Reklama

Kryzys w Lechu? Bardzo dobrze, można zadbać o rozwój

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

05 października 2015, 16:28 • 7 min czytania 0 komentarzy

Pat, zastój, paraliż, impas, klincz – synonimów słowa na „k”, którego wciąż nie chce powiedzieć prezes Lecha Karol Klimczak, jest jeszcze całkiem sporo. Mydleniem oczu nikt daleko jednak nie zajechał i teraz kibice Kolejorza wzywają właściciela klubu – Jacka Rutkowskiego – do działania. Lech stoi na rozdrożu i musi w końcu wybrać, a decyzja, którą podejmie będzie chyba najważniejszą, odkąd w klub inwestuje koncern Amica.

Kryzys w Lechu? Bardzo dobrze, można zadbać o rozwój

Nie ma co już chyba mówić o walce o mistrzostwo. Ba, coraz bardziej oddala się perspektywa zakończenia sezonu zasadniczego w pierwszej ósemce. Lech walczy dziś przede wszystkim o utrzymanie, a najpierw przecież musi wygramolić się ze strefy spadkowej. Europejskie puchary w przyszłym sezonie? Chyba już tylko przez Puchar Polski. Wyjście z grupy Ligi Europy? Można już o tym zapomnieć.

Jest Lech więc w miejscu, w którym trzeba już podjąć jakąś decyzję, dać sygnał. Po prostu coś zrobić.

Gdyby Kolejorz był prymusem europejskiej piłki i słuchał się najlepszych, sięgnąłby teraz do wydanego przez ECA „Przewodnika po zarządzaniu klubem”, a dokładniej do rozdziału szóstego, ostatniego, gdzie mowa jest o radzeniu sobie z kryzysem. – Sytuacja kryzysowa może być bodźcem dla klubu do wdrożenia określonej strategii, określonego działania – przeczytałby. Mówiąc krótko: trzeba wymyślić siebie na nowo.

A to byłoby potrzebne nawet bez kryzysu, bo jak słychać od jakiegoś czasu przy Bułgarskiej, w Lechu jest coraz mniej Lecha. Już nawet nie chodzi o to, że klub odchodzi z wybranej drogi, uklepanej przez takie kluby jak Basel czy Sparta Praga, ale raczej o to, że pracownicy Lecha to coraz rzadziej ludzie z nim związani. W lecie pożegnano się z Patrykiem Kniatem, który w klubie pracował kilkanaście lat, ostatnio był trenerem rezerw, on również wypatrzył Karola Linettego i doglądał jego rozwoju. Nie ma też już szefa akademii Marka Śledzia, człowieka, który owszem odpowiada za fiasko rozwoju Krystiana Bielika w Poznaniu, ale też osoby, która odpowiadała za stały rozwój lechowego szkolenia. Symbolem tych odejść uczyniono Dariusza Motałę, kierownika zespołu, który odszedł, bo nie dogadywał się z Maciejem Skorżą. Ludzie będący blisko klubu mówią jasno, że te odejścia łączy jedno – posiadanie własnego zdania. A jeszcze przecież nie ma już w Lechu pani od pralni pracującej przy Bułgarskiej od kilkunastu lat. Niby detal, pozornie nieistotna osoba w całej potężnej machinie, jaką jest Lech Poznań, ale na szacunku do takich ludzi buduje się cały klub.

Reklama

Lech przedstawiał siebie jako klub idący inną drogą niż reszta. Daje czas trenerom, obficie korzysta z akademii piłkarskiej, skrupulatnie patrzy w budżet nie szastając pieniędzmi na lewo i prawo. Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że nie dość, że dało to poznaniakom sukces w postaci mistrzostwa, to jeszcze pozwoli im na szybszy rozwój, gdy w grę wejdą pieniądze z UEFA za puchary. – Mnie się wydaje, że teraz to my odjechaliśmy Legii i powstaje pytanie, jak bardzo jej odjedziemy – mówił nam Piotr Rutkowski.

Te słowa brzmią dziś jak farsa. W przeciągu ledwie kilkunastu tygodni okazało się, że niemal wszystko to, co Lech o sobie myślał jest czymś zupełnie innym niż to, czym naprawdę jest. Ten brak pokory kibice odczuwają od dłuższego czasu, a poziom irytacji tłumaczeniami prezesa Karola Klimczaka sięgnął zenitu. Choć wysłany przez Amikę na sportowy front księgowy doskonale dba o Excela, to odpada w kontakcie z krytyką i trudnymi pytaniami. Lech zamiast, zgodnie z tym co mówi właściciel klubu, sprzedawać emocje, sprzedaje brak zaufania. Dlatego teraz bojkotujący mecze kibice chcą rozmawiać z Jackiem Rutkowskim, nie zaś z Klimczakiem.

Idealnie w ten styl wpisał się Maciej Skorża, który w Poznaniu, podobnie jak w Krakowie i Warszawie, zbudował dookoła siebie warowną twierdzę. Mistrzostwo wykorzystał do tego, by poprawiać pozycję w klubie, dążyć do modelu menedżerskiego, w którym trener odpowiada za wszystko, ale skutkiem ubocznym skupienia się na politycznych gierkach w Lechu jest obecny kryzys zespołu. Kryzys, na którego pożegnanie trener kompletnie nie ma pomysłu.

Fakty są takie, że porażki, zwłaszcza dwie ostatnie (z Basel i Cracovią) wzięły się z rzeczy, które trzeba wypracować na treningu – organizacja gry w obronie, przekazywanie sobie krycia, automatyzmy, kolektyw. A do tego szybkość, zrywność, przyspieszenie. Poznaniacy biegają w jednym tempie, jakby szykowali się do biegu na 10 kilometrów, a nie do meczu piłki nożnej. W Lechu kuleje to przez cały sezon, a poprawę widać było tylko w niektórych meczach. Są to więc po prostu wyjątki od reguły.

Skorża nigdy nie chciał być wylewny co do swojej filozofii, nie był otwarty w rozmowach z mediami, zwłaszcza gdy przegrywał. To jego decyzja, którą może argumentować mistrzostwami i pucharami, ale podczas jego kadencji w Lechu bardzo wiele rzeczy okrytych zostało tajemnicą. Jeszcze szczelniej zamknięto treningi, utajniano też choćby najdrobniejsze mecze kontrolne z niżej notowanymi rywalami.

To spowodowało, że w sprawie warsztatu trenerskiego Skorży zaczęły krążyć opowieści z dwóch, zupełnie różnych biegunów. Jedna taka, że jego asystenci – Dariusz Żuraw i Tomasz Rząsa – w sztabie trenerskim tylko są, a wszystkim i tak zajmuje się Skorża. Według drugiej to właśnie współpracownicy trenera zajmują się prowadzeniem zajęć, a pierwszy szkoleniowiec tylko ich dogląda. Podobnie mówiło się o zatrudnionym w lecie Paolo Terziottim, długoletnim współpracowniku Skorży, który wchodząc do sztabu, wszedł też w kompetencje Andrzeja Kasprzaka, do którego pracy trudno było mieć zarzuty.

Reklama

Gdyby prześledzić wszystkie konferencje prasowe trenera Lecha w tym sezonie, najczęściej powtarza się kwestia problemów mentalnych. Drużyna nie wierzy w siebie, popełnia banalne błędy, nie wierzy w siebie coraz bardziej i jeszcze bardziej błądzi. Spirala. Jednocześnie w tym samym klubie dyskusja na temat psychologa sprowadza się do prostego „jak ktoś ma potrzebę, to pójdzie”. Jedni piłkarze chodzą, inni twierdzą, że sobie z tym poradzą. Jak widać, radzą sobie z tym coraz gorzej. To swoją drogą jeden z największych paradoksów futbolu – eksperci często sprowadzają niepowodzenia do problemów z głową, a psycholog jest w klubach traktowany jak intruz.

To nie byłoby potrzebne, gdyby rolę psychologa wziął na siebie trener, ale ten aspekt pracy Skorży również kuleje. „Fakt” podał informację, że drużyna dwukrotnie była u wiceprezesa Piotra Rutkowskiego, który po prostu cały zespół zjechał. Skorża tylko temu się przysłuchiwał, a nawet miał być pomysłodawcą tych wizyt na dywaniku. I to nie były pierwsze takie spotkania, bo nawet w poprzednim sezonie trener przy zarządzie oddalał podejrzenia jak najbardziej od siebie i to nawet w najbardziej prostych sprawach nie dotyczących pracy z zespołem. Skorża stracił zaufanie drużyny, czyli pewnie stracił zaufanie tych piłkarzy, na których najbardziej mu zależało, z którymi rozmawiał najczęściej. Może nawet tylko z tymi, którzy mają najwięcej w szatni do powiedzenia, rozmawiał. Gdy do klubu przyszedł Maciej Gajos, z rozbrajającą szczerością stwierdził, że on jeszcze z trenerem nie dyskutował na temat swojej pozycji w drużynie. Rąbek tajemnicy – Skorża stroni od rozmów z piłkarzami – został odsłonięty.

W klubach, które opierają się na rozwoju młodzieży, bardzo istotny jest przepływ informacji, bo wtedy przyspiesza się przepływ piłkarzy między drużynami. Mamy zdolnego juniora starszego, to dajmy mu kilkanaście minut w lidze, potem przerzućmy do rezerw, zobaczmy jak sobie radzi – tak to mniej więcej działa. Dyskutujmy, debatujmy i wybierajmy. O tym, że sztab szkoleniowy nie do końca orientuje się, co dzieje się choćby w drugim zespole, widać było przy sprawie Jakuba Wilka, który kilka tygodni trenował z rezerwami. Zapytany o to Tomasz Rząsa stwierdził, że nic o tym nie wie. Co prawda były to tylko gościnne treningi, ale chyba normalne powinno być, że pracownik działu sportowego wie, kto ćwiczy na obiektach należących do klubu. Na meczach juniorów starszych też próżno szukać wysłanników z pierwszego zespołu – na ostatnim meczu CLJ we Wronkach z Ruchem Chorzów pojawił się Krzysztof Chrobak, szef szkolenia w akademii, Marek Bajor współpracujący z drugą drużyną i Dominik Jarosz, były już szef skautingu młodzieżowego, który opuścił Lecha na rzecz pracy dla jednego z agentów zostawiając klub z niemal pustymi rękami.

Choć Skorża jest oczywiście winnym całego kryzysu, to jednocześnie uwidocznił błędy, które klub popełnia od dłuższego czasu. Obecnie panująca „trudna sytuacja”, zgodnie z tym, co radzi ECA, jest idealną okazją, by przewartościować pewne rzeczy i wrócić na odpowiednią ścieżkę albo kompletnie przyjąć nową strategię. Gorzej w końcu być nie może. Lech nie jest najbogatszym klubem w Polsce, ale wciąż na tyle majętnym, że może się na nowo zdefiniować i, może to za duże słowo, być innowacyjnym.

Żeby tak się stało, trzeba rozpocząć od przyznania się do błędów. A to, przy obecnym stylu zarządzania w Lechu, byłoby dużą niespodzianką.

JACEK STASZAK

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...