Reklama

Najlepsze dni polskich klubów w pucharach. Wyczyn Legii i Jagi wysoko

AbsurDB

Autor:AbsurDB

24 października 2024, 07:41 • 16 min czytania 19 komentarzy

Jakie były najlepsze dni polskiego futbolu klubowego w Europie? Ale nie takie, w których nasz jeden rodzynek wygrywał z potężnym przeciwnikiem, ale takie jak czwartek sprzed trzech tygodni, gdy wszyscy nasi reprezentanci nie tylko wygrali swoje mecze, ale pokonali rywala, który ma mocną i szanowaną pozycję w Europie? Moim zdaniem 3 października 2024 przebijają tylko wyniki z 12 i 26 listopada 1969.

Najlepsze dni polskich klubów w pucharach. Wyczyn Legii i Jagi wysoko

3 października 2024 roku pozostanie na długo w pamięci kibiców polskiej piłki. Jednego dnia Legia pokonała ósmą drużynę La Ligi – Betis, a Jagiellonia wicelidera ligi duńskiej – FC Kopenhaga. Przez ostatnie trzy tygodnie oba kluby poprawiły swoje miejsca w tabeli – Betis jest siódmy mimo porażki w derbach Sewilli, a Kopenhaga jest liderem Superligaen. Duńczycy według większości rankingów ocierają się o bycie klubem z czołowej setki na kontynencie, a Hiszpanie lokują się w okolicach 60. miejsca. Według rankingu UEFA, Kopenhaga plasuje się natomiast jeszcze wyżej, zajmując 37. lokatę.

W Lidze Konferencji dwaj rywale Polaków z pierwszej kolejki zmierzą się ze sobą w czwartek o 21:00. Zarówno Legię, jak i Jagiellonię czekają w tym tygodniu – w teorii – znacznie łatwiejsze starcia. Mistrz Polski zmierzy się z przeciętnym Petrocubem z Mołdawii, a warszawiacy zagrają z Backą Topolą, czyli klubem, który zwyciężył w jednym z trzynastu rozegranych spotkań w Europie, a w lidze jest na dziewiątym miejscu. Choćby nawet nasz eksportowy duet wygrał oba czwartkowe spotkania 5:0, nie będzie to tak spektakularne, jak jego wyniki w pierwszej kolejce.

O mołdawskim przeciwniku Jagiellonii przeczytacie w artykule Szymona Janczyka:

Czy był to najlepszy dzień w historii występów polskich klubów w Europie? Oczywiście zdarzały nam się pojedyncze wyskoki przeciwko znacznie silniejszym rywalom. Legia eliminowała czołowy klub kontynentu – Sampdorię, trzy lata temu wygrywała z Leicester, rok temu z Aston Villą, dawniej z Saint-Etienne. Wielka Wisła wygrywała z Schalke, Parmą i Saragossą, później z Fulham i Twente, a kiedyś z Brugią, Widzew wygrywał z Liverpoolem i Moenchengladbach, Lech z Villarrealem, City, Fiorentiną, Marsylią i Athletikiem, Górnik z Rangersami, City i Dynamem Kijów. Wielkie mecze zdarzały się także mniejszym klubom, jak choćby Dyskobolii, wygrywającej z Herthą.

Reklama

Były także zwycięskie porażki, jak odpadnięcie Wisły z Barceloną mimo wygranej 1:0 w rewanżu, czy Legii z Atletico lub Górnika z Manchesterem United w podobnych okolicznościach. Jednak prawie zawsze wygrane te zdarzały się pojedynczo. Były jedynymi meczami polskiego klubu tego dnia, a najczęściej nikt inny z Polski nie grał już w Europie na tym etapie, a jeżeli nawet wciąż uczestniczył w rozgrywkach, to nie udawało mu się wygrać swojego spotkania. Kiedy zatem zdarzyło się, by polskie zespoły w komplecie wygrały swoje spotkania na arenie międzynarodowej, pokonując jednego dnia dwóch dość mocnych przeciwników?

10.miejsce: 1 października 1969: Górnik – Olympiakos 5:0, Legia – UT Arad 8:0

Zaczynamy od dnia, w którym poziom pokonanych rywali nie był może imponujący, ale za to rozmiary zwycięstwa – jak najbardziej. Zarówno liga turecka, jak i rumuńska były pod koniec lat sześćdziesiątych klasyfikowane zdecydowanie za Ekstraklasą. Co ciekawe, mógł to być jeszcze lepszy dzień, ale Górnik z Ruchem musiały podzielić się Stadionem Śląskim i chorzowianie dzień wcześniej pokonali na nim lidera ligi austriackiej Wiener SC 4:1, po porażce 2:4 w pierwszym meczu. Ruch grał w Pucharze Miast Targowych (poprzednik Pucharu UEFA), Górnik w Pucharze Zdobywców Pucharów, a Legia w Pucharze Mistrzów.

Całe nasze trio na przełomie września i października 1969 roku awansowało do drugich rund odpowiednich rozgrywek. Zabrzanie dotarli wówczas ostatecznie do finału, gdzie przegrali z Manchesterem City, Legia w półfinale odpadła z Feyenoordem, a Ruch w 1/16 finału z Ajaxem. Do tego samego etapu (i to mimo gry wiosną w II lidze) dotarła nawet Gwardia Warszawa, która swoje mecze pierwszej rundy rozgrywała wcześniej we wrześniu. Sezon ten zakończył się naszym awansem na siódme miejsce w rankingu UEFA. Nigdy później nie osiągnęliśmy wyższej lokaty. Nikt by pewnie wtedy nie uwierzył, że po kilkunastu latach znacznie wyżej od nas będzie notowana liga rumuńska, a po dwóch dekadach nawet turecka.

Co ciekawe, w meczu Legii do przerwy był remis. Potem worek z bramkami się rozwiązał. Dwie zdobył Gadocha, a po jednej: Bernard Blaut, Brychczy, Stachurski, Deyna, Żmijewski i Pieszko. Mecz ten połączył zatem pokolenie starej Legii – zawodników urodzonych w czasie wojny z młodszymi – Gadochą i Deyną, którzy pięć lat później zdobędą sensacyjny medal mistrzostw świata, a popularny Kaka znajdzie się na podium Złotej Piłki.

Po godzinie gry Górnik prowadził natomiast tylko 1:0, a worek z bramkami rozwiązał się w końcówce spotkania. Gole zdobyli: Banaś (dwie), Wilczek, Skowronek i Szołtysik. Żaden z uczestników tego meczu nie pojechał na mundial do Niemiec, ale Kostka, Gogroń, Szołtysik i Lubański zdobędą za trzy lata złoty medal olimpijski w Monachium. 1 października 1969 był zatem w pewnym sensie początkiem budowy wielkiej reprezentacji Polski z lat siedemdziesiątych. Składy Legii i Górnika warto zapamiętać, bo ich bohaterowie nieraz pojawią się jeszcze w tym artykule.

Reklama

Przesadą byłoby dziś oczekiwać, by uczestnicy meczów sprzed trzech tygodni poprowadzili za kilka lat naszą kadrę do medali. Z Polaków w Legii zagrali Tobiasz, Wszołek, Oyedele, Kapustka, Chodyna, Augustyniak i Jędrzejczyk, a w Jagiellonii Abramowicz, Listkowski, Romanczuk i Kubicki. Cóż, trudno tu może o kandydatów do Złotej Piłki, ale kilku w reprezentacji może jeszcze namieszać.

9.miejsce: 20 i 27 sierpnia 2015: Zoria – Legia 0:1, 2:3, Lech – Videoton 3:0, 1:0

To jedyny dwumecz w zestawieniu z dekady poprzedzającej trwający sezon. Wziąłem pod uwagę zarówno termin pierwszych meczów jak i rewanżów, bo wszystkie cztery spotkania w play-offach o awans do Ligi Europy polskie kluby wtedy wygrały. Ukraińcom rok wcześniej do awansu do tych rozgrywek zabrakło zaledwie jednego gola z Feyenoordem, a dwa tygodnie wcześniej rozgromili Charleroi w dwumeczu 5:0. W dwóch późniejszych sezonach Zoria grała w fazie grupowej, ale w 2015 musiała obejść się smakiem, mimo że w składzie miała między innymi Rusłana Malinowskiego, Oleksandra Karawajewa i Michaiła Siwakowa.

Jak pisał o meczu rewanżowym Szymon Janczyk: Mecz w Warszawie to chyba jedyne starcie z udziałem polskiego klubu w europejskich rozgrywkach, w których w ciągu 90 minut zobaczyliśmy trzy trafienia z wolnych. W dodatku jedno z nich należało do Tomasza Brzyskiego.

Węgrzy okazali się dla Kolejorza zdecydowanie za słabym rywalem, ale i tak duet Zoria i Videoton plasuje się w czołówce w miarę mocnych klubów pokonanych jednego dnia przez polskie kluby. Bramki dla Lecha zdobyli wtedy Linetty, Thomalla, Trałka oraz Kędziora w rewanżu.

8.miejsce: 4 listopada 1970: Legia – Standard Liège 2:0, Górnik – Göztepe Izmir 3:0

Trzy bardzo ważne mecze, trzy zwycięstwa, sześć strzelonych bramek i ani jednej straconej. Legia zakwalifikowała się do ćwierćfinału rozgrywek o Klubowy Puchar Europy. Górnik Zabrze znalazł się na tym samym szczeblu rozgrywek o Puchar Zdobywców Pucharów. Juniorzy po zwycięstwie nad Węgrami zakwalifikowali się do finałów turnieju UEFA. W ciągu kilku godzin prania całkowicie spłynął gorzki osad, jaki pozostawiły po sobie nieudane występy reprezentacji.

Zapisując środę 4 listopada na koncie wielkich sukcesów naszej piłki przestrzegamy zawodników, trenerów, działaczy i kibiców przed popadnięciem w samouspokojenie i hurra optymizmem.

Tak Przegląd Sportowy relacjonował ten dzień. Do dwóch triumfów klubowych doszło bowiem zwycięstwo nad Węgrami reprezentacji U18 prowadzonej przez rozpoczynającego karierę trenerską Andrzeja Strejlaua, które dało nam awans do finałów mistrzostw Europy. Z tonowaniem euforii redakcja miała sto procent racji, bo jak się później okazało, Legia odpadła w kolejnej rundzie z Atletico, a Górnik z Manchesterem City, młodzież zaś w finałowym turnieju nie wyszła z grupy. Także nasza dorosła kadra odpadła wkrótce z eliminacji mistrzostw Europy nie potrafiąc wygrać w Turcji ani Albanii.

7.miejsce. 18 marca 1970: Legia – Galatasaray 2:0, Górnik – Lewski Sofia 2:1

Pierwsze mecze ćwierćfinałowe nie zakończyły się sukcesami naszych przedstawicieli. Górnik przegrał w Sofii 2:3, a Legia w Stambule zremisowała 1:1. Warszawiacy wygrali w rewanżu po dwóch golach Brychczego. Trener Zientara wskazywał na Kiciego jako „moralnego ojca zwycięstwa”, który organizował grę i był niezmordowany w walce. Prezes Legii generał Huszcza mówił (Przegląd Sportowy nr 34 z 19 marca 1970):

Dziękuję stołecznej publiczności. zwłaszcza młodzieży, za prawdziwie sportowy doping, który w poważnym stopniu dopomógł zawodnikom w przezwyciężeniu niemałych trudności w tym bardzo ciężkim meczu. Taka publiczność — to wielki skarb.

Śląska prasa niewielką porażkę w Bułgarii w pierwszym meczu przyjęła z… umiarkowanym optymizmem. Lewskiego dotąd wyeliminować potrafiły tylko Benfica i Milan. Na mecz do Chorzowa fani z Sofii udali się już trzy dni przed meczem pociągiem specjalnym – pierwszym w historii tamtejszego ruchu kibicowskiego. Górnik wygrał 2:1 po bramkach Lubańskiego i Banasia i w obecności… stu tysięcy widzów awansował dalej dzięki golom strzelonym na wyjeździe.

Dwie polskie drużyny znalazły się w półfinale europejskiego pucharu! Rzecz niebywała. Co ciekawe, najtrudniejszych rywali pokonaliśmy wtedy wcześniej, niż w ćwierćfinale, ale o tym za chwilę.

6.miejsce. 15 października 2003: Dyskobolia – Hertha 1:0, NEC Nijmegen – Wisła 1:2

W pierwszej rundzie Pucharu UEFA 2003/04 zmierzyły się drużyny trenowane przez dwóch medalistów mistrzostw świata 1974: NEC Nijmegen Johana Neeskensa i Wisła Henryka Kasperczaka. Klub z Holandii zajął najlepsze w swojej historii 5. miejsce w Eredivisie, wyprzedzając między innymi Utrecht, Willem II, Alkmaar czy Twente, co dało mu awans do europejskich rozgrywek. W zespole brakowało gwiazd. Wcześniej reprezentantami byli Jugosłowianin Dejan Govedarica i Kongijczyk Zico Tumba. Tumba po tamtym sezonie zakończył nagle w wieku 27 lat profesjonalną karierę, mówiąc:

„Profesjonalny futbol jest zły. Ludzie w nim nie są uczciwi i nie ma wzajemnego szacunku. Wszystko kręci się wokół pieniędzy. Dzisiaj jesteś dobry, a jutro wszyscy cię wyrzucają. To nie jest mój świat. Za niczym nie tęsknię. Mam nowe życie i jestem z tym o wiele szczęśliwszy”.

Kto wie, być może przyczyniła się do tego porażka z Wisłą?

Po latach dwa razy w reprezentacji Oranje zagra obrońca Peter Wisgerhof. W pierwszym meczu w Krakowie Wisła wygrała 2:1. Rewanż był trudny, bo gospodarze wyszli na prowadzenie. Tuż przed przerwą Frankowski strzelił wyrównującego gola. To oznaczało, że NEC potrzebował dwóch bramek, zatem mocno się otworzył i zaczął grać brutalnie. Skończył w ósemkę, a gdy w 86. minucie czerwoną kartkę otrzymali Zonneveld oraz Ax, miejscowi kibice zaczęli wrzucać na murawę połamane krzesełka. Ostatecznie „Franek” skończył z dwoma trafieniami – podobnie jak w pierwszym meczu.

Hertha zaś po zajęciu 5. miejsca w Bundeslidze, jesienią 2003 roku zawodziła. Była dopiero na 15. lokacie, ale jej skład budził respekt. Bramkarz w szarych spodniach od dresu, Gabor Kiraly, w obronie Josif Simunić i Arne Friedrich, w pomocy reprezentant Niemiec Michael Hartman, a w ataku Fredi Bobić i Artur Wichniarek. Z ławki wchodzili Pal Dardai i Bart Goor. Ekipa Rasiaka i Niedzielana postawiła się jednak faworyzowanemu rywalowi i po bezbramkowym remisie w Berlinie awansowała dzięki samobójczemu golowi Simunicia do drugiej rundy Pucharu UEFA, gdzie czekał już Manchester City. Gol Sebastiana Mili wyeliminował wtedy The Citizens. Potyczki z Anglikami nie trafią jednak do dzisiejszego zestawienia, bo oba spotkania zakończyły się wtedy remisami.

Niecałe trzy miesiące później bohater jednego z ówczesnych meczów – Andrzej Niedzielan trafił do przegranego w drugim z nich – NEC Nijmegen – dzięki transferowi, którym żyła cała Polska.

5.miejsce. 7 listopada 1984: Widzew – Borussia Mönchengladbach 1:0, Wisła – Fortuna Sittard 2:1

To para zwycięstw nietypowa, bo jedno z nich oznaczało odpadnięcie polskiego klubu. Wisła w Pucharze Zdobywców Pucharów przegrała bowiem w pierwszym meczu w Sittard 0:2. Największą gwiazdą Holendrów miał być Frans Thijssen, trzy lata wcześniej wybrany graczem roku ligi angielskiej, jednak nie został zgłoszony do rozgrywek. Pod jego nieobecność groźnie zapowiadał się Wilbert Suvrijn. Cztery lata później zdobędzie złoty medal Euro 1988, wchodząc dwukrotnie na boisko – raz za van Bastena, a raz za Erwina Koemana. W rewanżu nadzieje Holendrzy rozwiali już w pierwszej minucie, wychodząc na prowadzenie. Gole Andrzeja Iwana i Michała Wróbla na niewiele już się zdały.

A mogło być pięknie, bo tego samego dnia Widzew odrobił straty z pierwszego spotkania przegranego 2:3. Borussia Mönchengladbach to jeden z najsilniejszych indywidualnie zespołów w dzisiejszym zestawieniu. W Bundeslidze zdobyli wówczas tyle samo punktów, co mistrzowski Stuttgart, choć wystarczyło to zaledwie do trzeciego miejsca. Borussia w ostatnich latach grała w pięciu finałach europejskich pucharów, a do tego dwa razy dotarła do półfinału. W obronie podporą Widzewa byli Dziuba, Wójcicki i Wijas, a w ataku brylowali Włodzimierz Smolarek (strzelec jedynej bramki) i młody Dziekanowski.

Rywale straszyli reprezentantami Niemiec: Brunsem, Frontzeckiem, Uwe Rahnem oraz mistrzem świata z 1990 roku Frankiem Millem. Także Niemcem był Bernd Krauss, choć grał w kadrze Austrii. Swój kraj reprezentował także Norweg Herlovsen, a wszystkich ich prowadził słynny Jupp Heynckes. Co ciekawe, w meczu zagrał także Uli Borowka, który trzynaście lat później przejdzie do… Widzewa, jednak Polska nie okazała się wówczas dobrym miejscem na walkę z chorobą alkoholową, z którą się wtedy zmagał. W kolejnej rundzie Widzew odpadł z Dynamem Mińsk.

4.miejsce. 3 października 2002: Utrecht – Legia 1:3, Polonia – Porto 2:0, Wisła – Primorje 6:1

Polskie kluby nierzadko wygrywały wszystkie trzy spotkania jednego dnia, jednak prawie zawsze miało to miejsce w lipcu lub sierpniu, a rywalami były kompletne ogórki – na przykład 3 sierpnia 2023: Ordabasy, Linfield i Żalgiris Kowno. Inaczej było jednak w 2002 roku, gdy tylko jeden z trzech zespołów pokonanych w 1. rundzie Pucharu UEFA nie robił wrażenia. W wygranej Wisły ze słoweńskim Primorjem Adjovscina zaskakująca była tylko wysokość (6:1). Legia dwa tygodnie wcześniej wygrała z Holendrami aż 4:1. W rewanżu nie tylko nie roztrwoniła przewagi, ale dołożyła rywalom trzy gole, tracąc tylko jednego. Pierwszy raz w historii polski klub wyeliminował holenderski. Miało to miejsce po golach Svitlicy (dwóch) i Kucharskiego w rewanżu.

Największe wrażenie powinna robić wygrana Polonii Warszawa nad FC Porto. Niestety, było to zwycięstwo honorowe, bo w pierwszym meczu drużyna Jose Mourinho wygrała aż 6:0. Mimo wszystko pokonanie przez ekipę Scherfchena, Dziewickiego i Gołaszewskiego rywala z Helderem Postigą, Derleiem, Aleniczewem, Maniche, Ricardo Carvalho, Ricardo Costą i Nuno Espirito Santo jest warte odnotowania.

3.miejsce. 20 października 2011: Rapid Bukareszt – Legia 0:1, Wisła – Fulham 1:0

Po dwóch kolejkach fazy grupowej Ligi Europy Legia była w niezłej sytuacji po porażce w Eindhoven i wygranej 3:2 z Hapoelem Tel-Awiw. Fatalnie wyglądały natomiast szanse Wisły, która przegrała 1:3 z Odense i 1:4 w Enschede, a miała przed sobą jeszcze dwa spotkania z faworytem grupy – Fulham. Rapid Bukareszt nie był łatwym rywalem, bo dopiero co wyeliminował Śląska Wrocław. Kilku graczom zdarzało się występować w kadrze Rumunii, a Božović grał dla Czarnogóry. Drużynie Skorży udało się jednak wygrać po golu Radovicia.

Przed Wisłą Maaskanta zadanie było znacznie trudniejsze. Każdy gracz wyjściowego składu Fulham był wcześniej lub później reprezentantem swojego kraju. W Wiśle też byli kadrowicze, tylko że z krajów takich jak Estonia (Pareiko), Kostaryka (Junior Diaz), czy Honduras (Osman Chavez). Ten ostatni otrzymał czerwoną kartkę w 87. minucie, ale nie miało to już większego znaczenia, bo po golu Bitona Biała Gwiazda prowadziła 1:0. Rywale nie grali jednak końcówki w przewadze, bo już w 29. minucie czerwoną kartkę otrzymał Moussa Dembélé – późniejszy gracz Tottenhamu i medalista mistrzostw świata 2018.

Dwa zwycięstwa okazały się kluczowe, bo dzięki nim ostatecznie oba zespoły wyszły z grupy. Wygląda na to, że nasz duet także w tym roku może powtórzyć ten sukces w Lidze Konferencji. Oby w fazie pucharowej poszło im lepiej, bo przed dwunastu laty Legia i Wisła odpadły już w 1/16 finału.

2.miejsce. 3 października 2024: Legia – Betis 1:0, FC Kopenhaga – Jagiellonia 1:2

O tym pięknym dniu napisano już wszystko. Najpierw zwycięstwo Legii podsumował Paweł Paczul:

Legia była bardzo dobra w defensywie. Grała inteligentnie, odpowiedzialnie, całkiem łatwo rozbijała ataki Hiszpanów. Tobiasz absolutnie nie powie po tym spotkaniu, że to jeden z jego najtrudniejszych wieczorów, to nie był występ w stylu Boruca na dużych turniejach, bo nie musiał być. Goście rzadko stwarzali sytuacje, a jak już stwarzali, to były one marne.

Do odpowiedzialnej defensywy Legia dołożyła rzetelność z przodu. Gol nie wziął się z przypadku – krótkie rozegranie z rzutu rożnego pozwoliło nieco wyciągnąć defensywę Betisu, przez co na mijankę poszedł z nią Kapuadi, który strącił wrzutkę głową.

Chwilę później Michał Kołkowski dodał:

Mistrzowie Polski nie zaprezentowali dziś na Parken swojego najpiękniejszego oblicza – w pierwszej połowie meczu grali wręcz bojaźliwie, na przetrwanie, bez żadnych argumentów w ofensywie. Koniec końców wywożą jednak z Kopenhagi fantastyczny rezultat. Triumf 2:1 w Danii bez wątpienia zapisze się złotymi zgłoskami na kartach historii Jagiellonii.

Warto w tym miejscu przypomnieć dwa przykłady dni, w których polskie zespoły nie odniosły kompletu zwycięstw, a jeden remis zepsuł idealny bilans, dzięki któremu daty te mogłyby znaleźć się w dzisiejszym zestawieniu.

15 sierpnia tego roku Wisła pokonała Spartaka Trnawa 3:1, Śląsk wygrał z Sankt Gallen 3:2, a Legia zremisowała z Brondby 1:1. Niestety w przypadku Śląska oznaczało to odpadnięcie z dalszych gier.   Natomiast 1 października 1986 roku Legia pokonała Dnipro 1:0, Widzew LASK także 1:0, a Górnik zremisował z Anderlechtem 1:1

1.miejsce. 12 i 26 listopada 1969: Górnik – Rangers 3:1, 3:1, Legia – Saint-Etienne 2:1,1:0

Po opisywanych już wcześniej meczach z Olympiakosem i UT Arad, a przed wygranymi z Lewskim i Galatasaray ćwierćfinałami, Legię i Górnika czekały boje z najtrudniejszymi przeciwnikami.

Rangersi dotarli w 1969 roku do półfinału, a rok wcześniej do ćwierćfinału Pucharu Miast Targowych, zaś w 1967 roku grali w finale Pucharu Zdobywców Pucharów. Wielkiego Celticu nie udawało się im wtedy wyprzedzić, ale co roku zdobywali wicemistrzostwo Szkocji, zazwyczaj z olbrzymią przewagą nad trzecim miejscem. Poważnym osłabieniem było odejście latem 1969 roku króla strzelców sprzed roku – niejakiego Alexa Fergusona. Według retrospektywnego rankingu Clubelo The Gers byli przed meczem z Górnikiem 18. zespołem w Europie. Nic w tym dziwnego, skoro liga szkocka w rankingu UEFA zajmowała wówczas trzecie miejsce, wyprzedzona tylko przez ligę angielską i węgierską. Rangersi wtedy z byle kim nie odpadali. W ostatnich latach wyeliminowali ich tylko najsilniejsi: Newcastle, Leeds, Bayern, Inter, Real i Tottenham. Górnik Zabrze nie wydawał się zatem być wielkim zagrożeniem szczególnie, że w dotychczasowej historii tylko raz przebrnął drugą rundę.

Tymczasem już w pierwszym meczu niesiona dopingiem 70 tysięcy widzów drużyna Gézy Kalocsaya wygrała 3:1 po dwóch golach Lubańskiego. Trener Górnika rozpoczął podsumowanie spotkania od stwierdzenia, że… „nie ma pretensji do chłopców”.  Uważał, że byli dość zmęczeni. Dlaczego? O tym za chwilę.

Młodzi kibice mogą nie zdawać sobie sprawy, czym było Saint-Etienne pół wieku temu. W latach 1967-76 tylko trzykrotnie nie zdobyło mistrzostwa Francji, a cztery razy wywalczyło dublet. W Europie ich pogromcami rok wcześniej okazał się Celtic, a w 1967 Benfika, a więc najlepsze kluby kontynentu. Mało tego, przed spotkaniem z Legią wyeliminowali Bayern. W rankingu Clubelo stali jeszcze wyżej od Rangersów, bo na 16. miejscu w Europie.

Pierwszego gola dla gości strzelił Hervé Revelli. To, co wydarzyło się później, opisywał Mieczysław Szymkowiak z gazety „Sport”:

Im bliżej końca meczu – tym bardziej Legia zwiększała tempo. Goście zaczęli słabnąć, przegrywać coraz częściej pojedynki biegowe. Stało się to szczególnie widoczne w ostatnich piętnastu minutach. Dotąd świetnie spisująca się obrona Saint-Étienne nadążała za rozwojem sytuacji z wielkim trudem. Nastąpił rajd Żmijewskiego na lewej flance, dośrodkowanie piłki… Defensorom gości nie starczyło już szybkości, by przeszkodzić Pieszce w oddaniu celnego strzału z paru metrów. Teraz na boisku panowała niepodzielnie Legia. Strzał Deyny, oddany zza linii pola karnego i poprzez mur obrony, zaskoczył bramkarza gości i zapewnił zwycięstwo.

W pomocy drużyny francuskiej wystąpił Aimé Jacquet – trener mistrzów świata z 1998 roku.

Sukces był tym większy, że aż siedmiu graczy zaledwie trzy dni wcześniej wystąpiło w meczu eliminacji mistrzostw świata z Bułgarią, wygranym 3:0. Grali w nim Kostka, Latocha, Oślizło, Szołtysik i Lubański z Górnika oraz Deyna i Żmijewski z Legii.

Co ciekawe, prasa nie była zbyt optymistyczna przed rewanżami, bo w tamtych czasach przewaga własnego boiska miała bardzo duże znaczenie, a czekały nas dwa spotkania na wyjeździe. Przegląd Sportowy donosił:

Dziękując Legii i Górnikowi za środowe zwycięstwa, jednocześnie ostrzegamy, że forma z pierwszych spotkań z St. Etienne i Glasgow Rangers może nie wystarczyć do zakwalifikowania się do dalszych spotkań.

Wyniki rewanżów przeszły najśmielsze oczekiwania. Górnik powtórzył rezultat z pierwszego meczu, a Legia wygrała 1:0. Oprócz Olka i Skowronka strzelali Deyna i Lubański, a więc gracze, którzy na zawsze przejdą do historii jako legendy reprezentacji Polski. Następnego dnia Rangersi zwolnili Davida White’a i został tym samym pierwszym w historii (i jedynym do 2007 roku i Paula Le Guena) trenerem tego klubu, który nie zdobył żadnego trofeum!

„Dzień ten przejdzie do historii naszych drużyn klubowych” – pisały wtedy gazety. Moim zdaniem nie przebiła go dotąd żadna para wyników naszych reprezentantów, odniesionych tego samego dnia. Czas na powtórkę. Może w fazie pucharowej tegorocznej Ligi Konferencji?

WIĘCEJ NA WESZŁO: 

Fot. Newspix

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Konferencji

Komentarze

19 komentarzy

Loading...