marina, czy choćby zbliżył się do podium. Nie dysponuje ani odpowiednim do tego samochodem, ani dostatecznymi umiejętnościami. Ale ma geny wielkiego mistrza, a w jego żyłach płynie krew z domieszką benzyny. A to – w połączeniu z chęcią udowodnienia czegoś całemu światu – może pomóc mu w pełnym emocji debiucie. 

BŁAŻEJ GOŁĘBIEWSKI 

Fot. Newspix

Czytaj więcej o Formule 1:

Uwielbia boks, choć ostatni raz na poważnie bił się w podstawówce (i wygrał!). Pisanie o inseminacji krów i maszynach CNC zamienił na dziennikarstwo, co było jego marzeniem od czasów studenckich. Kiedyś notorycznie wyżywał się na gokartach, ale w samochodzie przestrzega przepisów, będąc nudziarzem za kierownicą. Zachował jednak miłość do sportów motorowych, a największą słabość ma do ich królowej – Formuły 1. Kocha też Real Madryt, mimo że pierwszą koszulką piłkarską, którą przywdział w życiu, był trykot Borussii Dortmund z Matthiasem Sammerem na plecach.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Ciąg dalszy zamieszania z Danim Olmo. Barcelona w sądzie domaga się rejestracji piłkarza

Paweł Wojciechowski
0
Ciąg dalszy zamieszania z Danim Olmo. Barcelona w sądzie domaga się rejestracji piłkarza

Formuła 1

Komentarze

4 komentarze

Loading...