Reklama

Edward Iordanescu, czyli trener… przeklęty w krajowych pucharach

AbsurDB

Autor:AbsurDB

31 października 2025, 18:27 • 7 min czytania 6 komentarzy

Edward Iordanescu w krajowych pucharach osiągał w dotychczasowej karierze takie wyniki, że chyba jest jednym z najgorszych trenerów w Europie w tych rozgrywkach. Szczególnie, że w międzyczasie potrafił coś wygrać w meczach ligowych  prowadząc w nich te same drużyny. Rozegrał w pucharach kraju trzynaście meczów, z których w czasie dziewięćdziesięciu minut wygrał… dwa, z czego jeden z drugoligowcem. W połowie dotychczasowych startów odpadał z klubami z niższych lig, głównie amatorskimi. Któż mógłby się spodziewać, że nie poradzi sobie w Pucharze Polski?!

Edward Iordanescu, czyli trener… przeklęty w krajowych pucharach

Trudno znaleźć trenera z gorszymi wynikami w krajowych pucharach od Edwarda Iordanescu

W czerwcu napisałem artykuł wskazujący na to, że suche liczby mówią, iż Edward Iordanescu nie wygląda, jakby był trenerem na miarę potencjału Legii. Popełniłem jednak błąd. Skupiłem się na jego wynikach w lidze i rozgrywkach UEFA, a kompletnie pominąłem jego dorobek w pucharach krajowych.

Reklama

Wskazałem, że przed przyjazdem do Warszawy wygrał… jeden mecz w europejskich pucharach – z Azerami, oraz na to, że w meczach ligowych ponadprzeciętnie szło mu właściwie tylko wtedy, gdy prowadził zespoły z małych prowincjonalnych miasteczek.

Sprawdźmy zatem, czy klęski już w pierwszym meczu Pucharu Polski można się było spodziewać.

Przez ponad dekadę pracy trenerskiej Edward Iordanescu wygrał pięć spotkań krajowych pucharów, z czego trzy po dogrywce lub karnych. Średnio jedno na ponad dwa lata, a wygraną bez doliczonego czasu notował raz na sześć lat. Dla porównania Goncalo Feio przez trzy lata pracy wygrał osiem takich meczów na dziesięć rozegranych. Aleksandar Vukovic przez sześć lat pracy trenerskiej wygrał trzynaście takich spotkań. A to przecież trenerzy za słabi na Wielką Legię. Co innego Rumun.

Równe boje z rumuńskimi drugoligowcami

W 2010 roku Ilie Dumitrescu został zwolniony z pracy w FCSB (dawna Steaua) Bukareszt po miesiącu. Zanim przyszedł w jego miejsce Marius Lacatus, przez tydzień zespół prowadził asystent Dumitrescu, czyli właśnie nasz niewyspany Edward.

Przegrał mecz ligowy z Otelulem, ale dziś nie o tym. W Pucharze Rumunii zaczął fantastycznie. Wygrał w Krajowie. Rywalem nie był jednak znany zespół Universitatea, z którym niedawno mierzył się Raków, tylko CFR Craiova – półamatorski klub drugoligowy. Edward rozgromił ich 1:0.

Jego druga próba w Cupa Romaniei była jeszcze prostsza, bo w 2012 roku został tymczasowym trenerem Vaslui na jeden mecz. Było to domowe spotkanie z drugoligowcem Botosani. Efekt? Przegrana 0:1.

Przegrywa z drużyną sanitariuszy, lekarzy i urzędników

Rok później był już w końcu pełnoprawnym pierwszym szkoleniowcem Targu Mures. Władze klubu wytrzymały z nim tylko miesiąc, a przyczynić się mogła do tego pucharowa porażka po rzutach karnych z potężnym zespołem z Klużu. Na usprawiedliwienie Iordanescu trzeba zaznaczyć, że prowadził on wtedy klub drugoligowy. Nieco psuje mu jednak opinię fakt, że rywalem nie był CFR, czy nawet Universitatea Cluj, a Sanatatea Cluj – czwartoligowy zespół tamtejszego departamentu zdrowia.

Kolejne boje Edwarda to 2015 rok, gdy prowadził Pandurii Targu Jiu. Klub najwyższego szczebla rozgrywkowego. W 1/32 finału jak na złość trafił na drugoligowca z Aradu. Tym razem potężny trener pokazał swój kunszt. Nie dał się pokonać. Co prawda zremisował, ale jego zespół okazał się lepszy po serii rzutów karnych! W kolejnej rundzie przegrał jednak z Dinamem Bukareszt.

Za granicą się odkuję!

Chwilowo Iordanescu był w ojczyźnie niechciany. Wyjechał zatem realizować się zagranicę. No, może to trochę zbyt wielkie słowo, bo udał się jedynie do Sofii. Najbardziej utytułowany klub kraju – CSKA jedzie do drugoligowego Lokomotiwu. Co może pójść nie tak? Wszystko. Iordanescu przegrał z półamatorami 1:2.

Nie załamał się jednak i przystąpił do boju jeszcze raz. Efekt? Największy triumf Iordanescu w historii krajowych pucharów. Wygrana trzy do zera! Na wyjeździe! Z zawsze groźną Concordią Chiajna! Złośliwi powiedzieliby że Astra Giurgiu prowadzona przez Edwarda walczyła wtedy o europejskie puchary, a rywale o utrzymanie, ale to źli ludzie. Wszystkie sto pięćdziesiąt (!) osób, które oglądały wygraną Astry może potwierdzić, jak mocna była to drużyna.

Wstrętna federacja wylosowała jednak Astrze w kolejnej rundzie… drugoligowca. Jakby nie wiedziała, że Edward nie przepada za nimi. Było źle. Do dziewięćdziesiątej minuty nie padła żadna bramka. W dogrywce wyżej notowana drużyna włączyła drugi bieg i awans do ćwierćfinału stał się faktem. To jedyny ćwierćfinał w kilkunastoletniej karierze rumuńskiego trenera.

W nim niestety przegrał z Gaz Metanem Medias, grającym w grupie spadkowej. Oficjalna liczba widzów na tym hicie? Siedemdziesiąt osób.

3:0 to niebezpieczny wynik

Zespół z Medias był kolejnym pracodawcą naszego bohatera, gdy w 2019 roku ponownie przystępował do nierównej walki z Cupa Romaniei. Wylosowanie trzecioligowca musiało zapalić wielką czerwoną lampkę w głowach włodarzy klubu. Zgasła jednak już w ósmej minucie, gdy Gaz Metan wyszedł na prowadzenie. Co prawda już do przerwy faworyt przegrywał i ostatecznie odpadł z rozgrywek, ale co się Edward naprowadził u trzecioligowca przez pół godziny – to jego. Nikt nigdy mu już tego nie odbierze.

Muszę zrobić coś ze swoim życiem

Wtedy Iordanescu postanowił coś zrobić ze swoim życiem. W lidze szło mu w miarę ok, ale do pucharu miał, no cóż – pecha. Kontrolował wszystkie mecze, ale nie wychodziło. Trzeba zmian. Podszkolił się? Przestał rotować składem na puchar kraju? Zaczął podchodzić poważnie do meczów? Nic z tych rzeczy. Przyjął ofertę CFR Cluj, ale dopiero tydzień po tym, jak klub ten… odpadł z Pucharu Rumunii. Był grudzień 2020 roku i taka okazja mogła się nie powtórzyć, bo Kolejarzom z Klużu rzadko zdarzało się być eliminowanymi tak wcześnie.

Żeby go nic nie rozpraszało postanowił nie łapać zbyt wielu srok za ogon. Został mu bowiem do rozegrania ostatni mecz fazy grupowej Ligi Europy z Young Boys. Wygrana oznaczała awans CFR do fazy pucharowej, a przecież na ten ostatni przymiotnik Edward był uczulony. Zawodnicy się zbuntowali i jeszcze w dziewięćdziesiątej minucie prowadzili.

Wtedy wprowadził na boisko Grzegorza Sandomierskiego, który wpuścił dwa gole i było po pucharach. Nie no – to byłby cios poniżej pasa. Tak naprawdę podstawowy bramkarz dostał czerwoną kartkę i trener musiał wpuścić Polaka. Przecież nie przegrałby celowo, prawda?

Mając tylko jeden cel i nie będąc zmuszonym do rotowania składem, CFR z Iordanescu zdobył mistrzostwo kraju! Przejął najlepszy klub w Rumunii i zdobył z nim tytuł. Tylko tyle i aż tyle.

Na ratunek – pandemia!

Podczas swojej krótkiej, trzymiesięcznej pracy w FCSB niestety musiał poprowadzić klub w pucharze kraju. Strasznie muszą go w federacji nie lubić, skoro wylosowali mu… trzecioligowca. Serio, to już podpada pod mobbing. Trener się wnerwił i postawił wszystko na atak. Po pięćdziesięciu minutach jego klub prowadzi 3:0. I co niedowiarki?

Niestety, trzecioligowiec się odwinął i sam strzelił trzy gole w drugiej połowie (!), więc by pokazać swą wyższość FC SB potrzebowała dogrywki. Na myśl o kolejnym meczu pucharowym Rumun zaczął dostawać drgawek. Pojawiały się flashbacki z przeszłości. Nie jest to jednak osoba, która łatwo się poddaje.

Z pomocą przyszła mu pandemia. Na chwilę przed kolejnym spotkaniem zarządzono masowe testy. Efekt? Szok! Połowa składu ma covida. Przepisy w tej sytuacji nakazały przyznać walkowera rywalowi. Cóż mógł zrobić Edi? Przecież nie będzie się kopał z koniem. No trudno. Spokojnie wygrałbym ten mecz, ale skoro nie pozwalają, to idziemy dalej.

Media rumuńskie wskazywały wtedy na kontrowersje polegające na tym, że chorzy zawodnicy pozostali w ośrodku treningowym klubu i cały czas normalnie trenowali.

Kto mógł się tego spodziewać?!

Edward Iordanescu miał po tym wydarzeniu cztery lata przerwy od pucharów krajowych. Może zły urok minął? Może mi przeszło? Może już potrafię? Tak pewnie myślał, z radością obserwując, jak los przydziela jego Legii rywala wcale nie z trzeciej ligi. I to u siebie. Efekt?

Legia nigdy nie odpadła z Pucharu Polski na wcześniejszym etapie niż wczoraj, pierwszy raz w historii odpadła u siebie z Pucharu Polski w 1/16 finału. Trzeci raz od 1983 roku odpadła z tych rozgrywek na swoim stadionie.

Trzeba przy tym zaznaczyć, że na tle jego wcześniejszych wyczynów porażka z Pogonią jest bardzo daleko na skali wstydliwych i kompromitujących klęsk. Można wręcz uznać, że to jeden z jego lepszych meczów w pucharach krajowych – jakkolwiek to brzmi po porażce.

Strach pomyśleć, co by się działo, gdyby Legia trafiła nie na Pogoń, a LKS II Goczałkowice-Zdrój. Nam pozostaje jedynie zastanawiać się, kto jest większym przegrywem: Edward Iordanescu w pucharach kraju, czy ludzie, którzy wzięli go na trenera klubu, który uważają za największy w Polsce?

CZYTAJ WIĘCEJ O EDWARDZIE IORDANESCU NA WESZŁO:

Fot. Newpix.pl

6 komentarzy

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama