Jeszcze chwila i na grafice, którą po raz pierwszy zamieściliśmy pół roku temu, zabraknie miejsca. Już teraz jest ona niemal tak poszatkowana jak w przypadku innego z wiecznych pacjentów, Damiena Perquisa. Pamiętacie go jeszcze? Chłop z pozoru wyglądał na zdrowego bandytę ze środka obrony, ale jak przychodziło co do czego, sypał się po niemal każdym kontakcie z rywalem. Teraz historia powtarza się na naszych boiskach, a jej pechowym (czy to tylko pech?) bohaterem jest Dawid Kownacki, który po meczu z Sarajevem czuł się, jakby przejechał po nim pociąg. Efekt – wstrząs mózgu. Najgorsze wiadomości dotarły jednak dopiero później.
Kolejna diagnoza? Zerwany więzozrost w stawie skokowym. Operacja. Prawdopodobnie od sześciu do dwunastu tygodni przerwy, choć niektórzy wspominają nawet o półrocznej absencji. Znając Kownackiego, chłopak wyliże się dość szybko – zwykle rehabilitacja mu się nie przedłużała i wracał do treningów z wyprzedzeniem. Pytanie tylko, czy miałoby to sens, bo jego przypadek zaczyna być naprawdę alarmujący. Drugi wstrząs mózgu, kontuzja szczęki czy stłuczony mięsień – to jeszcze pół biedy. Urazy, za które paradoksalnie można go nawet pochwalić. Widać bowiem, że nie odpuszcza i nie unika twardej gry. Trzecie rozharatanie stawu skokowego w ciągu dziesięciu miesięcy to już jednak powód, by zapaliła się lampka. No bo na pewno nie zwykły zbieg okoliczności.
Skoro w wieku 18 lat zaliczył już dziewięć urazów, to strach pomyśleć, co się będzie działo po trzydziestce.
Żaden moment na kontuzję nie jest dobry, ale Kownacki traci tym samym miejsce w naprawdę feralnym okresie – akurat, gdy mógł ustabilizować swoją pozycję w składzie pod nieobecność kontuzjowanego Lovrencsicsa i pokazać się na tle klasowego rywala. Trudno dla polskiego klubu o lepsze okno wystawowe niż starcie z FC Basel. W dół poleciała też wartość samego zawodnika. Skoro tak młody chłopak tak często kruszy się w mało wymagającej polskiej lidze, to aż strach wyobrazić sobie, co by się z nim działo w bardziej wymagających rozgrywkach. Zagraniczne kluby to widzą i wyciągają wnioski. Kiedy “Kownaś” tylko wrzuca czwórkę lub nawet trójkę, zaraz odzywa się staw skokowy. Jak dotąd – główny hamulec jego kariery.
Fot. FotoPyK