Najpierw Michael Ameyaw z uśmiechem na ustach opowiada o swojej bezczelnej symulce. Teraz Lukas Podolski szczyci się bandyckim wślizgiem. Takie są właśnie skutki gównianego sędziowania w tym sezonie Ekstraklasy – piłkarze czują się już całkowicie bezkarni.
No i w sumie, co tu się dziwić?
Ostatnimi czasy sędziowie na okrągło pozwalają na rażące łamanie przepisów. Albo czegoś nie widzą, albo coś tam im szwankuje w kwestii komunikacji, albo nie działają im monitory, albo są za bardzo skoncentrowani na podpieprzaniu znaków drogowych po pijaku. W takich okolicznościach piłkarze z Ekstraklasy wychodzą z założenia, które jest z ich punktu widzenia w pełni uzasadnione. Że warto oszukiwać. Warto symulować, warto brutalnie faulować.
Jest sporo do ugrania, a sędzia pewnie i tak nie ogarnie.
Szef polskich sędziów: Nie uważam, by błędów było znacząco więcej niż w przeszłości
Uśmiechnięty Ameyaw
Michael Ameyaw z Rakowa Częstochowa kilka dni temu był gościem programu Foot Truck, gdzie bez ogródek potwierdził, że oszukał sędziego w starciu z Jagiellonią Białystok, zremisowanym ostatecznie 2:2. Nabrać dał się Jarosław Przybył, który podyktował jedenastkę za “faul” na świeżo upieczonym reprezentancie Polski.
– Nie będę owijał w bawełnę. Przyaktorzyłem – uśmiechnął się Ameyaw.
– Jako profesjonalni zawodnicy wiemy, że praktycznie jesteśmy w stanie zrobić wszystko, aby nasza drużyna wygrała, jeżeli nikomu nie wyrządzamy tym krzywdy, a ja nikomu jej nie wyrządziłem. Z mojej perspektywy sytuacja wyglądała tak, że to było odruchowe. Nie masz tego zaplanowanego. Po tym manewrze od razu wstałem, żeby nie dostać żółtej kartki i byłem delikatnie zdziwiony, kiedy sędzia pokazał na wapno. Ja się z tym nie czuję źle – dodał piłkarz Rakowa. Jak widać – żadnej refleksji. I to w dobie VAR-u, który miał przecież definitywnie wyeliminować z futbolu aktorskie sztuczki. No tak, ale akurat wtedy VAR nie działał.
A zresztą arbiter odpowiedzialny za wideoweryfikację i tak uważa tę sytuację jedynie za kontrowersję, a nie oczywisty błąd sędziowski. – Z jednej strony napastnik, który miał kontrolę nad piłką, zagrał ją, a obrońca wstawił nogę w tor poruszania się napastnika. Z drugiej strony napastnik widząc spóźnionego obrońcę, próbował szukać kontaktu. Teraz byłoby to kwestią oceny, czy jest to oczywista pomyłka – bredził Tomasz Kwiatkowski na antenie Canal+Sport.
Przepis na sukces według Podolskiego
No ale Ameyaw w Foot Trucku przynajmniej próbował pozować na człowieka z zasadami. Takiego, co to sędziego chętnie oszuka, jeśli tylko nadarzy się ku temu okazja, ale rywala to by przecież nigdy nie skrzywdził. Tymczasem Lukas Podolski nie ma jakichkolwiek zahamowań. Wczoraj gwiazdor Górnika Zabrze prawie urwał nogę Damianowi Kądziorowi z Piasta Gliwice i jest z tego wręcz dumny, tym bardziej że derbowe spotkanie zakończyło się zwycięstwem zabrzan 1:0.
– Dzięki takich wślizgom wygrywa się trofeum i gra się wielkich klubach – wyjaśnił “Poldi”, w nawiązaniu do słów Gerarda Badii, który nazwał Niemca “idiotą”.
Dzięki takich wślizgom wygrywa się trofeum i gra się wielkich klubach 😉 pozdrawia Idiota z Zabrza 😘👊🏻
— Lukas-Podolski.com (@Podolski10) November 25, 2024
Cóż, przypomina nam się stary kumpel Podolskiego z reprezentacji Niemiec, niejaki Philipp Lahm. Trochę lepszy i znacznie bardziej utytułowany zawodnik, no i o wiele mocniej skoncentrowany na grze obronnej. 660 występów na arenie klubowej, ani jednej czerwonej kartki. Albo taki Andres Iniesta. Również coś tam pograł w wielkich klubach i trochę trofeów pozgarniał. Ośmielimy się nawet stwierdzić, że miał większy wpływ na triumf Hiszpanii podczas mistrzostw świata w 2010 roku, niż Podolski na sukces reprezentacji Niemiec cztery lata później. Ale jakoś, kurczę, nie kojarzymy Iniesty z bestialskimi atakami na nogi przeciwników.
Z kolei taki Gary Lineker to nawet żółtka nigdy nie obejrzał, a karierę także zrobił całkiem, całkiem niezłą. Więc ten przepis na sukces, jaki przedstawił Podolski, jakoś nas nie przekonuje. W piłce można sięgać po trofea, nie niszcząc przy okazji zdrowia oponentom. Nie mylmy twardej gry ze skrajnym chamstwem.
Jeśli trofeami nazywamy kontuzje swoich boiskowych rywali, to zdecydowanie można dopisać kolejne. https://t.co/KVu6RVysgO pic.twitter.com/tkbuVTPHkx
— Piast Gliwice (@PiastGliwiceSA) November 25, 2024
Pomijamy już to, że Górnik z “Poldim” na pokładzie jak dotąd żadnego pucharu nie zdobył i wydaje się mało prawdopodobne, by miało się to wkrótce zmienić. Cholera, oby tylko Niemiec nie uznał, że tym brakującym elementem w walce o najwyższe cele były właśnie brutalne wślizgi, bo teraz będzie co tydzień odsyłał kogoś do szpitala.
Piłkarze triumfują
Inna sprawa, że były reprezentant Niemiec może zbyć drwiącym śmiechem nasze uwagi na temat Lahma czy Linekera i zauważyć: “przecież ja też nie dostałem kartki za ten wślizg!”. I faktycznie, sędzia główny ocenił, że za wjazd w nogę Kądziora nie należy się nawet żółty kartonik. Również dlatego Podolski pozwolił sobie na pójście za ciosem i zaraz po zdemolowaniu rywala, przerzucił się na wykonywanie prowokacyjnych gestów i atak bez piłki na Jakuba Czerwińskiego. – Podolski powinien w tym meczu obejrzeć dwie czerwone kartki, a otrzymał raptem żółtą kartkę – skwitował Adam Lyczmański, ekspert Ligi+Extra.
Zatem powinny być dwie czerwone, a jest jedna żółta. Typowy dzień w biurze ekstraklasowych sędziów w sezonie 2024/25. Spotkanie prowadził Paweł Raczkowski, wideoweryfikacją zarządzał Szymon Marciniak. Podobno system VAR znowu nie działał poprawnie i Marciniak część meczu śledził w wozie ekipy telewizyjnej.
I tak to się właśnie kręci. A symulanci i brutale szeroko się uśmiechają.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- W Piaście Gliwice i decyzjach Raczkowskiego nie zgadza się nic
- Mordercy futbolu tym razem przyłapani na gorącym uczynku
- Trela: Nowe niekoniecznie nowoczesne. Polska a globalne trendy w budowie stadionów
fot. NewsPix.pl