Gdybyśmy mieli w naprawdę zwięzły sposób zrelacjonować przebieg dzisiejszego starcia Zagłębia Lubin z Wartą Poznań, sprawozdanie brzmiałoby mniej więcej tak: paździerz – przepiękny gol Tomasza Makowskiego – znowu paździerz. Jeśli chodzi o grę w ofensywie, “Miedziowi” mieli bowiem do zaproponowania bardzo niewiele, a Warta – zgoła nic. Każdemu, kto obejrzał to spotkanie od deski do deski i ani na moment nie przysnął, naprawdę szczerze gratulujemy. Twardzi z was gracze, miłośnicy Ekstraklasy z prawdziwego zdarzenia.
To właśnie takie spektakle oddzielają basiorów od pipoloków.
Zagłębie – Warta 1:0. Paździerz do przerwy
O pierwszej połowie nie chce nam się w ogóle opowiadać. Warta nawet nie udawała, że zależy jej na wyjściu na prowadzenie – goście zeszli na przerwę bez ani jednego strzału na koncie i generalnie nie pokazali na murawie nic, za co można by było ich pochwalić. Zagłębie z kolei starało się pozorować ofensywne nastawienie, lecz czyniło to bardzo nieudolnie. “Miedziowi” wprawdzie raz czy drugi kopnęli futbolówkę w stronę bramki przeciwnika, ale żeby trafić w jej światło?
Nie, to już była za wysoko zawieszona poprzeczka dla podopiecznych Waldemara Fornalika.
Można było odnieść wrażenie, że w zespole Zagłębia każdy ofensywny piłkarz rozgrywa swój mecz, bez porozumienia z partnerami. Tomasz Pieńko szarpał na lewym skrzydle i ścinał akcje do środka, szukając miejsca do oddania strzału lub dogrania futbolówki w stronę jednego z kolegów, ale było to kompletnie nieskoordynowane z ruchami pozostałych graczy. Juan Munoz parokrotnie próbował urwać się obrońcom Warty i wyjść na czystą pozycję, tylko że swoje zrywy wykonywał akurat wtedy, gdy jego partnerzy nie mieli możliwości, by posłać mu dobre podanie. Serhij Bułeca był praktycznie poza grą, podobnie jak Kacper Chodyna. Ten ostatni nie wyszedł zresztą na drugą odsłonę spotkania, zmieniony przez Mateusza Wdowiaka. Zupełnie nas to nie dziwi.
Krótko mówiąc – widowisko skrojone pod niedzielną drzemkę. Paździerz.
Przepiękny gol na wagę trzech punktów
Po przerwie, co było dość zaskakujące, przebudzili się przyjezdni. Warta zaczęła drugą połowę dość odważnie, a strzał Stefana Savicia zza pola karnego sprawił trochę kłopotów Sokratisowi Dioudisowi. I kiedy już zaczynaliśmy się zastanawiać, czy “Miedzowi” przypadkiem nie przespali w pierwszej odsłonie meczu swojej szansy na wypunktowanie niemrawych rywali, Tomasz Makowski… cóż, mówiąc dosadnie: wziął piłkę i pieprznął.
Bez zbędnych kalkulacji, bez szukania kwadratowych jaj. Po prostu huknął jak z armaty i wyprowadził Zagłębie na prowadzenie.
Zobaczcie zresztą sami, pięknie siadło:
CUDO 🤩
📺 PKO BP #Ekstraklasa oglądaj w CANAL+ online 👉 https://t.co/KtLzV2GwC6pic.twitter.com/2NnI1xJtM2
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) September 24, 2023
Jeśli jednak ktoś oczekiwał, że bramka dla Zagłębia ożywi spotkanie, że teraz Warta radykalnie przestawi taktyczną wajchę w stronę frontalnej ofensywy, to srodze się rozczarował. Trafienie Makowskiego tak naprawdę dobiło ten mecz. Zagłębie miało jeszcze wprawdzie ze dwie niezłe okazje do podwyższenia przewagi, ale ekipa z Lubina ewidentnie nie zamierzała forsować tempa i czuła się nasycona jednobramkowym prowadzeniem. Z kolei poznaniakom najzwyczajniej w świecie brakowało argumentów z przodu, by rozerwać defensywne szyki lubinian. Chyba tylko indywidualne akcje Kajetana Szmyta można wyróżnić. Nie jest zresztą przypadkiem, że to właśnie za faul na Szmycie z boiska po obejrzeniu dwóch żółtych kartoników wyleciał Mateusz Grzybek.
Ale to było za mało na Zagłębie, o wiele za mało. Co tu dużo gadać, osłabienia dają się Warcie we znaki – ekipa Dawida Szulczka w takiej formie musi być postrzegana jako mocny kandydat do spadku. Z kolei Zagłębie może się cieszyć z kolejnego zwycięstwa i utrzymania się w ścisłej ligowej czołówce, aczkolwiek dzisiejsza wygrana została przez zespół “Miedziowych” bardzo siermiężnie przepchnięta. Z oponentami większego kalibru taki minimalizm nie przejdzie.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- „To trener na trudne czasy”, „chciał mnie zniszczyć”. Ciemna i jasna strona Michała Probierza
- Dwugłos sceptyka i optymisty. Jak podejść do selekcjonera Michała Probierza?
- Upór i wiara. Jak Probierz uratował Frankowskiemu oko i karierę
Fot. FotoPyk