Jest trzecia w nocy. Obracasz się na drugi bok. Nagle, nie wiadomo skąd, słyszysz kojący głos: – Kategoria: piłka nożna. Proszę wymienić trzech najsłynniejszych francuskich piłkarzy – szepcze Tadeusz Sznuk, a ty już wiesz, że na trzecim się nie zatrzymasz. Mbappe, Zidane, Henry, Platini, Kopa, Papin, Trezeguet, Cantona… I tak do rana. Tysiące goli przed oczami. Ofensywni czarodzieje w trójkolorowych pelerynach, o których akcjach mógłbyś śnić co noc. Jest tylko jedna osoba na świecie, która, gdy myśli: francuski futbol, mówi: defensywa. I tak się składa, że jest to selekcjoner francuskiej reprezentacji. Najbardziej utytułowany w historii.
Fakt numer jeden: reprezentacja Francji zagrała w finale na trzech z czterech ostatnich turniejów mistrzostw świata i Europy. Jeśli pokona dziś Hiszpanię, będzie miała na koncie cztery na pięć finałów.
Fakt numer dwa: od 4 lipca 2014 roku Francuzi przegrali na mistrzostwach świata i Europy tylko jeden mecz w regulaminowym czasie gry (0:1 z Tunezją w Katarze). Raz przegrali w dogrywce (z Portugalią w 2016 roku) i dwukrotnie po rzutach karnych (w finale z Argentyną na MŚ 2022, a także w 1/8 finału ze Szwajcarią w 2021 roku).
Fakt numer trzy: selekcjoner reprezentacji Francji jest trzecim człowiekiem w historii, który wygrał mundial jako piłkarz i trener. Jeśli sięgnie po tytuł w Niemczech, będzie jedynym, który zwyciężył w dwóch rolach mistrzostwa świata i Europy.
Didier Deschamps ma wyniki. To nie podlega dyskusji. Od 2012 roku 102 razy wracał do szatni jako zwycięzca. Na niemieckim turnieju jest selekcjonerem z najdłuższym stażem. Drugi w tym zestawieniu Gareth Southgate pracuje z reprezentacją Anglii od 2016 roku. Obu kibice mają dość.
W 46 państwach Europy i połowie Francji Didier Deschamps jest poszukiwany listem gończym za zabójstwo piłki nożnej.
Podobno nie ma już Francji
– Jesteś przekonany, że chcesz o to zapytać? – Deschamps długo obracał ten temat w żart, ale tym razem nie wytrzymał. – Jesteś pewny?!
Od trzech tygodni, dzień w dzień, francuski selekcjoner słyszy te same pytania. Dlaczego gra jego reprezentacji jest tak nudna? Dlaczego nie wykorzystuje ofensywnego potencjału drużyny? Jak to możliwe, że jego piłkarze, TACY PIŁKARZE, nie potrafią strzelić gola z gry? Czy Francuzom godzi się grać tak brzydko?
Na turnieju w Niemczech Trójkolorowi zdobyli trzy bramki: dwie po trafieniach samobójczych, jedną z rzutu karnego. Mimo to dziś zagrają w półfinale. Po raz czwarty w ciągu ostatnich ośmiu lat.
– Jeśli nudzi cię nasza gra, możesz przełączyć kanał. Nikt nie ma obowiązku oglądać meczów reprezentacji Francji. Wiele zespołów zmaga się z trudnościami na tym turnieju, nie tylko my. Styl nie jest teraz ważny – odpowiedział Deschamps szwedzkiemu dziennikarzowi na dobę przed meczem z Hiszpanią, którego stawką będzie finał EURO 2024.
Dzień przed inaugurującym meczem z Austrią mówił: – Napędzają mnie pasja, pragnienie i determinacja. Zawsze stawiam sobie nowe cele.
Jedno z drugim nie jest sprzeczne. Deschamps pragnie być przede wszystkim skuteczny i od zawsze potrafił czerpać radość z cierpienia na boisku. Gra reprezentacji Francji jest do bólu pragmatyczna. Po pierwsze dyscyplina i kontrola. Efekt? Najlepsza defensywa na turnieju. Do znudzenia powtarza się, że Trójkolorowi nie zdobyli jeszcze bramki z gry, ale mało kto mówi, że w pięciu meczach tylko jednego gola stracili. Za drugim podejściem z karnego Mike’a Maignana pokonał Robert Lewandowski. I tyle. Cody Gakpo, Romelu Lukaku czy Cristiano Ronaldo nie dali rady.
Francuskie skały
Maignan przyjechał na zgrupowanie ze zwichniętym palcem, lecz nikt o tym nie wspomina. W przypadku francuskiego golkipera nie trzeba szukać tłumaczeń. Broni wszystko. – Jest niewiarygodny. Mamy jednego z najlepszych bramkarzy na świecie, który robi różnicę – stwierdził po ostatnim spotkaniu Aurelien Tchouameni. We Francji nikt nie tęskni za Hugo Llorisem.
Nikomu nie brakuje też Raphaela Varane’a. Tuż przed rozpoczęciem turnieju wydawało się, że Deschamps postawi na parę stoperów: Ibrahima Konate i Dayota Upamecano. W ostatniej chwili zawodnika Liverpoolu zastąpił jednak najmłodszy z powołanych obrońców, William Saliba, do którego selekcjoner bywał sceptycznie nastawiony. – Przed turniejem planowałem inaczej zestawić linię defensywną – przyznał wprost Deschamps po ćwierćfinałowym starciu z Portugalią. I dodał: – Niektórzy pytali mnie: „Czego brakuje Salibie?”. Cóż, dziś nie brakuje mu niczego.
23-letni obrońca Arsenalu staje na wysokości zadania, mimo że Deschamps wystawia go na mniej wygodnej dla prawonożnego zawodnika i odmiennej niż w klubie pozycji, czyli półlewego stopera.
Saliba i Upamecano zagrali obok siebie zaledwie siedem meczów. Aż pięć razy pomagali drużynie zachować czyste konto. Obaj królują w bezpośrednich starciach z rywalami i dołożyli solidne cegły do zespołowej statystyki wygranych pojedynków (55,6 procent) – najwyższej spośród wszystkich drużyn na turnieju. Wygranych pojedynków powietrznych jest jeszcze więcej: 59,5 procent.
Równocześnie Francuzi potrafią odbierać piłkę czysto. W ciągu pięciu meczów popełnili tylko 51 fauli. Dla porównania: Hiszpanie zanotowali 74 faule. W drużynie Luisa de la Fuente pauzować za kartki będą: Robin Le Normand i Dani Carvajal. Deschamps skorzystać będzie mógł ze wszystkich zawodników.
Francuscy stoperzy mają solidne wsparcie na bokach i w linii pomocy. Jules Kounde i Theo Hernandez są w wybitnej formie. Tchouameni i N’Golo Kante również rozgrywają bardzo dobry turniej. – Każdy z nich gra na wysokim poziomie i pomaga w utrzymaniu naszej solidnej formy. To kluczowe w przypadku turniejów – podkreśla Deschamps.
Na osobny akapit zasługuje Kante. 33-latek przyjechał do Niemiec z Arabii Saudyjskiej, a mimo to jest najważniejszym elementem układanki złożonej z gwiazd gigantów topowych lig. Gdy Kante przebywał na boisku, Francuzi nie stracili gola. 451 minut. Rekord. Żaden z piłkarzy europejskich reprezentacji nie przetrwał na placu dłużej bez utraty bramki na dużym turnieju. Kante uzbierał również najwięcej meczów bez porażki na mistrzostwach świata i Europy niż ktokolwiek inny w historii. Talizman.
Nosiciel wody
Kante to nie tylko talizman, ale i symbol kadry Deschampsa. Drużyny, która przede wszystkim koncentruje się na solidnej defensywie, ale brakuje jej wystarczającej jakości z przodu. Selekcjoner Francuzów ulepił aktualny zespół na swój obraz i podobieństwo. Musiał spojrzeć w lustro i dostrzec w nim siebie z boiska. Nie sposób więc zrozumieć obecnego Deschampsa – trenera, bez obrazu Deschampsa – piłkarza.
Gdy prowadził Olympique Marsylia, miał w drużynie kilka trudnych przypadków. Podczas jednego z treningów Mamadou Niang wykonywał ćwiczenia na „pół gwizdka”. Deschamps nie wściekł się, tylko zaczął robić to samo ćwiczenie na maksymalnej intensywności.
Zawsze dawał z siebie absolutnie wszystko. To Eric Cantona jako pierwszy powiedział o nim „nosiciel wody”. Charyzma, nieustępliwość, waleczność. Didier Deschamps urodził się liderem.
Jako zawodnik osiągnął wszystko. Grał we Francji, Włoszech, Anglii i Hiszpanii. Dwukrotnie wygrał Ligę Mistrzów. Jako kapitan poprowadził Trójkolorowych do mistrzostwa świata i Europy.
Urodził się w 1968 roku. Na pierwszy trening piłki nożnej poszedł dopiero jako trzynastolatek. Wcześniej biegał, dużo biegał. I tak już zostało. Na boisku słynął z „żelaznych płuc”. Równie dobrze radził sobie w szkole. Najwięcej uwagi poświęcał geometrii, ponieważ uważał, że przyda mu się to w świecie futbolu.
Trafił do FC Nantes, gdzie zaprzyjaźnił się z Marcelem Desaillym. 18 listopada 1984 w wypadku samochodowym zginął przyrodni brat Desailly’ego. Gdy informacja dotarła do klubu, nikt – na czele z trenerem – nie czuł się na siłach, by przekazać tragiczną wiadomość szesnastolatkowi. – Ja mogę to zrobić – zgłosił się na ochotnika Deschamps.
Marcel DESAILLY & Didier DESCHAMPS with FC Nantes in 1987 pic.twitter.com/TeKKNUVubs
— Old School Panini (@OldSchoolPanini) February 18, 2017
Marcel Desailly opisał tę historię w swojej autobiografii:
– Co tam, „Blanchard”? (mówiłem tak na Didiera, bo miał fryzurę i wygląd typowego wieśniaka).
On położył zimną dłoń na moim ramieniu i nie potrafił wydusić słowa.
– No co jest, Didier? – zapytałem.
– Marcel… Seth zmarł… Jean-Michel również… Sidi jest w szpitalu… Mieli wypadek.
Zrobił coś, co przerastało dorosłych facetów. Już jako nastolatek był pod każdym względem silnym mężczyzną. Przewyższał rówieśników nie tylko dojrzałością, ale i sprawnością fizyczną.
Jeszcze przed siedemnastymi urodzinami zadebiutował w Ligue 1. Trzy lata później założył na ramię kapitańską opaskę, której nie zdjął już do końca kariery.
W 1989 roku przeniósł się do Marsylii, gdzie sięgnął po mistrzostwo Francji i puchar Ligi Mistrzów. Po karnej degradacji Olympique’u, trafił do Turynu. Z Juventusem znacznie powiększył kolekcję trofeów. Później grał jeszcze w Chelsea i Valencii. W każdym z klubów był kluczową postacią. Piłkarskie braki nadrabiał ambicją. Harował za trzech i z pełnym poświęceniem wykonywał „brudną robotę” w defensywie. Nosił wodę.
W narodowych barwach zadebiutował w wieku dwudziestu lat. Wiedział, kiedy zejść ze sceny niepokonanym. Reprezentacyjną karierę zakończył po wygranych mistrzostwach Europy w 2000 roku. Miał wówczas na koncie 103 występy dla Trójkolorowych. To właśnie w kadrze poznał Guya Stephana – człowieka, z którym od kilkunastu lat spędza więcej czasu niż z żoną.
Sztafeta pokoleń
Kilka godzin przed meczem z Hiszpanią, Deschamps wejdzie do hotelowego pokoju Stephana. Chwyci za maszynkę i zdecydowanymi pociągnięciami ogoli swojemu asystentowi głowę. Podczas obiadu Stephan zajmie miejsce po lewej stronie Deschampsa, a gdy będą już w autokarze na stadion – po prawej.
Pod koniec czerwca Charlotte Harpur z „The Athletic” usiadła przy kawie z Guyem Stephanem, by porozmawiać o sekretach Deschampsa. O tym, że jest przesądny, już wiemy.
– Didier ma w sobie coś ekstra – twierdzi Stephan. – Jest bardzo świadomym trenerem. Na pewno nie jest gościem ze „starej szkoły”. Nie jest autorytarny, słucha innych. Bardzo dużo rozmawia z zawodnikami i potrafi to robić. Poświęca im mnóstwo czasu i energii. Dzisiejsza praca trenera koncentruje się na relacjach międzyludzkich. Didier jest bliżej tych chłopaków niż kiedykolwiek wcześniej.
Zdaniem Stephana rozmowa i wejście w głowę zawodnika to jedyna droga do wydobycia z niego tego, co najlepsze. W sztabie reprezentacji Francji starają się funkcjonować właśnie w ten sposób.
Deschamps od zawsze deklarował, że zamierza zostać trenerem. Ze Stephanem poznał się w 1998 roku. Dwa lata później wspólnie sięgnęli po mistrzostwo Europy: Deschamps jako kapitan, Stephan w roli asystenta selekcjonera. Jako trenerzy zaczęli współpracować w 2009 roku. Stephan został asystentem Deschampsa w Marsylii. Od tamtego czasu kroczą ramię w ramię. – Nie potrzebujemy słów, by się porozumieć. Wystarczy spojrzenie. Uzupełniamy się wzajemnie – mówi Stephan.
Deschamps nie zostałby selekcjonerem bez Stephana u boku. Od mistrzostwa świata zdobytego w 1998 roku minęło 26 lat, a ogień w niesionej od tamtego czasu sztafecie wciąż nie zgasł. Podczas turnieju rozgrywanego we Francji Roger Lemerre był asystentem Aime Jacqueta, który później namaścił go na swojego następcę. W rolę asystenta wszedł natomiast Stephan. Deschamps uważnie przyglądał się każdemu z nich.
Obecnie sztab reprezentacji Francji liczy dwadzieścia osób, ale do ścisłej współpracy Deschamps dopuszcza tylko kilku z nich, o których mówi, że są jego paliwem. W wąskim gronie, poza Stephanem, są: trener bramkarzy Franck Raviot i trener przygotowania fizycznego Cyril Moine.
Deschamps uważa, że jednym z najtrudniejszych zadań dla selekcjonera jest zachowanie balansu pomiędzy zawodnikami pierwszego składu i rezerwowymi. Do Niemiec zabrał 25 piłkarzy, o jednego mniej niż pozostałe reprezentacje. Zdaniem Stephana, w przypadku Francji jeszcze trudniej jest zachować równowagę, ponieważ praktycznie każdy z powołanych na co dzień odgrywa ważną rolę w klubie. To kolejny argument francuskiego asystenta, według którego kluczowe dla kadry kwestie skupiają się wokół psychologii.
– Aby wygrać turniej jako selekcjoner, musisz wyodrębnić ludzkie cechy każdego z piłkarzy. Musisz jednoczyć i brać odpowiedzialność za wyniki, zarówno dobre, jak i złe – twierdzi Stephan. – Deschamps przekazuje drużynie spokój, którym emanuje. Stara się nie stresować. Wie, że aby przetrwać, musi wygrywać mecze.
Do trzech razy sztuka
Być może odpowiedź na pytanie o przyczynę wybuchu Deschampsa na ostatniej konferencji prasowej możemy znaleźć właśnie w wypowiedzi Stephana. Mimo dobrych wyników, Francuzi nie są zjednoczeni wokół reprezentacji. Jasne, doceniają rezultaty, ale o wiele głośniej wybrzmiewa narzekanie na styl, który zdaniem kibiców znad Sekwany jest wręcz powodem do wstydu. W takich okolicznościach trudno o spokój.
Jako zawodnik Deschamps sięgnął po mistrzostwo Europy za trzecim podejściem. Teraz jest na trzecim EURO jako trener. Bardzo możliwe, że to jego ostatnia szansa na przejście do historii. Podczas mistrzostw świata w Katarze za niemal przesądzoną uważano zmianę warty we francuskiej kadrze. Zinedine Zidane już wiązał krawat. Tymczasem kilka tygodni po finale francuska federacja przedłużyła umowę z Deschampsem do czerwca 2026 roku.
W obliczu panującego wokół kadry fermentu, trudno zakładać, że za dwa lata kontrakt zostanie ponownie aneksowany. Komu jak komu, ale Francuzom szyku i elegancji nie powinno przecież brakować. Podczas gdy Trójkolorowi przygotowują się do batalii o finał, ich kibice i paryscy dziennikarze zastanawiają się, jak grałaby Francja pod wodzą innego trenera i czy Aime Jacquet albo Roger Lemerre są dumni ze swoich następców i poniekąd wychowanków.
Deschamps, poza incydentem z konferencji, zdaje się być niewzruszony i robi swoje. Nie można powiedzieć, że to trener, który ślepo brnie we własne przekonania, bo przecież podczas każdego z turniejów potrafił reagować i modyfikować pierwotne plany. Nie inaczej jest w Niemczech.
Już po pierwszym meczu w grupie okazało się, że Deschamps nie będzie miał do dyspozycji pełnowartościowego Kyliana Mbappe. Stara się mądrze zarządzać jego siłami. Był w stanie zdjąć go z boiska, gdy wiedział, że doszedł do granicy. Zrobił coś, do czego nie potrafił posunąć się Roberto Martinez w przypadku Cristiano Ronaldo. Nieustannie żongluje również ustawieniem. Ulubione 1-4-3-3 potrafi zamieniać na asymetryczne 1-4-4-2 (które dało mistrzostwo świata w 2018 roku) i z powrotem. Dawał szanse Rabiotowi i Griezmannowi, ale wiele wskazuje na to, że dziś posadzi ich na ławce. Kiedy nie szło Thuramowi, postawił na nieopierzonego Barcolę. Gdy i ten nie zachwycił, wpuścił na boisko Kolo Muaniego. Nie ma świętych krów. Nieustannie próbuje zaradzić brakowi kreatywności i efektywności w ofensywie. A czy można mieć do niego pretensje o to, że równocześnie polega na defensywie, która funkcjonuje bez zarzutu? Czy zasłużony jest żal do trenera, który potrafi zdiagnozować w swojej drużynie mocne i słabe punkty?
Deschamps od zawsze powtarza, że po fazie grupowej rozpoczyna się zupełnie nowa rozgrywka. Zgodnie z tym założeniem jest dopiero w połowie drogi. Przy pozytywnym scenariuszu Francuzów czekają jeszcze dwa mecze na tym turnieju. Ta drużyna wciąż może w pełni odpalić. Może pociągnie to Ousmane Dembele, który dał kilka pozytywnych sygnałów pod koniec ćwierćfinałowego starcia z Portugalią? Może o bólu zapomni Mbappe? A może nie wydarzy się ani jedno ani drugie, a Francuzi i tak dotrą do finału lub nawet sięgną po tytuł siłą woli i żelaznej defensywy. Czy powinniśmy wówczas oskarżać Deschampsa o mordowanie futbolu? Nawet jeśli tak, to przynajmniej umówmy się, że to zbrodnia popełniona w afekcie. W końcu mamy do czynienia z człowiekiem, którego tylko dwa mecze dzielą od osiągnięcia w piłce wszystkiego. Deschamps celuje w sam środek, mimo że w magazynku ma pół naboju.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Szambo wybija. Źle dzieje się w Lechii Gdańsk
- Wasiluk: Euro przestało dawać radość. Za dużo jest meczów nudnych
- Ulice Dortmundu gonią nazioli i towar. Oto współczesne Niemcy [REPORTAŻ]
- Rzuty karne nie są żadną loterią. A Anglicy stali się w nich bliscy mistrzostwa
- Ruben Vinagre – nowa gwiazda Legii czy Gil Dias 2.0?
Fot. Newspix