Legia Warszawa dokonała kilku takich transferów, że wybór najlepszego z nich nie jest rzeczą łatwą. Najważniejszym ruchem lata nie był jednak piłkarz X, Y czy Z. Za taki trzeba uznać zatrudnienie Frediego Bobicia.

Początkowo można było z tego manewru szydzić. Wiecie, gdy masz dwóch dobrze opłacanych specjalistów od transferów i tylko jednego nowego zawodnika, proporcje ewidentnie są niewłaściwe. Tak przecież wyglądał start, bardzo spóźniony start, okienka w Warszawie. Po transferze Milety Rajovicia sytuacja niespecjalnie się poprawiła. To znaczy: piłkarzy było więcej, ale chwalić Bobicia za to, że rozłożył abstrakcyjne za takiego zawodnika trzy miliony euro na wygodne raty? Taką magię posiedli sprzedawcy elektroniki, dla kogoś nazywanego head of football operation to trochę za mało.
Architekt Eintrachtu, likwidator Herthy. Kim jest Fredi Bobic?
Mijały jednak tygodnie i coraz częściej przekonywaliśmy się, że bez Frediego Bobicia Legia Warszawa nie miałaby nawet w połowie tak udanego okienka. Tam zadzwonił, tu pogadał, potrafił nawet wyciągnąć piłkarza z testów medycznych w innym klubie. Wypada więc szepnąć miłe słówko i docenić — to był po prostu dobry pomysł.
Dariusz Mioduski w końcu trafił. Fredi Bobić to sukces Legii Warszawa
Chwalić po fakcie jest rzecz jasna wygodnie i łatwo, natomiast chyba każdy rozumie sceptycyzm związany z zatrudnieniem Frediego Bobicia w Warszawie. Skoro odpowiadał za to Dariusz Mioduski, to nie dziwi, że lud wątpił w sens i faktyczny pożytek tego ruchu. Zaraz minie przecież dekada rządów tego człowieka w stołecznym klubie i bynajmniej nie zasłynął on z budowania struktur, stabilnej wizji oraz przemyślanego, konkretnego planu. Panu Dariuszowi zdecydowanie łatwiej przychodziło rzucanie wielkich haseł niż ich realizacja.
Trudno spamiętać wszystkie wizje Mioduskiego, ale warto przypomnieć, że była wśród nich nawet taka, która zakładała, że klub można budować bez dyrektora sportowego. Co zabawne: ten plan właściciel zaczął wdrażać w życie, gdy zwolnił Michała Żewłakowa. Tak, dokładnie tego Michała Żewłakowa, którego po latach zatrudnił, dorzucając mu kompana w postaci Frediego Bobicia.
Ponad 10 lat cytatów Mioduskiego. Jeszcze będzie przepięknie…
Rozumiecie więc, czemu w Warszawie — i nie tylko — ściągnięcie człowieka formatu Bobicia, który z mniejszymi lub większymi sukcesami pracował w Bundeslidze, potraktowano z przymrużeniem oka. Doświadczony obserwator środowiska wokół Legii wie przecież, że nic tak nie cieszy Dariusza Mioduskiego, jak możliwość brylowania na salonach i opowiadania o znanych postaciach w swoim otoczeniu. Fredi idealnie pasował do tego obrazka, mógł być kolejną błyskotką, o której szybko zapomnimy.
W końcu nie on pierwszy świecił nazwiskiem przy Legii Dariusza Mioduskiego.
Ekstraklasa. Jak Fredi Bobić pomógł w transferach do Legii Warszawa?
Po letnim oknie transferowym taka teoria nie ma jednak racji bytu. Wygląda na to, że Mioduski tym razem dobrze zidentyfikował problemy w klubie, pewne braki Michała Żewłakowa, które mogłyby powodować ogromne problemy latem, zwłaszcza w realiach tak dużej przebudowy zespołu, wliczając w to zmianę trenera.

Michał Żewłakow i Fredi Bobić
Fredi Bobić miał wnieść swoje kontakty oraz wizję, wyznaczać drogę i ułatwiać tematy transferowe. Czy się udało? Jak najbardziej, wystarczy spojrzeć na to, w ilu letnich ruchach odegrał kluczową rolę.
- Mileta Rajović — od początku głoszono, że to dzięki Bobiciowi ugrano rozłożenie płatności na wiele lat;
- Kamil Piątkowski — to Bobić rozmawiał z Salzburgiem i swoim kumplem, dyrektorem sportowym tego klubu, szybko i sprawnie zamykając temat;
- Henrique Arreiol — Bobić wymyślił, że skoro kręgosłup drużyny jest tak doświadczony, trzeba ściągnąć młodziaka, który przyuczy się do zawodu przy Damianie Szymańskim;
- Antonio Colak — gdyby nie telefon od Bobicia, byłby w Zabrzu, ale fakt, że obaj znali się z Niemiec, pomógł w hijacku tego zawodnika;
- Noah Weisshaupt — tu nie ma żadnych wątpliwości, bez Bobicia młody Niemiec nawet nie spojrzałby na ofertę z Polski.
Gdyby rozszerzyć tę listę o zawodników sprzedanych, można byłoby dorzucić ponad milion euro, który Legia Warszawa ugrała na rynku niemieckim za dwóch piłkarzy, w których niekoniecznie wierzyła: Jakuba Zielińskiego i Jordana Majchrzaka.
Żewłakow, Bobic i Herra o przebudowanej Legii – transfery, finanse i przyszłość klubu
Wiadomo, że udział Frediego Bobicia w transferach był pewnie jeszcze większy, że on też miał wkład w twarde negocjacje z Romą, że skoro wyznacza długofalową politykę transferową, to w zasadzie każdy ruch — włącznie z planowaniem kadry — musiał zyskać jego stempelek. Natomiast nawet skupiając się na tym, jakich piłkarzy wymyślił i ściągnął, wygląda to po prostu kapitalnie.
Można kwestionować, czy nakłonienie klubu na wydanie trzech milionów euro akurat na Miletę Rajovicia, miało sens, natomiast opcja wykupu Noaha Weisshaupta za taką samą kwotę brzmi sensowniej, rozsądnie. Podobnie w przypadku Kamila Piątkowskiego: dwa miliony euro wliczając bonusy to cena naprawdę korzystna z punktu widzenia polskiego klubu. Nie tak dawno Red Bull Salzburg oczekiwał dużo większych pieniędzy za tego obrońcę, wstrzymując jego transfer do lepszych lig.
Nowy kontrakt dla Frediego Bobicia to obowiązek Legii Warszawa
Fredi Bobić dość szybko rozwiał też wątpliwości dotyczącego jego zaangażowania w projekt Legia Warszawa. Tak, spędził trochę czasu w Stanach Zjednoczonych, tak pojawia się w Niemczech, ma świeże fotki jako ekspert stacji Sky Sports z meczów Bundesligi, natomiast stacjonuje w stolicy Polski i wcale nie tak chętnie się z niej rusza. Może trochę głupio chwalić kogoś tylko za to, że wykonuje pracę, do której się zobowiązał, ale wiecie, jak to bywa w tym środowisku — sępów krążących wokół klubów tylko po to, żeby odcinać kupony, jest wiele, więc miło, że Bobić nie naciąga Legii na koszty bez powodu.
Miło też, że zatrudnienie kompetentnego człowieka nie oznaczało od razu konfliktu wewnętrznego, kłótni i walki o władzę. To też obrazek, który w polskim futbolu jest już ograny — jeśli więcej niż jedna osoba otrzymywała szerokie kompetencje, dochodziło do zgrzytów. Tymczasem Fredi Bobić i Michał Żewłakow dogadują się dobrze, nawzajem siebie chwalą, co chwilę widzimy ich razem w różnych miejscach. Właśnie tak to powinno wyglądać w profesjonalnej organizacji.
Start jego przygody w Polsce jest więc bardzo przyjemny i dobrze byłoby, gdybyśmy w kolejnych miesiącach usłyszeli o dalszym rozwoju struktur klubu, bo Legia Warszawa wciąż potrzebuje rozwiniętego działu analiz czy inwestycji w skauting. Trzeba też na poważnie zająć się akademią, która w ostatnich latach była skoncentrowana bardziej na sukcesach w piłce młodzieżowej niż na produkowaniu zawodników, którzy przebiją się do pierwszego zespołu i przyniosą Legii korzyści.
To nie do końca pasuje Dariuszowi Mioduskiemu, dla którego Legia Training Center jest oczkiem w głowie. Nieprzypadkowo nawet Michał Żewłakow wspominał o tym, że zarządzanie młodzieżą w akademii to rzecz, która wymaga poprawy. Skoro Fredi Bobić ma budować Legię na lata, to pewnie w przerwie od planowania następnego okna zajmie się między innymi tym.
Do zakresu pilnych zadań wypada też dopisać wynegocjowanie nowej umowy z klubem, bo obecna wygasa z końcem bieżącego sezonu. Chyba nikt nie ma już wątpliwości, że ten romans powinien przerodzić się w stały związek.
CZYTAJ WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA NA WESZŁO:
- Michał Żewłakow dla Weszło: Gdyby nie Iordanescu, chciałbym Vukovicia
- Historyczny wyczyn piłkarza Legii Warszawa. Rekord nie do pobicia!
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix