W piątek Aritz Aduriz zagrał jeden z najlepszych meczów w karierze. W niemal kwadrans strzelił trzy bramki Barcelonie, którą Athletic pokonał 4:0. Nieźle jak na 34-latka, który dołącza do Antonio di Natale w klubie napastników przeżywających pierwszą młodość dopiero po trzydziestce. Przed 30 urodzinami Aduriz strzelił 54 gole w La Liga. Po nich – 56.
Najbardziej w rozwoju kariery pomógł mu Fernando Llorente. W 2012 roku Aduriz przyszedł, a właściwie wrócił, do Athletiku po to, by zmotywować utalentowanego napastnika do pracy, żeby jeszcze bardziej ciągnął ten zespół. Typowy zakup dla podniesienia konkurencji. Llorente motywowały jednak przede wszystkim pieniądze, chciał odejść do Juventusu i to natychmiast, na co klub zgodzić się nie chciał, a zwłaszcza trener Marcelo Bielsa, który napastnika posadził na ławce, a grać dał Adurizowi, który zaliczył najlepszy sezon w karierze – w 36 meczach strzelił 14 goli. Aduriz formę potwierdził w następnym, zakończonym awansem do eliminacji do Ligi Mistrzów, sezonie. Wtedy też zaczęto mówić, że dla napastnika najlepsze czasy przyszły grubo po trzydziestce. – Zawsze rozwijałem się wolniej niż inni – mówił.
Pierwszy raz prawdziwej piłki posmakował gdy miał 23 lata. Wcześniej grał tylko w juniorach lub drużynach amatorskich. Ale początek kariery miał idealny do szybkiego rozwoju. Zaczął tam, gdzie najwybitniejsi spośród tego pokolenia baskijskich piłkarzy – w dzielnicowym klubie starego miasta w San Sebastian. W Antiguoko jego kolegą z rocznika był Xabi Alonso, o rok młodszy był Mikel Arteta. Tam chłopcy ćwiczyli piłkarskie podstawy – grę po ziemi, technikę. Dopiero później porozchodzili się do klubów, gdzie wymagano czegoś więcej – walki czy siły. Aduriz był przygotowany do innego wysiłku, bo ćwiczył biegi narciarskie, snowboard czy tenis. Korzystał też z możliwości San Sebastian, surfingowej stolicy Hiszpanii. Później okazało się, że dzięki tym wszystkim sportom ciężko z nim będzie wygrać w powietrzu. Ale żeby to pokazywać, musiał poczekać kilka dobrych lat. – Wcześniej byłem impulsywny, wdawałem się w kłopoty – mówił.
Miał 19 lat, gdy w 2000 roku trafił do Athletiku, z którego później będzie dwukrotnie odchodził. Tyle samo razy wracał. Najpierw Baskowie wypchnęli go po to, by zebrał trochę doświadczenia. Trafił do trzecioligowego Burgos. Radził sobie nieźle, ale to wciąż był futbol amatorski. Po roku trafił poziom wyżej i dopiero wtedy, jako 23-letni zawodnik posmakował prawdziwej piłki w Realu Valladolid, które dopiero co spadło z La Liga. Po kolejnym dobrym sezonie wrócił do Athletiku i spełnił marzenie o grze dla ukochanego klubu. Stare San Mames stało się drugim, po Antiguoko, domem zawodnika, ale nie miało to znaczenia, gdy po Aduriza zgłosiła się Mallorca, oferująca masę pieniędzy. Pieniędzy bez pokrycia, bo klub z Balearów miał olbrzymie długi. Drużyna była, bramki też, ale w końcu trzeba było tam odejść. Trafił do Valencii, gdzie w końcu posmakował Ligi Mistrzów jako 29-letni piłkarz. Z czasem stracił miejsce w składzie i przed trzema laty mógł wrócić za 2,5 mln euro do Bilbao.
14, 16, 18 – tyle bramek zdobywał w kolejnych sezonach w Athletiku. Wiele z nich głową i dlatego dziennikarze będą się pytać o jego wyskok. Gole w pierwszym sezonie dały Baskom spokojne utrzymanie i zakończenie sezonu w górze tabeli. W drugim – awans do eliminacji do Ligi Mistrzów. W trzecim pomogły leczyć kaca po łączeniu gry w pucharach z ligą. Dzięki nim zdobył też Trofeo Zarra, czyli nagrodę dla najlepszego hiszpańskiego strzelca w sezonie. Dały też awans do finału Pucharu Króla. Bez tego nie byłoby meczu o Superpuchar.
– Nie możemy myśleć, że już po wszystkim, że to 4-0 wystarczy – mówił Aduriz po meczu. – Oni są zdolni do wszystkiego, więc dalej musimy być skrupulatni w defensywie i szukać bramki – dodawał. Brzmi normalnie, zwyczajnie, choć wynik taki zwyczajny nie jest. 4:0 z Barceloną, z najlepszą drużyną w Europie. Takiej porażki Katalończycy od krajowego rywala nie widzieli od 2007 roku, kiedy przegrali z Getafe. Zresztą sam Aduriz wpisał się do historii. To pierwszy zdobywca hat-tricka przeciwko Barcelonie od 2005 roku i Diego Forlana. To także najszybszy strzelec trzech goli Katalończykom od 72 lat.
Nieźle jak na 34-latka. Niektórzy w jego wieku szykują się już do odejścia z piłki. Aduriz wydaje się dopiero zaczynać. Ale w wywiadach nie wyraża wielkich ambicji. Mówi klasyczne zdania skromnego napastnika – nie liczy się piękno bramek, liczy się co w sieci. Ale i tak najważniejsza będzie drużyna. A jeśli ta we wtorek utrzyma czterobramkowe prowadzenie na Camp Nou, to zdobędzie pierwsze od 30 lat trofeum.
JACEK STASZAK