Nastoletnia dziewczyna nazywa go „prawdziwym dortmundczykiem”. Od multikulturowej grupy chłopaków słyszę, że to „największy GOAT”, „lepszy niż Mbappe” i trzeba „dać mu Złotą Piłkę”. Jego nazwisko śpiewają dziesiątki grupek kibiców opuszczających strefę kibica w Dortmundzie. Niclas Füllkrug, bohater narodowy. Brzydkie kaczątko, z którego wyrósł piękny napastnik. O ironio, w kontekście stref kibica przed niemieckim turniejem najwięcej mówiło się właśnie o napastnikach. Tylko że tych uzbrojonych, nazywanych terrorystami. O nich też mówiono przy okazji meczu gospodarzy ze Szwajcarią. Ale nie tak głośno rzecz jasna, jak o Füllkrugu.
Ośrodek badania opinii YouGov i Sinus Institute sprawdziły przed mistrzostwami Europy nastroje, jakie panują w społeczeństwie w związku z możliwymi atakami terrorystycznymi. Prawie połowa Niemców wyraża realną obawę, że w trakcie turnieju może dojść do zamachu. Aż dwadzieścia procent ankietowanych deklaruje, że zamierza unikać w czasie Euro miejsc publicznych. Powodem jest strach przed terrorystami.
Czy ten strach jest realny?
„Czuję się bezpiecznie, ale…”
Strefa kibica w Dortmundzie, na którą przybywamy, nie różni się niczym od podobnych miejsc na innych turniejach. To przestrzeń, w której większość czuje się w jakiejś części Niemcami. Przybysze z Indii, którzy jeszcze nie opanowali perfekcyjnie języka. Potomkowie Turków urodzeni w Zagłębiu Ruhry, którzy, choć może wydawać się to paradoksalne, głośno mówią o negatywnych skutkach migracji. Czy też zwykli Niemcy, których rodziny w jakimś momencie napłynęły do przemysłowego regionu w Nadrenii Północnej-Westfalii, tworząc dziesięciomilionową populację całej metropolii.
„Czy czujesz się bezpiecznie?”, pytam ludzi, którzy tłumnie prą do mogącej pomieścić sześć tysięcy pięćset osób strefy na Friedensplatz, czyli w samym sercu Dortmundu. Najczęstsza odpowiedź to „tak, ale…”. – Czuję się bezpiecznie, ale… Zawsze staram się iść w większej grupie. Wiesz, ja i dziesięć osób obok. Jeśli coś się stanie, razem możemy zareagować. To Niemcy. Jest trochę niebezpiecznie, ale co możemy zrobić? – mówi nam chociażby kibic o bliskowschodnich rysach, który żyje w Europie od kilku lat.
– Tak, czuję się bezpiecznie – przekonuje z kolei Niemka, która kończy piwo przed wejściem do Fan Zone.
– A jak oceniasz prawdopodobieństwo zamachu?
– Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
– A jaka jest szansa?
– Chyba duża. Ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie…
Trudno zakładać, że to nieracjonalna panika, skoro od pierwszego zamachu dzieliło nas już tak niewiele. Kiedy nasi piłkarze szykowali się do rozgrzewki w Hamburgu przed meczem z Holandią, kilkanaście kilometrów dalej, przy popularnej i zawsze zatłoczonej ulicy Reeperbahn, postrzelono szaleńca z kilofem i koktajlem Mołotowa. W dniu rozpoczęcia mistrzostw w małym miasteczku Wolmirstedt napastnik miał najpierw zabić człowieka, a później zaatakować nożem ludzi oglądających w ogródku mecz otwarcia. A to przecież, jakkolwiek źle to nie zabrzmi, nie są duże i zorganizowane ataki. Niemcy obawiają się profesjonalnych terrorystów. Skutecznych na dużą skalę.
Na początku czerwca na lotnisku Kolonia/Bonn doszło do zatrzymania mężczyzny posiadającego polskie obywatelstwo, ale też niemieckie i marokańskie, którego śledczy podejrzewają o wsparcie finansowe grupy terrorystycznej ISPK, czyli Państwa Islamskiego Chorasanu, regionalnej komórki ISIS prowadzącej działania głównie w Afganistanie i Pakistanie. Miał przelać na jej konto tysiąc sześćset euro. To jeszcze nie robi wielkiego wrażenia. Wyobraźnia rozpala się dopiero w momencie, gdy dowiadujemy się, że ów 23-letni człowiek starał się o pracę jako steward na mistrzostwa Europy. I choć oficjalnie śledczy dementują, że nie ma żadnych śladów by sądzić, iż ów zatrzymany miał planować jakiś atak terrorystyczny w czasie turnieju, to sam fakt, że ochraniać kibiców mogła osoba powiązana z bezwzględnymi terrorystami…
Grupa ISPK w międzyczasie podjudzała strach niemieckiego społeczeństwa. Do mediów społecznościowych trafiła grafika z wyróżnionymi trzema lokalizacjami – Dortmund, Monachium, Berlin. Obok napis: „i wtedy pada ostatni gol”. Na górze pytanie wyrysowane krwią: „gdzie chcesz?”. Przekaz jest jasny – będziemy atakować. W Dortmundzie, Monachium albo Berlinie.
Wybierzcie sami.
Policja przygotowana
Jeszcze nie rozpoczęły się mistrzostwa, a „Bild” już dziękował policjantom za ich pracę podczas piłkarskiej imprezy. Ponad trzysta tysięcy funkcjonariuszy dostało w tym czasie zakaz urlopu. Niemieckie służby stosują politykę „wszystkie ręce na pokład”. W celu sprawnej ochrony kraju powołano International Police Cooperation Center. To specjalna komórka, do której ściągnięto trzystu pięćdziesięciu policjantów z przeróżnych krajów, żeby usprawnić działanie w przypadku incydentów z udziałem obcokrajowców. Granice, lotniska i pociągi zostały obstawione przez dwadzieścia dwa tysiące żołnierzy. Przy wjeździe do Niemiec celnicy zapraszają na wyrywkowe kontrole.
Jest kogo ochraniać. Przez trybuny ma przewinąć się w Niemczech 2,7 miliona osób. Przez strefy kibica – dwanaście milionów. Policja zdaje się być gotowa na wszystko. W „Bildzie” czytamy zdanie z wykrzyknikiem: „możliwy jest atak terrorystyczny z powietrza!”. Obok tabloid dumnie prezentuje działo, które służy do wykrycia i udaremnienia tego typu zamachu.
Czy my czujemy się bezpiecznie na strefie kibica? Wreszcie tak, bo jak do tej pory spotykaliśmy się z bardzo luźnym podejściem służb ochroniarskich. W Hanowerze pod Waterlooplatz na fanzonę przeznaczoną dla pięciu tysięcy osób weszliśmy wręcz bez przeszukania. Dosłownie nikt nie sprawdził nawet, co mamy w kieszeniach. Ochrona nie miała też problemu z tym, byśmy wnieśli ze sobą kamerę i mikrofon. Z kolei w Lipsku, zostawiając auto w parkingu podziemnym przy Augustusplatz, wyszliśmy klatką schodową prosto… na środek zamkniętej jeszcze strefy kibica. Zdziwiliśmy się my, zdziwili się ochroniarze, wspólnie znaleźliśmy drogę do wyjścia, ale gdybyśmy mieli potencjalnie niecne zamiary, moglibyśmy wykorzystać te okoliczności…
W Dortmundzie jest inaczej. Funkcjonariusze twardo trzymają się wytycznych. Ktoś spóźnił się na mecz chociaż minutę? Entschuldigung, ale już nie wpuszczamy. Poza oczywistymi rzeczami takimi jak broń, pirotechnika, szklane butelki czy środki łatwopalne, do podobnych miejsc nie można wnosić plecaków (nawet, jeśli są puste), dronów, hulajnóg elektrycznych czy flag… Palestyny lub Izraela.
Policja pod strefą kibica w Dortmundzie przekonuje, że nie ma powodu do obaw. Oddelegowana do kontaktu z mediami Annika Roß mówi nam:
– Absolutnie możecie czuć się tu bezpiecznie. Policja w Dortmundzie przygotowywała się do mistrzostw Europy od wielu lat. To miasto z dużym doświadczeniem piłkarskim. Takie misje nam pasują. Jesteśmy do nich dobrze przygotowani.
– Jak duże jest prawdopodobieństwo ataku w takich miejscach? – dopytuję.
– Nie potrafimy określić prawdopodobieństwa. Chcemy, żeby każdy bezpiecznie wrócił do domu.
Nie zdradza, ilu funkcjonariuszy pracuje przy takiej strefie kibica. Powody taktyczne. Nie mówi też, jakie środki bezpieczeństwa podejmują funkcjonariusze. Znów powody taktyczne. Nie chce ułatwiać pracy potencjalnym napastnikom. I zgodnie z jej słowami, wszyscy wracają do domów bezpiecznie. Niemcy uratowały remis ze Szwajcarią. Kibice opuścili dortmundzką strefę kibica skandując na cześć Niclasa Füllkruga i udali się do samochodów. Stojący na światłach sznur aut przy użyciu kompulsywnie wciskanych klaksonów obwieszczał światu, że „die Mannschaft” wychodzi z grupy z pierwszego miejsca.
WIĘCEJ O EURO 2024:
- Ronaldo na ratunek byłego NRD
- Wino, futbol i śpiew. Tak wygląda piłkarska supra z Gruzinami [REPORTAŻ]
Fot. newspix.pl