Iga Świątek rok temu w US Open święciła wielki triumf, po raz pierwszy wygrywając turniej wielkoszlemowy poza kortami ziemnymi. Już wiemy, że w tym roku wywalczonego wówczas trofeum nie obroni. W IV rundzie nowojorskiej imprezy lepsza od niej okazała się Jelena Ostapenko, która na cztery mecze z Polką… wygrała wszystkie. Ten rezultat oznacza też, że Iga za tydzień przestanie być liderką rankingu WTA.
Do czterech razy sztuka?
Birmingham 2019: 6:0, 6:2. Indian Wells 2021: 6:4, 6:3. Dubaj 2022: 4:6, 6:1, 7:6. To trzy mecze, jakie rozegrały przed tegorocznym US Open Jelena Ostapenko i Iga Świątek. Każdy z nich wygrywała Łotyszka. Pierwszy nie dziwi – Iga dopiero wchodziła wówczas do seniorskiej rywalizacji, do tego to spotkanie rozgrywane na trawie, na której nie była przesadnie obyta (i do dziś jej się uczy). Drugi to końcówka gorszego dla Polki sezonu, w pewnym sensie przejściowego, po wygraniu pierwszego tytułu wielkoszlemowego. Trzeci z kolei to początek współpracy z Tomaszem Wiktorowskim, gdy jeszcze nie wszystko funkcjonowało idealnie.
Innymi słowy: każdą tę porażkę dało się w pewien sposób wytłumaczyć.
Ciekawa jest zwłaszcza ta z Dubaju. Ostapenko przez kolejnych kilka miesięcy mogła bowiem mówić, że jest ostatnią tenisistką, która z Polką sobie poradziła. To właśnie po tym spotkaniu Iga zaczęła swoją fenomenalną serię 37 zwycięstw z rzędu, wygrywając turnieje w Dosze, Indian Wells, Miami, Stuttgarcie, Rzymie i wreszcie paryskie Roland Garros. W trakcie trzeciego z nich weszła też na szczyt rankingu i nie oddała go do dziś. Jeszcze przed US Open wiedziała jednak, że by pozostać na szczycie, musi dojść co najmniej o rundę dalej od Aryny Sabalenki (bądź wygrać turniej, gdyby obie znalazły się w finale). Innymi słowy: na potknięcia miejsca nie było.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Nie można więc było przegrać również z Jeleną. Choć już analizując drabinkę – ze względu na historię ich starć – mecz ten mógł jawić się jako swego rodzaju karta-pułapka. Tenis Ostapenko: pełen mocnych, szybkich zagrań, poparty doskonałymi returnami i serwisami, jest dla Igi niebezpieczny. Dużo zależy, oczywiście, od dnia Łotyszki. Ta bowiem gra zerojedynkowo. Są dni, gdy potrafi popełniać dziesiątki niewymuszonych błędów, a są takie, gdy zagrywa winnera za winnerem,. Iga kilkukrotnie się już o tym przekonywała, podobnie jak o tym, że kogo jak kogo, ale “Penko” nerwy nie zżerają – gdy jest pod presją, ryzykuje jeszcze bardziej. I często trafia.
Mimo wszystko wierzyliśmy, że dziś jest dzień, gdy Świątek zrewanżuje się Łotyszce za poprzednie trzy porażki.
I pierwszy set zdawał się tę wiarę uzasadniać. Iga wyglądała w nim dokładnie tak, jak tego oczekiwaliśmy – grała pewnie, rozrzucając Łotyszkę po korcie. Jasne, zaczęła od straty podania, ale tę natychmiast odrobiła. A potem poprawiła swój własny serwis, spokojnie utrzymywała się w kolejnych gemach, z kolei w szóstym wykorzystała drugiego break pointa, jakiego dostała – fantastycznym minięciem z forehandu. Jelena z kolei zdawała się być w tamtym okresie meczu coraz bardziej sfrustrowana. W końcu przegrała całą partię, wyrzucając return.
Jelena nieosiągalna
Biorąc pod uwagę, co w meczu działo się później, był to symboliczny koniec pierwszego seta. Łotyszka bowiem szybko się pozbierała i zaczęła regularnie naciskać na Polkę, z kolei Świątek nieco spuściła z tonu. Znów straciła serwis na początku, tym razem jednak nie odrobiła strat i seta zaczęła od 0:3 w gemach. W tym okresie meczu Iga jednak nie miała zamiaru się poddać, z gema na gem wyglądała coraz lepiej i w końcu odrobiła stratę breaka – w siódmym gemie wykorzystała chwilową słabszą dyspozycję serwisową rywalki.
To mógł być punkt zwrotny dla tej partii. Ale nie udało się go wykorzystać.
Chwilę później Polka straciła bowiem serwis, w dużej mierze po swoich błędach, nawet jeśli sprowokowanych niezłymi zagraniami rywalki. Kolejnego przełamania już w tym secie nie było, choć Polka miała nawet break point. Popełniła jednak prosty błąd, a po nim dwa kolejne. I przegrała seta. Trzecia partia? Właściwie nie miała wielkiej historii. Ostapenko weszła bowiem na swój najlepszy poziom, grała na luzie, zdobywając punkt za punktem, a Iga zdawała się bezradna, zwłaszcza przy własnym podaniu, które Łotyszka przełamała… czterokrotnie.
I tu warto się zatrzymać. Serwis Świątek jest bowiem całkiem dobry – solidny, regularny, często pozwala jej zyskiwać przewagę. Gdy jednak pojawia się rywalka zdolna reagować na niego mocnymi returnami, jak robiła to dziś regularnie Ostapenko, okazuje się, że Iga ma podanie zbyt proste, a przy tym “jednorodne”. Innymi słowy: brak w nim urozmaicenia serwisu. Czasem wydaje się też, że Polce brakuje planu B, gdy okazuje się, że przeciwniczka dobrze returnuje. Jasne, przez ostatni rok-półtora i tak ten serwis stał się lepszy.
Ale do tego, by został prawdziwą bronią, zwłaszcza w starciach z najlepszymi, sporo Polce brakuje. I pewnie warto by nad tym popracować, bo Ostapenko pokazała dziś, co może zrobić przeciwniczka “w gazie” z podaniem Igi. Przy czym, podkreślmy, możliwe, że nawet z dużo lepszym serwisem, Polka by sobie nie poradziła. W ostatnim secie Jelena grała bowiem tenis wybitny, taki, jakim wygrywała Roland Garros w 2017 roku. Prezentując taką dyspozycję, jest zagrożeniem dla każdej tenisistki w tourze. A że przy tym ma styl gry niewygodny dla Igi Świątek to cóż – skończyło się, jak się skończyło.
Czyli wynikiem 6:1 w trzecim secie. Na korzyść Łotyszki.
Zejście ze szczytu
Iga Świątek tym samym nie tylko odpada z US Open (warto jednak docenić regularność – to dopiero drugi w tym sezonie turniej, gdy Polka nie dochodzi do ćwierćfinału, pierwszym było Australian Open), ale też traci pozycję liderki rankingu. I w sumie jej okres “rządów”, trwający 75 tygodni, spina się klamrą. Seria zwycięstw, która go zaczęła, nastąpiła w końcu po porażce z Jeleną Ostapenko. I to Łotyszka okazała się rywalką, która pokonała Igę, odbierając jej przewodzenie w rankingu. Choć nie dla siebie – nową liderką zostanie Aryna Sabalenka.
Co można napisać o okresie, w którym Polka przewodziła rankingowi?
Że WTA po kilku latach miało liderkę z prawdziwego zdarzenia. Niczego nie ujmując Ash Barty, to jednak faktem jest, że Australijka skorzystała na pandemii i zamrożeniu rankingów. Owszem, to znakomita tenisistka, która w normalnych okolicznościach pewnie wygrałaby jeszcze więcej tytułów. Ale w okresie COVIDu grała niewiele, a na szczycie utrzymywała się przez panującą wówczas na świecie sytuację. A wcześniej? Wcześniej panował okres wymiany – nie licząc Barty, od Sereny Williams, królującej niezmiennie latach 2013-2016 żadna tenisistka nie spędziła na szczycie zestawienia więcej niż 50 tygodni z rzędu.
Liderkami w tym czasie były Angelique Kerber (trzy razy), wracająca dwukrotnie na tron Williams, Karolina Pliskova, Garbine Muguruza, Caroline Wozniacki, Naomi Osaka (dwa razy) czy wreszcie – dwukrotnie – Simona Halep. Najdłuższe panowanie z tych kilku lat zaliczyła właśnie ta ostatnia – na szczycie spędziła 48 tygodni z rzędu. Tyle że Simona aktualnie jest zdyskwalifikowana za pozytywne wyniki testów antydopingowych (choć walczy o udowodnienie swojej niewinności), a przez to i jej okres na szczycie zdaje się “skażony”.
TOP 10 najdłużej panujących tenisistek w historii (łączna liczba tygodni). Źródło: Wikipedia
Iga została więc liderką wtedy, gdy WTA potrzebowało kogoś, kto na dłużej przejąłby tę rolę, zwłaszcza po nagłym przejściu Barty na emeryturę. Polka zrobiła to w sposób fenomenalny. W zeszłym sezonie szturmem podbiła WTA, w tym – owszem – wyglądało to nieco gorzej pod względem liczby tytułów, ale imponować mogła wspomniana już regularność. Nawet ostatnie tygodnie nie były złe wynikowo, choć poziom gry Świątek zdawał się mocno falować, czego potwierdzenie dostaliśmy dziś. W efekcie Iga przestanie być liderką rankingu.
Ale pewnie jeszcze na szczyt wróci. I to szybko.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie:
- Djoković vs Alcaraz, czyli niespotykana rywalizacja… z terminem ważności?
- Juan Carlos Ferrero i Carlos Alcaraz. Jak były mistrz stworzył nowego geniusza
- Powrót po ciąży, wygrane dla Ukrainy. Elina Switolina podbijała Wimbledon
- Przekleństwa, rzucanie rakietami i wygrany Wimbledon. Jak Federer z gniewnego dziecka stał się mistrzem
-