Za FC Barceloną koszmarny tydzień – odpadnięcie z Ligi Konferencji i kompromitująca porażka z Almerią. W ten sposób przebiła się bańka pozornej potęgi i mocy sprawczej tej drużyny. W mgnieniu oka spod barcelońskiego dywanu wydostały się brudy, które przez dłuższy czas udawało się Xaviemu jako tako zamiatać. A cóż to się stało? Ano wystarczyła kontuzja Pedriego i potężny plan trenera Dumy Katalonii stracił na wartości.
Właśnie w takich chwilach, gdy kogoś brakuje, zaczyna się go jeszcze bardziej doceniać. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że w niektórych przypadkach absencja uszlachetnia. Tak jest w przypadku Pedriego, którego z gry w ostatnich spotkaniach wykluczył uraz, w wyniku czego pozostałe barcelońskie tryby przestały do siebie pasować.
Los powiedział sprawdzam
Jego umiejętności piłkarskich nie doceni tylko totalny ignorant. Patrzysz na młodego gościa o posturze nastolatka i zastanawiasz się jakim cudem wszystko przychodzi mu z taką łatwością i gracją. Każde jego zagranie ma głębszy sens i sprawia, że zbitka podań tej drużyny zaczyna tworzyć spójną całość.
Nie posiada muskulatury herosa z hitów kinowych.
Nie posługuje się ksywą, która doprowadza rywali do neurozy.
Nie ma wyrazu twarzy zakapiora, który wszystkich i wszystko trzyma w ryzach.
Nie nosi opaski kapitana, ale…
Okazuje się, że bez niego gra FC Barcelony przypomina okres schyłkowy Ronalda Koemana. A co by nie mówić – nikt nie chce wracać do ostatnich tygodni jego kadencji na Camp Nou. Sęk w tym, że obecnie gra drużyny Xaviego mocno nawiązuje do tamtego mrocznego okresu. Rzućcie zresztą okiem na pewną rzecz. Oto mapka dośrodkowań z feralnego meczu z Almerią, która tydzień temu przyjęła szóstkę od Girony.
Horrible partido del FC Barcelona.
Este ha sido el resultado de su principal argumento ofensivo hoy: el centro lateral. pic.twitter.com/iUmaWiqNIZ
— Albert Quera (@AlbertQuera) February 26, 2023
I jak wrażenia? Wrzutek tam było co niemiara – licznik zatrzymał się na 47. Gorzej, że mowa o beznadziejnych dośrodkowaniach, które były posyłane w myśl zasady – nie mam pomysłu na rozegranie, to poślę bombę, a nuż coś wpadnie.
I nie, nie wpadało.
Wszyscy się miotali i wyglądali jak zbitka zawodników, którzy mają zagwarantowane utrzymanie w lidze hiszpańskiej i znajdują się w strefie gry o nic. A tu przecież mowa najlepszej drużynie tego sezonu, która po remisie Atletico z Realem Madryt mogła jeszcze powiększyć przewagę nad resztą stawki i wysłać depeszę do Madrytu z dopiskiem – już nas nie dogonicie.
Bez niego to nie to samo
Gdy Pedri jest na boisku, gra tej drużyny wygląda zgoła inaczej. Hiszpan już samym ruchem, wyjściem do piłki, wybija reszcie z głów bezmyślne pałowanie i grę na chaos. Jasne, też miewa gorsze mecze, ale każdemu się zdarza. Nie zmienia to faktu, że słabsze występy Pedriego są rzadkością i gdyby przykładowo Franck Kessie grał regularnie na kiepskim poziomie Hiszpana, to jeszcze zostałby pochwalony za postępy.
Mecze bez Pedriego pokazują problem cichego przywództwa i ciągnięcia wózka w tej drużynie. Na boisku był wczoraj choćby kapitan, Sergio Busquets – też kilku wicekapitanów – i nie dźwignął ciężaru meczu z piętnastą przed tą kolejką Almerią. Był Robert Lewandowski, od którego trzeba wymagać wiele i też nie miał większego wpływu na grę. Co do występu reszty też można mieć wiele zastrzeżeń. Najlepiej prezentował się Ter Stegenem, który wyłapał kilka trudnych strzałów. Nie pierwszy raz w tym sezonie trzymał FC Barcelonę przy życiu, ale w tym przypadku z tego nie skorzystano.
Lewandowski nie przywykł do odpadania z pucharów tak wcześnie, ale sam dołożył do tego cegiełkę
Dość zabawne jest to, że pomimo licznych wzmocnień drużyny następuje powtórka sprzed roku. Wówczas też cały zespół opierał się na Pedrim i zrodziło się coś w rodzaju pedridependencji. Przykładowo w kwietniu minionego roku musiał zejść z boiska z powodu urazu w rewanżu z Eintrachtem (Barcelona wówczas pożegnała się z Ligą Europy). Kilka dni później nie zagrał w meczu ligowym i Duma Katalonii przegrała u siebie z Cadizem. A to tylko taki luźny przykład.
A przecież uzależnienie od jednego gracza nigdy nie jest dobre. Kojarzycie klocki Yenga? Wyjmiecie element, na którym trzyma się konstrukcja i cała wieża runie w mgnieniu oka.
Chyba nie tak powinno się budować zespół, by przypominał stertę pociętych strzępków drewna.
Tonący brzytwy się chwyta
Co więcej, wczoraj Xavi balansował na granicy desperacji. Postawił koemanowski stempel, gdy na ostatnie minuty wpuścił Pablo Torre (i Angela Alarcona), którego przez ostatnie miesiące nie budował. Na co liczył? Że nagle młodzian uchroni go przed kompromitacją? Że Torre po wyjściu z zamrażarki nagle będzie nowym Pedrim? Oj, tak to nie działa.
Nie można zapominać o tym, że jednak Xavi zrobił dużo dobrego dla tej drużyny, ale przy tym regularnie sam wrzuca kamyczki do własnego ogródka. Uzależnienie zespołu od Pedriego. Dawanie na siłę szans Marcosowi Alonso. Nieumiejętne rotowanie zespołem. Korzystanie z maszyny losującej zmiany w trakcie spotkań.
I tak to się dzieje w tej FC Barcelonie, która miewa dobre mecze, potrafiła wygrać Superpuchar Hiszpanii, przewodzi ligowej stawce, ale ogólnie ciężko się nią zachwycić.
Okazuje się, że Pedri nadal jest tym gościem, który przez większość sezonu trzymał garść trytytek i spajał to, co bez niego odpadłoby bezwiednie. Ukłony dla 20-latka, że tyle znaczy dla swojej drużyny, ale chyba należałoby nieco inaczej rozłożyć akcenty ofensywne w tej drużynie. Czyż nie?
Czytaj więcej o LaLiga:
- Kręcidło: Zdesperowany trener w zdesperowanym klubie. Valencia weszła w tryb paniki
- Lewandowski nie przywykł do odpadania z pucharów tak wcześnie, ale sam dołożył do tego cegiełkę
- Kompilacja goli, przytłaczająca presja i wsparcie Xaviego. Dlaczego Raphinha się odrodził?
Fot. Newspix