Demolka po rumuńsku

Piotr Rzepecki

17 czerwca 2024, 17:07 • 4 min czytania

Można nie mieć wielkich nazwisk w składzie, nie wzbudzać dużego respektu, nie mieć bogatej historii na międzynarodowych turniejach, ale swoją zawziętością, determinacją i cudownymi trafieniami skraść serca kibiców. Rumunia, proszę państwa. Czyżbyśmy poznali czarnego konia turnieju? Bo najpiękniejsze trafienie fazy grupowej już chyba znamy.

Demolka po rumuńsku
Reklama

Od pierwszych minut na arenie stadionu w Monachium słychać było wyraźną przewagę w dopingu rumuńskich kibiców. Gdy reprezentacji Rumunii rozgrywali, rozbrzmiewał doping, gdy do piłki dochodzili Ukraińcy, gwizdy niosące się z trybun były nie do wytrzymania.

Piłkarze reprezentacji Rumunii jednak nie rozpoczęli z przytupem. To Ukraińcy dominowali, jednak z ich akcji niewiele było konkretów. Raz zagrał nieźle w tempo Juchym Konopla, oskrzydlił, dograł na pole karne, ale Rumunii wybili. Coś próbował zrobić Mychajło Mudryk, ale próby zawodnika Chelsea były nieudane, czytelne, często na przekór wszystkim chciał grać sam i bez koncepcji.

Reklama

Rumunia leje Ukrainę. Kadra Iordanescu czarnym koniem Euro?

Pierwsze pół godziny Rumunii przeczekali. I dopiero uderzyli po dwóch kwadransach. Mówi się, że sytuacje bramkowe można podzielić na takie, które sam sobie wypracujesz, albo które wypracuje ci przeciwnik. I podopieczni Edwarda Iordanescu otworzyli wynik właśnie po tym drugim wariancie. Rywale dali im prezent, oni z tego skrzętnie skorzystali.

Obrońca reprezentacji Ukrainy, Mykoła Matwijenko, z dużą nerwowością zagrał do swojego bramkarza, a Andrij Łunin, który przecież sięgnął z Realem Madryt po Ligę Mistrzów, dopuścił się juniorskiego błędu. Zagrał wprost pod nogi Dennisa Mana, ten wyłożył piłkę Nicolae’i Stanciu i kapitan Rumunów trafił nie do obrony.

Pięknie. Bezbłędnie. Zjawiskowo.

Dwa kolejne gole były (niemalże) równie piękne. Trzeba docenić wszystkie akcje bramkowe, każde wypracowane trafienie. Gol w 53. minucie Razvana Marina to był przykład kontry idealnej i świetnej decyzji co do strzału.

Atomowe uderzenie posłał Marin, i znów udział przy bramce miał Man, który zabrał się z piłką, ta została mu odebrana, ale ostatecznie trafiła pod nogi gracza Empoli. I Marin huknął zza linii pola karnego. Zaryzykował, bo szansa, że strzeli gola z tej pozycji wynosiła ledwie 1% (dane za hawk-eye z transmisji TVP Sport).

Podopieczni Edwarda Iordanescu nie biegali po murawie w drugiej odsłonie. Oni unosili się nad trawą. Byli głodni, napędzeni. Każde udane podanie, każdy udany przechwyt ich napędzał. Ukraińcy nie potrafili zareagować. Gol na 3:0 jest najlepszym świadectwem zaangażowania Rumunów, wdarli się ławą w pole karne Ukraińców po szybkim rozegraniu rzutu rożnego. Wbili gola z najbliższych metrów, rywale mogli tylko sygnalizować spalonego. Ale po gwizdku arbitra i wskazaniu na środek boiska, spuścili tylko głowy.

Oby znaleźli motywację do kolejnego meczu, bo przeciwko Słowacji także mogą dostać po głowie, nie mówiąc o konfrontacji z Belgią.

A Rumunia? Była wielka, energiczna, piekielnie niebezpieczna. Starszym kibicom natychmiast na myśl wraca ta kadra z 1994 roku, kiedy na mundialu w Stanach Zjednoczonych „nowa Brazylia” awansowała do ćwierćfinału, po drodze eliminując Argentynę. I ten zespół, ta dzisiejsza Rumunia ma namiastkę tamtej ekipy. Przecież obecny selekcjoner – Edward, to syn Anghela Iordanescu, który na amerykańskich boiskach prowadził tę rumuńską bestię, która rozkochała w sobie kibiców futbolu w połowie lat 90.

Czy dzisiejsza Rumunia nawiąże do tych czasów? Pożyjemy, zobaczymy. Pewne jest jedno – trudno sobie wyobrazić lepszy start. I to z bardzo wymagającym rywalem.

Nie ma gwiazd w składzie? Nie ma problemu!

Przed turniejem były obawy, czy Rumunia sobie poradzi, czy się nie skompromituje. I choć ekipa trenera Iordanescu bez szwanku przeszła przez eliminacje (sześć zwycięstw, cztery remisy, zero porażek i tylko pięć straconych goli), to jest drużyną bez gwiazd, ma jedną z najniżej wycenianych kadr na turnieju (dane za: transfermarkt). Nie mają przecież Rumunii w swoich szeregach bramkarza, który święcił triumf w Lidze Mistrzów, króla strzelców LaLigi czy gwiazd Chelsea i Arsenalu, ale dziś to oni byli wielcy.

Ukraińcy rozczarowali, wywrócili się na starcie Euro 2024. Rumunia jest wielka. Po tym meczu aż wypada nam wszystkim wyguglować jak będzie „demolka” w ich języku. Bo to właśnie najlepsze słowo, które oddaje wydarzenia z dzisiejszego południa w Monachium.

Rumunia – Ukraina 3:0 (1:0)

Bramki: Stanciu 29′, Marin 53′, Dragus 57′

Rumunia: Nita (6) – Ratiu (6), Dragusin (7), Burca (7), Bancu (6) – M. Marin (7), Man (8), R. Marin (7), Stanciu (8), Coman (6) – Dragus (7).

rezerwowi: Hagi (6), Mihaila (6), Rus (6), Puscas (5)

Ukraina: Łunin (1) – Konoplia (2), Zabarnyj (2), Matwienko (2), Zinczenko (2) – Stepanenko (3), Szaparenko (3), Tsygankow (1), Sudakow (3), Mudryk (3) – Dowbyk (2)

rezerwowi: Brażko (3), Jaremczuk (4), Jarmolenko (3), Tymczyk (3)

WIĘCEJ O EURO 2024:

Fot. Newspix

Urodził się dzień po Kylianie Mbappe. W futbolu zakochał się od czasów polskiego trio w Borussi Dortmund. Sezon 2012/13 to najlepsze rozgrywki ever, przynajmniej od kiedy świadomie śledzi piłkarskie wydarzenia. Zabawy z kotem Maurycym, Ekstraklasa, powieści Stephena Kinga.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama
Reklama