Nie ma odwrotu. Joao Felix, wreszcie!, opuści Atletico. Nawet działacze madrytczyków, którzy przez ostatnie trzy lata próbowali mydlić oczy deklaracjami o wydłużającej się aklimatyzacji Portugalczyka, rzucili ręcznik i przyznali, że „rozsądnie jest myśleć, iż Joao w styczniu opuści Atleti”. To katastrofalne zakończenie związku, który wszyscy – piłkarz, trener i klub – kończą jako przegrani.
Gdy Joao Felix trafił do Atletico, pierwszą sesję fotograficzną zorganizowano mu w słynnym muzeum Prado. Zawodnik był otoczony dziełami sztuki, a marketingowo transfer sprzedawano hasłem: „Czysty talent”. Ale późniejszego scenariusza nikt nie zakładał. Rojiblancos wydali 127 milionów euro na piłkarza o dwóch twarzach – ta klubowa jest smutna, bo w ciągu trzech lat napastnik nie zdołał wywalczyć miejsca w jedenastce Atleti; ta reprezentacyjna się cieszy, bo na mundialu, na którym Portugalia powalczy o awans do półfinału, wychowanek Benfiki błyszczy praktycznie w każdym meczu. Dziś, analizując diametralną różnicę między występami 23-latka w klubie i w kadrze, dziennikarze z Półwyspu Iberyjskiego przekonują: – „Joao w Madrycie wygląda jak kwiat na wybetonowanym placu”.
Mendes dostał zielone światło
Przez trzy i pół roku związku Feliksa z madrycką ekipą klęskę ponieśli wszyscy zainteresowani. Sprawa rozwodowa trwa. Superagent Jorge Mendes dostał zielone światło na poszukiwania zespołu gotowego wyłożyć przynajmniej 100 milionów euro. Takie oferty, np. z Bayernu Monachium czy Manchesteru United, w przeszłości trafiały na biurko Miguela Angela Gila Marina, jednak dyrektor generalny Atleti konsekwentnie odrzucał wszystkie propozycje. Teraz będzie inaczej.
– Joao ma gigantyczny talent, jednak ze względu na kilka czynników – jego relację z Diego Simeone, liczbę rozegranych minut czy podejście do pracy – uważamy, że to dobry moment na rozpatrzenie transferu. Rozsądnie jest myśleć, że do niego dojdzie. Wolałbym, aby Felix został w Madrycie, ale on sam tego nie chce – powiedział w środę Gil Marin, po raz pierwszy potwierdzając pojawiające się od wielu miesięcy plotki i dając do zrozumienia, że rozstanie jest blisko. Gdyby było inaczej, Hiszpan nie mówiłby tak otwarcie o transferze.
Simeone, otwórz oczy!
Gil Marin wie, że najbliższe okno transferowe to ostatnia szansa, by dobrze zarobić na Feliksie. Piłkarz, którego nazwisko pod względem talentu wymieniano jednym tchem z Erlingiem Haalandem czy Kylianem Mbappé, odżywa tylko po wyjazdach na zgrupowania reprezentacji. I napastnik, i szefowie madryckiej ekipy zdają sobie sprawę, że gdy wróci do gry w czerwono-białej koszulce jego wartość ponownie zmaleje. – Kiedy wszystko wokół sprzyja, gra się znacznie łatwiej. W kadrze mamy kompletnie inny styl niż w Atletico – przekonywał wychowanek Benfiki.
Jego występ na mistrzostwach świata to uczta dla oczu i dowód na to, że pracuje na coś więcej, niż transfer do Aston Villi, z którą ostatnio go łączono. Z Ghaną, strzelił gola. Z Urugwajem, napędzał akcje swojej drużyny. Ze Szwajcarią, asystował przy dwóch bramkach Goncalo Ramosa. U Fernando Santosa może grać w swojej ulubionej roli – zawodnika podwieszonego za plecami napastnika, mającego dużo wolności i mogącego wykorzystywać swoje główne atuty: technikę oraz kreatywność. – W barwach reprezentacji, Joao to jeden z pięciu najlepszych piłkarzy na świecie – przekonuje Alvaro Dominguez, były defensor Rojiblancos, natomiast Ricardinho, legenda futsalu, apeluje: – Simeone, otwórz oczy!
Dziecinne wojenki
Na to jest jednak za późno. Trudno stwierdzić, kto ponosi większą część winy. I Joao, i Cholo, i klub podejmowali próby mediacji. Co pół roku, przed letnim i zimowym oknem transferowym, mówiło się, że zaczyna się nowy etap. Trwał trzy mecze, a potem wracaliśmy do punktu wyjścia. Inaczej być nie mogło, skoro trener nie lubi piłkarza, a piłkarz – trenera. Napięcie pojawiło się praktycznie tuż po zmianie barw, a od początku października urosło do nieznanego wcześniej poziomu, bo Felix i Simeone nie szczędzili sobie uszczypliwości.
W pierwszych ośmiu spotkaniach Atletico w tym sezonie, 23-latek siedem razy wyszedł w podstawowej jedenastce. W późniejszych dziesięciu, tylko raz zagrał od pierwszej minuty. Grał w kratkę. Podczas wrześniowego zgrupowania reprezentacji, opublikowany został wywiad snajpera z youtuberem Adrim Contrerasem, w którym Felix zagadany, kto był jego najlepszym trenerem, odpowiedział: „Następne pytanie”. Niedługo później, Simeone kwestionował podejście Portugalczyka i stwierdził: – Każdy widzi statystyki Joao. To normalne, że jest sfrustrowany. Ale jeśli mu nie idzie, to wszyscy stwierdzą, że to moja wina, bo nie umiem wykorzystać jego talentu.
Kluczowym momentem było starcie z Clubem Brugge. Felix długo rozgrzewał się przy linii bocznej, ale nie doczekał się zmiany, mimo że jego drużyna remisowała 0:0 w kluczowym meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów. Gdy 23-latek schodził na ławkę, rzucił znacznikiem w kierunku sztabu. Portugalczyk miał wówczas stwierdzić, że nikt w Atletico się nim nie interesuje i że Simeone nie poświęca mu dostatecznie dużo uwagi. Na Twitterze napastnik lajkował wpisy wzbudzające polemikę. Na Instagramie publikował słowa Jose Mourinho: „Jeśli się odezwę, będę miał kłopoty”. A Cholo nie odpuszczał. – Dopóki jestem w tym klubie, dopóty grać będzie ten, kto na to zapracował. Kiedy Joao zacznie odpowiednio pracować na treningach, biegać gdy zespół tego potrzebuje, będzie grać – stwierdził argentyński szkoleniowiec.
Złoty chłopiec do odbudowania
Wydarzył się scenariusz, którego nie zakładał nikt. Po trzech latach Joao nie jest pewniakiem w Atletico i będzie musiał zacząć wszystko od nowa, tak samo jak jego obecny klub. Madrytczycy wyłożyli na Portugalczyka rekordowe pieniądze (127 milionów euro) i liczą, że uda się odzyskać znaczną część inwestycji. Rojiblancos mają spore problemy finansowe. Po letnim oknie transferowym, w którym nie udało się sprzedać Álvaro Moraty, oraz po odpadnięciu z europejskich pucharów, deficyt budżetowy sięga 60 milionów euro. Sporą część dziury uda się zasypać dzięki sprzedaży Matheusa Cunhi oraz Felipe, jednak zakupy do klubu będą możliwe wyłącznie po sprzedaży 23-letniego „złotego chłopca”.
Do momentu transferu, w profesjonalnej karierze Feliksa wszystko było proste. W ciągu niespełna roku z relatywnie anonimowego zawodnika stał się gwiazdą światowego formatu. W pierwszym sezonie strzelił 20 goli i miał 11 asyst. W barwach Benfiki zadebiutował 18 sierpnia 2018 roku i po jedenastu miesiącach Atleti wyłożyło na niego 127 milionów euro. Miał być następcą Antoine’a Griezmanna, okazał się piłkarzem momentów, ale to nie odstrasza potencjalnych nabywców. Lista chętnych jest długa, a na jej czele Chelsea, niepewne przyszłości Leo Messiego i Paris Saint-Germain oraz Manchester United pozbawiony Cristiano Ronaldo. Felix z pocałowaniem ręki wziąłby transfer do każdej z tych ekip. Wszędzie, byle nie w Atletico u Simeone.
JAKUB KRĘCIDŁO
WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA W KATARZE:
- Schowani czy docenieni? Robotnicza strefa kibica [FOTOREPORTAŻ Z KATARU]
- Cristiano Ronaldo – największy problem reprezentacji Portugalii
- Janczyk: Przegrana szansa. Czesław Michniewicz nie przekonał nieprzekonanych
- Człowiek znikąd w wielkim świecie. Historia Andriesa Nopperta
- Chorwacja to stan umysłu. Chorwacja to dispet
Fot. Newspix