Reklama

Jagiellonia w obronie mistrzostwa Polski

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

19 lipca 2024, 12:34 • 11 min czytania 43 komentarzy

Przed startem poprzedniego sezonu Adrian Siemieniec cytował drużynie bajkę: „Wszystko, co w życiu dobre, zaczyna się od marzenia”. Potem słowa te trafiły na oprawę kibiców Jagi. I nie tylko te, jego „Believe” przygrywało drużynie przez wszystkie kolejki. Skończyło się mistrzostwem Polski. Stare sportowe porzekadło nieprzypadkowo mówi jednak, że łatwiej wejść na szczyt niż się na nim utrzymać. Przekonują się o tym właściwie wszyscy kolejni zwycięzcy Ekstraklasy. 

Jagiellonia w obronie mistrzostwa Polski

Tron jest zabetonowany. W stuletniej historii rozgrywek piłkarskich w Polsce dwadzieścia klubów zdobywało mistrzostwo. Dziewiętnaście tytułów w ostatnich dwudziestu czterech sezonach rozdzieliły między siebie Legia Warszawa, Wisła Kraków i Lech Poznań. „Wojskowi” złoto ostatni raz obronili 2021 roku. „Biała Gwiazda” w 2009 roku. „Kolejorzowi” nie udało się w tym wieku pozostać na szczycie dłużej niż dwanaście miesięcy.

Losy mniej standardowych mistrzów Polski są pokręcone. Zagłębie Lubin wygrało w sezonie 2006/07, a rok później po karnej degradacji znalazło się w I lidze. Śląsk Wrocław, po obstawieniu wszystkich możliwych miejsc na podium, w kolejnych latach z małym wyjątkiem na rozgrywki 2014/15 zakopał się w grupie spadkowej. Piast Gliwice do mistrzowskiego zrywu już nie nawiązał, kolejne podejścia – trzecie miejsce, szóste, piąte, piąte, dziesiąte. Najświeższym przykładem jest zaś Raków Częstochowa, który w minionym sezonie wytracał szalone tempo rozwoju z okresu rządów Marka Papszuna. W konsekwencji skończyło się na siódmej lokacie w tabeli Ekstraklasy i słowach właściciela Michała Świerczewskiego o staniu się średniakiem.

Nie rokuje to dobrze.

Czy Jagiellonii Białystok uda się jednak obronić mistrzostwo Polski? Przenalizujmy za i przeciw.

Reklama

Jaga nie obroni mistrzostwa Polski

Jagiellonia najprawdopodobniej dłużej zagra w europejskich pucharach. Po prawdzie: jeśli nie uda jej się wślizgnąć przynajmniej do fazy grupowej Ligi Konferencji, będzie to równoznaczne z zebraniem po drodze jakiegoś brzydkiego i śmierdzącego eurowpierdolu. Żeby zapewnić sobie awans w najmniej prestiżowych spośród rozgrywek UEFA, mistrzowi Polski wystarczy wygrać dwumecz z litewskim FK Poniewież. W teorii: łatwizna. Praktycznie: w tym miejscu zaczną się schody.

Hasło Michała Probierza o „pocałunku śmierci” jest jednym z najbardziej ikonicznych i błyskotliwych stwierdzeń polskiego języka piłkarskiego. Legia w Lidze Europy pokonywała Spartak Moskwa i Leicester, a w lidze wpadła w największy kryzys swojej współczesnej historii i zimowała na przedostatnim miejscu w tabeli. Dariusz Żuraw wystawiał rezerwy Lecha na Estadio da Luz z Benfiką, bo za wszelką cenę próbował uniknąć wpadki z… Podbeskidziem Bielsko-Biała. Nawet absolutnie wyśmienity „Kolejorz”, który doszedł do ćwierćfinału Ligi Konferencji, europejską szarżę musiał przypłacić wcześniejszym wypisaniem się z walki o mistrza kraju.

Będzie to diagnoza bolesna, ale do gry w Lidze Mistrzów, Lidze Europy i Lidze Konferencji trzeba mieć kasę. Nieprzypadkowo występowały w nich tylko kluby, które na polskim rynku wydają najwięcej: Lech i Legia, które we wszystkich budżetowych wskaźnikach przerastają resztę rodzimej stawki, a także napompowany pieniędzmi prywatnego właściciela o miliardowym majątku Raków.

Jagiellonia na tym tle będzie pariasem. W czasie mistrzowskiego sezonu Łukasz Masłowski, jej dyrektor sportowy, mówił, że pod względem środków przeznaczanych na pensje to dolna połówka ekstraklasowej tabeli. Prezes Wojciech Pertkiewicz na mistrzowskiej fecie pokazywał, że w letnim oknie transferowym wydadzą okrągłe zero złotych.

Oczywiście, „zakupomania” nie jest żadnym rozwiązaniem, czego najlepszym dowodem bezskuteczność sześciu milionów euro wydanych rok temu przez Raków. Ale w przypadku wszystkich ostatnich przygód polskich klubów z łączeniem gry w Europie i Ekstraklasie wracała ta sama śpiewka: w pewnym momencie kadra z powodu kontuzji, zaniechań, zjazdów formy robi się dramatycznie wąska albo staje się po prostu za mało jakościowa.

Jagiellonia nie jest teraz wyraźnie słabsza niż w sezonie mistrzowskim. Ale silniejsza też nie. Zachowany został status quo. Do Bragi sprzedano Bartłomieja Wdowika, którego lewa noga przyniosła kilka wspaniałych goli po stałych fragmentach gry. W jego miejsce wypożyczony został João Moutinho z Spezii. Przez lata radził sobie w MLS, wcale nie musi obniżyć czysto piłkarskiego poziomu na lewej obronie. Odszedł Zlatan Alomerović, szansę dostaną młodsi: Max Stryjek i Sławomir Abramowicz. Tu też nie ma powodów do paniki. Nie będzie Jose Naranjo i Kaana Caliskanera, będą Miki Villar i Lamine Diaby-Fadiga. W środowisku słyszy, że Jaga szykuje jeszcze wzmocnienia na lewe skrzydło i „dziesiątkę”, więc będzie przyzwoicie.

Reklama

Trudno jednak wyobrażać sobie, żeby to wystarczyło do skutecznego rywalizowania na trzech frontach. Pod hasłem „skuteczne rywalizowanie” ukrywa się oczywiście (przynajmniej) jesień w europejskich pucharach i wiosenna próba obrony mistrzostwa Polski. Faworytami będą inni. Przede wszystkim mogące skupić się tylko na lidze Lech, Raków i Pogoń. I oczywiście Legia, której przerwa od złota trwa już zbyt długo.

Jaga obroni mistrzostwo Polski

No właśnie, z drugiej strony: to siła Jagi, że znowu atakuje z drugiego szeregu. Presja spoczywa na barkach innych. To ci, którym białostoczanie sensacyjnie wyrwali mistrzostwo z rąk, muszą wrócić na szczyt. Znów ta sama śpiewka: „Believe”. I faktycznie jest w tej drużynie, w kogo wierzyć.

Utrzymany został kręgosłup. Taras Romanczuk jest w najlepszej formie w karierze. Dał radę z Holendrami na Euro. Po Jesusie Imazie nie widać upływu czasu. Jak strzelał sześć lat temu, tak strzela teraz. Nene i Adrian Dieguez, czołowe postaci w lidze, są w kwiecie wieku: jeden ma 29 lat, drugi 28. Afimico Pululu i Michal Sacek zresztą podobnie. Dominik Marczuk dalej będzie pracował na gotówkowy transfer za granicę. Środek ciężkości Jagiellonii rozkłada się na kilka ośrodków.

Mądre podejścia ma też Adrian Siemieniec, który jako 32-letni, początkujący w samodzielnej pracy trener zbudował swoją legendę. Legendę gościa, którego nieprzypadkowo porównuje się serialowego Teda Lasso. – Myślę, że to będzie trudny sezon dla naszego sztabu. Natomiast w kontekście rozwoju drużyny, wchodzenia na wyższy poziom, to musimy mieć coraz trudniejsze zadania. Jeżeli chce się iść do przodu, to trzeba mieć przeszkody, bo to one wyznaczają drogę – mówił na przedsezonowej konferencji prasowej.

Generalnie Jagiellonia wybija się na tle ligi jako pacjent nieskażony ekstraklasową toksycznością. Prezes Pertkiewicz perfekcyjnie poukładał sprawy gabinetowe, a żeby poradzić sobie w lokalnym ekosystemie wcale nie musiał sięgać po twarde, wschodnie metody, z których słynął przez lata Cezary Kulesza. Dyrektor Masłowski w kilka okienek z zespołu sytych kotów stworzył perspektywiczną, ambitną, głodną sukcesów drużynę o silnym kręgosłupie. Siemieniec, Romanczuk, Imaz i spółka nie są w Białymstoku przejazdem. Zapuścili tu korzenie. I tych, którzy klub mogą traktować jak trampolinę (Pululu, Dieguez, Nene, Marczuk, Skrzypczak), nastawiają na twarde stąpanie po ziemi.

Jagiellonia jest fajną ekipą. Ofensywną, elektryzującą, odważną, pozbawioną antypatycznych postaci. Trudno jej nie kibicować. Obiektywnie: o obronę mistrzostwa Polski będzie cholernie trudno. Pewnie to się Jadze nie uda, ale czemu miałaby nie spróbować. Adrian Siemieniec mówił nam w kwietniu, że w budowaniu narracji wokół drużyny zdarza mu się odwoływać do „Władcy Pierścieni”. No to dedykujemy mu cytat z sagi J.R.R. Tolkiena, o drodze:

„A droga wiedzie w przód i w przód
Choć zaczęła się tuż za progiem –
I w dal przede mną mknie na wschód,
A ja wciąż za nią – tak jak mogę…
Skorymi stopy za nią w ślad –
Aż w szerszą się rozpłynie drogę,
Gdzie strumień licznych dróg już wpadł…
A potem dokąd? – rzec nie mogę”

Pasuje jak ulał, prawda?

Dotychczasowe transfery

PRZYSZLI

Max Stryjek (z Wycombe Wanderers)

Lamine Diaby-Fadiga (z Paris FC)

Miki Villar (z Wisły Kraków)

Filip Wolski (z Lecha Poznań)

João Moutinho (ze Spezii; wypożczenie)

ODESZLI

Bartlomiej Wdowik (do Bragi)

Zlatan Alomerović (do AEK-u Larnaka)

Bojan Nastić (do Wisły Płock)

Krzysztof Toporkiewicz (do KKS-u Kalisz)

Vinícius Matheus (do Lechii Tomaszów)

Oliwier Wojciechowski (do Polonią Warszawa)

Kacper Tabis (do Chrobrego Głogów)

Jose Naranjo (bez klubu)

Tomasz Kupisz (koniec kariery)

Kaan Caliskaner (koniec wypożyczenia)

Potencjał na ulubieńca kibiców

Lamine Diaby-Fadiga

W Nicei widzieli w nim materiał na gwiazdę. Jako szesnastolatek wchodził na boisko z Vitesse w Lidze Europy. Sezon później zadebiutował w Ligue 1. Na treningach biegał ramię w ramię z Mario Balotellim, Allanem Saint-Maximinem czy Dante. Prowadził go Patrick Vieira. W młodzieżowych reprezentacjach Francji grał z Khephrenem Thuramem i Williamem Salibą. Twierdzi, że jeszcze kilka lat temu kontaktowali się z nim przedstawiciele Juventusu i Liverpoolu.

Zbłądził.

W Nicei wybuchł skandal. Ktoś ukradł Kasperowi Dolbergowi zegarek o wartości siedemdziesięciu tysięcy euro. Sprawa została zgłoszona francuskiej policji. Podejrzewano, że do szatni wemknął się złodziej. Jednocześnie wcale nie wykluczono scenariusza, w którym rabusiem okazałaby się jeden z członków drużyny. W końcu do podwędzenia kosztownego sikora przyznał się… wtedy 18-letni Lamine Diaby-Fadiga. Nicea niezwłocznie rozwiązała z nim kontrakt.

Diaby-Fadiga tłumaczył się w emocjonalnym wpisie na Twitterze. Pisał, że zdołowany przeciągającą się kontuzją i czerwoną kartką otrzymaną w meczu juniorów okradł Dolberga z czystej zawiści. – Byłem zdołowany swoją sytuacją, która na domiar złego kontrastowała z jego sukcesami. Moje działanie wynikało ze złośliwości, frustracji, poczucia zmarginalizowania.  Jestem jeszcze młody, ale wiek absolutnie mnie nie usprawiedliwia – ubolewał Francuz. Duńczyka przeprosił i zwrócił mu pieniądze za zegarek. Ale to był jego koniec na poziomie Ligue 1.

Do młodego piłkarza rękę wyciągnął drugoligowy Paris FC. Diaby-Fadiga zapowiadał, że odkupi winy za dawne grzechy na boisku. Na dobre grać tam zaczął jednak dopiero po powrocie z wypożyczenia do FC Eindhoven z Eerste Divisie (24 mecze, 2 gole). W poprzednim sezonie dla Paris FC zagrał 27 meczów i strzelił 7 goli we wszystkich rozgrywkach. I latem wylądował w Białymstoku.

Szans na wygranie rywalizacji z bardzo dobrze dysponowanym Afimico Pululu wielkich nie ma. Słyszymy jednak, że Diaby-Fadiga zaskakująco dobrze wprowadził się do drużyny Jagi. Jest silny, wysoki, dobrze gra głową. Będzie wchodził z ławki, może liczyć na minuty, które wiosną przypadały w udziale Kaanowi Caliskanerowi. Poza tym Diaby-Fadiga zdążył już zapunktować u kibiców z Podlasia, kiedy któregoś letniego dnia ruszył hulajnogą elektryczną na podbój Białegostoku: na jednym z lokalnych orlików pokopał z dzieciakami, co jednocześnie relacjonował podczas live’a na Instagramie.

Kryć na plaster

Jesus Imaz

Legenda Jagiellonii. Jeden z najlepszych obcokrajowców w historii Ekstraklasy. Przez lata było w tej lidze wielu piłkarzy, o których mówiło się znacznie więcej od Jesusa Imaza, ale żaden z nich nie był tak regularny jak Hiszpan:

  • 17/18, Wisła Kraków: 30 meczów, 8 goli, 3 asysty,
  • 18/19 (jesień), Wisła Kraków: 17 meczów, 6 goli, 4 asyst,
  • 18/19 (wiosna), Jagiellonia: 14 meczów, 10 goli,
  • 19/20, Jagiellonia: 35 meczów, 11 goli, 4 asyst,
  • 20/21, Jagiellonia: 27 meczów, 11 goli, 6 asyst,
  • 21/22, Jagiellonia: 16 meczów, 9 goli, 2 asysty,
  • 22/23, Jagiellonia: 33 mecze, 14 goli, 3 asysty,
  • 23/24, Jagiellonia: 30 meczów, 12 goli, 5 asyst.

Piłkarz na złe i dobre czasy. Nie płacili mu w Wiśle? Grał dobrze. Tęsknił za żoną, która została w Hiszpanii? Strzelał i asystował. Zamienił Kraków na Białystok? Jeszcze polepszyły się jego liczby. Zerwał więzadła w Jagiellonii? Wrócił w identycznej dyspozycji. Kusiła go Wieczysta? Na murawie robił swoje. Pytały kluby z Bliskiego Wschodu? Żadnego rozkojarzenia. Cienkie lata Jagi? Trzymał drużynę na powierzchni. Pojawił się Marc Gual? Stworzyli najlepszy duet napastników w lidze.  Odszedł Gual? Poprowadził zespół do mistrzostwa Polski.

Imaz jest powszechnie lubiany i szanowany. Rzadko przydarzają mu się w Ekstraklasie słabe mecze. Nie jest zmanierowany, nie gwiazdorzy, nie buja w obłokach. Jest dobrym duchem szatni. I po prostu dobrym piłkarzem. Nawet w wieku trzydziestu trzech lat.

Inni ekstraklasowicze zazdroszczą im…

…dyrektora Łukasza Masłowskiego

To najlepszy dyrektor sportowy w Ekstraklasie. W półtora roku przestarzały i pełen wypalonych piłkarzy skład Jagiellonii przerobił na pełną ciekawych postaci drużynę, która wygrała mistrzostwo Polski. Mądrość w jego działaniach na rynku pokazuje chociażby jego ostatnia wypowiedź na temat wyłączenia się z walki o podpis Kajetana Szmyta. Masłowski na kanale Futbolownia przyznał wprost, że oczekiwania młodego piłkarza i jego otoczenia są zwyczajnie nieadekwatne do jego aktualnej jakości. I dlatego rozważna Jaga z niego zrezygnowała, a wzięło go znane z przepalania pieniędzy Zagłębie.

Jagiellonia nie wydaje pieniędzy na transfery, 42-letni dyrektor sportowy od początku musiał więc myśleć nieszablonowo i szukać okazji, a przecież teoretycznie łatwiej o pomyłkę, kiedy bierze się piłkarzy do odbudowy. Masłowskiemu udało się jednak przeprowadzić do tej pory aż jedenaście ruchów, które bezdyskusyjnie sklasyfikować można jako bardzo udane lub udane: Gual, Nene, Sacek, Pululu, Dieguez, Marczuk, Naranjo, Hansen, Kubicki, Skrzypczak, Haliti.

To świetny wynik.

W konsekwencji prawie każdy klub Ekstraklasy zazdrości go Jadze. Dowód? Nie tak dawno przeciągnąć na swoją stronę próbował go Raków Częstochowa, możliwości sondował też Widzew Łódź. Został w Białymstoku.

Wyjściowa jedenastka

Czytaj więcej o Ekstraklasie:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

43 komentarzy

Loading...