Rakowowi nie wypadało potknąć się z Puszczą Niepołomice i nie było o tym mowy. Gospodarze pokazali trochę fajerwerków do przerwy i w praktyce szybko zamknęli mecz. Trzeba jednak oddać skazanemu na pożarcie beniaminkowi, że na ile mógł, na tyle postawił się Goliatowi i choć Dawidem się nie okazał, swojej postawy wstydzić się nie musi.
Mamy na myśli wrażenie zespołowe, ogólne, bo do postawy niektórych zawodników zastrzeżeń zgłaszalibyśmy wiele. Puszcza chwilami próbowała z Rakowem zagrać w piłkę, wyjść trochę wyżej, zaatakować większą liczbą graczy, a szczerze mówiąc, za bardzo prawdopodobny uznawaliśmy scenariusz z przebiegiem meczu w Poznaniu, gdzie Górnik bardzo długimi fragmentami tylko się murował. Przypuszczenia te potęgował fakt, iż po dwóch porażkach na początek, podopieczni Tomasza Tułacza przestawili się na futbol wybitnie zachowawczy, co zaczęło im przynosić punkty.
Raków – Puszcza Niepołomice 2:0. Efektowna pierwsza połowa
W Częstochowie to Puszcza pierwsza mogła objąć prowadzenie, gdy Mesanović przy mijance uniknął spalonego, ale zmarnował świetną sytuację i uderzył tuż obok słupka. W drugiej połowie Bośniak źle wykończył kontrę – do pewnego momentu wyprowadzaną w przewadze – i w szeregach przyjezdnych to on może być najmocniej niepocieszony. Gdy już w końcu trafił do siatki i wydawało się, że czekają nas spore emocje w końcówce, sędziowie po analizie powtórek anulowali gola ze względu na faul Tomalskiego na Berggrenie.
Szwedzki pomocnik Rakowa był najlepszy na boisku. Imponował i w defensywie, i w ofensywie, tradycyjnie już w tym sezonie “połykał” przestrzeń z piłką przy nodze. Do pełni szczęścia zabrakło mu jedynie konkretu z przodu. Gdy oszukał Sołowieja, dobrą interwencją popisał się debiutujący w Ekstraklasie Krzysztof Wróblewski. Gdy wypuścił Yeboaha sam na sam, ten przywalił w słupek. Yeboah po wejściu był bardzo widoczny, miał dużo miejsca w wielu akcjach, ale finalnie zepsuł prawie wszystko, wybierał złe rozwiązania.
Raków załatwił sprawę już w pierwszej połowie. Kilka akcji wyszło mu kapitalnie, chociażby ta Tudora z Nowakiem, po której strzał Zwolińskiego efektownie obronił Wróblewski. Napastnik “Medalików” dostał aż 85 minut, doszedł do trzech dogodnych okazji i żadnej nie wykorzystał. Za dziś mógłby przybić piątkę z Mesanoviciem.
Bartosz Nowak – pierwsze skrzypce na ligę
Imponował Nowak, który kontrę na 2:0 najpierw rozpoczął przytomnym przerzutem, a potem ją wykończył, idealnie uderzając pod poprzeczkę. W europejskich pucharach odgrywa raczej rolę drugoplanową, za to w Ekstraklasie należy do czołowych postaci swojego zespołu. Wreszcie błysnął też Sonny Kittel i od teraz po stronie plusów nie musimy się odwoływać tylko do jego strzału na wagę zwycięstwa nad Karabachem. Były as HSV pewnie wykończył dośrodkowanie Plavsicia i miał również spory udział przy drugiej bramce.
Tułacz nie trafił z wyjściowym składem. Koj na lewej obronie był kiepskim pomysłem, podobnie jak postawienie na Bartosza i Siemaszkę w roli skrzydłowych. Nic nie dali w ataku, za to w tyłach partolili robotę. Dla Bartosza najbardziej frustrującym momentem musiało być bezczelne przerzucenie mu piłki nad głową przez Plavsicia, wyraźnie nabierającego pewności siebie. Zmiany w przerwie poskutkowały i nieco uporządkowały grę gości, choć oczywiście Raków i tak dochodził do kolejnych szans.
Mistrzowie Polski mimo dwóch meczów zaległych już teraz zajmują piąte miejsce i podobnie jak Legia, uniknęli pucharowej zadyszki na starcie ligowych zmagań. Dla Puszczy ta porażka to żaden wstyd. W pewnym sensie była wkalkulowana, a przynajmniej udało się kilka razy postraszyć obronę Rakowa.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Muci połączył Legii ligę z pucharami
- Zagłębie skopało leżącą Pogoń, która gra najgorzej od prawie sześciu lat
- To już nie są „Ciumcioki”. Exposito jak ligowy Superman
- Lech miał pokazać, że zaraz wszystko będzie dobrze. Nie pokazał
Fot. Newspix