Luis Enrique po 56 meczach pracy z drużyną wchodzi do finału Ligi Mistrzów, mając szansę na potrójną koronę. Niezły wynik, jak na trenera, który od stycznia nie pracuje, bo przecież pokłócił się z Messim. Nie pokłócił się? No jak? Przecież wszyscy to wiedzą.
Po raz ostatni rewelacje o rozstaniu Barcelony z Luisem Enrique europejskie portale podały… w zeszły piątek. Tym razem powołując się na doniesienia brytyjskiego „Daily Mail”, co samo w sobie trąci lekkim absurdem. Kiepską, oj kiepską rękę mamy czasem do zwalniania trenerów. Przecież ten Lucho – jak nie przymierzając Berg w Legii – już pół roku temu był trupem. Cała Hiszpania pytała: co robi ten wariat?
Największą determinacją popisał się niejaki Joan Batlle ze „Sportu”. Gazety, która na co dzień na punkcie Barcy ma fizia i zupełnie nie kryje swoich jednoznacznych sympatii.
Trener nie zbudował odpowiedniego systemu, ani stylu gry. Poza Bravo, większość transferów to katastrofa. Mathieu – najwyżej przeciętny. Rakitić – nie daje jakości. Jest oczywiste, że Luis Enrique nie znalazł klucza do odpalenia tego zespołu. Ale czy może to dziwić? Dwadzieścia dwie różne wyjściowe jedenastki! Piłkarze dostają zawrotów głowy, nie wiedzą co grają. Trudno przewidzieć, co działoby się, gdyby nie Messi i Neymar. Na tym etapie sezonu dla Luisa Enrique nie ma wymówek.
To recenzja z grudnia. Piątego stycznia, po porażce Barcelony 0:1 na Estadio Anoeta w Sociedad, ten sam autor stwierdzał, że to co robi trener jest wręcz niewybaczalne. „Po pół roku jego pracy, obraz zespołu jest niedopuszczalny. Wciąż nie wiemy, co odgrywa Luis Enrique!”.
Ależ facet miał nosa. Zresztą, on jeden? Wszyscy tak czasem w tej piłce błądzimy, analizując “tu i teraz” i zupełnie nie wiedząc, jaka przyszłość czai się za rogiem.
Cztery miesiące później Barcelona przegrywa z Bayernem. Ale najpewniej tylko dlatego, że wygrać wcale nie musi. W drugiej połowie mentalnie, zamiast na boisku, jest już w samolocie. Niektórzy mówią, że cierpi, a tak naprawdę – ona odpoczywa. Luis Enrique po 56 meczach pracy z drużyną wchodzi do finału Ligi Mistrzów. Powtarza to, co udało się niegdyś Pepowi Guardioli i nikomu innemu od dawna. Wcześniej podobnego przypadku należałoby szukać na początku lat 60-tych w metryce Enrique Orizaoli.
Powtórzymy: niezły wynik, jak na trenera, który od stycznia nie pracuje, bo przeciez pokłócił się z Messim.
Barcelona ma dziś całą masę atutów, długo by je trzeba wyliczać. Miło patrzeć, jaki potwór powstał z połączenia Messiego, Suareza oraz Neymara. A to też przecież pewien paradoks, bo – tak na papierze, gdyby wierzyć czołówkom portali – do wirtuoza futbolu dołożono dwóch niezłych fizoli: genialnego, ale niezrównoważonego gryzonia i kolorowego chłopca, który kręcił kółka w Brazylii i nie wiadomo było czy dostosuje się do europejskiego reżimu. 47 meczów, 37 goli, 10 asyst w sezonie – całkiem nieźle mu idzie.
Barca ma dziś być może najsilniejszy atak w historii, najlepszego piłkarza na świecie, dwóch bardzo dobrych bramkarz – co wczorajszy wieczór idealnie pokazał. I jak na tę porę sezonu, jest doskonale przygotowana fizycznie. Wyliczono, że w 55 poprzednich spotkaniach straciła 4 bramki w ostatnich kwadransach, strzelając ich 37. Równie dużo mówiło się w tym sezonie, że Lucho ma na punkcie motoryki obsesję, co o tym, że psuje drużynę, ale dziś jego piłkarze wyglądają, jakby mogli grać co trzy dni aż do sierpnia.
Oczywiście nie muszą tego robić. Terminarz Barcelony wygląda następująco:
17 maja mecz ligowy z Atletico w Madrycie
23 maja mecz ligowy z Deportivo u siebie
30 maja finał Copa del Rey z Athletic Bilbao
6 czerwca finał Ligi Mistrzów z Realem / Juventusem
Zostały cztery spotkania. Jedno można przegrać, by i tak sięgnąć po potrójną koronę. W meczu w Monachium Barcelona zdjęła z siebie presję po 15 minutach, teraz bez wielkiej presji pojedzie do Madrytu. To chyba najlepszy dowód, co udało się stworzyć.
Dziś, wyjątkowo, dziennikarze nie pytają Luisa Enrique o powody rychłego zwolnienia.
– W finale LM woli pan grać z Realem czy z Juventusem?
– Z najlepszym. Z tym, kto na ten finał zasłuży.
Postaw w BET-AT-HOME na wygraną Barcelony z Atletico -> KURS: 1.96
Paweł Muzyka