Rok 2008. Michał Pazdan jedzie z reprezentacją Leo Beenhakkera na mistrzostwa Europy. Żart? Nie, ale wkoło podejrzewano, że holenderski selekcjoner wszedł w jakiś dziwny układ. Dlaczego? Po prostu nie sposób było racjonalnie wytłumaczyć powołania dla Pazdana. Minęło siedem lat i okazuje się, że Leo widział w zawodniku to coś. Tyle, że na eksplozję talentu trzeba było czekać szmat czasu.
Niewiele brakowało, a dziś Michał Pazdan byłby w zupełnie innym miejscu. Przed rokiem chrapkę na pozyskanie tego piłkarza miał Śląsk. Wrocławianie mogli go zwabić wizją gry o ligowe podium, ale on w pełni zaufał swojemu dotychczasowemu trenerowi. Michał Probierz przez trzy czwarte sezonu powtarzał, że celem jego zespołu jest utrzymanie w lidze. Jednak z tak naoliwioną maszyną, Jaga musiała grać o najwyższe cele. Efektem tego są także powołania. Szlaki białostoczanom przetarł Maciej Gajos, teraz przyszła pora na Pazdana i Patryka Tuszyńskiego.
Siedem lat to piłkarska epoka. Pazdan dostał powołanie na wielki turniej jeszcze zanim rozpoczęła się światowa dominacja Hiszpanów, a na dobre wraca rok po tym, jak La Roja musiała oddać tron Niemcom. To tylko obrazuje nam, ile w takim okresie zmienia się w piłce. Wprawdzie Adam Nawałka na początku kadencji powoływał Pazdana, ale nie będziemy w wielkim błędzie pisząc, że wówczas selekcjoner powoływał każdego. Zresztą dobrze pamiętacie jedyne zagranie, którym wyróżnił się wtedy piłkarz Jagi. Pokazał tylko swoją gorszą twarz i na półtora roku przepadł w notesie Nawałki.
Dużo trudniej jest wrócić do kadry po jakimś czasie nieobecności niż utrzymywać w niej miejsce. Bardzo się cieszę z powołania i wiem, jaką pracę włożyłem przez cały rok, aby wrócić do kadry.
Pazdan też bardzo zmienił się przez ten okres. Kiedyś Beenhakker nazywał go swoją piranią, która miała za zadanie zagryzać rywali w środku boiska i jak najszybciej dostarczać piłkę do blisko ustawionego kolegi. Komunikat miał być prosty. „Patrz na niego, nie daj mu żyć!”, a młody – wówczas 21-letni – piłkarz ruszał wykonywać swoją brudną robotę. Dziś Pazdan nabrał piłkarskiej ogłady. Z pozycji piranii Probierz znów przesunął go do środka obrony, gdzie tym razem szybko przekonał do siebie wszystkich obserwatorów. Zresztą kilka lat gry jako defensywny pomocnik, pozwoliło mu się znacząco podszkolić w wyprowadzaniu piłki. A przecież u polskich obrońców ten element gry jest największą bolączką. Pewnie i z tego powodu rywale wyróżnili go tytułem najlepszego na tej pozycji w lidze.
Teraz już nie jestem takim narwanym zawodnikiem. Kiedyś więcej się tym wszystkim przejmowałem, rozmyślałem dlaczego jestem w kadrze. Sam się nad tym zastanawiałem.
Pod nieobecność Kamila Glika, Nawałka chce zaufać Pazdanowi. Na szczęście dla niego, teraz nikt już nie napisze, że nie zasłużył na występ z orzełkiem na piersi. Przez cały sezon wyróżniał się w ekstraklasie i po udanym roku czas na weryfikację umiejętności. A może być brutalna, bo jak powtarzał sam Pazdan, to już jego trzecia szansa. O kolejne będzie cholernie trudno…
MICHAŁ WYRWA