Tak jak chłop ze wsi wyjdzie, ale wieś z chłopa nigdy, tak Adam Mandziara wyjdzie z Lechii, ale najwyraźniej Lechia nigdy nie wyjdzie z Adama Mandziary. Już parę miesięcy temu ogłaszał przecież, że daje sobie spokój, że tak dalej być nie może, a wczoraj – jak gdyby nigdy nic – udzielił wywiadu Przeglądowi Sportowemu, w którym na bieżąco tłumaczy ostatnie działania gdańskiego klubu. Jeśli ktoś więc miał nadzieję, że Mandziary w Lechii nie ma, to nic z tych rzeczy.
Jednak można było się zastanowić: czy nam się to przyśniło? Czy odejście Mandziary było zbiorową halucynacją, czymś w rodzaju wyparcia? No nie, pomaga Google i dwa cytaty:
Po pierwsze: – 19 sierpnia doszło do spotkania przedstawiciela kibiców i akcjonariuszy mniejszościowych z prezesem Pawłem Żelemem. Prezes został poproszony o rezygnację do następnego meczu. Trochę nad tym myślałem, ale to było dla mnie za dużo, bo się z tym nie zgadzam. Parę dni później poinformowałem zarząd, że nie będę działał operacyjnie w Lechii.
Po drugie: – Swoją rezygnację złożę 12 września, tuż po posiedzeniu Rady Nadzorczej. Nie mogę i nie chcę zaakceptować wydarzeń, które nastąpiły w ostatnich dniach i tygodniach. Respekt, lojalność, zaangażowanie oraz pasja są podstawą do działania w klubie. W Lechii mi tego w ostatnim czasie kompletnie brakuje.
Tak mu tego respektu i lojalności brakowało, że jednak dalej może swobodnie opowiadać w wywiadzie o transferach, kontraktach, trenerze, dyrektorze sportowym, kibicach, sprzedaży klubu, toteż: właściwie o wszystkim. Mówi: – Nie jestem sternikiem klubu, tym jest zarząd i rada nadzorcza, w której już nie jestem. Ze strony właścicielskiej mogę konsultować pewne rzeczy strategiczne, które wymagają decyzji właścicielskiej. Chodzi między innymi o sprawy finansowe. Natomiast nie biorę udziału w negocjacjach z zawodnikami.
Czyli cholera wie, kto. A to już kolejna rola Mandziary w klubie, bo przypomnijmy, że był doradcą zarządu, prezesem zarządu i przewodniczącym rady nadzorczej. Teraz działa w funkcji „cholera wie, kto”, a więc udało mu się zgarnąć karetę. Gratulujemy, natomiast mamy nadzieję, iż w przypadku kolejnych wywiadów tak będzie podpisywany. Adam Mandziara, cholera wie, kto w Lechii Gdańsk.
Niemniej zostawmy już samą funkcję Mandziary, bo przy jego turbulencjach klan Forresterów to zdrowa rodzina dwa plus dwa. Co mówi o samym klubie? Ano na przykład poruszany jest temat kontraktu Kałuzińskiego. Mandziara stwierdza: – Nie odegra żadnej roli w naszej przyszłości. Teraz ma więc czas na to, żeby znaleźć nowy klub. Zawodnik zdecydował, że już nie chce grać w Lechii Gdańsk, tak przekazał jego agent. Powiedział o tym zarządowi w listopadzie. Skoro piłkarz nie chce grać w Lechii, to niech poszuka nowego klubu, gdzie będzie mógł się rozwijać. (…) Rozmowy z jego agentem prowadził Paweł Żelem. Jeśli on mówi, że złożył ofertę, a później otrzymał kontrofertę od Daniela Webera, której nie mógł przyjąć, to muszę to zaakceptować.
Wiecie, gdyby coś takiego stwierdził – na przykład – Masłowski z Jagiellonii, to podeszlibyśmy do tego z większą wiarą. No, ale mówi to Mandziara, pod którego rządami Lechia ma wieczne problemy, żeby zarabiać na młodych zawodnikach. Przecież:
- Żukowski też odszedł skłócony
- Moment na transfer Fili przegapiono, a potem odszedł za nieco ponad milion euro
- Urbański Bolognę nie kosztował nawet bańki
W czasach, kiedy zarabianie dużych kwot na młodych polskich zawodnikach nie jest trudne, wychodzącym rekordem transferowym Lechii pozostaje Serb Milinković-Savić (ponad dwa miliony). Na Kałuzińskim – do tej pory pompowanym talencie – też nie uda się zarobić. I znów to piłkarz jest zły, bo chce podwyżki. Najstarsza przyśpiewka w Lechii, naprawdę.
Niemniej jeśli chodzi o Kałuzińskiego to ciekawe są jeszcze dwie sprawy. Po pierwsze on, młody Polak, nie pojechał na obóz do Turcji, bo odchodzi z klubu. A kto pojechał? Niemiec po trzydziestce, Clemens, który też nie ma przyszłości w Gdańsku. Sam Mandziara mówi: – Tak, mogę jeszcze powiedzieć, że rozmawiamy o rozwiązaniu umowy z Christianem Clemensem jeszcze zimą. Aktualnie dyrektor sportowy rozmawia z nim w Turcji.
To nie mógł z nim pogadać telefonicznie? Trzeba ciągać Clemensa do Turcji, żeby tam rozmawiać o kontrakcie, jednocześnie zostawiając Kałuzińskiego w domu, kiedy sytuacji obu zawodników jest bardzo podobna, to znaczy – obaj są na wylocie? Oczywiście, wychowanek niech siedzi na dupie w Gdańsku i karmi łabędzie (bo Lechia nie ma drużyny rezerw, a dla gościa z 57 spotkaniami w Ekstraklasie treningi z zespołem CLJ to żart), z kolei obcokrajowca bez żadnej przydatności zapraszamy na pokład, niech zobaczy jeszcze trochę świata.
A co do dyrektora sportowego – to ta druga sprawa – trzeba podkreślić, iż Jakub Treć w wywiadzie przekazał informację, że Łukasz Smolarow chciał kontynuować rozmowy z Kałuzińskim. Tyle że Mandziara na to: – Myślę, że odpowiedź jest bardzo prosta. Dyrektor sportowy na pewno nie miał informacji, co się wydarzyło wcześniej. Był dopiero jeden dzień w klubie.
Hahaha! Wyrzućcie więc w cholerę myśli o jakiejś wielkiej autonomii nowego dyrektora sportowego, pozbądźcie się złudzeń, że jego zatrudnienie poprzedziła jakaś wielka analiza. Facet jest zatrudniony w klubie i ma nie wiedzieć, że obecnie największy talent klubu jest do odstrzelenia. Co więcej – nie może z tym nic zrobić. Na rozmowie kwalifikacyjnej przegadali wszystkie tematy, wizje, plany, rozwój, perspektywy, ale – cholera – o Kałuzińskim zapomnieli.
Ech, co tam mamy dalej… Jak zwykle: brak większej refleksji. Mandziara stwierdza: – Możemy dyskutować i się kłócić na temat transferów. Czy powinny być zrobione wcześniej? Tylko jeszcze raz – latem ubiegłego roku spróbowaliśmy zostawić tę samą drużynę, która zakwalifikowała się do pucharów. Nie sprzedaliśmy Conrado, Łukasza Zwolińskiego. Wszystko po to, żeby dać sobie nadzieje na dobry wynik w tych rozgrywkach. Moim zdaniem jedyną szansą na to, żeby przejść kwalifikacje, była zgrana drużyna. To, że na końcu to się nie udało, to jest fakt, choć niewiele brakowało.
Jedyną szansą na awans była zgrana drużyna, ale taka z dobrymi piłkarzami to już rujnowałaby te nadzieje. Nic to, że brakowało prawego obrońcy, środkowego, że skrzydła wyglądały słabiutko, skoro grał beznadziejny Clemens. Ważne, że chłopaki byli zgrani. Dziwi, iż te mądrości nie docierają na przykład do Rakowa, bo jakby tam wciąż grał na przykład Arak, to byłoby lepiej – w końcu zgrany z innymi.
Dalej okazuje się, że Paweł Żelem to wysokiej klasy męczennik. Mandziara mówi: – Przed domem Pawła Żelema we Wrocławiu ktoś pomalował płot z jasnym przekazem. Mamy tego zdjęcia. Ostatnio słyszałem od Edyty Ernest, że też zastanawia się, czy nie odejść, skoro za nią i za Pawłem Żelemem jeżdżą auta po mieście.
Już nie chcemy się wyzłośliwiać, że na tym generalnie polega jezdnia – to znaczy jedzie jedno auto, potem drugie, trzecie, czasem to nawet czwarte i piąte, a w godzinach szczytu może nawet szóste i siódme, ba, kiedyś to nawet ósme naliczyliśmy. Tyle że niekoniecznie szóste śledzi piąte, co sugeruje Mandziara. Bardzo mierzi fakt, że jak zwykle Mandziara stawia siebie i znajomych w roli wielce pokrzywdzonych, rzucając jakieś ogólniki w wywiadzie, które do niczego nie prowadzą.
Masz zdjęcia? Pokaż.
Żelem czuje się zagrożony? Niech idzie na policję.
Tymczasem z takich wypowiedzi nie wynika ani jedno, ani drugie. Kto wie, być może władze Lechii rzeczywiście mają problemy, niemniej taki wywiad te kłopoty stawia pod mianownikiem śmieszności, nie powagi. A chyba nie o to chodziło, skoro sytuacja naprawdę ma być poważna.
Ech, serio, można tak wymieniać i wymieniać. Sama rozmowa jest bardzo dobrze poprowadzona, dziennikarz dociska Mandziarę, niemniej cholera wie, kto w Lechii jak zwykle gra w swoją grę – my jesteśmy fajni, staramy się, dobry przekaz leci, niech to się trzyma. A inni to nie ludzie, to wilki. Trzeba się więc trzymać jednego życzenia: niech ta Lechia wreszcie zostanie sprzedana, bo w tym układzie nic już dobrego nie wyrośnie.
Natomiast pozostaje jedna obawa. Multimilioner przejmuje klub, a pół roku później Mandziara w wywiadzie mówi: – Jako prezes ciała doradczego Lechii Gdańsk…
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Dla nich to rok typu „make or break”. Kto stoi na rozstaju dróg?
- Ranking Weszło – napastnicy 2022
- Polscy piłkarze, którzy w 2022 roku stracili najwięcej
Fot. Newspix