Sobota to dzień dla najbardziej wytrwałych. Choć startuje Bundesliga, rozpędza się Premier League, a jest też Ligue 1, to nasza ekstraklasa oferuje nam mecze z gatunku „na dwoje babka wróżyła”. Może być dramat, może być zajebiście. Górnik Zabrze z nowym trenerem jedzie do Mielca, by w upale wymęczyć jakiekolwiek punkty. Górnik Łęczna podejmuje Śląsk Wrocław, który pompuje się całym wachlarzem ustawień w ataku, a na deser mamy mecz na szczycie Piast – Legia, czyli starcie cwaniaków z wicemistrzami.
TERMALICA – GÓRNIK ZABRZE
Przed meczem trenerzy są zgodni. Piotr Mandrysz mówi, że walka toczyć się będzie o każdy centymetr boiska i „dużą rolę odegrają cechy wolicjonalne”. Leszek Ojrzyński dodaje, że Górnik jedzie do Mielca wycisnąć z meczu jak najwięcej. – Piłkarze to ludzie charakterni, którzy dadzą się pokrajać za Górnika. Ale ostatnio nie zawsze im wychodziło – twierdzi.
No więc sprawa zapowiada się prosto – Mielec, godz. 15.30, upał i mecz walki. To jest to, co tygrysy, a dokładniej słoniki, lubią najbardziej.
Gdzie możemy spodziewać się techniki, choćby umiarkowanych, ledwo dostrzegalnych? Prędzej w Górniku, gdzie jest i Madej, i Gergel, i Jeż. To też będzie ciekawe zobaczyć jak z drużyną, którą mimo wszystko budowało się w oparciu o szybką grę po ziemi, będzie postępował trener Ojrzyński. Zapowiadał, że nie chce być utożsamiany z prostym (niektórzy powiedzieliby że prymitywnym) sposobem gry, więc Górnik to chyba dobre miejsce, by sprawdzić się z innym materiałem. Tym bardziej, że trudno grać lagę na napastnika, którego nie ma. Chyba, że z przodu zagrałby wysoki Bartosz Iwan.
A Nieciecza? Chcielibyśmy w końcu zobaczyć Bartłomieja Smuczyńskiego (może wejdzie z ławki). W poprzednim sezonie napędzał akcje Termaliki, a przez ostatnie dziewięć miesięcy leczył kontuzję. To szybki, niezły skrzydłowy, no ale w ekstraklasie jeszcze szerzej się nie pokazał. Oprócz niego w beniaminku zagrają te same twarze – bez wielkich indywidualności, ale w takich sytuacjach mówi się, że „liczy się przede wszystkim zespół”. Ten miał wejść na wyższy poziom dzięki pierwszemu zwycięstwu w ekstraklasie. I teraz czas na weryfikację.
GÓRNIK ŁĘCZNA – ŚLĄSK WROCŁAW
Chyba dawno we Wrocławiu nie było tak optymistycznie. Pamiętamy Tadeusza Pawłowskiego jeszcze na początku tego roku, gdy otwarcie mówił, jaki ma plan na Śląsk – jeszcze bardziej ofensywna gra, jeszcze więcej pressingu, krótkich podań. Atakować mają też środkowi obrońcy. Futbol totalny. Niestety, przez dłuższą część roku wyglądało to raczej fatalnie.
Wystarczyło rozgromienie pierwszoligowego Stomilu Olsztyn 5:1 w Pucharze Polski, by w mediach znowu zaczęto przerzucać się ustawieniami, którymi będzie grał ultraofensywny Śląsk – od 4-4-2 aż po 4-2-4. Od tego może się aż zakręcić w głowie, choć przecież ta sama drużyna w lidze gra raczej bezbarwnie i na razie wygrała tylko raz – z beznadziejną wówczas Termaliką.
A Łęczna aż tak słaba nie jest. Ba, w tabeli jest od Śląska wyżej, ale na Lubelszczyźnie zapowiadają, że skupią się raczej na obronie i nie będą rzucać się na rywala. Czyli mówiąc krótko: szykuje się mecz drużyny atakującej szaleńczo z tą, która będzie chciała wygrać świetną organizacją. I wcale się nie zdziwimy, jeśli nie wyjdzie ani jedno, ani drugie. Zadecydują więc detale, a z nich najważniejszy może być Grzegorz Bonin, który szykuje się do powrotu do pierwszego składu.
PIAST GLIWICE – LEGIA WARSZAWA
Henning Berg: Trzeba uważać na Martina Neszpora. Radoslav Latal: Trzeba uważać na Nemanję Nikolicsa. No shit, Sherlocks. Sobotnie spotkanie pierwszej z trzecią drużyną bardzo łatwo można zapowiadać jako starcie dwóch dobrych, a może nawet bardzo dobrych napastników, ale nie warto, bo ciekawiej jest gdzie indziej.
Na przykład cały Piast – skład pełen jest nazwisk z wysokim współczynnikiem potencjału na bycie szrotem, ale jako cały zespół grają piłkę wyrachowaną, nieskomplikowaną. Czegoś takiego w ekstraklasie brakuje – zespołów, które raz potrafią przycisnąć, a innym razem cofnąć się i z uśmiechem na ustach wybijać piłki z własnego pola karnego. Jednocześnie ta cwana i konkretna drużynka pojechała do Stalowej Woli rezerwowym składem i tam chciała wydymać Freda, ale Fred, to znaczy Stal, wydymała ją. Czyli w sumie ekstraklasa w pełni.
Mimo to, w Gliwicach szykuje się całkiem niezłe widowisko. W końcu ma przyjść więcej niż tylko garstka ludzi, jest szansa na komplet. Oczekiwania są spore, tym bardziej, że przecież rok temu Piast Legię u siebie po prostu powiózł. Czas na sprawdzanie jak jest po czesku „resultado historico”?
Hola, hola – mówi Legia. Co prawda bez Michała Pazdana, bo ten trenuje tylko indywidualnie, ale za to wrócił już Tomasz Jodłowiec. Nie da się ukryć, że wicemistrz Polski, choć ma na głowie czwartkowe starcie z Zorią Ługańsk, to do Gliwic jedzie jako faworyt i to zdecydowany, bo Piasta przewyższa w każdym elemencie. Dlatego Latal twierdzi, że najważniejsza będzie dominacja w obronie. – Jeśli w tyłach zagramy na dobrym poziomie, o wynik będę spokojny – mówi trener. To „jeśli” jest jednak tak wielkie, jak tyłek Kim Kardashian.