Reklama

Klimek: Chcą mojej kompromitacji. Kolejny artykuł uderzający we mnie ma być gotowy

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

13 lipca 2024, 13:05 • 20 min czytania 75 komentarzy

Gorące dni w Stali Mielec. Zaczęło się od tego, że prezes Jacek Klimek odmówił dzierżawy ośrodka w Tuszowie Narodowym, bo jest on niedokończony – przeciwnicy zarzucili mu, że nie ma prawa tego zrobić, ponieważ zobowiązuje go umowa, a poza tym klub też mógłby zainwestować w tę bazę. Potem Leandro zarzucił Klimkowi, że ten wprowadził go w błąd przy podpisywaniu kontraktu, a w ogóle to z nim nie rozmawiał o przyszłości, zaś na końcu 15- letni początkujący dziennikarz Marcel Kowalczuk nie otrzymał stałej akredytacji na mecze mielczan. Sporo historii jak na jeden tydzień. Zatem porozmawialiśmy z ich bohaterem, pytając go, o co chodzi?

Klimek: Chcą mojej kompromitacji. Kolejny artykuł uderzający we mnie ma być gotowy

Sporo się ostatnio dzieje wokół Stali Mielec, jeśli chodzi o odbiór medialny i to niekoniecznie dobrze. 

Ekstraklasa jeszcze nie ruszyła, więc zadbano o inne „atrakcje”. Zaczęło się od tego, że Stal Mielec nie chce przejąć obiektu, który miał być dla niej dedykowany, ale jest nieskończony i trwa siłowa próba w mediach, żeby mnie skompromitować, co miałoby sprawić, że ja przejmę ten obiekt mimo wszystko. Tak jednak nie będzie. Jeśli pan chce wynająć mieszkanie i podpisał pan na to mieszkanie umowę, a potem okazuje się, że przy przeprowadzce tam nie ma dachu, to chyba czuje się pan niekomfortowo i nie chce pan żyć w domu bez dachu. To jest jedna afera, potem podłączają się kolejne osoby, które są chłonne rozgłosu i tak to się zaczyna kręcić.

O tym zaraz, ale po kolei – ośrodek w Tuszowie jest faktycznie niedokończony, bo brakuje oświetlenia, ogrodzenia i szatni, ale zarzuca się panu, że Stal mogłaby tę bazę przejąć i ją dokończyć.

Tak, tylko ten mądrala, który jest za komputerem i przez klawiaturę podpowiada te pomysły, zapomina, że z budżetu Stali wyparowało siedem milionów złotych po odejściu PGE i PZU. Klub sobie z tym poradzi, bo się zabezpieczaliśmy na taką ewentualność i ten sezon finansowo będzie bezpieczny, ale trzeba myśleć też o kolejnym i niestety nie mamy środków na to, by wyjąć z kieszeni między sześć a osiem milionów, by dokończyć ten ośrodek tak, by spełniał on funkcję komercyjną i żeby pojechali tam trenować piłkarze. Ciekawostka – to miejsce próbowano bezpłatnie udostępnić jednej drużynie, nie chcę mówić, czy z Ekstraklasy, czy z pierwszej ligi, w każdym razie: pojechała tam, zobaczyła, jak to wygląda, spakowała się i pojechała gdzie indziej. A nam się chce przyłożyć, że nie chcemy ośrodka, bo Klimek jest taki niedobry. Może więc ci, którym tak łatwo przychodzi wydawanie cudzych pieniędzy, najpierw niech tam pojadą i zobaczą, jak ten obiekt się prezentuje?

Reklama

Z drugiej strony jest opinia, że wynajmuje pan podgrzewaną płytę w Kielcach, płaci 75 tysięcy i może w dłuższej perspektywie ten Tuszów się opłaci?

Muszę to skorygować, to kolejna bzdura, bo widzę, że pan też dał się złapać na te bajkowe argumenty.

Nie, ja nie siedzę w papierach, cytuję argumenty oponentów.

Ok – moi oponenci wymyślają absurdalne liczby, by ta opowieść fajnie brzmiała. Gotowość do treningów na podgrzewanym boisku w Kielcach – tak się bodaj nazywa ta aktywność w umowie – kosztuje nas pięć tysięcy złotych. To opłata jednorazowa. Potem jest kolejna kwota, w którą nie chce wchodzić, bo nie jestem uprawniony. Czyli: pięć tysięcy plus opłata za każdy trening. Ale dalej – skoro jedziemy na obóz w Hiszpanii, to zostanie nam w Kielcach może 10-20 jednostek treningowych. Więc ta opowieść pod tytułem, że płacimy 75 tysięcy miesięcznie – proszę wybaczyć, ale ktoś ma sporą fantazję. Koszt tego wynajmu to nie więcej niż 100 tysięcy rocznie. Chcemy wynająć tylko to jedno boisko podgrzewane w Tuszowie, ale jeśli się nie dogadamy, to dalej będziemy chcieli wrócić do rozmów w Kielcach. Śmieszy mnie to, że rozmawiając o Stali, przyjmuje się narrację, że inne kluby mają po kilka podgrzewanych boisk i tylko ta biedna Stal ma problem. Bzdura. Wynajmowanie takich płyt w innych miejscowościach to norma. No, ale fajnie się wali w Klimka, natomiast nikt się nie pofatyguje, żeby przyjść do tego Klimka i go zapytać, jak to jest z tymi boiskami, czy to w Tuszowie, czy w Kielcach. Jestem na te uderzenia przygotowany i mnie to wcale nie dziwi.

A ile musielibyście teraz zainwestować w Tuszów? Trzy miliony, dobrze pamiętam?

Żeby wejść i regularnie trenować, to około trzy miliony. Ale też trzeba mieć dokładną ekspertyzę z wyliczeniami, bo tak sobie wszyscy rzucają takie hasła, a ja słyszałem, że trzecia transza, która miała być z ministerstwa na dokończenie tego ośrodka, to jest kwota 7-8 milionów. Ale to trzeba wójta pytać. Powtórzę kolejny raz: klub nie buduje. Dostaliśmy ofertę, wynajmu tego ośrodka, w momencie jak będzie gotowy na 100% do użytkowania. Nie ma stanu gotowości, więc ja tego nie wynajmuję. Ale pisze się hucznie: Klimek nie chce 25 milionów, bo tyle do tej chwili wart ten ośrodek. Po pierwsze mieliśmy go to tylko dzierżawić, pod wieloma restrykcjami i zapisami, po drugie – te boiska byłyby wykorzystywane też przez innych, a nie tylko przez Stal, i po trzecie ten teren i obiekty nigdy nie będą własnością klubu. Tak więc porównywanie tego do Legii czy Lecha jest jakimś absurdem. Chyba pan nie sądzi, że gdybym otrzymał ośrodek za 25 milionów, to bym go nie wziął? Ale nie dostałem i nie dostanę.

Reklama

Jednak stwierdził pan na konferencji prasowej, że jest zapis w umowie, że jeśli wycofa się sponsor strategiczny, to Stal może zrezygnować z tego ośrodka. Tomasz Poręba wprost zarzucił panu kłamstwo, pisząc, że takiego zapisu nie ma.

Jest taki zapis i będziemy z niego korzystać. Nie zacytowałem tego zapisu dokładnie tak, jak on brzmi, bo nie jestem do tego uprawniony, natomiast potwierdzam, że wyjście sponsora strategicznego powoduje, że nie mam obowiązku wziąć tego ośrodka. 

To minął się pan z prawdą czy nie?

Nie, po prostu nie był to dokładny cytat z umowy celowo w taki sposób powiedziany, aby gmina tego nie wykorzystała, ale nie chcę w to wchodzić. Zapis jest i będziemy z niego korzystać. 

Może lepiej byłoby ten punkt upublicznić, żeby uniknąć wątpliwości?

Zrobimy to, jeśli dojdzie do sytuacji katastroficznej i będzie trzeba się spotykać w różnych nieprzyjemnych instytucjach – wtedy to na pewno upublicznimy. Na dzisiaj nie widzę takiej potrzeby. 

Czyli: powiedział pan niedokładnie, ale nie uważa pan, żeby pan skłamał?

Tak, to dobre podsumowanie. Natomiast byłem przygotowany, że cokolwiek bym powiedział na tej konferencji, to wszystko będzie wykorzystywane przeciwko mnie i da paliwo moim przeciwnikom. Kto tu kłamie, to nie ja będę wydawał werdykty. Niestety ja już przez opinię publiczną zostałem skazany i muszę z tym żyć.

Nie cokolwiek, bo nie czepiają się pana o „dzień dobry”. Wykorzystują pana błąd, powinien pan to przyznać.

Czy błąd? Językowy być może. Ale jeśli odchodzi od nas sponsor – kluczowy, strategiczny, generalny czy inna tego podobna okoliczność – ja mam prawo mówić swoją nazwę tego zdarzenia. Ktoś się tego nazewnictwa czepia, jestem oskarżony o kłamstwo, sorry, nie mam ochoty się z tego tłumaczyć. Punkt jest w umowie wyraźny i nasi prawnicy go wykorzystają, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Jacek Klimek, Stal Mielec

Okej, idźmy dalej. Ma pan też na pieńku z Leandro, który zarzuca panu oszustwo, jeśli chodzi o konstrukcję umowy – miał ją do maja, a myślał, że miał do czerwca.

Leandro jest u nas od dwóch lat, był też wcześniej, podpisał umowę – i tak, faktycznie, sprawdziłem, miał ją do maja. Czasami zdarzy się błąd, przychodzi do nas piłkarz, prawnik czy jego menadżer i ten błąd poprawiamy. Natomiast jeśli Leo półtora roku nie miał z tym problemu i wyskoczył z tym nagle, przy okazji afery z Tuszowem, to pozwolę sobie połączyć kropki i przemilczeć. Poza tym – proszę zapytać piłkarzy Stali, obecnych i byłych, czy prezes Klimek ich kiedykolwiek oszukał. Sam chętnie bym posłuchał tych wypowiedzi. Ponadto – wie pan co, jakby Leo nawet w jakimś ósmym miesiącu kontraktu przyszedł i powiedział: „panie prezesie, jest błąd w umowie”, to ja bym mu ją przedłużył o ten miesiąc. Dbam o piłkarzy, więc wyciąganie takich historii jest po prostu słabe. Leo bardzo chciał zostać w Stali, ale niestety czasem tak jest, że koncepcja sztabu czy klubu wygląda inaczej i drogi się rozchodzą. A jeśli ktoś myśli, że pójdzie do mediów, uderzy w Klimka i dzięki temu Klimek się złamie, przedłuży kontrakt, to jest w błędzie.

Ale przyzna pan – to dziwny błąd, by popełnić czerwiec z majem. Kontrakty przeważnie kończą się w czerwcu.

Przeważnie tak, ale nasi prawnicy potwierdzili, że przepisy absolutnie dopuszczają kontrakty do końca maja, bo maj to koniec ligi i nie istnieje przymus, by umowa była do czerwca. Zresztą jeden z polskich klubów w 80% podpisuje kontrakty do końca maja i nikt nie ma z tym problemów. Więc nie chce się z tego tłumaczyć, bo w sumie nie ma z czego – u nas jest zasada, że piłkarz przed podpisem bierze kontrakt na kilka dni do domu, następnie wspólnie z prawnikiem i menadżerem analizuje zapisy. Najwyraźniej Leo tego nie zrobił. I powiem tak: najwierniejsi kibice, którzy są bardzo blisko klubu, doskonale sobie zdają sprawę, kto tu w którym kotle miesza, więc Leo jest tylko narzędziem, który na całej sytuacji stracił. Gdyby nie dał się wykorzystywać, otrzymałby propozycję gry w drugiej drużynie, dostałby kontrakt na rok, miałby czas, by znaleźć na siebie koncept. Być może w Stali również byłaby taka możliwość. Ale ja nie jestem reżyserem życia i karier zawodników, wybrał, jak wybrał.

Skarżył się też, że wcale z nim nie rozmawiano – czy jesteście zainteresowani dalszą współpracą, czy nie.

Mamy taka zasadę czy może procedurę – jeśli kończy się kontrakt, to zawodnicy zgłaszają się trzy miesiące przed, czasami pół roku przed końcem, by ustalić, co robimy dalej. Leo nigdy tego nie zrobił, nie zapytał o nic, potem się obraził na ludzi pracujących w klubie, nie chcę wchodzić w konkrety, ale zaczęły się niepotrzebne zawirowania. Teraz nagle poszedł do mediów i powiedział, że Klimek jest zły, bo nie przedłużył z nim kontraktu, nic nie powiedział i go oszukał. Może w innym modelu jest tak, że zaprasza się zawodnika, wszystko wyjaśnia i przeprasza za brak przedłużenia kontraktu. Mamy inne procedury, skoro Leo o nic nie pytał, uznaliśmy, że ma nowy pomysł na życie. Gdyby przyszedł, zaproponowałbym mu to, o czym wspomniałem wcześniej, ale nie miałem takiej okazji. Zresztą – a jak jest w normalnej pracy poza sportem? To pracownik idzie do szefa, by zapytać, czy jest pan zadowolony z mojej pracy, co robimy dalej. Jak dla mnie to, że mówimy o piłce nożnej, nie zmienia pewnych zachowań. Może ktoś powiedzieć, że mój model jest zły, ale przez cztery lata tak pracuję i jestem z tego systemu zadowolony – wszyscy w szatni czy w klubie o tym wiedzą. Sorry, dla jednego Leo nie będę tego modelu pracy zmieniał.

Słucham pana i tak się zastanawiam: musi pan przyznać, że w pana narracji Leandro wychodzi na kompletnego durnia. Najpierw nie zauważył, że ma kontrakt krótszy o miesiąc, potem chciał zostać w Stali, ale pana nie odwiedził w gabinecie. A to przecież nie jest dureń.

Ja tylko pokazuję fakty, nie oceniam, kto jest jakim człowiekiem. Było tak, jak powiedziałem. Zasady w Stali są jasne dla wszystkich, te wypowiedzi Leo wzbudziły trochę uśmiechów w szatni, bo piłkarze też wiedzą, jak funkcjonujemy w klubie. Tu stawiam kropkę.

Wywiad z Leandro przeprowadził 15-letni Marcel Kowalczuk, któremu potem klub nie przyznał stałej akredytacji na nowy sezon. Co z tym przypadkiem?

W tej kwestii również jestem przedstawiany w świetle bardzo negatywnym. Niestety nikt nie zainteresował się szczegółami. Wiedział pan, że Marcel trenuje u nas w akademii?

Nie.

Trenuje, jest naszym zawodnikiem, bawi się też w dziennikarstwo, nie mam z tym problemu, niech to robi dalej, mnie czy Stali to nie przeszkadza. Na przykład wczoraj po sparingu przeprowadził wywiad z naszym zawodnikiem Dawidem Tkaczem i nikt mu nie robił z tego tytułu problemów. Zostałem zaatakowany, że biedny, młody człowiek nie będzie mógł wejść na stadion, będzie musiał jeździć na mecze wyjazdowe, bo inne kluby go wpuszczą, a zły Klimek nie. Pragnę panu powiedzieć, że każdy zawodnik akademii na wszystkie mecze domowe Stali ma wstęp wolny i Marcel również korzysta z tego przywileju. 

Ale to coś innego niż akredytacja.

Jasne, ale mamy swój regulamin, a ja nie chcę wchodzić w kompetencje naszego rzecznika – mam do niego pełne zaufanie, jak do wszystkich pracowników. Zapytałem go jednak, dlaczego każda redakcja może zgłosić po jednym dziennikarzu. Powiedział, że dochodziło wcześniej do sytuacji, kiedy ktoś brał cztery czy pięć akredytacji stałych, a potem dziennikarz przychodził na mecze z żoną i swoimi dziećmi. PodkarpacieLIVE, czyli portal, z którym współpracuje Marcel, też dostało jedną akredytację stałą i my nie wpływamy na to, czy otrzymał ją Marcel, czy inny ich dziennikarz. Potem losy tej historii były błyskawiczne: pojawił się chwytający wszystkich za serce wpis, ja zacząłem zbierać ciosy, że jestem taki i owaki, że chłopakowi zabraniam przychodzić na mecze, że krzywdzę dziecko, i czy ja w ogóle wiem, kto to jest ten chłopak. A ja odpowiadam: wiem, bo trenuje w Stali w akademii, przeprowadza wywiady z piłkarzami i nikt mu tego nie zabrania. Ale medialna kula śnieżna ruszyła, proszę wybaczyć za mój brak dobrej znajomości technikaliów social mediów, ale zdziwiłem się, bo kiedy my wrzucamy coś ważnego i klika to 60 tysięcy ludzi, a wiadomość Marcela ma kilka razy więcej, to nie uwierzę, że młody chłopak nagle jest taki rozpoznawalny i ma takie zasięgi. 

Przecież post każdego człowieka na tym świecie może się rozejść szeroko, jeśli trafi w zainteresowania ludzi, to nie jest kwestia wieku, pieniędzy, statusu.

Jak mówię, nie znam się na tym, ale, puściliśmy info o stracie PGE i to jest sensacja dla naszej społeczności, a nawet nie zbliżyliśmy się do zasięgów tamtego postu Marcela. Proszę mi wybaczyć, ale nie uwierzę, że ktoś w tym nie pomaga, żeby to się tak pięknie rozeszło i tak mocno w nas uderzyło.

Pan naprawdę sugeruje, że ktoś kupił te wyświetlenia?

Powtórzę – nie znam się na tym, jestem po prostu zdziwiony i sądzę, że ktoś pomógł rozkręcić ten bałagan.

Nie, to zwykły efekt lawiny w internecie.

Może, może, ale wracając: Marcel dalej jest zawodnikiem akademii, może wchodzić za darmo na mecze i dalej przeprowadza dla PodkarpacieLIVE wywiady z naszymi piłkarzami. Korzyść z tej sytuacji ma fantastyczną, bo zyskał na popularności i gdyby dzisiaj starał się o jakąś pracę – to sądząc po wpisach – wszyscy by go zatrudnili. Niestety prezes dostał po głowie, pewnie nawet jakbyśmy zakontraktowali Leo Messiego, to nie mielibyśmy takiego rozgłosu jak w związku z tą sprawą. Ale teraz na poważnie – uważam, że my nie popełniliśmy w tej sytuacji błędu, natomiast miałem uwagi do Marcela, bo jest trzy razy w tygodniu na treningu na obiektach klubu i zawsze może ze mną porozmawiać, bo drzwi moje są dla wszystkich otwarte. Spotykam się z wszystkimi: od najmłodszych do najstarszych, z ich rodzinami również. Więc jeśli nasz zawodnik a jednocześnie młody dziennikarz uznał, że został pokrzywdzony, spokojnie mógł się do mnie zwrócić i gwarantuję panu, że sprawę załatwilibyśmy w dwie minuty.

Tego chyba nie sprawdzimy, ale według relacji drugiej strony, PodkarpacieLIVE wybrało właśnie jego do tej akredytacji, jednak Stal kręciła nosem i portal musiał wskazać kogoś innego.

Widziałem mejle naszego rzecznika, może są jakieś kolejne, ale naprawdę mam większe problemy w klubie niż śledzenie tego, kto dostaje akredytację, a kto nie. 17 wniosków odrzuciliśmy, 16 osób nie ma z tym problemu, jedna miała. Dostałem informację, że portal wnioskował o dwie, dostał jedną, wyznaczył kogoś innego, zresztą sam to przyznał na X-ie.

Może też już nie chcieli tam po prostu walczyć z wami, w imię przyszłej współpracy.

Z pełnym szacunkiem dla PodkarpacieLIVE, ale niestety nie oglądam wszystkich ich materiałów i o tym, że Marcel zrobił wywiad z Leo, dowiedziałem się po fakcie i przy wybuchu tej „wielkiej afery”. To jest naprawdę błahy temat, zupełnie nie rozumiem tego poruszenia.

Ale pan sobie znów strzelił samobója. Pojawiła się sprawa, pan zaczął dyskutować na X-ie, pisać w lekceważącym tonie, a wystarczyło stwierdzić: dobra, weź tę akredytację. Nie byłoby żadnej sprawy, ba, jeszcze by pana pochwalili.

Mogę powiedzieć, że trzeba się uczyć i wyciągać wnioski, pewnie drugi raz, gdy ktoś będzie chciał na moim nazwisku czy na marce klubu robić popularność, to nie dam się w to wciągnąć. Ale tej sytuacji już nie cofnę. Pan może napisać, że zrobiłem błąd i absolutnie ma pan do tego prawo. Moja ocena tej sytuacji jest nieco inna.

Ale ja z panem rozmawiam, a nie piszę artykuł.

Okej. Powiem w ten sposób – jeśli pan mnie pyta, czy to poszło w złym kierunku, to odpowiem tak, ale przecież nie cofnę tego, nie wykasuję tych wpisów. Może powinniśmy to załatwić trochę inaczej, ale też mamy swoje emocje, prawda? Zaczyna się afera z Tuszowem, uderzają w nas wszyscy, potem nagle pojawiają się kolejne dziwne sprawy jak Leo czy Marcel – czasami trudno się temu przyglądać bez reakcji i emocji.

Może po prostu teraz pan mu da tę akredytację?

Oczywiście. Jeśli PodkarpacieLIVE napisze mejla, w którym stwierdzi, że rezygnuje z tamtego dziennikarza i chce Marcela, to damy Marcelowi akredytację. Pan mnie nie sprowokuje do czynności, by ekstraklasowa drużyna łamała swoje zasady, bo nasz kolega Marcel, zawodnik naszej akademii, uderzył dla popularności publicznie w klub, gdyż nie otrzymał akredytacji i my teraz zrobimy coś, czego wszyscy oczekują. Niestety, tak nie będzie.

Broni pan tej zasady jednej akredytacji na redakcję, a z całym szacunkiem: przy dwóch dla PodkarpacieLIVE wasz stadion by nie pękł z przeludnienia, a ten chłopak regularnie robi o was materiały.

Proszę pozwolić, że my do tej sprawy będziemy podchodzić po swojemu i nikt nam nie będzie dyktował tego, co mamy robić. Oberwaliśmy i okej, ale działamy według własnych reguł. Naprawdę wystarczy tego tematu. Zakończę ją humorystycznie i zacytuje pana Radka Majdana, mam nadzieję, że mi wybaczy: „ktoś przyaktorzył” i wszyscy dali się nabrać, my też. 

Jeszcze tylko dopytam – Tomasz Zimoch napisał na X-ie, że załatwił sprawę. Czyli rozumiem, że nie załatwił?

Teraz się ustawia kolejka dobroczyńców, którzy chcą różne rzeczy załatwiać i jednocześnie strzelać do mnie. Nie, Tomasz Zimoch w relacji Stal Mielec – Marcel nie ma nic do powiedzenia i nic nie załatwił, ani nie załatwi, bo to nie jest jego rola, żeby coś załatwiać w Stali Mielec. Zresztą proszę wybaczyć, ale słowo „załatwić” w nomenklaturze Jacka Klimka jest bardzo drażliwe.

Jak tak rozmawiamy, to mam wrażenie, że ma pan wokół siebie poczucie spisku.

Jak pan czyta te wszystkie artykuły, które pojawiają się jak grzyby po deszczu od momentu, kiedy zakomunikowałem, że nie przejmiemy Tuszowa, i te ataki na mnie, to myśli pan, że ja sobie to wszystko wymyśliłem? Być może, ale to nie tylko moja opinia.

Myślę, że jakąś rację może pan mieć, ale szukanie udziału piętnastolatka w spisku to pójście – delikatnie mówiąc – zbyt szerokie.

Nie wierzę w przypadki, typu Leo czy Marcel. Postawiliśmy kropkę przy tym temacie i nie wracajmy już do tego.

Ale ja mówię o Tuszowie, czyli ten spisek miałby iść wyżej, nie bardzo widzę tutaj połączenia z Marcelem.

Przecież pan jest bardzo inteligentny i pan wie, o co chodzi w tej zabawie – o to, żeby skompromitować Klimka, bo nie spełnia czyichś marzeń o nieskończonej bazie w Tuszowie, więc w wąskim gronie toczą się te słowne szermierki. Nie zakładam, że w wypuszczanie tych „afer” jest zaangażowany ktoś więcej niż wąskie grono, ale bez przemyślenia wplątuje się w to kolejne osoby, które liczą, że mogą coś ugrać dla siebie. Wie pan, nie jestem tu od wczoraj, przerabiałem to wcześniej, ale zostawmy to – w klubie jest fajna atmosfera, działamy dalej. Nie używajmy słowa „spisek”, bo dostanę kolejną bombę od oponentów, że buduję oblężoną twierdzę.

Pan nie używa, ja używam, więc jeszcze dopytam: ten spisek jest inspirowany przez Tomasza Porębę i wójta Tuszowa, Andrzeja Głazę?

Pomidor.

To mnie tak naprawdę w tej całej sprawie zastanawiam, bo pan z panem Porębą współpracowaliście długo i z zewnątrz wydawało się, że ta współpraca idzie dobrze, że wręcz się zakolegowaliście.

Byliśmy związani relacją partnerską, bo zależności służbowej nie było nigdy. Pan Tomasz nigdy nie był i nie jest w żadnych strukturach klubu. Z tym zakolegowaniem się nie szedłbym aż tak daleko, bo do dzisiaj jesteśmy na pan Tomek, a nie na Tomek. Po drugie nie jestem człowiekiem, który będzie spełniał wszystkie marzenia. Oczywiście, jeśli są one rozsądne i korzystne dla Stali, to w porządku, ale jeśli nie – muszę stawiać weto. To się nie wszystkim podoba. Docierają do mnie informacje, że to nie ostatni artykuł o mnie.

O czym ten artykuł?

Nie powiem, nie chcę wychodzić przed szereg. Jak się ukaże, to się wypowiem. Widać, że komuś zależy na zamieszaniu, Wkrótce będzie Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy w Stali, wybór nowej Rady Nadzorczej, nowego prezesa, wszystkim kończy się kadencja. Być może akcjonariusze na nową kadencję powołają inne osoby i zakończy się ta wymiana uprzejmości.

Ma pan dość?

Nie. Gdy przychodziłem do klubu, to ten ocierał się o bankructwo i miałem dużo trudniejsze zadania do rozwiązania. Nie jest to przyjemne, ale to zawsze jest wkalkulowane w ten zawód. Jacek Klimek trzy razy w ubiegłym tygodniu pojawiał się na Onecie w negatywnym świetle – to trudny czas, ale daje mi siłę, żeby być jeszcze skuteczniejszym.

Powiem ze swojego doświadczenia, że paru działaczy już mi zarzucało działanie na zlecenie, co było oczywiście nieprawdą i z pewnym prawdopodobieństwem mogę założyć, że Tomasz Poręba nie steruje Onetem.

Ale nie używajmy tutaj tego nazwiska, bo ja wcale o nim nie mówiłem, tylko chciałem zasygnalizować, że to trudny czas. Sprawy, o których mówimy nie są na tyle sensacyjne, aby angażować w to tyle energii. Podsumuje to tak: ktoś bardzo polubił moje nazwisko.

Zależy mi na tym, żeby pan nie myślał, że wszystko jest inspirowane przez kogoś z góry. Bo dziennikarze szukają ciekawych tematów i widzą, że w Stali walczy ze sobą prezes z niedawnym dobroczyńcą, więc uznają to za interesujące. Dlatego o tym piszą.

Szanuję to, nie ma z tym problemu. Dziwne zdarzenia mi ostatnio towarzyszą, a zainteresowanie mną trzech dziennikarzy z tego samego portalu po prostu mnie zastanawia. Nic więcej. Naprawdę trudno będzie panu mnie przekonać, że trzy takie artykuły to kompletny przypadek i nic się nie dzieje. Ale dobra – zamykamy to.

Okej, tylko jedna kwestia. Uderzył w pana Marek Wawrzynowski, ale nie dlatego, że mu ktoś kazał, tylko dlatego, że on wierzy w to, co napisał. Że powinien pan zainwestować w Tuszów. To jego zdanie, nie do końca się zgadzam, ale też jego prawo do tego zdania, a nie żadne zlecenie.

Dobrze, ale ten pan nie pofatygował się nawet do przyjazdu do Tuszowa czy Mielca, żeby zobaczyć ośrodek i porozmawiać o finansach i możliwościach. 

Co będzie dalej?

Jeśli chodzi o Stal, to mamy budżet, uzupełnioną drużynę, chcemy się po raz kolejny utrzymać w Ekstraklasie, chcemy się bić o  miejsce wyżej. Jeśli chodzi o Tuszów, to będziemy negocjować. Mamy swój koncept, jak chcemy spożytkować jedną część tej inwestycji. Mam nadzieję, że gmina Tuszów zrozumie jakie jest położeniu obu stron. Jeżeli się nie porozumiemy, to pewnie spotkamy się w jakiejś instytucji, która to rozstrzygnie. Strony są przygotowane na taki scenariusz.

Na pewno ma pan też świadomość, że ta poduszka finansowa Stali jest tylko na jeden sezon i dopiero kolejny może być naprawdę trudny.

Jeżeli pan mówi, że zrobienie poduszki finansowej to jest pstryknięcie palcami, to muszę pana zmartwić, bo moi doradcy i mędrcy stwierdzali, że muszę zrobić wielkie transfery, by grać o szóste czy ósme miejsce! A ja musiałem się mocno napracować, żeby ta poduszka została w rezerwie.

Widzi pan, odebrał pan moje pytanie jako atak! A to w ogóle nie był atak.

Nie jako atak, chciałem wytłumaczyć, że taka rezerwa finansowa to nie jest coś oczywistego dla każdego, jeśli chodzi o zarządzanie klubami piłkarskimi.

Moje pytanie zmierzało w kierunku tego, co z funduszami inwestycyjnymi, o których mówił pan na konferencji? Jak bardzo zaawansowane są te rozmowy?

To nie jest tak, że zrobiłem rezerwę na jeden sezon i potem powiem: chłopaki, bawcie się dalej. Rozmawiamy z kilkoma podmiotami, najbliżej jesteśmy z funduszem australijskim, który chce kupić akcje naszego klubu i w niego zainwestować. Nie mówię, że to będą inwestycje na miarę grania o puchary, ale dałoby nam to stabilność na co najmniej 3-5 lat. Rozmowy są zaawansowane, nawet mocno, ostatnio panowie związani z tą transakcją gościli w Mielcu i są zdeterminowani, żeby to robić. Natomiast ostatnie i kluczowe słowo należy do właścicieli, przecież to oni będą sprzedawać, ja jestem tylko pracownikiem ich klubu. Na pewno kupujący będą chcieli wszystko posprawdzać, zaudytować.

To zajmie trochę czasu, ale Stal ma komfortową sytuację, jest po regularnych audytach, tutaj nie ma żadnych obaw. Jako ciekawostkę powiem, że jeden z inwestorów, który również interesuje się naszym klubem, był mocno zdziwiony faktem, że Stal nie ma żadnych zobowiązań ani zaległości – w piłce nożnej wygląda to bardzo różnie. Chcę też podkreślić, że jeśli do klubu trafi miliarder i będzie chciał zainwestować swoje środki, a także będzie chciał obsadzić kluczowe stanowiska swoimi ludźmi, to ja w sekundę przekazuję władzę, wprowadzę we wszystkie tajniki klubu i znikam. Klub jest najważniejszy. Mam co robić w życiu.

Ma pan na przykład ofertę z innego klubu. Myśli pan o niej często?

Tak. Jestem człowiekiem niezależnym, nie mam zobowiązań typu, że muszę dzieci odwozić do szkoły czy na inne zajęcia, moje dzieci są dorosłe i mają swoje życie poukładane. Zatem nic nie stoi na przeszkodzie, jeśli chodzi o przeprowadzkę, zresztą propozycja z innego klubu nie jest jedyną, bo mam też ofertę spoza sportu. Ale póki co jestem tutaj i codziennie myślę o utrzymaniu Stali po raz piąty w Ekstraklasie – przy naszym budżecie, możliwościach, wielkości miasta, byłby to kolejny gigantyczny sukces.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. Newspix

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
0
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Ekstraklasa

Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
0
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Komentarze

75 komentarzy

Loading...