Reklama

Napój bez kalorii

Piotr Rzepecki

Autor:Piotr Rzepecki

22 marca 2024, 12:12 • 5 min czytania 32 komentarzy

Gdybyśmy pokonali Estończyków wysoko i do zera (a zrobić to spokojnie mogliśmy), mówilibyśmy o niemal perfekcyjnie wykonanej robocie. Niestety, bramka strzelona przez naszych rywali jest rysą na wczorajszym spotkaniu. W poszukiwaniu winnego w pierwszej kolejności spoglądamy na Jana Bednarka. Szeroko uśmiechnięty po wygranej. Przeciwko Estonii miał jedno proste zadanie: niczego nie odwalić. Chyba z kimś założył się przed meczem. Bo innego wytłumaczenia nie ma.

Napój bez kalorii

Mowa oczywiście o straconej bramce przez „Biało-Czerwonych”. Jak to tłumaczył sam zainteresowany? – Spodziewałem się dośrodkowania. Chwila nieuwagi. Taka jest piłka – mówił piłkarz Southampton po końcowym gwizdku.

Chwila nieuwagi…

Niech reakcja wściekłego Wojciecha Szczęsnego będzie idealnym podsumowaniem, że zawsze trzeba dążyć do perfekcji, że w takich meczach jak wczoraj, można było wymagać więcej i liczba bramek strzelonych nie przykrywa straconego gola. Gola, którego stracić absolutnie nie powinniśmy. W kontekście zbliżającego się meczu z Walią, każda chwila nieuwagi może zostać bezlitośnie wykorzystana przez naszych rywali. A o stawce meczu przypominać nie musimy.

Przeanalizujmy bramkę dla Estończyków: goście zaatakowali z lewej strony, Artur Pikk (na co dzień Odra Opole) zagrywa miękko do przodu w kierunku Markusa Soometsa. 24-latek występujący we Florze Tallinn nawija bez większego kłopotu Bartosza Slisza, posyła piłkę w kierunku pola karnego, tam do futbolówki dopada Martin Vetkal. Zawodnik z Primavery Romy ładuje nam gola, nadzwyczajną biernością wykazują się nasi piłkarze, a Jan Bednarek nabiegając i (chyba) blokując strzał rywala, pokazuje, że następcą Kamila Glika nigdy nie będzie.

Reklama

Zresztą, zobaczcie jeszcze raz sami:

Następcy Glika musimy szukać w kimś innym

Wielokrotnie już to powtarzaliśmy, Kamil Glik, mimo wielu defektów w grze – nie wyróżniał się przecież rozegraniem – miał szalenie istotną cechę: ofiarność i bezkompromisowość w odbiorze. Był gościem, który pierwszy biegł do pożaru. Który potrafił maksymalnie obrzydzić rywalowi mecz. Pilnował pozycji, był plastrem, był po prostu wrzodem na dupie.

Jan Bednarek jest obrońcą, który doskonale czuł się w duecie ze wspomnianym Glikiem. Odnalazł się w parze z człowiekiem od ofiarnych odbiorów, on sam mógł wyeksponować swoje atuty i pokazać, że lepiej niż on wyprowadza piłkę, jednak do miana nowego Glika bardzo mu daleko.

I oczywiście – to są piłkarze o innej charakterystyce, jednak w reprezentacji (w zasadzie klubie też byłoby to mile widziane) potrzebna jest ofiarność, praca w kontakcie, konsekwencja w doskoku i brudna robota. Mamy wrażenie, że od tych siedmiu lat, które gra Bednarek w kadrze, przez te 55 spotkań z orzełkiem na piersi, facet ciągle boi się, że pobrudzi reprezentacyjny trykot. I nie chodzi tutaj o metaforę, ale o dosłowne tarzanie się po murawie. Wielokrotnie widzieliśmy Kamila Glika walczącego niemalże w parterze z rywalami, tymczasem Bednarek z podniesioną głową był tym gościem, który spoglądał do przodu, chciał wyprowadzać i raczej stronił od fizycznych starć z rywalami.

Jego wczorajszy „doskok” do Vetkala to właściwie symbol gry w reprezentacji. Gdy Polska operuje piłką, gdy stoperzy są niemalże pomocnikami (wczoraj trójkę środkowych obrońców najczęściej w końcu oglądaliśmy w okolicach koła środkowego), to wtedy wszystko jest okej. Bednarek tutaj poda w tempo, tam uruchomi skrzydłowego celnym przerzutem. Jednak w defensywie, gdy przestrzenie są mniejsze, gdy trzeba skracać dystans i być bezkompromisowym w odbiorze, pojawiają się schody.

Reklama

Nos Probierza. Atak pozycyjny nie musi nas boleć… [KOMENTARZ]

Zresztą sytuacja przy straconej bramce, to niejedyny babol 27-latka. Pod koniec meczu był bliski asysty w kierunku naszego rywala, kiedy zbyt lekko podał piłkę do… nikogo. Aż przypomniało się inne nieodpowiedzialne zagranie w naszej obronie, kiedy przeciwko Senegalowi na rosyjskim mundialu w niezrozumiały sposób podawał Grzegorz Krychowiak w kierunku (werble) Bednarka. Pamiętamy jak to się skończyło, wówczas można było mówić o gapiostwie czy generalnie kanonadzie błędów, ale wtedy Bednarek, który całkowicie nie odnalazł się w tej sytuacji grał swój czwarty mecz w kadrze. Nie przez przypadek Bogdan Zając – przez lata będący w sztabie Adama Nawałki – w chwili szczerości w programie Meczyków, gdy myślał, że mikrofony są wyłączone, przyznał, że obrońca Southampton zawalił nam prawie wszystkie gole na tamtym mundialu.

Teraz Bednarek jest jednym z bardziej doświadczonych piłkarzy na zgrupowaniu. Więcej meczów od niego ma tylko Robert Lewandowski, Piotr Zieliński, Kamil Grosicki i Wojciech Szczęsny. Naturalnym byłoby więc, żebyśmy mówili o nim jak o liderze. O ważnym elemencie kręgosłupa. On miał przejąć schedą po Gliku i zostać nowym szefem obrony. Tak się nie stało i śmiało możemy założyć, że to się już nie wydarzy.

Obrońcy Southampton brakuje wielu cech – od tych przywódczych do zwyczajnego pójścia w ogień. To coś, co świadczy o piłkarzach charakternych, których kibice doceniają często nawet na równi z tymi, którzy zachwycają dryblingami i pięknymi akcjami indywidualnymi.

W poszukiwaniu szefa w defensywie prędzej spojrzymy na Jakuba Kiwiora, który oprócz bardzo dobrej gry z tyłu gwarantuje lepsze rozegranie niż Bednarek. Kiwior zresztą w Arsenalu gra jako lewy obrońca, a w starciu z Estończykami kilkukrotnie pokazał, że potrafi się odnaleźć w polu karnym przeciwnika.

Komentarz do wczorajszego występu Bednarka jest krótki, tak zresztą napisaliśmy w pomeczowych notach: „Miał jedno zadanie – niczego nie odwalić. Ale odwalił”. Czy Michał Probierz podczas ustalania składu na Walię powinien spojrzeć w kierunku Bartosza Salamona czy Pawła Bochniewicza? Jest to jakiś pomysł. Bednarek regularnie zawodzi. Gdy Polska gra piach jak z Mołdawią w Kiszyniowie, obrońca obrywa jak cała reszta. Nie wyróżnia się niczym, nie można go specjalnie chwalić. Gdy z kolei gramy nadzwyczajnie dobrze, to w zasadzie jedyne głosy krytyki są pod nazwiskiem Bednarka. To nie jest czepialstwo. To realna ocena.

Bednarek ma ładną prezencję, dobry timing, ale brakuje mu charakteru. To nic złego, od lat pokazywał, że na boiskach Premier League, a obecnie Championship, grać regularnie może. Ale w kadrze potrzeba większej pasji i ofiarności.

Jest więc trochę takim niepełnym produktem. Bez tego czegoś. Batonem bez cukru. Napojem bez kalorii.

CZYTAJ WIĘCEJ O MECZU POLSKA-ESTONIA: 

Fot. Newspix

Urodził się dzień po Kylianie Mbappe. W futbolu zakochał się od czasów polskiego trio w Borussi Dortmund. Sezon 2012/13 to najlepsze rozgrywki ever, przynajmniej od kiedy świadomie śledzi piłkarskie wydarzenia. Zabawy z kotem Maurycym, Ekstraklasa, powieści Stephena Kinga.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

32 komentarzy

Loading...