Reklama

Wisła zrobiła wszystko, by Arka wygrała. A jednak męczyła się niemiłosiernie.

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

09 sierpnia 2015, 21:41 • 3 min czytania 0 komentarzy

Kolejna niedziela z I ligą i kolejny raz uświadamiamy sobie, że właśnie te rozgrywki najlepiej definiują polski futbol. Rozgrywki, w których zdarzyć się może wszystko, w których jakiekolwiek próby typowania mijają się z celem. Nie chcemy się już rozwodzić nad tym, że każdy I-ligowiec za obce uważa hasło “atak pozycyjny”. Jednak w tym sezonie prezentacja meczów przez Polsat Sport jest na naprawdę fajnym poziomie, ale niestety już o widowisko na samym boisku reporterzy, komentatorzy i realizatorzy zadbać nie mogą…

Wisła zrobiła wszystko, by Arka wygrała. A jednak męczyła się niemiłosiernie.

Wisła – Arka. Niby mecz dwóch drużyn z aspiracjami sięgającymi awansu do ekstraklasy. Niby, bo intencje przy kilku zagraniach gospodarzy jeszcze dziesięć lat temu byłyby rozpatrywane przez prokuraturę we Wrocławiu. Szczerze mówiąc, to dawno nie widzieliśmy drużyny, która włożyła tyle starań, by przegrać mecz, a tak trzeba ocenić dzisiejszą postawę Wisły Płock. Mimo to, Arka do samego końca drżała o zwycięstwo. Gdy już Wisła chciała W KOŃCU spróbować czegoś innego niż laga do przodu, rzecz jasna skończyło się to bramką dla gdynian. Kiełpin krótko do Rogalskiego, Rogalski tak przyjmuje, że trzy sekundy później bramkarz znów musi podawać piłkę. Tym razem już do linii środkowej. 1:0 dla Arki.

Kilkanaście minut później Kiełpin znów w roli głównej, broniąc karnego Sobieraja. No, ale bramkarz Wisły był w niedzielę jedyną osobą, która zadbała o to, by kibice choć na chwilę zerwali się z krzesełek. W doliczonym czasie gry ruszył z piłką na czterdziesty metr. Po chwili już leżał, a piłkę do pustej bramki skierował Paweł Abbott. Wisła – Arka 0:2.

Naprawdę nie wiemy, jak zareagować po tym meczu. Czy śmiać się, czy płakać, bo patrząc na poczynania obydwu drużyn śmiało można było przyznać, że spotkała się ze sobą grupa 22 piłkarzy, z których w piłkę grać nie umie żaden. Zresztą 85 minut harówy płocczan idealnie podsumował komentujący ten mecz Wojciech Kowalczyk: – Przegrywają, przez cały mecz nic nie wykreowali, a to wystarczy tylko kopnąć piłkę na aferę. Ciekawe, czy zawodnicy Wisły będą mieli chociaż na to siły.

A Kiełpin – nazwany przez Cezarego Kowalskiego winowajcą – chyba nie bardzo sobie zdawał sprawę z tego, co wyprawiał na boisku. Bez większych emocji przyznał, że można się było nieco lepiej zachować.

Reklama

Pierwsza liga to faktycznie stan umysłu.

***

Z pięknego snu pora powoli wybudzać się w Katowicach. Rozwój, który z I ligą przywitał się zwycięstwem, tym razem został raz dwa sprowadzony na ziemię. Daleki wyjazd na mecz z Wigrami, zwłaszcza w takiej temperaturze, musiał się odbić na dyspozycji beniaminka. 4:0 dla gospodarzy, a wynik otworzył Tomasz Jarzębowski. Tak, ten Jarzębowski. W poprzednim sezonie jego pobyt w Suwałkach mógł umknąć uwadze kibiców, bo bramkami drużynie nie pomógł, ale w nowy sezon 37-latek wchodzi z przytupem.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...