– Dobra, ale tak szczerze – jakie szanse dałbyś Kajratowi Ałmaty na zwycięstwo z Realem Madryt? Tak wiesz, w procentach – towarzyszący mi Tolik zadaje pytanie z grupy tych nie za łatwych. Trudno nawet powiedzieć, jak niewielkie liczby przeleciały mi przez głowę. – No ile? 15% chociaż? – naciska mój rozmówca, a ja dalej milczę. W końcu wyrzuciłem z siebie najbardziej optymistyczną prognozę, na jaką mogłem się zebrać. Dałem im 10%.

Kliknij tutaj i oglądaj Ligę Mistrzów w Canal+
Tolik trochę zaniepokojony patrzy na mnie i stwierdza, że to bardzo mało. Nie wie pewnie nawet, że realnie szanse na wygraną Kajratu z Realem są jeszcze mniejsze, a ja chciałem być miły. W rzeczywistości nie wierzę, że futbolowe cuda mogą się zdarzyć i raczej bym się spodziewał, że Królewscy tak bardzo będą chcieli powetować sobie dotkliwą porażkę w derbach z Atletico, że nie zdejmą nogi z gazu nawet na chwilę. Lanie, racjonalny człowiek powinien przewidywać lanie.
Ale jest jeszcze cząstka romantyzmu w futbolu, prawda? Takie historie sprzedają się świetnie, takiej piłki nożnej wszyscy w głębi serca chcemy. Kochającej Dawidów i nie żałującej Goliatów.

Kajrat Ałmaty podejmuje na rubieżach Real Madryt. Kazachowie mają aż wiarę i tylko wiarę
– Mogą wygrać, prawda? – podpytują mnie miejscowi, kiedy mówię im, że bez tego meczu pewnie nigdy nie przyjechałbym do Kazachstanu. Kiwam głową, ale ta ich wiara w siły lokalnego zespołu nie jest poparta niczym. Zacznijmy sobie od rankingu najlepszych drużyn na świecie od Opta, w którym Real Madryt plasuje się na miejscu siódmym. Nawet jeśli założymy pewną ułomność modelu służącego tym wyliczeniom, to i tak nie ma sensu sprzeciwiać się tezie, która mówi, że Królewscy są jedną z najlepszych drużyn globu. Są, kropka.
W tym samym zestawieniu Kajrat Ałmaty zajmuje 430. miejsce. Różnice są niewielkie, ale wyżej plasuje się w sumie dwanaście drużyn z Ekstraklasy. Są też jednak i pokonani przez Kazachów piłkarze Celtiku (58. miejsce) i Slovana Bratysława (242. miejsce). Może więc cała ta konstrukcja jest zwyczajnie idiotyczna i nie ma sensu zawracać sobie nią głowy?

W zestawieniu umieściliśmy też pokonane przez Kajrat w pierwszej i drugiej rundzie eliminacji Olimpiję Ljubljana i fińskie KuPS
Pójdźmy więc krok dalej – występy w Lidze Mistrzów. Real Madryt zagrał we wszystkich edycjach tych rozgrywek w XXI wieku, w tym okresie wygrał siedem z nich. W tym samym czasie Kajrat Ałmaty nie wystąpił w dokładnie żadnej edycji Champions League. No i żadnej nie wygrał.
Nie chodzi o to, żeby wymyślać koło i udowodnić, że Królewscy są lepsi od gospodarzy z Kazachstanu. Są, to jasne. Przepaść jaka dzieli te zespoły jest jednak tak wielka, że należy patrzeć na Kajrat jak na kompletnych chłopców do bicia dla zespołu tak wielkiego jak Real. Mimo paru okoliczności łagodzących.
Światełko w tunelu. Dał nam przykład Sheriff, jak zwyciężać mamy
Real Madryt potrafi zaskoczyć w meczach z rywalami słabszymi o co najmniej klasę. Rzadko, ale jednak się to przytrafiało. Najbardziej jaskrawym przykładem takiej niewytłumaczalnej porażki Los Blancos był bez wątpienia mecz z Sheriffem Tyraspol. W niedzielę minęły dokładnie cztery lata od tamtego pamiętnego wieczoru na Bernabeu, kiedy europejski kopciuszek z Mołdawii, zespół, którego mimo całej otoczki w kraju nie powinno absolutnie być w Lidze Mistrzów, zlał wielki Real.
Wtedy dopiero rozkręcaliśmy się po pandemii, więc niezwykłe widowisko obejrzały zaledwie 24 tysiące widzów, ale wszyscy oni są świadkami cudu, który zdarzyć się nie powinien. Z jednej strony Vinicius, Benzema czy Casemiro. Z drugiej:
- Cristiano, ale jakiś podrabiany, urodzony w Rio de Janeiro, poza ojczyzną grał tylko dla Sheriffa;
- Sebastien Thill, bohater tamtego wieczoru, strzelec gola, aktualnie dumny reprezentant Stali Rzeszów;
- Arboleda, ale też podrabiany, bo ma na imię Danilo;
- Adama Traore, jeden z siedmiu aktywnych Adamów Traore w bazie Transfermarktu i akurat nie ten znany.
No nie będę owijał w bawełnę – fusy, szczególnie wobec wielkości Ligi Mistrzów i Realu Madryt. A jednak stał się cud, coś sprawiło, że Sheriff triumfował i to jeszcze na terenie rywala, gdzie porażka przy takiej różnicy potencjałów przysporzyła Królewskim jeszcze większych powodów do wstydu.
Przy okazji – patrzenie na tę szaloną radość gości daje niesamowitą przyjemność za każdym razem. Ciary.
Powtórzenie takiego wyczynu – tym bardziej, że ta wpadka nadal jest najpewniej całkiem żywa w pamięci kibiców Realu – wydaje się niemożliwe. W ostatniej edycji z Królewskimi wygrywała ekipa Lille, ale gdzie Les Dogues, a gdzie Kajrat Ałmaty. Początkowo może nawet uznawaliśmy tamten wynik (0:1) za niespodziankę, ale potem francuski zespół pokazał jeszcze kilka razy, że nie jest zbieraniną kompletnych anonimów i piłkarzy z przypadku. Dość powiedzieć, że Lille załapało się wówczas do czołowej ósemki fazy ligowej i odpadło dopiero w 1/8 finału z Borussią Dortmund.
Zerkając jeszcze dalej w przeszłość, znajdziemy może jeszcze podwójny triumf CSKA Moskwa w roku 2018, kiedy rosyjski zespół skompromitował wielki Real w fazie grupowej. Ale też, cholera, mówimy tu o drużynie znanej w Europie i wówczas mającej określony i całkiem wysoki poziom, wyrobioną markę. Chociaż wynik 0:3 na Bernabeu trudno wytłumaczyć i tak samo trudno go bronić. Szczególnie, że gole strzelali wtedy piłkarze z czwartego czy nawet piątego europejskiego szeregu – Fiedor Chałow, Georgij Szczennikow i Arnor Sigurdsson.
Podróż za jeden uśmiech. Albo za jeden do zera
Gdzieś na początku mojej długiej wyprawy do Kazachstanu wyliczyłem sobie, jak daleko mam na ten europejski koniec świata. Z Warszawy przez Stambuł do Ałmatów wyszło mi 5281 kilometrów – w samolot wsiadłem o 10:20, a wysiadłem z niego na miejscu o 1:00 polskiego czasu. Jasne, w Turcji zaliczyłem długą przesiadkę, ale i tak w powietrzu spędziłem w sumie z osiem godzin. Obejrzałem trzy długaśne filmy, w tym tego nowego Batmana z Pattinsonem, a on trwa i trwa.
Real Madryt w powietrzu mógł być jeszcze dłużej, ale ostatecznie wyszło pewnie tyle samo co i mnie. Szybkim czarterem można sporo zyskać, co nie zmienia faktu, że tyle godzin lotu to ogromny dyskomfort. Królewscy wystartowali z lotniska w Madrycie około godziny 14:00, więc na miejscu byli około 22:00 hiszpańskiego czasu. O 1:00 czasu lokalnego. Późno, nieprzyjemnie, niefajnie.

Piłkarze Realu lecieli do Ałmatów baaardzo długo
Z dobrym samopoczuciem taka podróż nie ma nic wspólnego i trudno dziwić się szefom klubu z Madrytu, którzy postanowili wysłać swój zespół do Kazachstanu już w niedzielę. Szybciej i tak się nie dało, bo dzień wcześniej Królewscy grali z Atletico. A dodatkowa doba w Ałmatach bardzo by się przydała, coś o tym wiem.
Pierwszej nocy trochę musiałem odespać. Druga noc była już w porządku, ale trudno zmusić organizm do zaśnięcia w porze charakterystycznej dla Ałmatów. Co jest największym problemem? Mam dosyć nietypową teorię – wspólna strefa czasowa dla całego Kazachstanu. Ujednolicenie nastąpiło w lutym ubiegłego roku i spotkało się z różnymi komentarzami miejscowych, którzy głównie jednak narzekali na decyzję rządzących. Pod względem geograficznym ten wielki kraj leży w pięciu różnych strefach czasowych. A teraz działa według jednej.
Wiąże się to z typową dla Ałmatów i wszystkich miast na wschodzie kraju niedogodnością. Bardzo wcześnie robi się tu jasno i bardzo szybko zachodzi słońce. Latem dzień zaczyna się tu jeszcze przed 3:00, a zimą ciemno robi się już o 15:00. Teraz już jest nieciekawie – dziś słońce zniknie za horyzontem już o 17:36. Na ponad cztery godziny przed meczem. Możliwe, że jestem ulepiony z innej gliny niż piłkarze Realu Madryt, ale mnie to tutaj trochę męczy. Szybko robię się senny, wieczorem już raczej nie jestem specjalnie aktywny, a i tak trudno mi zasnąć, bo w mój biologiczny zegar tyka w czasie, który mamy teraz w Polsce.
Jak tyka zegar Królewskich? Nie wiem, przekonam się. Pewnym jest jednak, że trzeba się naprawdę doszukiwać niesamowitych zależności na niebie i ziemi, by wynaleźć chociaż jakiś niewyraźny cień szansy dla Kajratu. Kazachowie byliby zachwyceni nawet skromnym 1:0, oszaleliby tu z radości. Real… Real przyjechał zrobić swoje i poprawić humory w szatni. To też jakiś dowód na ogromną różnicę klas.
Z KAZACHSTANU, ANTONI FIGLEWICZ
WIĘCEJ O WYPRAWIE WESZŁO DO KAZACHSTANU:
- Wyprzedzamy Real Madryt! Tropem Ligi Mistrzów aż do Kazachstanu [CZĘŚĆ 1.]
- Kazachstan wypełniony życzliwością. Prowincja, futbol i polski kapłan [CZĘŚĆ 2.]
Fot. Newspix
