– Dla nas Termalica jest równie ważnym rywalem, jak Napoli. A nawet ważniejszym – mówi przed meczem Henning Berg. Trener Legii nie potrafi znaleźć żadnego powodu, dla którego jego podopieczni mieliby być niewystarczająco zmotywowani. Hm, my akurat widzimy co najmniej kilka. Po pierwsze, Włosi to „nieco” bardziej atrakcyjny rywal. Po drugie, to zupełnie inny poziom sportowy. Po trzecie, to Liga Europy, w której znacznie łatwiej się pokazać. Po czwarte, Legia już nie raz udowadniała – włącznie z trenerem przesadnie rotującym składem – że nie do wszystkich podchodzi tak samo. No, można by długo wymieniać…
Fakty są jednak takie, że przynajmniej w teorii o lekceważeniu rywala nie ma w ogóle mowy. Berg posyła na boisko najlepszych zawodników i chce gonić Piasta Gliwice. Strata w najlepszym wypadku może zmniejszyć się do sześciu punktów. Gdyby przegrał, pozostałoby dziewięć.
Ale czy porażka jest tutaj jakkolwiek możliwa? Legia przynajmniej na papierze powinna przejechać się po Termalice, rozłożyć ją na łopatki, strzela u siebie najwięcej goli w lidze, a jej rywal przegrał na wyjazdach cztery z pięciu spotkań. Zresztą, dwa ostatnie wyniki Berga – 4:1 w lidze w Chorzowie i 4:1 w Pucharze Polski z Lechią – pokazują, że zespół wrócił na właściwe tory. Michał Żewłakow, dyrektor sportowy klubu, słusznie zwraca uwagę, że obecny trener akurat z dołków potrafi wychodzić. Teraz, tak się przynajmniej wydaje, znów jest na fali wznoszącej.
Z drugiej jednak strony, Legia potrafi wtopić w najmniej spodziewanym momencie, rok temu przegrała u siebie z beniaminkiem z Bełchatowa, teraz z Zagłębiem szczęśliwie zremisowała w końcówce meczu. A skoro w Warszawie jakiś czas temu mogła wygrać Korona, to dlaczego nie Termalica?
Lechia, która w środku tygodnia przegrała w stolicy, ma naprawdę sporo zmartwień. Przede wszystkim kompletnie jej w tym sezonie nie idzie – wygrała tylko jeden mecz, strzeliła skromne dziesięć goli, choć straciła ich niewiele więcej, jedenaście. Nie osiągał tutaj wyników Jerzy Brzęczek, nie osiąga też Thomas von Heesen. Remis u siebie z Koroną, porażka w Gliwicach, no i 1:4 z Legią… Zresztą, po tym ostatnim spotkaniu trenerowi puściły nerwy: mówił o dziecinnych błędach w defensywie, braku agresji z przodu, słabym Peszce, nieskuteczności Nazario czy różnicy w jakości.
– Legia miała święta Bożego Narodzenia, rozdaliśmy jej wiele prezentów. To nie powinno mieć miejsca na tym poziomie. Nigdy wcześniej nic takiego mi się nie przytrafiło – przekonywał.
Rozwiązanie? Ciężka, jeszcze cięższa praca na treningach, by poprawić przygotowanie fizyczne i kondycję. Z tego, co ostatnio opowiadał, to sytuacja jest tak tragiczna, że Haraslin po pół godzinie gry jest „martwy”, a piłkarze opadają z sił jeszcze przed przerwą. Dziś, jeśli chcą osiągnąć dobry wynik, potrzebowali będą więcej, niż tylko mocy na 90 minut biegania. Zagłębie coraz częściej nas zaskakuje, ostatnio bez większych problemów wygrało w Białymstoku w Pucharze Polski.