Reklama

Gattuso musi lepiej dobierać kluby. Niczego się nie boi – to jego problem

Piotr Rzepecki

Autor:Piotr Rzepecki

22 lutego 2024, 08:21 • 7 min czytania 4 komentarze

Średnia punktów w Marsylii – 1,46 na mecz. Poprzednio w Valencii jeszcze gorzej – 1,18. W OM wytrzymał cztery miesiące, za sterami „Nietoperzy” tylko pół roku. Wcześniej blisko dwa lata prowadził Napoli, nie udało mu się też wyrwać z marazmu Milanu. Gennaro Gattuso to dobry trener i jeszcze zawojuje rynek, ale póki co zupełnie nie trafia z klubami. Przekonują o tym kibice – na Estadio Mestalla wyczekiwano jego przyjścia, a we Francji wkrótce za nim zatęsknią.

Gattuso musi lepiej dobierać kluby. Niczego się nie boi – to jego problem

Żeby przedstawić odpowiednio sylwetkę Kalabryjczyka po wejściu na ławkę trenerską, trzeba wrócić do wydarzeń sprzed blisko dwóch lat. Pogrążona w bylejakości Valencia szuka nowego trenera. Kibicom z Mestalla marzył się ktoś pokroju Marcelino, który dwa lata z rzędu kończył na czwartym miejscu, dzięki czemu „Nietoperze” doleciały do upragnionej Ligi Mistrzów. W swoim drugim sezonie pracy sięgnął po Puchar Króla. Klub po 11 latach posuchy mógł umieścić w końcu trofeum w gablocie.

Kimś takim miał być Gattuso, który uchodził za trenera ze świeżym spojrzeniem, wyznający futbol ofensywny, z polotem, preferował formację 4-3-3. Co prawda dość przeciętnie radził sobie wcześniej w Milanie czy Napoli (z tym drugim sięgnął po krajowy puchar), ale w Walencji był nazwiskiem, które rozpalało wyobraźnie. Miał znów wprowadzić „Nietoperze” na salony.

Reklama

PODĄŻAŁ ZA MARCELINO

Gattuso-piłkarz jest wszystkim kibicom znany. Brutal, bulterier, człowiek oddający serce na murawie. Przede wszystkim gość z charakterem. Po latach jego temperament nie przygasł, wciąż jest facetem, który twardo stąpa po ziemi i nie gryzie się w język. Nie inaczej było zarówno w Valencii, jak i Marsylii, gdzie musiał gasić pożary, stawać w obronie swoich piłkarzy, a po niepowodzeniach brać winę na siebie.

W klubie z Hiszpanii nagminnie dochodziło do kuriozalnych sytuacji. Karmiono go obietnicami bez pokrycia. Ekscentryczny właściciel klubu, czyli singapurski miliarder Peter Lim, nie chciał z nim współpracować. Nie zgadzał się na propozycje transferowe „Rino”. W zasadzie od początku były tarcia, co zresztą nie było nowością, bo za rządów Lima (od 2014 roku) w Valencii pracowało aż 11 trenerów.

Po półrocznym pobycie w Valencii Gattuso uderzył pięścią w stół i odszedł. Wiedział, że nie zbuduje drużyny na swoją modłę. Miał dość wodzenia za nos, więc w styczniu 2023 roku doszło do rozstania.

Blisko 13 miesięcy później Gennaro Gattuso znów ma dość, znów mimo usilnych prób zbudowania mocnego zespołu, zderza się ze ścianą. I ponownie wchodzi w buty Marcelino. 58-latek objął OM na początku obecnego sezonu, ale prowadził go tylko w 7 meczach. Jego zespół nie przegrał w lidze (2 wygrane, 3 remisy), drużyna zajmowała 3. miejsce, na tamtym etapie rozgrywek miała najmniej bramek straconych. Cieniem kładły się jednak wyniki w eliminacjach Ligi Mistrzów. Przed rokiem Igor Tudor doprowadził zespół do trzeciej lokaty, co oznaczało kwalifikacje do LM. W 3. rundzie lepszy był Panathinaikos, który wygrał 1:0 w pierwszym meczu, a w rewanżu w Marsylii Grecy strzelili bramkę, która dała dogrywkę po rzucie karnym w 99. minucie.

Przegrany konkurs jedenastek. Marsylia musiała zadowolić się grą w Lidze Europy.

Reklama

To był początek końca Marcelino w klubie. 18 września doszło do spotkania się z kibicami, które zakończyło się skandalem. Dwie największe stowarzyszenia kibiców OM (South Winners i Dodgers) wyraziły swój sprzeciw, by Marcelino pozostał w klubie. Chciano rezygnacji także Pablo Longorii, który wtedy był szefem działu sportowego (sprowadzał m.in. Arkadiusza Milika z Napoli). Francuskie media pisały o groźbach i zastraszaniu. – Przedstawiciele kibiców wyrazili życzenie, aby obecny zarząd klubu podał się do dymisji. Kierownictwo OM nie może akceptować osobistych gróźb – napisał klub w oświadczeniu dzień później.

Nie dało już się tego uratować. Marcelino dla świętego spokoju odpuścił. Pachniało wojną.

W jego buty wszedł Gattuso, który za namową Jorge Mendesa (portugalskiego agenta prowadzącego karierę wielu gwiazd, także trenerskich jak Mourinho) wpakował się do marsylskiego kotła.

GŁÓD SUKCESU ZAŚLEPIA DEFICYTY

W pojęciu polskiego kibica OM to klub duży i utytułowany. Słyszy się o niezwykłej atmosferze, czasami (albo częściej niż czasami) przekraczającej model kibicowania, który znamy w Polsce. Od ponad dekady jednak hegemonem we Francji jest PSG, bo od ery Nassera Al-Khelaifiego ligę wygrało dziewięciokrotnie i dwa razy kończyło ją na drugim miejscu.

Olympique Marsylia to jednak wciąż jedyny klub we Francji, który wygrał Ligę Mistrzów. Fani z południa kraju nie dają o tym zapomnieć i rok do roku pragną, by ich drużyna walczyła o najwyższe cele. „Rino” trafił więc do miejsca z problemami, gdzie kibice zaślepieni własną megalomanią snuli bajkowe plany o pięknej grze i trofeach na koniec sezonu.

Czy Gattuso miał pomysł na drużynę? Owszem. Czy był wizjonerem i odmienił grę drużyny? Nie można zaprzeczyć. Od początku pracy z OM grał preferowaną formacją 1-4-3-3. Na początku grudnia przeszedł na ustawienie 1-3-5-2. Udało mu się wygrać trzy mecze z rzędu w Ligue 1, a od początku listopada do końcówki stycznia jego drużyna przegrała ledwie raz – i to z Brighton w ostatnim meczu Ligi Europy, kiedy awans do fazy pucharowej był już zapewniony.

21 stycznia jego zespół zmierzył się z Rennes w krajowym pucharze. Odpadł po rzutach karnych, a po tym spotkaniu „Rino” wrócił do ustawienia z trójką ofensywnych piłkarzy. Zostawił formację 1-3-5-2, która przynosiła efekty. Mimo apeli dziennikarzy czy nawet samych zawodników pozostawał nieugięty. Nie miał skrzydłowych, rozkładał ręce, chociaż chciał grać po swojemu.

Po wspomnianej potyczce pucharowej Gattuso nie wygrał już żadnego meczu. Zremisował z Monaco, Metz i Szachtarem Donieck w 1/16 finału LE, przegrał z kolei z Lyonem i Stade Brestois. Ta ostatnia porażka przelała czarę goryczy, OM ugrzęzło na 9. miejscu. Zakończono współpracę.

Gennaro Gattuso

PIORUNOCHRON

Przez cały okres pracy w Marsylii Gattuso nie dał nigdy znać, że jest niezadowolony, że narzeka na specyficzne warunki pracy, że przytłacza go presja trybun. Kupił kibiców także konferencjami, ściągał uwagę na siebie. – Za moich czasów byłem podbudowany, gdy strzeliłem gola lub gdy moja drużyna strzeliła gola. Z OM mam wrażenie, że jest odwrotnie, drużyna zaczyna się bać… – mówił po rozczarowującym remisie z Szachtarem.

Jego słowa to nie były puste hasła rzucane po słabszych meczach. Potrafił trafiać w sedno. Diagnozował i mówił, co czuje. Nie zakłamywał rzeczywistości, pracował z niezłymi piłkarzami, chciał pobudzić ich do pracy.

– Nie widzę martwej drużyny. Myślę, że jest u nas problem strachu. Możemy być tylko lepsi. Jesteśmy gotowi do odbicia się od dna. Wierzę w to. Mam w sobie wiele pożądania i złości. Nie poddamy się – przekonywał.

Od pamiętnej konferencji po meczu z ukraińskim klubem minęło ledwie trzy dni. Marsylia grała na wyjeździe z największą sensacją tego sezonu Ligue 1 z wiceliderem Stade Brestois. Spojrzenie „Rino” było inne. Wydawało się, że zgasł ogień.

– W piłce nożnej potrzebna jest dusza, tego nam brakuje. Dziś wieczorem sięgnęliśmy dna, nosi nas wicher, jesteśmy w błędnym kole. Nie możemy myśleć o grze w Europie, musimy zdobyć jak najwięcej punktów, ponieważ sytuacja jest w tej chwili trudna – grzmiał.

– Żałuję, że nie jesteśmy prawdziwym zespołem. Jesteśmy zbyt delikatni i dzisiaj za to zapłaciliśmy – dodał.

Kilka dni, zupełnie inne spojrzenie. Nie rozpalał nadziei, stąpał twardo po ziemi. Szukał sposobu na dotarcie do piłkarzy.

ZNALEŹĆ SPOKOJNIEJSZE MIEJSCE

20 lutego ogłoszono, że zakończyła się współpraca z mistrzem świata z 2006 roku. Klub sięgnął po Jean-Louisa Gasseta, który został zwolniony z funkcji selekcjonera Wybrzeża Kości Słoniowej podczas Pucharu Narodów Afryki. Przyszłość jednak może przynieść więcej zmian. Wszystko dotyczy właściciela OM, Franka McCourta, który być może sprzeda klub inwestorom z Arabii Saudyjskiej. Oni są gotowi zbudować potęgę na południu Francji, w planach mają ściągnięcie Zinédine’a Zidane’a w roli trenera.

Co z kolei będzie z Gattuso? Na brak ofert narzekać nie będzie, w żadnym razie nie jest trenerem spełnionym ani nawet zadowolonym. Potrafi oczarować piłkarzy, wspominają go świetnie, chce porywać tłumy. Jest człowiekiem Jorge Mendesa, z pewnością wkrótce usłyszmy o nowym klubie „Rino”.

To ambitny trener, jeszcze na dorobku. Musi tylko lepiej trafiać z klubami, selekcjonować je z większym sensem, bo dotychczas wybierał potwornie źle. Gigantyczne oczekiwania w Milanie, folwark De Laurentiisa w Napoli, chaos w Valencii, piekiełko w Marsylii. Duże marki, małe perspektywy i możliwości. Średnie punktowe czy suche wyniki nie oddadzą jego pracy. „Rino” był rzucany w miejsca, gdzie wymiękłby niejeden na ławce. On niczego się nie boi, dlatego często na tym traci.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Urodził się dzień po Kylianie Mbappe. W futbolu zakochał się od czasów polskiego trio w Borussi Dortmund. Sezon 2012/13 to najlepsze rozgrywki ever, przynajmniej od kiedy świadomie śledzi piłkarskie wydarzenia. Zabawy z kotem Maurycym, Ekstraklasa, powieści Stephena Kinga.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Komentarze

4 komentarze

Loading...