Wczoraj minęło osiem miesięcy, odkąd Łukasz Teodorczyk podpisał kontrakt z Dynamem Kijów. Wielu kibiców żyje w przeświadczeniu, że polski napastnik radzi sobie tam co najmniej przyzwoicie – zbiera dobre noty, strzela gole i jest regularnie powoływany do reprezentacji Polski. Jednak im uważniej przyglądamy się jego sytuacji w Kijowie, tym wydaje nam się dziwniejsza.
Zacznijmy od małej zagadki: Kto w tym sezonie zaliczył więcej minut, Teodorczyk w tamtejszej Premier Liha czy Adam Ryczkowski w Ekstraklasie? Nie, to porównanie w ogóle wydaje się być nie na miejscu, bo były napastnik Lecha zaliczył zaledwie 60 procent czasu, jaki rozegrał młody legionista. Od sierpnia zeszłego roku Teodorczyk zanotował ledwie 286 minut w lidze, czyli niewiele ponad równowartość trzech pełnych meczów. Nie musimy chyba dodawać, że w poważnych ligach podobny wynik wykręca się na przestrzeni jednego tygodnia.
W siedemnastu ligowych meczach „Teo” tylko dwa razy wyszedł podstawowej jedenastce, ale ani razu nie dotrwał na boisku do końca zawodów. Niewiele lepiej było w Lidze Europy, gdzie na dwanaście spotkań tylko trzy razy zaczął mecz od początku. Jakkolwiek patrzeć, nasz napastnik zwyczajnie przegrywa rywalizację o miejsce w wyjściowym składzie.
Generalnie nad sytuacją Teodorczyka można by załamywać ręce, gdyby nie fakt, że… regularnie trafia do siatki. W Pucharze Ukrainy zdobył dwa gole, w Lidze Europy ukłuł trzy razy i drugie tyle dołożył na ligowych boiskach. Jeśli dodamy do tego debiutancką asystę z meczu z Czernomorcem oraz wywalczony karny w starciu z Guingamp, otrzymamy naprawdę niezły rezultat. W sumie polski napastnik w barwach Dynama we wszystkich rozgrywkach wypracowuje gola raz na niecałe 88 minut gry. Dla porównania podstawowy środkowy napastnik i najlepszy strzelec drużyny, Artem Kravets ma wynik gorszy o prawie 50 minut.
Co nam to przypomina? Rzecz jasna sytuację Orlando Sa w Legii, który – jeśli tylko dostaje szansę gry – rzadko zawodzi. Portugalczyk również może się pochwalić porównywalną efektywnością, ale wciąż jest daleko od podstawowego składu. Wiadomo jednak, że napastnik Legii nie należy do najłatwiejszych we współpracy i przyczyn jego sytuacji można też upatrywać w aspektach pozasportowych. Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, że Teodorczyk to również gość o trudnym charakterze. Im dłużej się nad tym zastanawiamy, tym więcej podobieństw widzimy pomiędzy obydwoma snajperami.
Łukaszowi życzymy więc, by jego przygoda na Ukrainie nie skończyła się równie przykro, jak zdaje się kończyć przygoda Orlando Sa z Legią.