Reklama

Pan maruda. 5 rzeczy, z których zapamiętamy Edwarda Iordanescu

Michał Kołkowski

31 października 2025, 16:10 • 8 min czytania 28 komentarzy

Edward Iordanescu pożegnany przez Legię Warszawa. I chyba należałoby dodać: „wreszcie pożegnany”, bo układ na linii klub – rumuński szkoleniowiec ewidentnie się wypalił i to już ładnych parę tygodni temu. Choć pierwsze pogłoski o możliwym rozstaniu Iordanescu z Wojskowymi były kolportowane w rumuńskich mediach już w trakcie wakacji. Coś tu zatem wyraźnie nie kliknęło. Ze szkodą dla stołecznego klubu, który wyleciał wczoraj z Pucharu Polski, a w Ekstraklasie zajmuje obecnie dopiero dziesiątą lokatę. Nie mamy jeszcze listopada, a już wydaje się skrajnie mało prawdopodobne, by Legia miała zakończyć sezon 2025/26 z trofeum innym niż Superpuchar Polski. 

Pan maruda. 5 rzeczy, z których zapamiętamy Edwarda Iordanescu

Z czego zatem zapamiętamy ten niedługi pobyt Iordanescu przy Łazienkowskiej?

Reklama

FATALNA JESIEŃ

14 września 2025 roku Legia wygrała z Radomiakiem 4:1. Od tego czasu:

  • zdobyła w Ekstraklasie sześć punktów na osiemnaście możliwych
  • zaczęła zmagania w Lidze Konferencji od porażki u siebie z Samsunsporem
  • odpadła z Pucharu Polski (też przed własną publicznością) po porażce z Pogonią

Edward Iordanescu długo gderał, że jego drużyna przeszła latem kadrową rewolucję, więc w takich okolicznościach potrzeba czasu, by zespół wskoczył na najwyższe obroty. I w porządku, tylko że Legia pod jego wodzą prezentowała się coraz gorzej, a nie coraz lepiej. Najdobitniej może o tym świadczyć niedawna klęska w starciu z Zagłębiem Lubin, czyli z rywalem, którego Wojskowi – niezależnie od okoliczności – ogrywali regularnie przez blisko sześć lat.

Trzeba było Iordanescu, by przerwać tę passę zwycięstw.

Wygrana z Szachtarem Donieck w Lidze Konferencji nie tchnęła w podopiecznych Rumuna nowego ducha. Nic, żadnego impulsu. Po niej przyszedł bezbramkowy remis z Lechem po totalnie bezbarwnej grze, no i pucharowa wtopa z Pogonią. Zero nadziei na wyjście z dołka.

MARUDZENIE

Ale wyniki to jedno, a narracja kreowana przez rumuńskiego szkoleniowca – drugie.

Dawno nie było przy Łazienkowskiej trenera, który tak bardzo sprawiałby wrażenie, że chce być zupełnie gdzieś indziej. Mina cierpiętnika, wieczne narzekania, wieczne wymówki. I nieustannie przewijające się w wypowiedziach Rumuna sugestie, że jakby co, to on może przecież odejść. No naprawdę w pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że Iordanescu jest już o krok od tego, by na konferencji prasowej wprost zaapelować do swoich przełożonych, żeby szukali dla niego następcy.

Na co narzekał Iordanescu? Przykłady można długo wyliczać:

  • Na system eliminacji do europejskich pucharów: „Nie jestem fanem tego, że mimo zdobycia Pucharu Polski, musimy przejść cztery rundy„.
  • Na to, że ma w zespole reprezentantów swoich krajów: „Ostatnio dziesięciu zawodników pojechało na kadry. Nie wiem, ilu pojedzie teraz, ale to kolejny powód, by chronić piłkarzy, którzy rozgrywają najwięcej meczów”.
  • Na to, że klub w letnim oknie transferowym dokonuje transferów: „W tej chwili nic nie jest wyklarowane. To jest pierwsza taka sytuacja i nie czuję się w niej komfortowo„.
  • Ale i na to, że klub nie dokonuje transferów: „Musimy zadbać o wszystkie pozycje. Na niektórych nie mamy dublerów”.
  • I na to, że jednak za dużo tych zmian w składzie: „Sześciu piłkarzy przyszło do nas po okresie przygotowawczym. Nie mieliśmy wiele czasu, wielu graczy odeszło. Brakowało nam zawodników na różnych pozycjach, szczególnie na skrzydle. Są rzeczy, z których nie jestem zadowolony”. Dalej (na łamach „Digi Sport”): „Poprosiłem o kilka konkretnych rzeczy i dali mi na to zielone światło, ale nic z tego nie wyszło. Zamiast czterech zawodników było coś innego. Zawodnicy ciągle odchodzili i przychodzili z opóźnieniem”.
  • Jeszcze trochę gderania o transferach (Legioniści.com): „W trakcie bardzo krótkiego okresu przygotowawczego oraz od samego początku sezonu, gdy graliśmy mecze co trzy dni, mieliśmy ciągłą migrację zawodników. To bardzo utrudniało mi pracę „.

Rumun smęcił również o sędziach, na przykład po remisie z Rakowem: „Przez trzy miesiące ani razu nie mówiłem o arbitrach i postaram się tego trzymać w przyszłości, ale dzisiaj Legia powinna była zwyciężyć. Zasługiwaliśmy na to. Ten moment był kluczowy dla przebiegu meczu„.

Do tego klasyka gatunku, czyli narzekania na terminarz: „Jest bardzo napięty. Od spotkania z Rakowem do meczu z Górnikiem rozegramy pięć meczów w piętnaście dni. To dla nas duże wyzwanie. […] Nie jest łatwo, gdy tylu piłkarzy nie przepracowuje okresu przygotowawczego, to wiąże się z dużym ryzykiem”.

No i wisienka na torcie, czyli narzekanie na to, że… nie mógł sobie ponarzekać.

Wypowiedź z sierpnia: „Widzieliście, że nie narzekałem w ostatnich miesiącach, ale nie było łatwo„.

To wszystko fragmenty konferencji prasowych z udziałem Iordanescu oraz cytaty z udzielonych przezeń wywiadów. A przecież atmosferę nieustannie podgrzewały też rumuńskie media, donoszące o niezadowoleniu trenera Legii w oparciu o źródła bliskie 47-letniemu szkoleniowcowi.

Edward Iordanescu podczas meczu Górnik Zabrze - Legia Warszawa

REZERWY NA SAMSUNSPOR

Gdybyśmy mieli wskazać jeden mecz, który zapoczątkował totalny, nieodwracalny już zjazd Legii za kadencji Edwarda Iordanescu, to bez wątpienia postawilibyśmy na pierwsze starcie w fazie zasadniczej Ligi Konferencji. Jasne, wcześniej Wojskowym także przytrafiały się bolesne porażki – mamy tu na myśli zwłaszcza klęskę w wyjazdowej potyczce z Larnaką, jeszcze w eliminacjach do Ligi Europy. Ale 0:1 z Samsunsporem to była jednak wtopa znacznie większego kalibru.

Przynajmniej z wizerunkowego punktu widzenia.

Pamiętacie z pewnością, jaka pompka towarzyszyła występowi czterech polskich klubów w fazie ligowej LKE. Jak mocno środowisko skupione wokół Ekstraklasy nakręcało się na ten historyczny moment, jak optymistyczne snuto prognozy dotyczące pozycji Polski w rankingu współczynników UEFA. I co robi w takiej chwili Iordanescu? Wystawia – w meczu rozgrywanym przed własną publicznością! – rezerwowy skład. Dziesięć zmian w jedenastce względem poprzedniego spotkania.

Absurdalny sabotaż, który dobitnie zademonstrował, że Iordanescu nie ogarnia, co się wokół niego dzieje.

– Mogę powiedzieć, że jestem dzisiaj zadowolony z tego, że – mimo tylu zmian – zachowaliśmy nasz styl – opowiadał Rumun po porażce z Turkami. – Wierzę, że zasługiwaliśmy przynajmniej na remis. Dzisiejszego meczu nie nazwałbym „poświęceniem”, bo szanuję wszystkich moich piłkarzy. Naszym priorytetem był awans do Europy. Dokonaliśmy tego, ale potraciliśmy punkty w lidze. Teraz priorytety muszą ulec lekkiej korekcie.

No i taka była to korekta, że od czasu Samsunsporu podopieczni Iordanescu przegrali w Ekstraklasie z Górnikiem i Zagłębiem plus zremisowali z Lechem.

PEŁNA KONTROLA NAD SYTUACJĄ

Sęk w tym, że – przynajmniej zdaniem Iordanescu – Legia na przestrzeni ostatnich tygodni zasługiwała na znaczenie lepsze rezultaty. Wprawdzie Rumun był w tej opinii odosobniony, ale głosił ją z uporem maniaka po każdym niepowodzeniu. Otóż jego zdaniem Legia miała praktycznie wszystkie mecze pod kontrolą. A że bez przerwy traciła punkty? No cóż, zadecydowały krótkie momenty dekoncentracji. Albo błędy sędziowskie. Albo nieskuteczność.

Ewentualnie – niefortunny układ gwiazd.

Absurdalne wypowiedzi Iordanescu. Legia kontroluje wszystkie mecze!

  • Iordanescu po meczu z Banikiem (2:2): „Kontrolowaliśmy 80 procent spotkania, a mogliśmy je przegrać„.
  • Po przegranym dwumeczu z Larnaką: „Musimy być dojrzalsi. Mieliśmy fantastyczne szanse bramkowe. Jeśli udałoby nam się strzelić, moglibyśmy jeszcze odwrócić wynik. To były ciężkie dwa mecze, uważam, że były bardzo nieszczęśliwe”.
  • Po porażce z Cracovią (1:2): „Większość statystyk jest po naszej stronie – szanse, strzały, ale wynik jest przeciwko nam. Musimy to zaakceptować. W większości spotkań nie byliśmy zaskoczeni taktycznie, kontrolowaliśmy mecze. To nie jest problem”.
  • Po remisie z Rakowem (1:1): „W pierwszej połowie na boisku była tylko jedna drużyna […]. Dzisiaj to my mieliśmy piłkę, my mieliśmy sytuacje, trafiliśmy w słupek i strzeliliśmy bramkę. Kontrolowaliśmy mecz, zdominowaliśmy środkową strefę, graliśmy przez większość czasu w ataku pozycyjnym„.
  • Po meczu z Jagiellonią (0:0): „Jestem zdenerwowany, niezadowolony i smutny. […] Jagiellonia w każdym z ostatnich dwunastu meczów zdobywała bramki. Mieli średnią dwóch goli na mecz. Aż do dzisiejszego spotkania z nami. Dzisiaj mieliśmy pełną kontrolę„.
  • Po porażce z Samsunsporem (0:1): „Mimo że zmieniliśmy dziesięciu zawodników w wyjściowym składzie, drużyna kontrolowała mecz. Jedno nieporozumienie w pierwszej połowie sprawiło, że straciliśmy bramkę„.
  • Refleksja ogólna sprzed paru dni: „Oczywiście biorę pod uwagę, że spokojnie mogliśmy zdobyć kilka punktów więcej w Ekstraklasie. Kontrolowaliśmy mecze. Powinniśmy zanotować lepsze wyniki w meczach z Wisłą Płock, Cracovią, Rakowem. To samo z Jagiellonią. Mieliśmy mnóstwo sytuacji z Arką. Popełniliśmy błędy, byliśmy naiwni, ale mieliśmy też sporo pecha. To chyba najbardziej pechowy okres w całej mojej karierze trenerskiej„.

Żebyśmy się dobrze zrozumieli – w niektórych starciach Legia faktycznie była stroną przeważającą. Wojskowi rzeczywiście kontrolowali pewne spotkania. No ale trener nie może po każdej stracie punktów opowiadać o wyższym posiadaniu piłki i większej liczbie oddanych strzałów, bo nie o to przecież w tym wszystkim chodzi.

Gdyby futbol działał tak, jak najwyraźniej chciałby tego Iordanescu, to Rumun ze swoim zamiłowaniem do bezproduktywnego „kontrolowania” meczów pracowałby dziś zapewne w Premier League. Razem z drugim magikiem od pseudo-kontroli czyli Maxem Moelderem. No ale tak się jakoś składa, że obaj panowie jednak nie trenują topowych klubów, tylko muszą sobie szukać nowej roboty po wylocie z Ekstraklasy.

Edward Iordanescu

SZYBKIE ROZSTANIE

Koniec końców Iordanescu zostawia Legię w słabiutkim, wręcz fatalnym położeniu.

Wojskowi wciąż mogą się pokusić o ciekawą przygodę w Europie – wygrana nad Szachtarem pozwoliła zatuszować wpadkę z Samsunsporem. Jednak na krajowym podwórku sprawy mają się bardzo źle. Przede wszystkim wczorajsza porażka z Pogonią sprawia, iż tym razem nie wchodzi już w grę zapewnienie sobie udziału w kolejnej edycji europejskich rozgrywek poprzez triumf w Pucharze Polski. A to był ten wentyl bezpieczeństwa, który bardzo się Legii ostatnimi czasy przydawał.

Warszawska drużyna musi zatem wydatnie zwiększyć tempo zdobywania punktów w Ekstraklasie. Choć i tak trudno sobie wyobrazić, by Legia miała po odejściu Iordanescu rozkręcić się w lidze do tego stopnia, by sięgnąć po mistrzostwo Polski. A przecież to było jasno wyrażanym celem Wojskowych po letniej ofensywie transferowej. Teraz bardziej realistyczną misją wydaje się już być po prostu zajęcie pozycji premiowanej występem w europejskich pucharach. Tylko że chrapkę na zakończenie ligowych zmagań w czubie tabeli mają też w Białymstoku, Poznaniu, Częstochowie, Zabrzu czy Krakowie. A pewnie i w Szczecinie czy Kielcach.

Sezon 2025/26 może się zatem dla Legii zakończyć spektakularną wręcz klęską.

I jedną z twarzy tej katastrofy – jeśli czarny scenariusz się ziści – będzie właśnie Edward Iordanescu.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

28 komentarzy

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama