Reklama

Z Haalandem po staremu. Znowu bije rekordy

redakcja

Autor:redakcja

28 grudnia 2022, 23:21 • 4 min czytania 5 komentarzy

Futbol to taka gra, w której 22 facetów gania za piłką, a na końcu i tak kolejne rekordy strzeleckie bije Erling Haaland. Świątek, piątek czy sobota, Norweg szuka okazji do osiągania wyników wcześniej nieosiągalnych. Tym razem 22-latek z Manchesteru City zdobył dwie bramki przeciwko Leeds United, dzięki czemu został zawodnikiem, który najszybciej w historii Premier League uzbierał 20.

Z Haalandem po staremu. Znowu bije rekordy

Jaki ojciec, taki syn – znacie to powiedzenie? No w przypadku rodu Haalandów ma średnie zastosowanie. Otóż głowa rodziny – Alf-Inge – w 181 występach w lidze angielskiej strzelił 18 goli, a syn – Erling – potrzebował do poprawienia wyniku ojca ledwie 14 meczów. Tak, tak, 14. Oczywiście, ten starszy był defensywnym pomocnikiem i zdobywanie bramek nie stało na czele listy jego obowiązków, ale mimo wszystko wyczyn młodszego musi budzić podziw i wymyka się pewnym ramom. To kolejna popisówa rodem z Play Station.

Leeds United – Manchester City 1:3

Przy czym Alf-Inge nie ma prawa czuć się osamotniony, bo Erling usuwa w cień większość, która kopała przed nim lub robi to równocześnie. Za sprawą dwóch trafień przeciwko Pawiom Norweg stał się piłkarzem, który potrzebował do zebrania 20 goli najmniejszej liczby występów w historii (jak wyliczyła Opta) i wyprzedził dotychczasowego rekordzistę – Kevina Phillipsa. Anglik dwie dychy zgromadził w 21 spotkaniach, co wydawało się kapitalnym rezultatem. Wydawało, dopóki na Wyspach Brytyjskich nie zamieszkał Haaland. Oto aktualna klasyfikacja:

  • Tony Yeboah – 26 występów
  • Diego Costa – 26 występów
  • Ruud van Nistelrooy – 26 występów
  • Andy Cole – 23 występy
  • Kevin Phillips – 21 występów
  • Erling Haaland – 14 występów

Niesamowite. Co więcej, Norweg osiągnął to po w sumie przeciętnym meczu, w którym spokojnie mógłby dołożyć jeszcze jedno, a może i dwa trafienia. W meczu, który dla gospodarzy przypominał bardziej trening biegowy niż spotkanie piłkarskie. Czasem mówi się, że na boisku nie było widać różnicy w tabeli, ale to nie ten przypadek. Na Elland Road nawet Stevie Wonder dostrzegłby, kto celuje w mistrzostwo Anglii, a kto szarpie się o pozostanie na powierzchni. The Citizens w sumie oddali 26 strzałów, z czego dziewięć celnych, a przede wszystkim wykreowali siedem tzw. wielkich szans. Zmarnowali aż pięć, więc w hrabstwie West Yorkshire powinni dziękować opatrzności, że skończyło się ledwie 1:3.

Reklama

Opatrzności lub ewentualnie Jackowi Grealishowi. Przed przerwą Anglik oddał pięć uderzeń z mniej lub bardziej dogodnych pozycji (xG najlepszej to 0,35) i – uwaga – ani razu nie zmusił Illana Mesliera do interwencji. Na swoje szczęście w drugiej połowie dał sobie spokój z robieniem tego, czego nie umie i wziął się za podawanie, w ten sposób odkupując winy. Po dwóch asystach trudno go ganić.

Dla Leeds środowe spotkanie było brutalnym powrotem z urlopów. Zawodnicy Pawi mogli poczuć się, jakby stawili się na pierwsze zajęcia z solidną nadwagą i za karę menedżer Jesse Marsch zarządził wyczerpujący trening wytrzymałościowy. Taki rodem z dawnych obozów polskich zespołów w górach, kiedy to piłki zabierano, tyle że lekarskie. Pewnie, nie należało się spodziewać wyrównanej rywalizacji, aczkolwiek mimo wszystko 72% posiadania City po pierwszej części meczu to nawet więcej niż wynosiła średnia z tego sezonu (67%). W pewnym sensie wyglądało to tak, jakby The Citizens bawili się jedzeniem, zamiast pogryźć i przełknąć.

Po przerwie było ciut lepiej, pewnie w związku z bramką straconą tuż przed zejściem do szatni, ale mimo wszystko dalej to był wyścig starego, wysłużonego składaka dziadka Władka z odpicowanym kabrioletem prosto z salonu. I tak ekipa Marscha wycisnęła maksimum, bo po rożnym udało jej się nie tylko celnie uderzyć (jedyny raz tego wieczoru), lecz także zaskoczyć Edersona. Brawa dla Pascala Struijka.

Z polskiej perspektywy warto odnotować wejście z ławki Mateusza Klicha i najdłuższy występ od początku września. Choć 25 minut nie powala na kolana, to zawsze coś. Inna sprawa, że być może były to pożegnalne chwile pomocnika na Wyspach, bo za momencik poleci grać dla DC United. Cóż, przynajmniej na koniec z bliska zobaczył sobie kosmitę – Haalanda – i po przeprowadzce do USA będzie mógł się śmiać z miejscowych i ich opowieści o Roswell i UFO.

Leeds United – Manchester City 1:3

Struijk (73.) – Rodri (45.+1), Haaland (51.) i (64.)

Reklama

WIĘCEJ O LIDZE ANGIELSKIEJ:

foto. Newspix

Najnowsze

Anglia

Komentarze

5 komentarzy

Loading...