Potwierdziło się dziś to, o czym wielokrotnie pisaliśmy wiosną – okres po podziale punktów Pogoń potraktowała ulgowo. Jako dodatkowy okres przygotowawczy pełen sparingów z niezłymi rywalami i przegląd kadr. Wielu się piekliło, że drużyna Michniewicza seryjnie gubi punkty, tymczasem dziś dostaliśmy ostateczne potwierdzenie, że ten zespół był na etapie budowy, potrzebował przewietrzenia i – przede wszystkim – gruntownego przemodelowania defensywy. Porażki jeszcze przyjdą, ale dziś, na tle najpoważniejszego rywala, widać, że praca Czesława Michniewicza przynosi efekt. Ta drużyna była w Poznaniu tak dobrze zorganizowana, że w zasadzie nie potrzebowała bramkarza. Inna sprawa, że pomógł też sam Lech, który tylko potwierdził, że ciężko jest pogodzić puchary z ligą i rotacja nie da efektu na wszystkich frontach. Oto, czego dowiedzieliśmy się z dzisiejszego meczu…
1. Tetteh, nigdy nie będziesz Linettym!
A przynajmniej dopóki się nie uspokoisz. Straszne problemy z koncentracją ma nowy nabytek Lecha. Rozpoczął mecz od paru bezsensownych strat, by potem tak przystemplować Akahoshiego, że ten pewnie chwilę poczeka na powrót na boisko. W końcu potężny Ghańczyk się rozegrał, zaliczał coraz więcej ryzykownych i – co istotne – skutecznych prób zagrań, ale na drugą połowę już nie wyszedł. Słuszna decyzja Skorży. Zwłaszcza, że Abdul Aziz po zmasakrowaniu Japończyka nie powinien pierwszej połowy w ogóle skończyć. Aż się przypomniała Bydgoszcz, gdzie ten sam sędzia, Tomasz Kwiatkowski, wyrzucił Djouma, co wówczas kompletnie zdestabilizowało Lecha.
2. Holman, na razie nie będziesz Hamalainenem!
Tu też rozczarowanie. Węgier – tak chwalony za sparingi – fajnie wszedł w mecz, ale im dalej w las, tym bardziej ginął, aż przepadł zupełnie i udał się pod szybki prysznic z Tettehem. Coś po Holmanie widać, jakiś flow w tych jego zagraniach jest, ale dziś występ co najwyżej przeciętny.
3. Dariusz Formella zmienił fryzurę.
To dobrze świadczy. Widać, że pracuje nad mankamentami.
4. A Małecki zachowanie.
Pierwszy symptom dostaliśmy już po premierowym starciu z Ceesayaem. Stary Małecki najpierw by się w takiej sytuacji przeżegnał, potem posłużyłby się hasłami rasistowskimi, faszystowskimi, antysemickimi, za co wytoczono by mu z trzy procesy za obrazę uczuć religijnych, a na koniec musiałby wszystkich przepraszać. Nowy Małecki sam przyznał, że faulował, podszedł do Ceesaya, podał rękę rywalowi i pomógł wstać. Niby nic, ale w przypadku tego zawodnika to wręcz jakaś rewolucja mentalna. Od Małeckiego oberwało się dziś tylko Formelli, który w ciągu minuty 38-krotnie usłyszał charakterystyczne „co, kurwa!”.
5. No i grę!
Bo podanie “Małego” do Zwolińskiego – choć cała pomoc Lecha zrobiła korytarz – to naprawdę było ciasteczko. Siła, precyzja – wszystko jak należy.
6. Poziom z wiosny trzyma Zwoliński.
I jeżeli utrzyma takie tempo rozwoju, to kwestią czasu jest, kiedy zainteresuje się nim selekcjoner. Poza świetnym wykończeniem podania Małeckiego – widać, że od początku wiedział, co chce z tą piłką zrobić – wykonuje masę pracy przy odciąganiu uwagi obrońców. Przy tym jest na tyle silny, że takiego Kamińskiego wziąłby spokojnie na barana i przebiegłby jeszcze z kilka kilometrów. Kamiński mógłby zresztą nawet tego nie zauważyć, bo dziś z koncentracją w defensywie miał spore problemy – gol Lewandowskiego spada na jego konto. Za to wyprowadzenie – żeby być uczciwym – „Kamyka” – klasa jak zwykle. Prawdopodobnie najlepsze w lidze.
7. Koniec problemów defensywnych Pogoni.
Pamiętacie poprzedni sezon? Składanie szczecińskiej defensywy było ciągłą improwizacją. Wymyślaniem kolejnych wariantów, ciągnięciem za uszy paru średnio utalentowanych dzieciaków. Ta epoka chyba się skończyła. Bo o ile duet Czerwiński-Fojut miał w pierwszej połowie spore problemy z komunikacją, o tyle po przerwie wyglądało to już o niebo lepiej. Postęp praktycznie z każdą akcją.
8. Wróciła Pogoń sprzed podziału punktów w poprzednim sezonie.
Poukładana, zorganizowana, skuteczna, niezła z kontry, ogólnie przyjemna dla oka. I to wszystko na najtrudniejszym terenie w Polsce.
Fot. FotoPyK