Warszawa wreszcie doczeka się nowej hali sportowej. Takiej nie za dużej. Powstanie areny na Skrze na sześć tysięcy miejsc to dobra informacja dla Projektu, Dzików czy koszykarskiej Legii, bo powinna ona w zupełności wystarczyć na codzienne potrzeby tych klubów. Nie zaspokoi jednak innych potrzeb Warszawy. Czy to normalne, że w stolicy kraju – i w aglomeracji, w której żyje do trzech milionów osób – największy tego typu obiekt pomieści sześć tysięcy widzów?
I od razu spieszę z odpowiedzią: nie, to nie jest normalne.
Hala na Skrze. Warszawa potrzebuje większej areny
Obecny stan to już zupełna dewiacja. Torwar ma swoje lata i jest często zajęty przez imprezy rozrywkowe. Inne obiekty nie spełniają wymogów. Zdarza się, że Projekt Warszawa musi jeździć na mecze pucharowe… do Łodzi, czyli 130 kilometrów od domu. W stolicy rozwinęła się poważna siatkówka i koszykówka, ale infrastruktura dalej jak z małego miasta wojewódzkiego.
I teraz radni, pod naciskiem środowiska, zdecydowali: OK, budujemy na Skrze. Hala powstanie do 2028 roku, pochłonie 200 milionów złotych, pomieści sześć tysięcy osób. Będzie więc o zaledwie 1200 krzesełek większa niż Torwar.
Zupełnie naturalne są więc głosy o tym, że znów obserwujemy polski minimalizm. Zwłaszcza, gdy warszawską halę porównamy do innych tego typu obiektów w Polsce czy w Europie. Nowa stołeczna arena nie przeskoczy pod względem pojemności nawet Torunia czy Bydgoszczy.
Największe polskie hale:
- Tauron Arena Kraków – 15 030 miejsc siedzących
- PreZero Arena Gliwice – 13 384 miejsc siedzących
- Atlas Arena Łódź – 10 049 miejsc siedzących
- ERGO Arena Gdańsk/Sopot – 11 100 miejsc siedzących
- Spodek Katowice – 11 016 miejsc siedzących
- Hala Stulecia Wrocław – 7 000 miejsc siedzących
- Hala „Immobile Łuczniczka” Bydgoszcz – do 6 878 miejsc siedzących
- Arena Toruń – do 6 248 miejsc siedzących (po rozsunięciu trybun)
Warszawa to największe miasto w kraju. Stolica, serce polityki, biznesu i kultury. Najlepiej skomunikowany ośrodek w Polsce. Miejsce z najlepszą bazą hotelową. Nie istnieje żaden powód, żeby nie dorobiła się hali widowiskowo-sportowej o dużej skali, jakie są już w innych miastach.
I nawet nie chodzi o sam sport, bo Projekt czy Legia to tylko punkt wyjścia do szerszej dyskusji. Żyjemy w czasach, gdy koncerty wyprzedają się szybciej niż wędlina w PRL. Posiadamy już artystów, którzy potrafią zapełnić nie jeden, a dwa Stadiony Narodowe – dzień po dniu. Występ gwiazdy ze Stanów nie jest wielkim wydarzeniem, o którym się mówi tygodniami, a raczej wakacyjną codziennością. Nad Wisłę z okazji różnych imprez muzycznych napływają fani z całej Europy.
Podobnie jak na e-sport, który cały czas puchnie. Do tego imprezy branżowe, polityczne, religijne, telewizyjne, komediowe. No i oczywiście sport. Mistrzostwa świata, mistrzostwa Europy – w ostatnich latach ciągle coś organizujemy, ba, nawet w tym tygodniu dowiedzieliśmy się, że Gdańsk będzie jednym z gospodarzy siatkarskiego mundialu w 2027 roku. Warszawie to rzecz jasna nie grozi.
To jeszcze jedno porównanie…
Uwaga, złapcie się czegoś.
Hale widowiskowo-sportowe w stolicach Europy:
Londyn – ok. 20 000
Lizbona – ok. 20 000
Ateny – ok. 18 500
Belgrad – ok. 18 000
Praga – ok. 17 000
Amsterdam – ok. 17 000
Berlin – ok. 17 000
Zagrzeb – ok. 16 000
Wiedeń – ok. 16 000
Sztokholm – ok. 16 000
Paryż – ok. 15 500
Mińsk – ok. 15 000
Bruksela – ok. 15 000
Madryt – ok. 15 000
Helsinki – ok. 13 500
Lublana – ok. 12 500
Kopenhaga – ok. 12 500
Sofia – ok. 12 500
Sarajewo – ok. 12 000
Ryga – ok. 11 000
Rzym – ok. 11 000
Valetta – ok. 11 000*
Wilno – ok. 10 500
Ankara – ok. 10 000
Tbilisi – ok. 10 000
Oslo – ok. 10 000
Erywań – ok. 10 000
Kijów – ok. 9 500
Tallinn – ok. 9 000
Podgorica – ok. 6 500
Prisztina – ok. 6 500
Skopje – ok. 7 500
Luksemburg – ok. 6 500
Warszawa (plan) – ok. 6 000
Rejkjawik – ok. 6 000
Andora – ok. 5 000
Bukareszt – ok. 5 500
Kiszyniów – ok. 4 500
Monako – ok. 4 500
Tirana – ok. 4 000
San Marino (Serravalle) – ok. 2 500
*te dwie hale nie mają funkcji sportowej
Większe hale posiadać będą więc stolice Luksemburga, Kosowa, Czarnogóry, Estonii, Gruzji, Litwy, Łotwy czy Malty. Z krajów, które jakkolwiek można do nas porównać geograficznie, przeskoczymy jedynie Rumunię. Będziemy grać w tej samej lidze, co Islandia (390 tys. mieszkańców), Andora (82 tys. mieszkańców) czy Monako (38 tys. mieszkańców).
Raz jeszcze zapytam – czy to normalne?
Nie, to nie jest normalne.
Hala na Skrze nie załatwia problemu
Warszawa przez dekady była pozbawiona nowoczesnej hali widowiskowo-sportowej. Największe imprezy organizowano wszędzie, tylko nie w stolicy, która sama wypisała się z tego wyścigu, a nowa hala na Skrze – choć potrzebna – tego nie zmieni. To inwestycja na miarę codziennych potrzeb ligowych, ale nie odpowiedź na ambicje miasta, które jest sercem 37-milionowego kraju.
Oczywiście, od kilku lat przewija się koncepcja utworzenia hali narodowej na błoniach PGE Narodowego. Miałaby ona powstać z państwowych, a nie samorządowych pieniędzy. No tak, plany są, ale o realizacji póki co słychać niewiele, a przecież według niektórych deklaracji arena miała powstać do 2030 roku. Dopóki nie wbito łopaty, cała koncepcja jest tylko polityczną ciekawostką. I zgadzam się z argumentami, że budowa obiektu na Skrze raczej nie przyspieszy procesu powstawania jeszcze jednej hali.
No bo skoro już nowa arena powstała, to czego od nas jeszcze chcecie?
Hala na Skrze – sama w sobie, w oderwaniu od braku hali na dużą skalę – to rozsądny wybór. Na mecze Projektu czy Legii nie przychodzi na tyle dużo osób, by dziesięcio- czy piętnastotysięcznik nie świecił pustkami. Ale jednocześnie niech ta budowa nie odwróci naszej uwagi od tego, że w Warszawie wciąż nie ma hali z prawdziwego zdarzenia. To jakby głowa siedmioosobowej rodziny zamieniła Fiata Punto na Fiata Punto. Nowszego, który już nie będzie się tak często psuł, ale jednak Fiata Punto, obok którego musi postawić w garażu jeszcze jakiegoś minivana.
Można się cieszyć, że arena na Skrze powstanie. Ale trzeba też głośno mówić: to nie jest hala, jaką powinna mieć stolica Polski.
Bo to miasto zasługuje na coś więcej niż halę „taką nie za dużą”.
WIĘCEJ O INFRASTRUKTURZE W POLSCE:
- Utrzymanie obiektu, na którym zagra dziś kadra, kosztuje… 100 mln złotych rocznie
- Stadion Ruchu Chorzów. Trwa rozbiórka. Co z budową?
- Setki milionów na obiekt dla IV-ligowca. „Nie mamy prawdziwego stadionu”
Fot. Newspix.pl