Pierwsza połowa nadaje się do kosza, drugą już można było oglądać. Derby Dolnego Śląska zawiodły tych, którzy liczyli na szybką, ofensywną grę z obydwu stron i wiele sytuacji. Był typowy derbowy dżem – walka, szarpane akcje, niecelne podania. Choć z tego wszystkiego wyłaniała się przez większość spotkania zdecydowana przewaga Zagłębia, bo jeszcze raz okazało się, że w piłce nożnej czasem po prostu trzeba zalagować, by zdobyć bramkę.
Zagłębie podoba się nam, i nie tylko nam, od dłuższego czasu. Grają ofensywnie, pewni siebie, agresywnie. Są dobrze zorganizowani zarówno w ataku, jak i obronie. Mają świetne schematy, a gdy się rozpędzą, to ogląda się ich naprawdę przyjemnie. Ale przez cały czas mieliśmy z tyłu głowy, że jest w tej drużynie Jakub Tosik. Piłkarz, który ze względu na staż należy do szlachetnego grona “solidnych ligowców”, ale ze względu na grę, powoli aspiruje to jednoosobowego zbioru zwykłych brutali.
Tosik powinien zarobić dwie żółte kartki w ciągu ledwie kilku minut. Najpierw sfaulował, i to ostro, Jacka Kiełba, a potem ciągnął za spodenki Flavio Paixao. Co się odwlecze, to nie uciecze – karma wróciła. Na dziesięć minut przed końcem meczu Mariusz Pawelec zagrał głęboko z własnej połowy i z piłką w powietrzu minął się właśnie Tosik, któremu pozostało tylko wylądować, obrócić się i popatrzeć jak Paixao wyrównuje.
A bramka Portugalczyka powinna być trafieniem kontaktowym, bo Zagłębie przez całą drugą połowę atakowało, stwarzało sytuacje. Tuż po przerwie w słupek trafił Djordje Cotra, chwilę później to bramki już, z pomocą Piotra Celebana, Michal Papadopulos. Typowa akcja dla Zagłębia w tym sezonie – zagranie do bocznego obrońcy, dośrodkowanie i uderzenie głową. Później szczęścia szukał też Łukasz Janoszka.
Śląsk grał słabo, bardzo słabo. O ile w walce nie ustępował Zagłębiu, to w grze w piłkę już tak. Wrocławianie chcieli rozgrywać piłkę od tyłu, klepać, ale najlepiej akcje wychodziły im wtedy, gdy grali długimi podaniami – jak przy bramce. Tadeusz Pawłowski wprowadził trzech ofensywnych piłkarzy, ale żaden z nich nie poprawił gry zespołu. Ten remis z przebiegu gry jest po prostu fartowny.
Ale jeśli weźmie się pod uwagę błędne decyzje sędziego, to wcale być tak nie musiało. Poza Tosikiem z boiska zejść powinien też Jarosław Kubicki, który w pierwszej połowie wjechał sankami w Mateusza Machaja. Dostał tylko żółtą kartkę, a to było wejście kwalifikujące się na karton krwisto-czerwony.
Fot. FotoPyK