Od pewnego czasu mam wrażenie, że o piłce napisano – lub na bieżąco pisze się – prawie wszystko, świetnie to robią chłopaki na Weszło, więc moja rola w tym temacie jest niespecjalnie istotna. Natomiast o poważniejszych niż sport sprawach pisuje się wybiórczo i niestety wciąż z podziałem na dwa klany, które starły się nawet w kwestii maratonu warszawskiego, co jest absurdem kompletnym. Dzisiaj więc krótki przegląd wydarzeń, które w ostatnim czasie mnie poruszyły i z których… nic nie wyniknie.
* * *
Minister sprawiedliwości, Cezary Grabarczyk, posługuje się nielegalnie zdobytym pozwoleniem na broń. Oburzają się dziennikarze, potencjalni czytelnicy oglądają „You can dance” i mają to w dupie, a politycy PO udają, że to aferka niegodna uwagi. Opozycjoniści gardłują, ale na szczęście zawczasu dostali łatki wariatów (na którą zresztą popracowali).
W normalnym kraju taki minister dostałby ultimatum: albo sam podasz się do dymisji w ciągu godziny, albo zostaniesz zdymisjonowany. Ale nasz kraj nie jest normalny. Tutaj Julia Pitera stwierdza, iż ktoś na Grabarczyka „szuka haków”. Może i szuka, ważniejsze jest to, że ten ktoś znalazł (w przeciwieństwie do słynnej śledczej, która wytropiła zakup dorsza przez gościa z PiS). Pitera, najbardziej bełkotliwy polityk z obecnego rozdania, w dorszu coś złego widzi, a w broni nie.
Minister sprawiedliwości z lewym pozwoleniem na broń to jak minister edukacji z maturą kupioną na bazarze, jak minister finansów drukujący banknoty w piwnicy i jak minister pracy zatrudniający ludzi na czarno. Przyzwyczailiśmy się, że takie rzeczy uchodzą na sucho partyjnym cwaniaczkom w dzikich krajach, a sami nie zauważyliśmy, kiedy i u nas ta dzikość zapanowała.
* * *
Tyle lat rządzi PO, żeby było racjonalnie, bezpiecznie i prorodzinnie, czego efektem jest to, że najważniejsi politycy sprawiają sobie pukawki. Ma taką Radosław Sikorski, ponieważ – jak uzasadniał – mieszka kilka kilometrów od zakładu karnego. Czyżby nie wierzył w szczelność naszego systemu penitencjarnego? Gdyby ludzie byli równi wobec prawa, to wszyscy mieszkańcy Wronek i pół Białołęki chodziłoby z giwerami, ale dziwnym trafem ten przywilej spotkał akurat byłego ministra, a obecnego marszałka. Do czego spluwa Grabarczykowi, to aż nie chcę wiedzieć, bo dziwnie mu z oczu patrzy, a i zaczes wzbudza we mnie niepokój.
Polacy są narodem całkowicie rozbrojonym, a politycy najwyraźniej uważają, że to źle. Jednak z jakiegoś powodu nie wykazują żadnej inicjatywy, aby prawo zmienić, mimo że przecież mogą. Dozbrajają się na własną rękę.
Wiktor Suworow pisał, iż obywateli rozbraja się i doprowadza do sytuacji, w której broń ma tylko władza, ponieważ wówczas bez problemu można stłumić każde powstanie. Osobiście nie jestem w stu procentach przekonany, że naprawdę chciałbym, by te wszystkie krzywe mordy, które czasami widuję, miały w kieszeni pistolet, ale zdecydowanie nie pasuje mi, że polityczna kasta mieć może, a ja – uważający się za całkiem normalnego – nie.
* * *
Wyborcy wiedzą, że „Celebrity Splash” wygrał paraolimpijczyk i za kogo przebrała się ta ruda z „Klanu” w „Twoja twarz brzmi znajomo”. Nie wiedzą jednak tak do końca, kim jest Grabarczyk, zresztą trudno im się dziwić, bo kiedyś był przecież ekspertem od budowania dróg, a teraz jest ekspertem od prawa. Wybory wygra Komorowski, a potem Platforma Obywatelska, bo Kaczyński jest mały i wredny, a reszta „nie ma szans i szkoda głosu”.
Spotkałem się ostatnio ze znajomym, który tak systematycznie odkrywał fakty kompromitujące dla władzy, że aż trzeba było zrobić czystkę w poczytnym tygodniku – i on też został wyautowany. Teraz tamta ekipa zastanawia się nad własną medialną działalnością, ale pojawia się podstawowe pytanie: skąd wziąć reklamodawców? Nikt się nie chce reklamować u ludzi, którzy leją każdą władzę – z tego mogą być tylko problemy. Rozwiązaniem byłyby płatne treści, ale niestety na to nasze społeczeństwo jest zbyt głupie. Woli niewymagające, darmowe info o chłopaku Agnieszki Szulim i prognozę pogody. Więcej do szczęścia nie potrzeba.
Żyjemy wśród kretynów i trzeba się z tym niestety pogodzić. Rządzenie kretynami to bułka z masłem. A nazbyt zaangażowaną krytykę można zdławić na sto różnych sposobów, np. poprzez pompowanie „niczyich” pieniędzy do medialnej konkurencji, przy jednoczesnym przykręceniu kurka dla niepokornych.
* * *
Wspomniałem wcześniej Sikorskiego – gość jest dowodem, że media dzisiaj nie odgrywają żadnej roli, poza rozrywkową.
Pamiętacie zapewne, że w pewnym momencie okazało się, że facet niezauważony przejechał Polskę wzdłuż i wszerz rozklekotanym volkswagenem golfem, uprzednio pozbywając się ochrony BOR. Oczywiście, wszystko skrupulatnie rozliczył i kaskę za benzynę wziął.
No i tak się składa, że media interesowały się tym w poniedziałek, wtorek i środę, a w czwartek to już zajęto się czymś innym. Czytelnicy czy też widzowie szybko tracą zainteresowanie tematem, więc trzeba im codziennie podsuwać pod nos coś innego – co z kolei wyklucza dziennikarskie dobicie ofiary i wyciągnięcie konsekwencji. Politykom w to graj. Stara prawda, że nie ma nic starszego niż wczorajsza gazeta (lub inna wersja: w dzisiejszą gazetę jutro będą zawijali śledzie) w Polsce sprawdza się jak nigdzie indziej.
Do kilometrówek Sikorskiego nikt nie wraca, bo rządzi sprzedaż i oglądalność, a publika chce nowego impulsu, nowej afery, a nie grzebania w starej. Show must go on.
* * *
Największym problemem polskiej polityki są sondaże. Gdybym tylko mógł – od razu bym ich zakazał. To z ich powodu ludzie nie głosują na tych, na których chcą, tylko na tych, którzy „mają szanse”. Przez dwa czy trzy lata wbija się ludziom do głowy, kto wygra wybory, na samym końcu bardzo intensywnie, a potem zdziwienie, że kandydaci spoza wielkiej dwójki nie cieszą się uznaniem.
Nie mogą się cieszyć, ponieważ szkoda „stracić głos”, a taki jest podprogowy przekaz.
Nad rzetelnością sondaży nikt nie panuje, w zasadzie można nimi wykazać wszystko, ale nie w tym rzecz, że są fałszywe, tylko rzecz w tym, że przez lata sugeruje się ankietowanym prawidłową odpowiedź. Takie polityczne perpetuum mobile.
A jakże inaczej wyglądałaby polityka, gdyby nie było sondaży, za to gdyby były poważne debaty między kandydatami (na przykład kandydatami na prezydenta). Tymczasem u nas prezydent oświadcza, że debatę ma w głębokim poważaniu i że nie ma zamiaru w niej uczestniczyć przed pierwszą turą. Hmm, debata to podstawowe narzędzie, według którego wyborca może dokonać świadomego wyboru. Kto jest przeciwko debatom, w praktyce jest przeciwko demokracji.
Wniosek: Komorowski jest przeciwko demokracji i nie chce doprowadzić do tego, by ludzie oddawali głosy świadomie, a nie na skutek sondażowej manipulacji.
* * *
Tomasz Lis nie przestaje mnie zaskakiwać. Teraz okazało się, że polskie lamentowanie z powodu słów szefa FBI to oznaka kompleksów. Mówiąc szczerze, jestem bardzo zakompleksioną osobą, ponieważ uważam, że Polska na przestrzeni ostatnich pokoleń jest wzorem dla całego świata i jeśli ktoś chce ją obciążyć zbrodniami Niemców, to mnie to zwyczajnie wkurwia. Lis uważa, że w takim razie mam kompleksy, ja uważam, że kompleksy mają ci, którzy na siłę chcą się każdemu obcokrajowcowi przypodobać, szczególnie takiemu z USA.
Jeśli szef FBI chce uczyć historii i opowiadać, jak dobrzy ludzie nagle stają się źli, to niech opowie o zrzuceniu dwóch bomb atomowych na Japonię. To będzie znacznie lepszy przykład niż Polacy, którzy w czasie II Wojny Światowej wykazywali się bohaterstwem i którzy niebywale ucierpieli.
Niestety, wszystko zmierza do tego, że za 30 lat w podręcznikach o historii będzie mowa już tylko o nazistach, a nie Niemcach, a za lat 50 nastąpi zrównanie nazistów z Polakami, którzy na swoich ziemiach rozkręcili obozy koncentracyjne. My zawsze protestujemy z taką pewną nieśmiałością, jak te babki w pierwszych reklamach „Always” (pamiętacie?). Mówiąc krótko – nasze protesty są mniej warte, niż blokowanie drogi przez rolników na Suwalszczyźnie. Już nie tylko na nas plują, ale i srają, a nam się ciągle zdaje, że gramy w jednej drużynie. Wiecie – że jesteśmy jak taki Michał Masłowski w Legii. Może nie w pierwszym szeregu, ale ciągle w tej samej ekipie. Otóż nie – to bardziej przypomina szkołę podstawową, gdy przylepiało się komuś na plecy kartkę z napisem „kopnij mnie w dupę”.
Sprawa jest naprawdę poważna, bo zbyt wiele milionów Polaków zginęło z rąk Niemców (Niemców, a nie nazistów), by teraz tak bezrefleksyjnie patrzeć, jak odpowiedzialność się najpierw rozmywa, a potem jest kierowana w naszą stronę. Z głupotą trzeba walczyć i jesteśmy winni tamtym pokoleniom, by tę walkę o prawdę prowadzić. By mordowani nie stali się mordercami.
Zobaczcie, jak to wszystko rozegrali Amerykanie. Mistrzowie propagandy. We wszystkich filmach oni są dobrzy, a przeciwnicy źli. Jak jest niewygodny temat – ludobójstwo poprzez zrzucenie dwóch bomb atomowych – to go w ogóle nie poruszają. Widzieliście hollywoodzki film na ten temat? Jakoś nie. A my – odwrotnie. Zamiast finansować filmy o naszej wspaniałej roli i o naszym poświęceniu, o naszym bohaterstwie, to co i raz finansujemy filmy o tym, że jakiś Polak zabił Żyda. A na koniec się dziwimy, że ktoś myśli, iż Polacy zabijali Żydów, a nie ukrywali ich w piwnicach, szafach i na strychach.
Sami sobie gotujemy ten los.
Bardzo chciałbym, aby rząd wyszedł ze sprecyzowanym planem odkłamywania historii, zanim będzie za późno. Na przykład wyobrażam sobie, że można przeznaczyć 100 milionów złotych na stworzenie wspaniałej gry komputerowej, czym mogliby zająć się twórcy „Wiedźmina”. Zamiast kolejnej bajki o czarowniku, niech wykonają zlecenie i stworzą coś o Niemcach, o Oświęcimiu, o Powstaniu Warszawskim. Może być to RPG, może być strzelanka, zręcznościówka, mogłoby to być kilka gier, wydawanych sukcesywnie. Do młodych pokoleń zagranicą można docierać także w ten sposób (wydatek zresztą zapewne by się zwrócił z nawiązką). Nie wspominam już o produkcjach filmowych, bo to zwykła oczywistość.
Jeśli ktoś powiedziałby, że Amerykanie mordowali Żydów w obozach koncentracyjnych to afera byłaby na cały świat. U nas jest pomruk leśniczego, tyle warty, co pierdnięcie w leśnej ambonie. Nie potrafimy ani reagować na kłamstwa, ani im przeciwdziałać.
Za to potrafimy się samobiczować. Najpierw filmowo, a potem prasowo: Tomasz Lis napisze o kompleksach.
Mam kompleksy i bardzo mi z tym dobrze.
KRZYSZTOF STANOWSKI