Pieniądze może i szczęścia nie dają, ale w sporcie pomagają je osiągnąć. Dlatego niewątpliwy sukces Interu Mediolan, jakim był awans do finału Ligi Mistrzów, ma dwa wymiary. Pierwszy – wiadomo, sportowy. Drugi – finansowy, równie ważny, bo kasa zarobiona w Champions League pozwoli Nerazzurrim na spokojniejszą egzystencję, zamiast rozpaczliwej wyprzedaży i walki o przeżycie.
Kto nie wierzy, że pieniądze pomagają osiągnąć szczęście w sporcie, niech wróci pamięcią do maja 2021. W drugim sezonie w Interze trener Antonio Conte dopiął swego – odzyskał scudetto dla Nerazzurrich. Gole Christiana Eriksena i Achrafa Hakimiego dały zwycięstwo nad Crotone, co zapewniło mistrzostwo kraju cztery kolejki przed końcem ligi włoskiej.
Zrobili to.
Po dziewięciu długich latach przerwali dominację Juventusu.
Italia miała nowego króla.
Tyle że szybko okazało się, iż będzie rządził krótko, bo królewski skarbiec świeci pustkami. Zanim tifosi z czarno-niebieskiej części Mediolanu zdążyli się nacieszyć triumfem, już musieli oswajać się z myślą, że wcale nie byli świadkami narodzin nowej dynastii panującej.
Wszystko z powodu wielkich kłopotów finansowych właścicieli – chińskiej grupy Suning.
Kryzys
Grupa Suning to potężne przedsiębiorstwo handlowe, opierające się na handlu detalicznym. Długo systematycznie rosło w siłę, w 2016 roku przejęło Inter.
– Organizacja World Brand Lab opublikowała szesnasty ranking 500 najbardziej wartościowych chińskich marek. Firma Suning.com, oddział detaliczny Suning Holdings Group, koncernu zwanego dalej Suning, znalazła się już drugi rok z rzędu na trzynastym miejscu w ogóle i na pierwszym miejscu wśród marek detalicznych. Całkowita wartość marki wyniosła 269,198 miliarda juanów (około 39,093 miliarda USD), czyli o 17% więcej niż w roku ubiegłym – chwaliła się firma jeszcze w połowie 2019 roku (cytat za PAP).
Niedługo później zaczął się kryzys.
– Grupa miała poważne problemy związane z wpływem pandemii koronawirusa na jej obroty oraz z negatywnym trendem w handlu detalicznym, nieruchomościach i rozrywce – tłumaczył Carlo Festa, dziennikarz „Il Sole 24 Ore”.
Problemy, które prędko odbiły się na Nerazzurrich, generujących ogromne koszty i – co za tym idzie – długi. Z jednej strony klub ze stolicy Mediolanu musiał spłacić lub refinansować dwie obligacje w wysokości 375 milionów euro. Z drugiej, nie przynosił zysków i sam na siebie nie zarabiał, a nie mógł również liczyć na kasę od właściciela. Po pierwsze, bo Suning miał swoje kłopoty. Po drugie – w międzyczasie rząd Chin ograniczył możliwość wyprowadzania kapitału za granicę, co dodatkowo związało ręce prezesowi Steve’owi Zhangowi.
Dlatego wyjście było jedno.
– Zmniejszenie kosztów poprzez zwiększenie przychodów – tłumaczył Festa.
A po ludzku – wyprzedaż najważniejszych i tym samym najdroższych zawodników. Dlatego nie minął miesiąc od przyklepania scudetto, a Conte już rozwiązał umowę. Szkoleniowiec prędzej chciał wzmocnień niż osłabień, zawsze bardziej wierzył w transfery niż rozwój piłkarzy.
– Nie możesz zjeść za 10 euro w restauracji za 100 – odpowiedział jeszcze jako trener Juventusu zapytany o niepowodzenia w Europie.
– Poza Diego Godinem nikt z nich niczego nie wygrał. Dla nich radzenie sobie w trudnych sytuacjach to problem. Na kogo mam liczyć? Na Nicolo Barellę, sprowadzonego z Cagliari? Albo Stefano Sensiego, ściągniętego z Sassuolo? – utyskiwał w listopadzie 2019 po odpadnięciu z Ligi Mistrzów po fazie grupowej.
W związku z tym, skoro Zhang po wygraniu Serie A nie mógł nie tyle zapewnić nowych, lepszych zawodników, to nawet obietnica utrzymania składu byłaby bez pokrycia. Conte spakował się i ruszył w świat. Zaraz po nim to samo zrobili Romelu Lukaku i Achraf Hakimi. Zarobiono na nich ponad 180 milionów, a kolejne 20 baniek wpłynęło za wykup Matteo Politano.
Wreszcie jakieś zyski.
Ale na tym nie koniec – by jakoś zabezpieczyć przyszłość, grupa Suning zaciągnęła pożyczkę – 275 milionów – w amerykańskim funduszu inwestycyjnym Oaktree Capital Management. Termin spłaty – maj 2024. Oprocentowanie – dwanaście w skali roku.
To jakkolwiek pozwoliło ograniczyć zaciskanie pasa.
Długi i pożyczki
Sytuacja Suning wciąż jest trudna. Zgodnie z ustaleniami portalu Calcio e Finanza, strata netto przedsiębiorstwa w 2021 roku wyniosła 5,5 miliarda euro, a w kolejnym 2,1. Udało się ją zmniejszyć głównie w związku ze sprzedażą m.in. udziałów w firmie zajmującej się udzielaniem kredytów konsumenckich.
Osobne kłopoty ma Zhang, bo wierzyciele chińskiego biznesmena – osobiście poręczał spłatę pożyczek dla firmy – pozwali go do sądu. Według Calcio e Finanza za 300 milionów euro długu tylko wobec China Construction Bank (Asia) Corporation (CCBA) i próbują dobrać się do jego włoskich aktywów, np. z tego powodu podczas posiedzenia zarządu ustalono, że Zhang nie zarabia na pełnieniu funkcji prezesa Nerazzurrich.
Dlatego od dobrych dwóch lat co jakiś czas pojawiają się informacje o chęci sprzedaży Interu przez Suning. Ale podobno to taka sama prawda, jak że Franz Maurer strzelał do papieża.
– Tak długo jak jestem w klubie, będzie stabilny i konkurencyjny. Jesteśmy wspaniałym klubem i bycie jego częścią potrafi otworzyć oczy. Powiązania z innymi właścicielami są jak plotki transferowe. Ignorujemy je – zarzekał się w długim wywiadzie udzielonym „La Gazzetta dello Sport” przed finałem w Stambule.
Stabilność według Zhanga polega choćby na tym, że już szefostwo Nerazzurrich kombinuje, jak przesunąć w czasie spłatę zadłużenia wobec Oaktree, wynoszącego z odsetkami mniej więcej 350 milionów euro.
– To ważny fundusz, prowadzony przez kompetentnych ludzi. Chcemy ponownie przedyskutować pożyczkę i wierzę, że razem znajdziemy rozwiązanie – wyjaśniał prezes Nerazzurrich.
A gdyby Interowi brakowało problemów, przez cały sezon nie mógł liczyć na kasę od sponsora „koszulkowego” – firmy kryptowalutowej DigitalBits. W związku z kryzysem w branży przedsiębiorstwo nie było w stanie udźwignąć zobowiązania – 23 baniek za sezon. Poszukiwania zastępstwa trwały od miesięcy, w drugiej fazie rozgrywek logo zniknęło z trykotów, a w potyczkach z Torino i Manchesterem City nareszcie pojawił się tam wypłacalny sponsor. Paramount+ za dwa mecze ma przelać około czterech milionów euro.
Kropla w morzu potrzeb, więc gdyby nie genialne rezultaty w Champions League, latem znowu należałoby kogoś sprzedać.
Jest nadzieja
W lutym Zhang zwołał spotkanie zarządu z trenerem Simone Inzaghim, by podkreślić, że awans do następnej fazy grupowej Ligi Mistrzów to absolutny priorytet. Bez środków z UEFA byłoby bardzo, bardzo źle. A może jeszcze raz bardzo.
Priorytetem był sam awans, bo tak naprawdę o finale nikt nie myślał poważnie. Ba! W budżecie zakładano, że zespół zajmie trzecie miejsce w grupie za Bayernem Monachium oraz Barceloną i w związku z tym trafi do Ligi Europy. Promocja do 1/8 finału sprawiła, że zamiast sprzedać zawodników za 60 milionów, szacowano, iż wystarczy zarobić połowę tego. A dobrnięcie do finału sprawia, że kto wie, może nikogo nie będzie trzeba sprzedawać.
Inzaghi zapewnił sobie względny spokój.
Tylko UEFA w sumie zapłaci Nerazzurrimi trochę ponad 98 milionów. Co więcej, dotarcie do finałów Champions League oraz Coppa Italia sprawiło, że na San Siro rozegrano tyle meczów, ile tylko kalendarz przewidywał, co poskutkowało solidnym zyskiem – 80 baniek. A za triumf w krajowym pucharze dochodzi następne siedem.
W sumie sukcesy na murawie zamieniły się w euro – prawie 190 milionów, jak wyliczył Calcio e Finanza, a nie uwzględniano bonusów od sponsorów.
Powodzenie drużyny zaowocowało czymś więcej niż tylko srebrnymi medalami czy dumą z wyników oraz wyeliminowania sąsiadów w półfinale. Dojście do samego finału dało Interowi drugie, znacznie lepsze życie. Może i trudno o przekonanie, że jednak powstanie dynastia panująca, ale nadzieja, że scudetto za rok może wrócić do Nerazzurrich stała się dużo bardziej uzasadniona.
WIĘCEJ O INTERZE:
- Drużyna bezgranicznej strefy komfortu. Jak gra Inter Mediolan
- Drużyna za półdarmo. Jak Inter zbudował skład na finał po kosztach
- Alkohol, rak, nienawiść. Nic nie jest w stanie złamać Acerbiego
foto. Newspix