Jeszcze nie tak dawno wiązano z nim wielkie nadzieje, a niektórzy widzieli w nim rozwiązanie odwiecznego problemu reprezentacji Polski na lewej obronie. Transfer Daniela Dziwniela do szwajcarskiego St. Gallen mocno zmienił tę perspektywę. Dziś 23-latek znalazł się na najpoważniejszym zakręcie w swojej karierze, z którego nie będzie łatwo mu wyjść. Najpierw przez siedem miesięcy praktycznie nie grał, a teraz być może drugie tyle straci z powodu zerwania więzadła krzyżowego.
Zacznijmy jednak od początku jego przygody z St. Gallen. Już pod koniec kwietnia pochyliliśmy się nad jego sytuacją i napisaliśmy: Na tę chwilę bardziej pasowałoby stwierdzenie, że Dziwniel zasilił ławkę rezerwowych piątej drużyny tamtejszej Super League. Na jedenaście ligowych spotkań Polak wystąpił tylko raz i, na swoje nieszczęście, akurat w meczu, w którym jego drużyna straciła aż cztery gole. Trzy z nich w mniejszym lub większym stopniu obciążają konto Dziwniela. Przy drugiej bramce nie zdążył z asekuracją, przy trzeciej nie zablokował groźnego strzału rywala, a przy czwartej w dziecinny sposób dał się ograć we własnym polu karnym. Nic więc dziwnego, że w kolejnych spotkaniach Polaka już nie oglądaliśmy i, co piszemy z przykrością, raczej nie zapowiada się na nagłą zmianę sytuacji.
Niestety, nie pomyliliśmy się. Dziwniel od tego czasu zagrał jeszcze dwukrotnie, a jego klub obydwa mecze przegrał, 0:2 i 1:3. Wiosna polskiego obrońcy w liczbach wyglądała więc następująco: trzy mecze, trzy porażki, średnio trzy stracone bramki na mecz. A poza tym ławka rezerwowych bądź trybuny.
Obecne rozgrywki to już dla Dziwniela zupełna tragedia. W dwóch pierwszych meczach usiadł na ławce rezerwowych, a na kolejne sześć – jak i na pucharowy mecz z amatorami – wypadł poza kadrę. W niedzielę po raz pierwszy w tym sezonie wyszedł na boisko w rezerwach, gdzie po ośmiu minutach gry doznał koszmarnej kontuzji. I, jak się po dokładniejszych badaniach okazało, z tymi ośmioma minutami na koncie Daniel zakończy rundę.
Sytuacja Dziwniela w St. Gallen nieco przypomina tę Michała Masłowskiego w Legii. Obaj nie zrobili zupełnie nic, by przekonać do siebie sztab trenerski, a teraz wypadli na długie miesiące z powodu kontuzji. W przypadku Dziwniela naprawdę ciężko sobie wyobrazić, by po wyleczeniu kontuzji nagle miał odmienić swoją sytuację w Szwajcarii i zacząć regularnie grać. A my możemy mu tylko współczuć, mając w pamięci, że swego czasu zapowiadał się na naprawdę solidnego piłkarza.
Fot. FotoPyk