Konsekwentna przekora, z jaką traktuje mnie świat piłki nożnej, jest zdumiewająca. Nie pierwszy raz mi się zdarza, że tekst przestaje być aktualny po godzinie czy dwóch. Dzisiaj wystarczyło, że napisałem, iż Sepp Blatter nigdy nie zrezygnuje z najlepszej roboty na świecie i… błyskawicznie podał się do dymisji, zapominając o poprzednich 17 latach. Sepp, jak chciałeś mnie strollować, to mogłeś wybrać coś mniej drastycznego.
Dlaczego Blatter odszedł – na razie nie wiadomo i przez jakiś czas pewnie tak pozostanie. Jednak nie trzeba być mistrzem dedukcji, by domyślić się, że wpływ na to musiały mieć doniesienie o tym, iż sekretarz generalny FIFA – Jerome Valcke – przelewał łapówki, między innymi 10 milionów dolarów do Jacka Warnera. Wiadomo, że sekretarz generalny to zawsze prawa ręka prezesa i jeśli jego capnięto, to kwestią czasu jest dobranie się do samego Blattera. Czy poszedł na jakąś współpracę, czy też po prostu postanowił czekać na FBI czy inne służby w domu, a nie w gabinecie? Czy dostał stuprocentową informację, że już po nim i po prostu się rozkleił?
Takiego nowego rozdania w świecie piłki jeszcze nie było. Capo di tutti capi sam zrezygnował, jego towarzysze albo zeznają, albo są do zeznań przymuszani, albo zastanawiają się, na której wyspie się schować. Tym razem nie dojdzie do łagodnego przekazania władzy, lecz ktoś po prostu przyjdzie i podniesie z ziemi walające się pod ścianą berło. Z jednej strony jeszcze nigdy (tzn. w nowożytnej erze) nie było tak łatwo zostać prezydentem FIFA, ponieważ sitwa została rozbita, ale z drugiej – chętnych na pewno będzie wielu, a konkurencja olbrzymia.
FIFA nie ma prezydenta i przez kilka miesięcy mieć nie będzie. Wszystkie szychy z UEFA mają w trybie pilnym spotkać się w Berlinie, przy okazji finału Ligi Mistrzów. W piątek – dzień przed meczem – dojdzie tam do spotkania na szczycie, podczas którego być może poznamy odpowiedź na ważne pytanie: kto może Blattera zastąpić? Czy chrapkę na to mieć będzie Michel Platini? Wiadomo, że w wyborach przed kilkoma dniami nie wystartował, ponieważ uznał, iż z Blatterem wygrać się nie da. Ale teraz?
Tak czy siak – stało się idealnie. Gdyby nie wystartował kilka dni temu w wyborach, gdyby już wtedy dał za wygraną, dzisiaj prezydentem FIFA byłby książę Jordanii, a powiedzmy sobie szczerze: byłaby to katastrofa. W obecnej sytuacji jest nadzieja, że nie dojdzie do wyboru mniejszego zła, tylko że naprawdę pojawi się kandydat, którego większość federacji na świecie będzie mogła z satysfakcją poprzeć. Nikt egzotyczny, tylko ktoś logiczny.
Blatter więc mimowolnie… odszedł w najlepszy możliwy sposób. Nie namaścił żadnej gnidy, ani nie dopuścił nikogo dziwnego. Lepiej nie mogło się to potoczyć.
KRZYSZTOF STANOWSKI