Kto śledzi poczynania reprezentacji Polski nie od wczoraj, ten wie, że Jerzy Brzęczek miał w swoim sztabie psychologa. Był to Damian Salwin, który przez cały okres kadencji byłego selekcjonera pracował z kadrowiczami na boisku oraz poza nim. Wokół jego osoby narosły różne kontrowersje, a sens jego roli był mocny podważany. Po latach udało się z nim porozmawiać o kilku wewnętrznych sprawach reprezentacji, tak jak choćby o domniemanym konflikcie z Maciejem Rybusem, liderach w szatni, Robercie Lewandowskim jako kapitanie, graniu na alibi z orzełkiem na piersi, wpływie zewnętrznej presji, profilach psychologicznych zawodników czy o Jerzym Brzęczku. Pojawiło się trochę kuchni, której Damian Salwin, psycholog piłkarskiej kadry w latach 2018-2021, do tej pory nigdzie nie pokazywał. Zapraszamy do lektury.
Co powiedziałby pan o presji, z jaką muszą mierzyć się piłkarze reprezentacji Polski? W ostatnich miesiącach, a może nawet na przestrzeni całego roku, wydaje się, że ta kadra ma problem mentalny, który tylko się pogłębia. Pan był w przeszłości przy tym zespole jako psycholog sportu. Co prawda innym osobowo, ale poznał pan procesy w niej panujące oraz zawodników, którzy nadal grają z orzełkiem na piersi.
W każdej grupie zawodników poszczególne przypadki trzeba rozpatrywać osobno. W obecnej reprezentacji Polski jest duża grupa młodych piłkarzy i debiutantów. Dynamika zespołu jest inna, trudniejsza do opanowania w porównaniu do czasów, kiedy ja miałem przyjemność pełnić funkcję psychologa kadry. Z drugiej strony, w 2018 roku po MŚ w Rosji też następowała zmiana pokoleniowa. Pamiętam, że dla mnie bardzo ważna była sytuacja klubowa konkretnych zawodników. Dużo podróżowałem, miałem grupę złożoną z 10-12 osób z kadry, z którymi pracowałem pomiędzy oraz na zgrupowaniach. Dzięki temu doskonale wiedziałem, jak dane wydarzenie w ich codziennym otoczeniu wpływa na ich przygotowanie mentalne. I chodzi tutaj także o sytuacje pozasportowe.
Muszę zaznaczyć, że psycholog sportu częściowo należy do sztabu medycznego, ale też częściowo jest członkiem sztabu szkoleniowego. Często wkłada się nas tylko do pierwszej grupy, uważając, że dbamy jedynie o czyjeś zdrowie psychicznie. W momencie, gdy dochodzi do problemów z koncentracją, odbudową pewności siebie, motywacją czy brakiem kontroli nad emocjami, przypominamy sobie, że ten mental jest bardzo ważny. Coraz większa liczba sportowców korzysta z trenerów mentalnych czy psychologów sportu indywidualnie, i zresztą bardzo dobrze, ale moim zdaniem tym głównym psychologiem zawsze pozostaje pierwszy trener. U nas z trenerem Brzęczkiem tak było, dlatego tak ważne jest stworzenie grupy dopasowanej pod kątem mentalnym, która potrafi odwrócić losy meczu w trudnym momencie. Przypominam sobie mecz z Portugalią, który był piekielnie ważny w kontekście rozstawienia w eliminacjach do EURO 2020, oraz mecz z Bośnią i Hercegowiną…
Pierwszy cios i leżymy na deskach. Polacy od lat nie potrafią odwracać losów spotkań [ANALIZA]
Patrząc na ostatnie 10 lat, rok 2019 za kadencji Jerzego Brzęczka w ogóle był szczególny. Tylko w jednym meczu eliminacyjnym reprezentacja Polski jako pierwsza straciła bramkę. Warto to odnotować z perspektywy czasu, szczególnie że ostatnie lata w takich statystykach nie są dla nas łaskawe. Może Jerzy Brzęczek robił dobrą robotę pod kątem mentalnym? A może ten aspekt pracy selekcjonera jednak przeceniamy?
Moim zdaniem ten wpływ był duży. To najważniejszy członek sztabu szkoleniowego. To osoba, która ma ogromne możliwości do wpływania na stany przedstartowe i postartowe. Proszę pamiętać, że w przerwie między zgrupowaniami są ograniczone możliwości, aby wpływać na zespołowe mechanizmy mentalne. Rozgrywany jest ostatni mecz, drugi czy trzeci, po czym wszyscy rozjeżdżają się w swoje strony. Poza tym my też mieliśmy takie okna na kadrę, kiedy graliśmy trzy mecze. A to oznacza zmęczenie nie tylko obwodowe, ale też zmęczenie ośrodkowego układu nerwowego. Tutaj procedura regeneracyjna nie polega więc tylko na odnowieniu ciała.
A to, o czym pan mówi, raczej tyczy się procesów grupowych i zespołowych. W nich uczestniczy wielu zawodników, a ich błędy są wpisane w ten zawód, tak jak w każdy zawód na świecie. Zanim przystępowałem do pracy w piłkarskiej reprezentacji, wcześniej pracowałem w czterech innych reprezentacjach narodowych w innych dyscyplinach niż piłka nożna. Doświadczyłem rozmaitych sytuacji i widziałem, jaki wpływ na pewność siebie zawodnika mają nawet pozornie nieistotne sytuacje. Pytanie wtedy, jak na to reagujemy w trakcie meczu. Wówczas często kluczowa jest rola liderów, którzy powinni brać na siebie większą odpowiedzialność za zmianę wydarzeń na boisku. Dobrze, jakby w każdej formacji był ktoś taki. Szczególnie gdy w grupie następuje przebudowa, potrzebni są ludzie, którzy są swego rodzaju przedłużeniem ręki trenera.
W piłkarskiej reprezentacji odczuł pan, że zewnętrzna presja potrafi mocno wpływać na piłkarzy? Chodzi choćby o obawę przed złymi zagraniami, po których miliony kibiców mogłyby w mediach społecznościowych, mówiąc kolokwialnie, na kogoś najechać.
Ja bardzo często wcześniej wiedziałem, którzy zawodnicy zagrają w meczu. Z racji tego, że przygotowywałem debiutantów: Walukiewicza, Drągowskiego, Płachetę czy Recę. Janka Bednarka przygotowywałem do MŚ w Rosji, zanim byłem głównym psychologiem reprezentacji Polski. Znałem tych zawodników i wiedziałem, że jeden potrzebuje więcej czasu na oswojenie się z informacją o debiucie, a drugi mniej. Ci, którzy meczów mieli więcej, znali już tę presję, która może być dwojakiego rodzaju: wewnętrzna lub zewnętrzna. Tutaj dochodzi wpływ na wykonanie zadania emocji przyjemnych lub nieprzyjemnych. Wyniki badań w tej kwestii są zaskakujące.
Nie zawsze bowiem jest tak, że emocje przyjemne wpływają na zwiększenie efektywności zawodnika. One mogą nadmiernie zwiększyć pewność siebie, doprowadzić do zlekceważenia czy wręcz arogancji. Czasami więc, gdy pojawiają się emocje negatywne i – mówiąc kolokwialnie – żołądek jest przyklejony do kręgosłupa, organizm jest bardziej zmobilizowany i gotowy do obciążenia meczowego. Dlatego też dużą uwagę w czasie pracy w reprezentacji Polski przywiązywałem do badań temperamentu, osobowości danego zawodnika i stylu radzenia sobie ze stresem, żeby podzielić, kto i z jakim typem emocji radzi sobie lepiej. Na potrzeby swojej pracy dzieliłem zawodników na dwa profile psychologiczno-taktyczne: technik i wojownik.
Musimy pamiętać, że to, o czym mówimy, ma związek z szybkością przetwarzania informacji przez zawodnika. Przygotowanie psychologiczne wpływa na przygotowanie techniczne i taktyczne – od tego nie uciekniemy. Typ “technika” funkcjonował najlepiej przy niższym pobudzeniu. Mógł mieć przez to więcej zadań taktycznych na boisku. Gdy mamy przy tego typu osobie zbyt duże pobudzenie, piłkarz porusza się po murawie nie jak małpka, tylko pingwin. Mięśnie, które mają w swobodny sposób wykonywać jakieś operacje ruchowe, pracują wtedy w trybie niezautomatyzowanym. Ruch nie jest ekonomiczny. Mocno upraszczam, ale to powinno być zrozumiałe. My na boisku widzimy tylko ruch, ale między przyjęciem bodźca a wykonaniem ostatecznego ruchu ma miejsce szereg rzeczy, które są sterowane przez ośrodkowy układ nerwowy.
U zawodników typu “wojownik” zdecydowanie lepiej wypada silne pobudzenie. To piłkarze, którzy lepiej czują się w warunkach meczowych niż treningowych, szukają rywalizacji w jakichkolwiek formach. Nad tym wszystkim musi czuwać trener, który zbiera informacje o różnych procesach wewnątrz grupy. Ja się w to oczywiście nie mieszałem od momentu podjęcia decyzji przez pierwszego trenera. Miałem świadomość, jaki jest zakres moich obowiązków. Wynikał on z podpisanego kontraktu, w którym te wszystkie rzeczy były precyzyjnie wyszczególnione, choć oczywiście był on związany z procesem treningowym i meczowym, bo psychologia to w końcu nauka o zachowaniu. Musiałem obserwować, jak piłkarze funkcjonują po popełnieniu błędu na boisku, jak się komunikują, co robią w sytuacjach konfliktowych, jak zachowują się przed meczem, po nim czy w przerwie.
Nasz model pracy za kadencji trenera Brzęczka zakładał, że spotkania ze mną nie są obowiązkowe. Nikogo na nic nie namawiałem. Dałem zresztą trenerowi do zrozumienia, że jeśli po dwóch zgrupowaniach nie będzie zainteresowania, złożę rezygnację. Do pracy nad przygotowaniem mentalnym trzeba woli dwóch stron. Inaczej to nie ma sensu. Wtedy nie było to jeszcze modne i dziś też mam podobne wrażenie. Zawodnicy korzystają z usług trenerów personalnych, mają analityków czy dietetyków, ale niekoniecznie psychologów. A wiem o tym, bo nadal funkcjonuję w środowisku piłkarskim. Co prawda to jest już mniejsza grupa, ale wciąż pracuję z zawodnikami z kadry U-21 czy pierwszej reprezentacji Polski.
Wracając do teraźniejszości, w przeciągu trzech lat pojawia się czwarty selekcjoner. To nie jest prosta sytuacja, bo poznanie i zarządzanie procesami grupowymi i zespołowymi czy dynamiką zespołu wymaga czasu. Selekcjoner przede wszystkim musi gromadzić wiedzę, co dzieje się pomiędzy zgrupowaniami. Musi wiedzieć, kto i w jakiej dyspozycji psychofizycznej się znajduje. I nie tylko, ile minut zagrał, ale też jak dana liczba minut na niego wpływa: czy dodaje pewności siebie, czy jej mimo wszystko nie odbiera. Mieliśmy taką sytuację z Jankiem Bednarkiem, który swego czasu w ogóle nie grał w Southampton. Pracowałem z nim i miałem większy udział w jego przygotowaniu psychologicznym. Na jego przykładzie zdawaliśmy sobie sprawę, że nawet jeśli ktoś dużo nie grał, był gotowy, żeby sprostać wymaganiom sportowym czy mentalnym. Nie tracił pewności siebie, unosił presję.
Technik czy wojownik – których było więcej, kiedy pracował pan w kadrze?
Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że określenie “technik” nie jest pejoratywne. To po prostu inna struktura układu nerwowego. “Technik’” jest zwolennikiem dokładnego, systematycznego wyszkolenia techniczno-taktycznego. Mecz to dla technika konfliktowa gra umysłów, uczuć oraz umiejętności techniczno-taktycznych i taktycznych. Dla “wojownika” piłka nożna jest przede wszystkim i prawie wyłącznie walką. Uprawia ją przede wszystkim po to, by walczyć i zwyciężać. Wojownik raczej lekceważy żmudne ćwiczenia techniczne, nie interesuje go teoria i taktyka. Jego celem i obsesją jest wygranie za wszelką cenę i w jakikolwiek sposób.
Proszę zauważyć, na jakim poziomie stały nasze oczekiwania po kadencji Adama Nawałki. Ja dzisiaj nie mam pewności, czy one przystają do możliwości, jakie tak naprawdę mamy jako polska kadra. Perspektywa czasu dała mi inne wnioski w porównaniu do momentu, gdy w niej pracowaliśmy, a presja zewnętrzna jest taka sama. Dochodzi jeszcze kwestia, jak ją ukierunkować. Akurat Jerzy Brzęczek w dużej mierze skupiał ją na swojej osobie. Teraz mogę o tym powiedzieć: trener chciał ściągać z zespołu presję wytwarzaną przez media i kibiców. To był zamierzony proces.
Co do wpływu czynników sytuacyjnych na przygotowanie mentalne do meczu, przypominam sobie nasz mecz w Izraelu. Nasz mecz przestawiono na inny stadion, sytuacja w Izraelu była wtedy nieciekawa ze względu na nasilenie konfliktu z Palestyną. Niektórzy zawodnicy obawiali się lecieć na to spotkanie, ale to nie był tylko ich punkt widzenia. piłkarzy. Obawy dotyczyły przede wszystkim żon, narzeczonych i partnerek zawodników. I to one, znając jedynie przekaz medialny sytuacji, po prostu bały się o swoich mężów czy partnerów. Mogłem zobaczyć, jak czynniki zewnętrzne, inne niż presja kibiców, wpływały na ten żywy organizm, jakim jest reprezentacja. To okazało się bardzo ważne w kontekście warstwy mentalnej, a następnie sportowej. Musieliśmy się z tym jakoś uporać.
Co z wewnętrznymi konfliktami i wpływem trenera na mental?
Jeśli chodzi o konflikty i negatywne emocje występujące wewnątrz grupy, cóż, one czasami muszą nastąpić. Bezpieczniki zawsze można pozakładać, ale nie da się uniknąć wszystkich spięć. Każdy przyjeżdża na kadrę z jakimiś oczekiwaniami i nie każdy wyjeżdża spełniony. Jeden chce mieć lepszy serwis , drugi wolałby grać dwójką napastników, bo to zwiększyłoby jego szansę na grę, trzeci chciałby grać na drugiej stronie boiska, czwarty na innej pozycji… Rolą trenera jest to poukładać, co bywa rzeczą najtrudniejszą. Niestety ciągle mamy do czynienia z wymianą trenerów i to zbieranie informacji o funkcjonowaniu grupy jest zaburzone. A trener musi wiedzieć, jak dany zawodnik radzi sobie z presją i jak go najlepiej bodźcować. To prawda, co się mówi, że koszulka z orzełkiem na piersi waży trochę więcej. To widać od wewnątrz.
A jak trener może oddziaływać na zespół? Ma możliwość przygotowania do czegoś, owszem, ewentualnie wpłynięcia w trakcie przerwy podczas meczu. Potem jednak dochodzą tylko zmiany. Nie ma już możliwości rozmowy, która mogłaby coś zmienić w postawie zawodnika. Przy kilkudziesięciu tysiącach ludzi na stadionie ten wpływ z linii bocznej jest znikomy. Wtedy kluczowa część odpowiedzialności spoczywa na barkach zawodników. A niestety zdarzają się takie sytuacje, że ktoś gra na alibi i próbuje się prześlizgnąć. Trudno na to zareagować w czasie rzeczywistym.
Widział pan w tamtej kadrze reprezentantów, którzy grali na alibi?
Oczywiście… Są takie sytuacje, kiedy zawodnik np. notuje nieudany drybling. Wówczas pojawia się pytanie, czy wróci do gry z tym samym zagraniem, czy z prostszym rozwiązaniem, np. podaniem w poprzek albo do tyłu. Albo czy obrońca po niecelnym podaniu dalej będzie grał między liniami, czy jednak zagra bezpieczniej po koronce albo zdecyduje się na długie podanie. Z drugiej strony, działanie wyglądające na zagranie na alibi nie zawsze takim jest. Czasami bezpieczniejsza gra wynika z założeń taktycznych.
W kadrze bardzo często wizualizowaliśmy sobie różne sytuacje meczowe z zawodnikami, którzy chcieli ze mną pracować. Można było zobaczyć, kto jest bardziej skłonny do podejmowania ryzyka, a kto mniej. Braliśmy na tapet różne fazy gry i szukaliśmy optymalnego rozwiązania w oparciu o charakterystykę naszego piłkarza i przeciwnika, z którym trzeba się zmierzyć w określonym rejonie boiska. A mówię o tym, bo moja praca polegała też na współpracy z głównym analitykiem kadry, Michałem Siwierskim. To kwestie, za które odpowiada ośrodkowy układ nerwowy.
Gdy jeden zawodnik ma piłkę, w fazie atakowania dziesięciu pozostałych coś musi na boisku robić, nawet jeśli nie mają piłki. Właściwa geometria zawodników na boisku oraz właściwe poruszanie się na nim stwarza warunki do lepszego wykorzystywania czasu i przestrzeni. Tak samo w fazie bronienia, jeśli nie uczestniczysz w walce o drugą piłkę. Albo w skoku pressingowym, gdzie też musisz wykonywać operacje ruchowe, np. asekurowanie, mimo że nie masz piłki. To jest z kolei związane z procesami uwagowymi, które można kształtować. Następna sprawa to ile zawodnikom można przekazywać informacji w taki sposób, aby nie doszło do przeładowania informacyjnego, czym też zajmuje się jeden z działów psychologii, czyli kognitywistyka. Wiem, że były do mnie zarzuty za to, że wykraczam poza swoje kompetencje…
Tak było w historii z Maciejem Rybusem.
Do tej pory nie miałem okazji wypowiedzieć się na ten temat, ale skoro użył pan tego przykładu, po raz pierwszy to zrobię. Dziennikarz, który napisał wtedy o mnie i Maćku Rybusie, skłamał. To był pan Łukasz Wiśniowski. Warto byłoby skonfrontować to z samym Rybusem. Zresztą takich zmyślonych sytuacji dotyczących mojej osoby było więcej, ale bardziej wywołuje to u mnie śmiech niż irytację.
To nie był okres, w którym łatwo było się wybronić z czegokolwiek, co powstało w mediach na temat kadry. Sami przecież dołożyliśmy do tego dużą cegiełkę.
To prawda. Nie dbałem jednak o reputację. Najważniejszy był charakter i obowiązki przydzielone przez trenera Brzęczka. Wiedziałem, jakie mam zapisy w kontrakcie i nie mogłem zrobić nic wbrew selekcjonerowi. Na razie tyle chciałbym powiedzieć w tej kwestii.
Na pewno widział pan wrześniowy wywiad Roberta Lewandowskiego, który poruszył kwestię braku liderów w reprezentacji Polski. Poznał go pan, dlatego chciałem zapytać, czy to człowiek z cechami potrzebnymi do bycia liderem z opaską kapitańską? Przyszły bowiem takie czasy zwątpienia, kiedy podważa się jego rolę.
Nie wiem, co tym wywiadem chciał osiągnąć i nie mówię tego w tonie negatywnym. Po prostu trzeba by było go zapytać, jakie miał intencje. Natomiast jeśli chodzi o samego Roberta, to na pewno znakomity piłkarz, znakomity napastnik, jeden z najwybitniejszych sportowców, z którymi miałem przyjemność pracować w mojej 25-letniej pracy w sporcie.
Przygotowując się do pracy z Robertem, wykorzystywałem moje doświadczenia z rozmów z Guy Rouxem czy Gerardem Houllierem. Rozmawiałem z nimi o tym, w jaki sposób radzili sobie odpowiednio z Erikiem Cantoną i Davidem Ginolą. Jednak dopiero Arrigo Sacchiego dał mi to, czego szukałem. Pytałem trenera, jak budował relacje z Marco van Bastenem w Milanie i Roberto Baggio w reprezentacji Włoch. Nie znam włoskiego, dlatego poprosił tłumacza, żeby dobrze przełożył dla mnie jedno bardzo istotne zdanie: “Musisz rozgraniczyć piłkarza od gracza”. Po jakimś czasie zrozumiałem, co miał na myśli, kiedy mówił, że woli Colombo od Maradony, z której to wypowiedzi śmiała się połowa Włoch. To znaczy: możesz być fenomenalnym piłkarzem, ale niekoniecznie graczem zespołowym.
Myślę, że z trenerów klubowych Jupp Heynckess najbardziej rozumiał Roberta. Może dlatego, że również był wybitnym napastnikiem Borussii Monchengladbach i reprezentacji Niemiec. Była taka sytuacja za jego kadencji w meczu z FC Koeln, kiedy Wagner zmieniał Lewandowskiego. Robert, schodząc z boiska, przeszedł obok trenera, omijając wyciągniętą do niego rękę. Na pomeczowej konferencji trener obrócił to w żart. Wydaje mi się, że rozumiał, co może czuć zawodnik sfrustrowany niestrzeleniem gola, wyraźnie jednak dając do zrozumienia, kto tu jest szefem.
Kiedy analizowałem studia przypadków byłych kapitanów reprezentacji Polski , wybrałem Kazimierza Deynę, Zbigniewa Bońka i Jerzego Brzęczka. Każdy wytworzył swój sposób wpływania na procesy grupowe w reprezentacji. Ja u Roberta nie widziałem czegoś takiego, co dawałoby mu możliwości do wpływania właśnie na procesy grupowe na boisku i poza nim. Na każdym zgrupowaniu spotykałem się z nim, mogłem go poznać. Z drugiej strony widziałem, jaka presja na nim ciąży, ale to tyczy się wszystkich osób, które są wybitne. Wystarczyło, że nie strzelił gola w jednym czy dwóch meczach, żeby pojawiały się opinie o “zablokowaniu Lewandowskiego”. Będąc przy nim, zrozumiałem cały ten ciężar, jaki nosi ze sobą. O tym trzeba pamiętać. Ale odpowiadając bezpośrednio na pana pytanie, myślę, że jeśli chodzi o lidera i kapitana, trzeba innego zestawu umiejętności, niż Robert posiada.
Jacy piłkarze za kadencji Jerzego Brzęczka mieli takie cechy lidera?
Nie chciałbym wchodzić w to głębiej. Podałem konkretny przykład z Robertem, ale dalej musiałbym wchodzić w procesy grupowe i rzeczy, które są zniekształcone przez czas. Inaczej mogłem czuć coś wtedy, a inaczej patrzę na to dzisiaj. Inna sprawa, że tamta reprezentacja, która wcześniej odnosiła świetne rezultaty z Adamem Nawałką, była złożona z konkretnych zawodników w konkretnej hierarchii. To akurat mogę powiedzieć: takimi bardzo silnymi osobowościami z wpływem na grupę byli Łukasz Piszczek, Jakub Błaszczykowski i Kamil Glik. Potem zastępowali ich kolejni, aż do teraz. I jedni sprawdzali się w roli liderów lepiej, drudzy gorzej.
Na pewno jednak nikogo nie można wkładać w buty lidera na siłę. To ma się wydarzyć samo. To naturalne, że ktoś zdobywa większy szacunek na boisku, w szatni czy relacjach międzyludzkich niezwiązanych ze sportem. Z czasem pozwala się robić takiej osobie więcej. Nie będzie raczej żadną tajemnicą, że taką rolę lidera przyjmował trener Brzęczek. Co to znaczy? Interes zespołu stawiał zawsze ponad własne ego. On był jednym z tych, którzy mieli duży wpływ na przygotowanie psychiczne piłkarzy.
A co sądzi pan o Piotrku Zielińskim, który wyrósł na nowego lidera kadry?
Krótko, ale konkretnie: znakomity piłkarz i znakomity człowiek. Praca z kimś takim to była wielka przyjemność. A jeśli chodzi o resztę chłopaków, trenera Michała Probierza i prezesa Cezarego Kuleszę, życzę im wszystkim sukcesów. Reprezentacja Polski to dobro narodowe, którego wszyscy jesteśmy częścią. Niezależnie od tego, kto jest u steru, chcesz dla kadry jak najlepiej.
Do wielu rzeczy trzeba cierpliwości, a gdy sprawy nie układają się tak, jak by się chciało, trudniej ją wygospodarować. My byliśmy bardzo krytykowani. Mówiono o marazmie i punktowano nasze porażki z Włochami czy Holandią. Ale proszę zobaczyć, że awansowaliśmy na EURO i to z grupy trudniejszej niż obecna. Gdyby wiele rzeczy się nie zgadzało, choćby atmosfera, nie byłoby tych wyników. Gdyby wszystko było tak złe, jak w pewnym momencie przedstawiano wokół reprezentacji, nie byłoby takich wyników.
Pewne rzeczy inaczej wyglądają z perspektywy czasu.
Trzy kolejki przed zakończeniem eliminacji zapewniliśmy sobie awans. W grupie, w której Austria i Macedonia awansowały na Euro, z czego Macedonia w barażach do MŚ w Katarze wyrzuciła Włochów. Mówiono wtedy, że to słaba grupa, ale patrząc na obecne czasy, można mieć różne wnioski. I to niezależnie od tego, czy my na te ME pojedziemy, czy nie.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Rok w kryzysie. Czas przywyknąć do słabszej wersji Lewandowskiego? [ANALIZA]
- Dlaczego Bułka czy Grabara nie mogą rywalizować z Drągowskim na uczciwych zasadach?
- Wraca Bednarek, wyleciał Milik. Co kombinuje Michał Probierz?
- Stracone pokolenie. Dlaczego tak trudno o nowy kręgosłup reprezentacji
- Pierwszy cios i leżymy na deskach. Polacy od lat nie potrafią odwracać losów spotkań
Fot. Newspix