Patrik Mraz, zamiast wybierać między Wisłą a Piastem, mógłby być nadal piłkarzem Górnika Łęczna. Josu, Bożok, Sasin i Bielak też nie wiedzą – choć sezon dobiegł już końca – na czym stoją, bo prezes jest na urlopie i nie mają z kim rozmawiać. „Przegląd Sportowy” przedstawił nam dziś taki oto dość druzgocący obraz Łęcznej, na który początkowo daliśmy się nawet nabrać. Artur Kapelko, prezes klubu, widzi to jednak trochę inaczej…
Powiedzmy sobie szczerze: Górnik to w ostatnim czasie prawdziwa kopalnia wiadomości niecodziennych. Najpierw okazało się, że Kopalnia Bogdanka może porzucić sponsorowanie klubu (5,5 mln złotych), bo ten w nosie ma wychowanków. Żeby aż tak dużego źródła finansowania nie stracić, zaczęto kombinować. Kontrakt z klubem już podpisał Kamil Poźniak, który wychował się na Lubelszczyźnie, a podpisać mają również kolejni zawodnicy z regionu. Kto konkretnie? Tego na razie nie wie nikt. Górnik, jako że nie ma zbyt rozwiniętego skautingu, wymyślił, że zorganizuje mecz, do którego zgłoszą się sami zainteresowani.
Piłkarze za pośrednictwem strony internetowej wpisują podstawowe dane na swój temat i, jeśli się spodobają, mogą otrzymać zaproszenie na test-mecz. Klub gwarantuje organizację spotkania, ubezpieczenie w jego trakcie i… tyle. O resztę, m.in. stój i dojazd, zadbać mają zawodnicy. Oferta skierowana jest dla młodych chłopaków z regionu. Pomysłowo? I to jak!
– Nie jest to może wymarzony sposób, natomiast tak musi przebiegać ten proces. Nie jesteśmy Legią, ani nawet Jagiellonią, która od kilku dobrych lat jest w Ekstraklasie. My kilka ostatnich sezonów spędziliśmy na zapleczu, wcześniej na trzecim poziomie, a dopiero co wróciliśmy do elity. Potrzebujemy na pewne elementy czasu, nie od razu Kraków zbudowano – tłumaczy Kapelko. – Jesteśmy gotowi dać szansę wszystkim chłopakom z regionu. Nie oznacza to jednak, że ich od razu zatrudnimy i postawimy na nich w Ekstraklasie. Grzesiek Bronowicki też kiedyś zaczynał niepozornie, poprzez pracę w kopalni, a później grał w reprezentacji Polski.
Dzisiejszy „PS” uderza na alarm, że Kapelko przebywa na wakacjach w Grecji, a w klubie nic nie jest jasne. Mraz chciał w Łęcznej zostać, ale pod kilkunastodniową nieobecność prezesa nikt nie potrafił udzielić mu odpowiedzi. Bożok, Bielak, czyli kluczowi zawodnicy, a także Sasin i Josu też nie wiedzą, na czym stoją. Bo prezes, jedyna decyzyjna osoba, wyjechał i nie odbiera telefonów. Jednym słowem: chaos.
– Mraz chciał zostać w Górniku, ale Górnik nie chciał jego. Powiedzmy sobie szczerze, miał pewną łatkę, kiedy do nas przychodził, ale tutaj udowodnił, że potrafi skupić się tylko na piłce. Teraz życzyliśmy mu powodzenia – wyjaśnia. – Pan się do mnie dodzwonił od razu, przy pierwszej próbie, prawda? Owszem, wyjechałem na cztery dni, ale do kraju, z którego pewien klub chce naszego zawodnika, a pod telefonem byłem cały czas. Gwarantuję, że nikt nie miał problemu, by się ze mną skontaktować. Z piłkarzami rozmawialiśmy jakiś czas temu, ale to nie są łatwe sprawy. Dziś, jak chłopak ma dwie oferty, to od razu opowiada, że ma cztery. Ja to rozumiem, to normalne. Żadnych negocjacji nie zamykamy.
Co więcej, jeden właśnie domknęli i zakontraktowali Grzegorza Piesio. I może w Łęcznej wciąż mają wiele niewiadomych, może nie wiedzą, na czym dokładnie stoją, ale nie jest to bałagan, który miałby dezorganizować pracę. Tym bardziej, że Kapelko w kluczowym momencie przygotowań wcale nie zamienił się w kilkutygodniowego plażowicza.
I na koniec, jeszcze odnośnie tego nieszczęsnego Josu, który ponoć nie wie na czym stoi. Oglądamy ligę na bieżąco, żeby nie napisać “non stop” i nie mamy pojęcia, kim jest Josu. Doprecyzowując: co konkretnie ma z piłkarza? Jeszcze nie widzieliśmy, żeby prosto kopnął piłkę.
No więc to chyba dosyć jasne, na czym stoi.
Fot. FotoPyk